„Przecież żona go nie rozumiała i nie kochała. Paweł musiał być mój za wszelką cenę”
„Co wieczór modliłam się do jego zdjęcia przy zapalonych świecach i szpiegowałam w internecie. Zakochałam się i wiedziałam, że Paweł musi być mój”.

- Kinga, 28 lat
Po prostu czułam, że Piotr jest mi przeznaczony. W swoim pokoju na toaletce zbudowałam mu ołtarzyk. Co wieczór modliłam się do jego zdjęcia przy zapalonych świecach, prosząc, żeby wreszcie poczuł siłę mojej miłości. Co z tego, że miał żonę i dzieci, skoro to ja byłam mu pisana? Tamta kobieta nie rozumiała go i nie potrafiła, nie chciała docenić. Traktowała go jedynie jak dostarczyciela pieniędzy. Wiem to, bo stale ich obserwowałam.
Chciałam się do niego zbliżyć
Zgłosiłam się do opieki nad ich najmłodszym synkiem, ale nie lubiłam tej pracy i oni też to zauważyli, bo podziękowali mi po miesiącu. Tyle że przez ten czas zdążyłam naszpikować ich dom kamerkami kupionymi przez internet. Udało mi się też zainstalować w komórce Piotra aplikację szpiegującą, która informowała mnie przez specjalny portal, gdzie przebywał w ciągu dnia, z kim rozmawiał i o czym pisał. Na tę nowinkę wydałam fortunę, ale opłacało się, bo od tamtej pory staliśmy się z Piotrem jednością.
Nie musiałam wystawać pod jego domem, nachodzić go w firmie czy na kolacjach biznesowych ani robić z siebie zakochanej idiotki. Za sprawą kilku drobiazgów miałam jego życie jak na dłoni. Słuchałam kłótni z wiecznie niezadowoloną żoną, obserwowałam, z jaką czułością traktuje swoje dzieci, widziałam, gdy zmęczony zasypiał na kanapie po całym dniu pracy, by następnego znów walczyć o przetrwanie swojej firmy. Wystarczyło, tylko żebym poczekała na odpowiedni moment i zgarnęła należną mi nagrodę.
Żona kopała pod nim dołki
– Nie szkoda ci życia na ten komputer i telefon? Wyjdź gdzieś z koleżankami, poznaj kogoś, nie trać czasu na te głupstwa, bo one ci szczęścia nie dadzą – zamartwiała się moja mama.
Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo się myli… Ale nie mogłam i nie chciałam wyprowadzać jej z błędu. „W swoim czasie poznasz Piotra i pokochasz go równie mocno jak ja” – myślałam.
W zasadzie nawet nie musiałam się wysilać, żeby Piotr wpadł w moje ramiona. Ta idiotka – jego żona – sama kopała pod sobą dołki. Ja nosiłabym takiego faceta na rękach, a jej ciągle coś nie pasowało. A to za mało poświęcał czasu dzieciom, a to nie patrzył już na nią, jak na kobietę, nie prawił komplementów, nie dawał kwiatów, jakby utrzymywanie rodziny nic nie znaczyło?
Czepiała się go dosłownie o wszystko. Miał zarabiać, a jednocześnie pomagać jej w domu i przy dzieciach. Być męski, a zarazem delikatny i wrażliwy na jej potrzeby. Stanowczy, a jednocześnie spolegliwy. Podziwiałam opanowanie Piotra, bo we mnie aż się gotowało, kiedy słyszałam te brednie. Każdy inny dawno uciekłby od takiej baby i nie przytrzymałyby go przy niej żadne dzieci. „Dobrze, wrzeszcz, narzekaj, kręć nosem. Może jesteś w jego typie, ale dajesz mu tak popalić, że z ulgą przyjmie moje wsparcie” – chichotałam, obserwując to reality show.
Miałam go na widelcu
Zrozumiałam, że nadszedł mój czas, gdy ona wyrzuciła go z małżeńskiego łóża po tym, jak wrócił podchmielony ze spotkania z kontrahentami. To była kropla, która przelała czarę goryczy. Wystarczyło tylko, że wpadłam na niego na ulicy. Udałam zaskoczenie nieoczekiwanym spotkaniem, przypomniałam, kim jestem i zasmuciłam się jego sińcami pod oczami. Nie odpuściłam, gdy próbował mnie zbyć. Rzuciłam niby żartem, że to pewnie przez kolejne dziecko.
– Nie mamy trzeciego dziecka i chyba już go mieć nie będziemy – westchnął.
– Czy stało się coś złego? Coś z pańską żoną? – drżącą ręką dotknęłam jego ramienia i spojrzałam mu głęboko w oczy.
To wystarczyło, żeby zaczął opowiadać – chaotycznie, nerwowo, gubiąc wątki. Ale w pewnej chwili przerwał i przeprosił mnie, speszony swoją niespodziewaną szczerością. Zapewniłam go o swojej lojalności i podyktowałam numer telefonu na wypadek, gdyby kiedyś jeszcze chciał porozmawiać od serca. Nie nalegałam na spotkanie, ale żegnając się, czułam, że rybka połknęła haczyk. Teraz trzeba było tylko umiejętnie wyciągnąć ją z wody…
Dwie awantury i trzy noce w firmowym gabinecie później zadzwonił. Ciepłym, przyjaznym głosem od razu zastrzegłam, żeby mnie za nic nie przepraszał.
– Tak powinien zachować się przyjaciel – dodałam i wstrzymałam oddech.
Wyczułam, że się uśmiecha, przecież nie miał nikogo bliskiego i nie należał do wylewnych.
Wreszcie go uwiodłam
Miesiąc później leżeliśmy już obok siebie w hotelowym łóżku. Upojeni i zmęczeni seksem. Gdy się obudził, chciał mnie przepraszać, miał wyrzuty sumienia, ale zamknęłam mu usta pocałunkiem. Wystarczyło kilka miesięcy, byśmy zamieszkali razem. W tym przypadku także dostałam Piotra niejako na tacy. Wściekła żona, dowiedziawszy się o jego skoku w obok, wyrzuciła go z domu, nie słuchając tłumaczeń, że łączy nas przede wszystkim przyjaźń, a ta noc była pomyłką.
Zdruzgotany Piotr wynajął mieszkanie, a ponieważ źle znosił samotność, wprowadziłam się do niego.
– Nie tak zdobywa się miłość – stwierdziła mama, gdy poinformowałam ją, że zamieszkam z moim wyśnionym Piotrem, który nie ma jeszcze rozwodu. – I nawet nie wie, czy cię kocha – załamała ręce.
– Wystarczy, że ja wiem, czego oczekuję od tego związku – uśmiechnęłam się.
Mama wciąż traktowała mnie niczym pięciolatkę. Zdziwiłaby się, gdybym opowiedziała jej, jak bardzo potrafię być przebiegła. Może nawet poczułaby dumę?
Przyzwyczaiłam się do podglądania
Nie miałam jednak czasu analizować uczuć matki, bo moje życie nabrało przyśpieszenia. Wreszcie kochałam i byłam kochana, i co najważniejsze – doceniałam swoje szczęście na każdym kroku. Chwaliłam i adorowałam Piotra, choć nie zrezygnowałam ze szpiegowania go. Przeciwnie, mając do dyspozycji większą gotówkę niż dotychczas, kupiłam jeszcze lepsze oprogramowanie i sprzęt. Można powiedzieć, że stałam się specjalistką w swoim nowym fachu.
Nie, żebym nie wierzyła ukochanemu, ale w pewnym sensie przyzwyczaiłam się już do podglądania go. Jakbym włączała ulubiony serial, gdy znikał z pola widzenia.
Sądzę, że dzięki temu on także stał się szczęśliwszy. Wiedziałam, co mu doradzić w interesach i jak pocieszyć po awanturach z żoną przy okazji odwiedzin u dzieci. Żartował, że czytam w jego myślach, byłam więc idealną kandydatką na drugą żonę. W myślach snułam wizje na temat wspólnej przyszłości i pewnie udałoby mi się doprowadzić Piotra przed ołtarz, gdybym pewnego dnia nie musiała wyjść do urzędu.
Pracownik zadręczał mnie niekończącymi pytaniami, więc nie miałam możliwości zajrzeć do swojego telefonu i sprawdzić, co robi ukochany. A on poczuł się źle i wrócił wcześniej do domu, nie informując mnie o tym. Wściekła na drobiazgowego urzędnika nawet w drodze powrotnej nie pamiętałam o telefonie.
Gdy weszłam do mieszkania, Piotr siedział przy moim komputerze. Blady jak ściana, zgięty w pół z bólu, wpatrywał się w nagranie jednej z wielu kamer.
– Wytłumacz mi, co to jest? Kim ty jesteś, u diabła?! Jakim prawem mnie podglądasz? Nie wierzę, że to mnie spotkało!
Próbował się podnieść, ale jelitówka okazała się silniejsza. Biedny Piotr słaniał się na nogach przez cały wieczór, mamrocząc przekleństwa pod moim adresem.
– Wiem wszystko! Od dawna mnie śledzisz! Polujesz na mnie, jakbym był zwierzyną. To ty zniszczyłaś mój związek – rozpłakał się, kiedy spróbowałam wytłumaczyć mu powody mojego zachowania. – Jesteś chora – wymamrotał, słysząc o ołtarzyku. – Powinno się ciebie izolować. Zamknąć w zakładzie!
Milczałam. Wytrzymałabym każdą obelgę w nadziei, że ukochany wreszcie się opamięta, ale, niestety, nie zanosiło się na to. Piotr, gdy tylko poczuł się lepiej, zwiał. Tak kończyła się moja upragniona miłość.