Reklama

Chciałam tylko godnie zarabiać

Gdy przekroczyłam granicę, pierwsze co mnie zaskoczyło to... toalety! Już prawie pół wieku żyję na tym świecie, a jeszcze na coś takiego nie natrafiłam! To nie o to chodzi, że były czyste i wyłożone płytkami – takie też mamy w Polsce. Ale ta niemiecka toaleta, na zwykłej stacji benzynowej, była cała na automacie!

Reklama

Klik i wyskakiwała szczotka, a miska klozetowa obracała się w każdą stronę, szorowana od spodu do góry... Klik i psikał się jaśminowy dezodorant... Klik i światło zgasło. Wszystko sterowane na odległość, lśniące, sterylne i czyste jak łza!

– Oho – pomyślałam – jeśli u tej Niemki, u której będę pracować, będzie tak samo, to nie będę miała co robić. Super!

Dotychczas pracowałam jako bibliotekarka. Niestety w moim mieście biblioteka została zamknięta i straciłam pracę. To moja sąsiadka mnie przekonała, żeby spróbować sił jako opiekunka w Niemczech.

– Będziesz zarabiać trzykrotnie więcej niż przy tych książkach – przekonywała. – Nie wahaj się!

Zobacz także

Więc się zdecydowałam. Z wielkim strachem, umiarkowaną znajomością języka i nadzieją, że jakoś dam radę. To miało miejsce pięć lat temu... Osoba, którą miałam pod opieką, mieszkała w Monachium. Jej mieszkanie, które znajdowało się w starej kamienicy, składało się z pięciu pokoi, dwóch łazienek, korytarza i kuchni. Rzeczywiście jedna z tych łazienek była wyposażona w nowoczesne urządzenia, co ułatwiało jej sprzątanie i czyniło ją bardzo komfortową. Była używana tylko przez gości... Ale ta druga łazienka – to był horror! Wyglądała, jakby była wyposażona za czasów cesarza Franciszka! Miedziane krany i pokrętła, ceglana podłoga, ściany pokryte farbą, na której można było zauważyć każdą kroplę wody.

Z tej łazienki korzystaliśmy najwięcej, a to z kolei wymagało znacznego zaangażowania i pracy. Moim zadaniem była głównie opieka nad starszą kobietą, która poruszała się za pomocą chodzika. Czasami, gdy miała atak dny moczanowej, nie była w stanie wstać z łóżka. Była dość duża i masywna. Podniesienie jej to nie lada wyzwanie, wymagające siły i zręczności. Na szczęście miałam ze sobą z Polski specjalny pas na odcinek lędźwiowy pleców, bo inaczej po kilku dniach to ja potrzebowałabym rehabilitacji!

Traktowała mnie jak niewolnicę

Moja podopieczna też pochodziła z Polski, więc myślałam, że bez problemu się dogadamy. Ale niestety, ciągle na mnie krzyczała i narzekała, że jestem niezdara, że nie potrafię porządnie posprzątać, że zużywam za dużo różnego rodzaju środków czystości, jak płyny, pasty, proszki itp.

– Wy tylko umiecie liczyć kasę – mówiła. – Najchętniej dostawać kasę za nic! My wiemy, jak to jest z pracą i nie zamierzamy płacić, jak nic nie robicie. Więc albo weź się do roboty, albo spadaj!

Nie mogłam płakać, więc mocno zacisnęłam zęby. To prawda, nie jestem dzieckiem, zdawałam sobie sprawę, że nie jadę się bawić, ale nie spodziewałam się takiego traktowania. Starałam się wyjaśnić, że sprzątanie takiego ogromnego domu, to nie jest moje zadanie, że nie od tego tu jestem. Owszem, mogę pomóc, ale nie jestem sprzątaczką.

– Sprzątanie? – usłyszałam. – Nie ma tu mowy o sprzątaniu! Przejedziesz ściereczką i już marudzisz. Ale jakby chodziło o kasę, to byś się nie ociągała, co?

Ta starsza kobieta była tak uciążliwa, że celowo robiła wszystko, żebym miała jeszcze więcej pracy. Na przykład, kiedy jadła, niby przez przypadek rozlała zupę na łóżko i od razu kazała mi to uprać. Czy też mówiła: „Zrobiło mi się gorąco, musisz mnie przebrać”, „Piżamę wypierz i wyprasuj... nie przepadam za twardą bawełną!”.

Gdy dawałam jej leki, trzykrotnie sprawdzała, czy na pewno nie zrobiłam błędu.

Może próbujesz mnie otruć? – pytała. – Potem weźmiesz coś wartościowego z rzeczy, które mam i znikniesz. Kto cię potem odnajdzie?

Miałam tam zostać na kwartał, ale po zaledwie trzech tygodniach miałam już tego po dziurki w nosie. Gdyby nie to, że nie miałam ani złotówki, a jeszcze na ten wyjazd się zapożyczyłam, to na pewno bym stamtąd wyjechała! Jak to się stało, że wytrzymałam? Sama nie wiem. Człowiek, który jest w desperacji przez brak pieniędzy, potrafi wytrzymać naprawdę dużo!

Do tej starszej kobiety co tydzień przychodził lekarz. Robił jej badania, zostawiał jakieś zalecenia, czasem recepty. Przy okazji zawsze mnie obserwował. Pewnego razu powiedział do mnie:

– Nie myślała pani o zmianie pracy? Mam coś do zaoferowania...

– Chyba nie... Ja tylko myślę o tym, żeby wrócić do domu.

– Rozumiem. Ale proszę to przemyśleć i dać znać. Nie będzie pani żałowała.

Wyszło na to, że moim przyszłym szefem miałby być jego pacjent, emerytowany prawnik, ktoś, kto, jest samotny, ma dobre maniery i jest spokojny. Dotychczas dawał sobie radę sam, ale z biegiem lat coraz mniej mógł robić.

– A co pani przeszkadza pójść i zobaczyć, jak to tam jest? – próbował mnie przekonać lekarz. – Dam pani adres... A jak pani zechce, to mogę panią tam odwieźć.

Muszę przyznać, że starsza pani na koniec była ze mną bardzo fair. Wyglądało na to, że była rozczarowana, kiedy jej powiedziałam, że już u niej nie będę pracować...

– Może to i lepiej? – powiedziała na końcu. – Sama wiem, że moje zachowanie bywa ciężkie do zniesienia. Jesteś dla mnie zbyt miła!

Moje nowe miejsce pracy było całkiem inne

Pokoje były jasne i urządzone w nowoczesnym stylu, a pan Jacek naprawdę był miłym i towarzyskim człowiekiem. Od razu mi powiedział, czego oczekuje. Miałam przygotowywać obiady, robić zakupy, sprawdzać, czy nie zapomina o tabletkach i generalnie troszczyć się o jego bezpieczeństwo.

– Na większe sprzątanie przyjdzie ktoś inny – wyjaśnił. – Pani miałaby dbać o porządek ogólny, abym nie pokrył się kurzem i pająkami!

Uzgodniliśmy, że pojadę w odwiedziny do Polski i wrócę po dwóch tygodniach. Zatrudnienie u pana Jacka to czysta przyjemność, jeśli zestawić to z tamtą chałturą. Niestety, jego zdrowie się pogarszało. Parkinson coraz bardziej go osłabiał, więc musiałam stale nad nim czuwać. Dlatego robimy wymianę z koleżanką: dwa miesiące na dwa.

Pan Jacek zaczął do mnie mówić po imieniu niedawno. Dla mnie i mojej przyjaciółki nadal jest panem Jackiem, ale kiedy rozmawiamy o nim, nazywamy go „naszym dziadkiem”. Mimo że ma prawie dziewięćdziesiąt lat, jest nadal bystry i zawsze ma dobry humor. Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby miał spokojne i jak najbardziej komfortowe życie. Zaczynam zastanawiać się, co zyskałam na decyzji o poszukiwaniu pracy za granicą?

Czy to był na pewno dobry wybór? Bezproblemowo już komunikuję się w języku niemieckim i w sumie zdobyłam drugą profesję, bo umiem profesjonalnie troszczyć się o starsze osoby. Kiedy tylko zechcę, mogę znaleźć robotę w każdym kraju w Europie... Nabrałam też pewności siebie. Doszłam do wniosku, że czasami trzeba się po prostu wziąć za siebie i spróbować stanąć na własnych nogach. Zarobiłam kasę, dzięki której moje dziecko może się uczyć, kupować książki i podręczniki, które są mu potrzebne. I nie muszę się martwić, że zużyliśmy za dużo gazu czy elektryczności i przyjdą wysokie rachunki.

Reklama

Chciałabym jeszcze wspomnieć, że obecnie mam w swoim domu tę łazienkę, która kiedyś sprawiła, że stanęłam jak wryta. Wcale nie musiałam jej sprowadzać jej z Niemiec. W Polsce można ją znaleźć w marketach budowlanych.

Reklama
Reklama
Reklama