Reklama

Agata Wojtkiewicz: Od Waszego ślubu minęło 1,5 roku. Co najbardziej pamiętasz z tego dnia?

Reklama

Majka: Myślę, że największy stres, jaki mieliśmy to ten, związany z pogodą. Dlaczego? My wymyśliliśmy sobie, że zorganizujemy nasz ślub cywilny w ogrodzie. Pogoda jednak potrafi płatać figle stąd wiele obaw, które okazały się słuszne. Przed samą uroczystością zaczął padać deszcz. Na szczęście, tuż po powiedzeniu magicznego „tak”, wyszło piękne słońce. Uznaliśmy, że to dobry omen.

Jak w przypadku każdej życiowej sytuacji zdarzają się wpadki i dobrze, ponieważ stają się one później przedmiotem anegdot opowiadanych przy towarzyskich spotkaniach. Czy jakaś wpadka przydarzyła się Wam podczas organizacji ślubu, czy podczas imprezy weselnej?

Zdarzyła się jedna, myślę, że dość zabawna historia. Mój tato prowadził mnie do ołtarza i tak byliśmy przejęci tym faktem, że w ogóle nie słyszeliśmy muzyki, która grała w tle i była sygnałem, że powinniśmy ruszać. Goście czekali, takty leciały już kilka razy, a nas wciąż nie było widać na horyzoncie. W ogólnym rozrachunku, to była drobnostka. Większych wpadek nie przypominam sobie.

Ślub to najlepsza impreza w życiu, przygotowania do niej są stresujące, bo chciałoby się dopiąć wszystko na ostatni guzik. Co Ciebie najbardziej stresowało - czas przygotowań czy sama uroczystość?

Ze stresem bym nie przesadzała. Uważam, że udało nam się znaleźć równowagę i sposób na to, aby zapanować nad negatywnymi emocjami, które mogłyby wszystko popsuć. Muszę przyznać, że o ile zawsze chciałam wziąć ślub, to jednak nie do końca odnajdywałam się w tych wszystkich konwenansach, przesądach i wymogach. Typowe wesele czy suknia w kształcie bezy kompletnie do mnie nie pasowało. Na początku nie wiedziałam, jak się odnaleźć i pogodzić tradycje z moim stylem i potrzebami, tak żebym czuła, iż jest to mój dzień. Jednak po czasie i bez stresu odkryłam, co najbardziej mi się podoba. To wyeliminowało ten stres.

Same przygotowania więc nie były dla nas problematyczne. Z góry założyliśmy, że nie ma możliwości, żeby wszystko wyszło idealne. Dzięki takiemu nastawieniu mogliśmy czerpać jak najwięcej z naszego dnia. I to było najważniejsze. Wielokrotnie słyszałam od koleżanek, że przed ślubem jest tak wiele spraw do załatwienia, że zwykle towarzyszą temu kłótnie, sprzeczki i pretensje do partnera, bo zwykle on mniej się angażuje. My w ogóle nie mieliśmy takiego problemu. Było (nie)idealnie i po prostu spokojnie.

Pamiętam, że Wasza uroczystość była w bardzo oryginalnym stylu. Czy możesz zdradzić, jaki miałaś pomysł i czy korzystałaś z pomocy specjalistów?

Tak, było bardzo oryginalnie. Nasza impreza odbywała się w stylu boho. Zależało nam na tym, żeby wszystko było naturalne, autentyczne i spontaniczne. Dlatego nie korzystaliśmy z usług wedding plannerki. Staraliśmy się wszystko zaplanować i zrealizować. Zaangażowaliśmy jedynie florystkę, która pomogła nam zaaranżować i nadać charakter miejscu zaślubin i samego przyjęcia.

Czy od razu wiedziałaś, czego dokładnie oczekujesz od sukni?

Myślałam o wielu fasonów. Nie miałam konkretnej wizji. Przymierzyłam BE WILD tylko po to, aby udowodnić swojej mamie, że to nie jest sukienka dla mnie i zupełnie do mnie nie pasuje. Myliłam się jednak i to bardzo. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Sukienka była taka moja i w całości oddawała mój styl. Mama na co dzień nie doradza mi w ubieraniu się, a więc tym bardziej byłam zaskoczona, że to jej porada okazała się tą najlepszą.

Opowiedz więc, jak wyglądała Twoja sukienka?

Postawiłam na naturalność. Wybór padł na sukienkę koronkową. Była lekka, zwiewna, a przy tym bardzo kobieca i seksowna. Czułam się w niej jak bym spacerowała po plaży. Na co dzień ubieram się klasycznie i dlatego na ślub szukałam również czegoś minimalistycznego, co mnie nie przytłoczy, a jednak nada odświętnego charakteru. I udało się!

Twoja rada dla przyszłych panien młodych?

Reklama

Nie idealizujcie tego dnia na siłę. Cieszcie się i bawcie już samymi przygotowaniami. Przecież o to chodzi, aby mieć radość z uroczystości, a nie być przepełnionym stresem i niepotrzebnymi napięciami (szczególnie tymi z partnerem). Najważniejsza jest ta chwila zaślubin i to o nią najbardziej zadbajcie, a cała reszta sama się ułoży. I pamiętajcie: deszcz nie taki straszny, jak go malują, a po nim i tak zawsze wychodzi słońce. Tak jak to było w naszym przypadku.

Reklama
Reklama
Reklama