Reklama

Święta zawsze kojarzyły mi się z domem, spokojem i tym, że w końcu można na chwilę zwolnić. W tym roku niby wszystko było tak jak zwykle: choinka stała w salonie, prezenty leżały pod nią, w kuchni pachniało ciastem. A jednak od samego rana czułam napięcie, którego nie dało się zignorować.

Basia, nasza córka, co chwilę na mnie zerkała, jakby sprawdzała, czy wszystko jest okej. Mąż z kolei rzucał uwagi niby mimochodem, niby żartując, ale każda z nich dokładała kolejną cegiełkę do złej atmosfery. Chciałam spokojnych, rodzinnych świąt, a zamiast tego miałam wrażenie, że zaraz coś wybuchnie.

Basia momentalnie straciła humor

Choinka świeciła, lampki migały, a ja próbowałam zachowywać się normalnie. Prezenty były ładnie zapakowane, Basia aż kręciła się z niecierpliwości, ale mnie ściskało w żołądku. Usiadła na dywanie i zaczęła rozpakowywać pierwszą paczkę. Mąż stał obok z herbatą i komentował niemal wszystko, co robiła.

– Serio? Taki sweter? – rzucił. – Przecież wygląda na stary. Taki ci się podoba?

Basia momentalnie straciła humor. Znam ją na tyle dobrze, że widziałam to w sekundę. Zacisnęłam zęby. Wiedziałam, że nie mogę się na niego rzucić przy dziecku, choć miałam na to ogromną ochotę.

– Może dajmy jej spokojnie otworzyć prezenty – powiedziałam możliwie najspokojniej.

Basia otwierała kolejne paczki, ale radości było coraz mniej. Każda uwaga męża sprawiała, że gasła jeszcze bardziej. Patrzyłam na to i czułam, że jeśli zaraz czegoś nie zrobię, te święta zapamięta jako jedną wielką przykrość. Złapałam ją za rękę i lekko się uśmiechnęłam. Chciałam, żeby wiedziała, że jestem po jej stronie.

To już przesada

Basia siedziała wśród papierów po prezentach i wyglądała, jakby bardzo starała się nie płakać. Normalnie skakałaby z radości, a teraz była cicha i wycofana.

– Ten zestaw klocków jest raczej dla małych dzieci – powiedział mąż, parskając śmiechem.

Basia spuściła wzrok. Nie odpowiedziała nic. Wtedy coś we mnie pękło. Nie chodziło o prezenty. Chodziło o to, że mąż regularnie podcinał jej skrzydła.

– Nie musisz tego słuchać – powiedziałam cicho, klękając obok niej. – To są twoje święta.

Ścisnęła moją dłoń i poczułam, jak cała jest napięta. Wtedy zrozumiałam, że to już nie jest drobna sprawa. To był moment, w którym musiałam jasno pokazać, że takie zachowanie nie przejdzie. Spojrzałam na męża i czułam, że zaraz dojdzie do rozmowy, której od dawna unikałam.

Nie będę udawać, że nie słyszę

Każdy kolejny komentarz tylko pogarszał sytuację.

– Skarpetki? Naprawdę? – rzucił z uśmieszkiem.

Basia zakryła twarz rękami. To był koniec. Wstałam i podeszłam do niego.

Wystarczy – powiedziałam twardo. – Przestań.

Spojrzał na mnie zdziwiony, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi.

– Serio robisz z tego problem?

– Tak, robię – odpowiedziałam. – Bo ją ranisz. Nie będę udawać, że nie słyszę.

Basia podniosła głowę i spojrzała na mnie niepewnie, ale widziałam w jej oczach ulgę.

– Dziękuję, mamo – powiedziała cicho.

Wiedziałam, że to dopiero początek, ale nie mogłam się już cofnąć. Serce biło mi jak szalone. Nie dlatego, że się bałam jego reakcji, tylko dlatego, że miałam świadomość, jak długo na to pozwalałam. Przez lata tłumaczyłam sobie, że „on tak żartuje”, że „nie chce źle”, że „nie warto robić scen”. A teraz widziałam wyraźnie, że każdy taki żart zostawiał w Basi ślad. Stałam tam, czując złość, ale też dziwną ulgę — w końcu powiedziałam to na głos.

Miała mnie po swojej stronie

W salonie zrobiło się cicho. Papierki leżały porozrzucane, lampki na choince dalej migały, jakby nic się nie działo.

– Przesadzasz – powiedział mąż. – To tylko żarty.

– Dla ciebie – odpowiedziałam. – Dla niej nie.

Basia patrzyła raz na mnie, raz na niego. Chciałam, żeby zobaczyła, że ktoś ją broni.

– Każdy komentarz ma znaczenie – dodałam. – Zwłaszcza dziś.

Milczał chwilę, wyraźnie poirytowany, ale już się nie odzywał. I to mi wystarczyło. Czułam napięcie w całym ciele, jakbym spodziewała się, że zaraz wybuchnie kolejna kłótnia. Jednocześnie byłam dziwnie spokojna.

Po raz pierwszy od dawna nie próbowałam łagodzić sytuacji za wszelką cenę. Nie przepraszałam za swoje emocje, nie wycofywałam się. Patrzyłam na Basię i wiedziałam, że nawet jeśli mąż jest na mnie zły, to ona właśnie dostała bardzo ważną lekcję — że ma prawo do szacunku.

Nie pozwolę na więcej

Usiadłam obok córki na dywanie i przyciągnęłam ją do siebie.

– Teraz otwieramy prezenty bez komentarzy – powiedziałam głośno. – Jasne?

Mąż tylko kiwnął głową. Basia uśmiechnęła się nieśmiało, ale pierwszy raz od dłuższego czasu był to prawdziwy uśmiech.

Rozpakowywała kolejne paczki, a jej humor powoli wracał. Patrzyłam na nią i wiedziałam, że zrobiłam to, co trzeba, nawet jeśli nie było to łatwe. Siedziałyśmy tak obok siebie, a ja starałam się być uważna na każdy jej gest.

Kiedy coś jej się podobało, mówiłam to głośno. Kiedy się wahała — dawałam jej czas. Chciałam, żeby poczuła, że nie musi się spieszyć ani nikogo zadowalać. Mąż trzymał się z boku, milczący, a ja po raz pierwszy pomyślałam, że nawet cisza bywa lepsza niż słowa, które ranią.

Wieczorem w domu było już spokojniej. Basia bawiła się prezentem, który najbardziej jej się spodobał, a ja siedziałam obok i po prostu na nią patrzyłam.

To były fajne święta – powiedziała nagle i mnie przytuliła.

I wtedy poczułam, że było warto. Nie były idealne. Ale były prawdziwe. I były bezpieczne dla mojego dziecka. Zrozumiałam, że czasem trzeba się postawić, nawet w święta. Bo najważniejsze nie są idealne dekoracje ani udawany spokój, tylko to, żeby dziecko czuło się ważne i chronione.

Julia, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama