„Prezent na mikołajki od męża był kumulacją rozczarowań. Nie sądziłam, że tak bardzo przestało mu na mnie zależeć”
„W Mikołajki siedzieliśmy razem przy choince. Pachniała intensywnie, świeże gałązki dopiero co przyniesione z targu, oświetlenie migało nierówno, jakby też straciło cierpliwość. Adam wszedł do salonu z kubkiem herbaty i małym, srebrnym pudełkiem”.

Wieczory są najgorsze. Te, podczas których siedzimy obok siebie na kanapie niby razem, ale każde z nas we własnym świecie. Ja przewijam bezmyślnie ekran telefonu, on patrzy w telewizor jak zahipnotyzowany. Odgłos meczu albo jakiegoś durnego programu w tle, a między nami – cisza.
Nie rozmawialiśmy
Tak wygląda większość naszych dni z Adamem. Nie mam odwagi mówić o tym głośno, może dlatego, że tak łatwo jest zostać zbytym: „przesadzasz”, „znowu ci coś nie pasuje”, „przecież wszystko jest, jak było”. Właśnie, jest, jak było, ale ja już nie jestem tą samą Wioletą co kiedyś. Coraz częściej czuję się jak widmo w jego świecie – niewidzialna, obojętna.
W Mikołajki siedzieliśmy razem przy choince. Pachniała intensywnie, świeże gałązki dopiero co przyniesione z targu, oświetlenie migało nierówno, jakby też straciło cierpliwość. Adam wszedł do salonu z kubkiem herbaty i małym, srebrnym pudełkiem. Podał mi je bez słowa, z tym samym obojętnym wyrazem twarzy, który towarzyszył mu od miesięcy.
– To dla ciebie – powiedział, siadając z powrotem w fotelu.
Rozwiązałam wstążkę, delikatnie podniosłam wieczko i przez chwilę patrzyłam w milczeniu. W środku leżała bransoletka. Cienki łańcuszek, kilka drobnych zawieszek – serduszko, listek, błyszczący kamyczek. Znałam ją aż za dobrze. Dokładnie taką samą dostałam od niego rok temu.
– To… ładne – powiedziałam cicho.
– Mam nadzieję, że trafiłem – mruknął. Wciąż patrzył w ekran.
– Skąd pomysł na taki prezent? – zapytałam, choć znałam odpowiedź. Chciałam tylko usłyszeć, czy będzie udawał, że nie wie, czy naprawdę zapomniał.
– Nie wiem. Wydawało mi się znajome. Lubiłaś chyba taką – odpowiedział i napił się herbaty.
Byłam rozczarowana
Poczułam się, jakby ktoś mnie cofnął w czasie. Rok temu siedziałam w tym samym miejscu, z tą samą bransoletką, z tą samą ciszą między nami. Nic się nie zmieniło. Telewizor grał głośno, jakby miał mnie zagłuszyć. Usiadłam obok niego na kanapie, starając się nie mówić zbyt szybko.
– Jest mi przykro – rzuciłam, patrząc prosto przed siebie.
– Niby czemu? – westchnął.
– Wiesz, co mnie boli najbardziej?
– Nie wiem, ale chyba mi zaraz powiesz – mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu.
– Ta bransoletka. Dałeś mi drugi raz to samo i nawet nie zauważyłeś. Nie pamiętałeś, że już taką dostałam od ciebie rok temu.
Milczał. Wyłączyłam mu telewizor.
– Nie chodzi tylko o tę bransoletkę. Chodzi o to, że jesteś obok, ale cię nie ma. Ja już dawno zniknęłam z twojej głowy. I właśnie ta bransoletka to pokazała. Takie samo opakowanie, ten sam gest, nawet nie sprawdziłeś, co dajesz. Po prostu odbębniłeś obowiązek.
– Myślisz, że mam czas na siedzenie w sklepach? Kupiłem, bo pamiętałem, że ci się podobała. To nie wystarczy? – uniósł głos, jakby bronił się przed atakiem, którego nie potrafił zrozumieć.
Nie widział problemu
– Nie. To nie wystarczy. Bo to nie był prezent dla mnie. To był prezent dla świętego spokoju. I to boli bardziej niż jakikolwiek brak.
– Masz problem z bransoletką? Naprawdę? – skrzywił się.
– Mam problem z tobą. Z tym że nawet nie zauważasz, że już mnie nie ma. Przez rok nie zadałeś sobie trudu, żeby zapamiętać cokolwiek. Jak ja mam wierzyć, że jeszcze jestem dla ciebie kimś ważnym?
– Przesadzasz, serio. Znowu się doszukujesz nie wiadomo czego.
– Doszukuję się? To, że jeszcze ci coś mówię, to jedyny ślad, że mi zależy, ale nie wiem, na jak długo. Gdybyś mi dał cokolwiek innego, choćby rysunek na kartce, ale z myślą o mnie, miałabym mniej żalu niż po tej kopii.
Przez kolejne dni nie mówiłam prawie nic, on też nie. Żadne z nas nie wróciło do rozmowy. Adam wychodził rano, wracał wieczorem, włączał telewizor i siadał jak zawsze. Jakby nic się nie wydarzyło. Jakby nasze milczenie było wygodniejsze niż cokolwiek, co moglibyśmy sobie jeszcze powiedzieć.
Mijaliśmy się
Gotowałam, sprzątałam, robiłam zakupy. Bez komentarzy, bez próśb, bez oczekiwań i bez spojrzeń. Unikaliśmy siebie. Ja w kuchni, on w salonie. Dwa osobne światy pod jednym dachem.
Wieczorem, kiedy usłyszałam znajomy dźwięk otwieranego piwa i kolejny raz „zaraz zaczyna się mecz”, coś we mnie się zamknęło. Poszłam do sypialni i zaczęłam pakować walizkę. Składałam rzeczy uważnie, jakby to było coś rutynowego. W tle słyszałam komentatora sportowego. Nie zauważył, że wychodzę, albo nie chciał zauważyć.
W ręce trzymałam mały woreczek. Zostawiłam go na stole w kuchni, obok pustej szklanki. Dwie bransoletki – ta z zeszłego roku i ta z tego. Dwa identyczne gesty, dwie wersje tego samego błędu. Adam spojrzał na mnie przelotnie, gdy przechodziłam przez przedpokój.
– Co się dzieje? O co ci znowu chodzi?
– O nic. I właśnie dlatego muszę iść.
Nie pytał, dokąd, nie zapytał, czy wrócę, nie zaproponował, żebym została, tylko odwrócił wzrok. Mecz był ważniejszy.
Miałam go dość
Obudziłam się wcześnie, w obcym łóżku. Dookoła cisza. Pokój u siostry pachniał kawą i praniem. Leżałam przez chwilę bez ruchu, patrząc w sufit, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Czułam się jak gość we własnym życiu. Nie byłam ani tam, gdzie byłam przez tyle lat, ani jeszcze tam, gdzie mogłabym być.
Nie miałam siły na tłumaczenia, na pytania, na współczucie. Włączyłam telefon – cztery nieodebrane połączenia od Adama. Jedna wiadomość: „Zostawiłaś bransoletkę”. Przez chwilę wpatrywałam się w ekran, a potem po prostu go zablokowałam. Zostawiłam celowo, świadomie, nie tylko bransoletkę.
Zostawiłam nasz dom, który już dawno nie był domem. Nasze wspólne wieczory, w których byłam sama. Zostawiłam siebie – tę, która czekała, znosiła, łudziła się. Która wciąż miała nadzieję, że wystarczy cierpliwości, by coś się zmieniło.
Nie miałam już tej nadziei, ale nie czułam też ulgi. Czułam pustkę. Była inna niż tamta w naszym mieszkaniu – tamta bolała, ta była cicha, ciężka, trochę jak cisza po burzy. Wszystko opadło. I nie było już nic. Kolejne powiadomienie. Numer Adama. Nie odebrałam. Telefon odsunęłam na bok.
Zostawiłam go
Może wrócę do swojego mieszkania, może zostanę u siostry, a może wyprowadzę się gdzieś dalej. Nic nie było pewne poza jednym – nie wrócę do tamtej wersji siebie, która znosiła ciszę, byle nie zostać sama. Samotność nie przeraża mnie już tak bardzo, jak życie obok człowieka, dla którego przestałam istnieć.
Wracam powoli do siebie, do tej wersji mnie, którą dawno zgubiłam w codzienności, w kompromisach, w zaciśniętych zębach i cichych łzach w łazience. Teraz nie ma już łez, nie ma też ulgi. Jest pustka, ale inna niż wcześniej. Adam nie przestał dzwonić. Pisał krótkie wiadomości. „Gdzie jesteś?”, „Porozmawiajmy”, „Może jeszcze nie wszystko stracone?”. Z każdym kolejnym dniem brzmiały coraz bardziej obco, jakby ktoś próbował cofnąć czas, ale już nie znał mnie ani tego, co mnie zabolało.
Nie odpowiedziałam. Nie dlatego, że chciałam go ukarać – po prostu nie mam już mi nic do powiedzenia. Moje milczenie jest decyzją i nie potrzebuję potwierdzenia, że słuszną.
Wioleta, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Planowałem się oświadczyć narzeczonej na jarmarku bożonarodzeniowym. Chciałem ją zaskoczyć, ale zrobiła to pierwsza”
- „Dostałam od mojego szefa prezent na Mikołajki. Prawdziwe uczucia nie wymagają wielkich słów, tylko odpowiednich gestów”
- „Teściowa codziennie rano biega do kościoła na roraty. W pierwszej ławce adoruje nie tylko Najświętszy Sakrament”