Reklama

Pierwsza teściowa mojej mamy parała się wróżbiarstwem. Ich znajomość sięgała dawnych lat, ponieważ dorastały w tym samym miejscu. Od mamy słyszeliśmy mnóstwo dziwnych opowieści o tej nadzwyczajnej kobiecie – wspominała, jak uzdrawiała chorych wykorzystując rośliny lecznicze, przygotowywała eliksiry miłosne i robiła amulety chroniące przed złem.

Reklama

Lubiłam tę historię

– Najbardziej niesamowite było jednak to, że potrafiła przepowiadać przyszłość, patrząc w szklaną kulę – szepnęła mama, podczas gdy ja i brat wstrzymywaliśmy oddech ze zdziwienia. Mówiła nam później o przepowiedniach, które przekazała różnym ludziom i że każda z nich się wypełniła. – Kiedy osiągnęłam pełnoletność, ona przewidziała, że zostanę żoną jej syna. Dodała też, że ten związek nie będzie trwał wiecznie. Ta przepowiednia bardzo mnie wtedy zdenerwowała, bo myślałam, że po prostu nie chce mnie w rodzinie. Z czasem jednak okazało się, że wszystko się sprawdziło. Choć bardzo się starałam, po paru latach nasz związek się rozpadł. Załamana po rozwodzie, poszłam do niej po radę. Powiedziała mi wtedy, że wkrótce pojawi się w moim życiu prawdziwa miłość, wasz tata, i urodzę mu wspaniałe dzieci – opowiadała mama, przytulając nas mocno.

Po latach spytałam mamę, dlaczego wróżka nie powiedziała jej wprost o przyszłym szczęściu z nowym partnerem, tylko pozwoliła jej męczyć się z sytuacją związaną z jej chłopcem. Mama wtedy tylko ciepło się uśmiechnęła.

– Wiesz, sama kiedyś ją o to zapytałam. Wyjaśniła mi, że życie przypomina trochę grę komputerową. Nie da się przeskoczyć od razu na końcowy etap. Musisz najpierw zaliczyć wszystkie poprzednie poziomy, żeby być gotową na trudniejsze wyzwania. Dzięki temu będziesz umiała się cieszyć tym, co los przyniesie ci później.

Zazdrościli mi

Opowiadam to wszystko, żeby pokazać, co sprawiło, że zdecydowałam się na krok, który całkowicie zmienił bieg mojego życia.

Nigdy nie zapomnę lata 1978. To był naprawdę magiczny czas – właśnie ukończyłam wymarzony kierunek studiów, dostałam świetną propozycję zawodową, a jakby tego było mało, facet, którego kochałam, oświadczył mi się. Czułam się wtedy najszczęśliwszą osobą na świecie.

– Możesz być spokojna, przy mnie nic ci się nie stanie – zwrócił się do mnie. – Ja zatroszczę się o ciebie, a ty będziesz dbać o nasze wspólne gniazdko i potomstwo. Za pół roku ruszamy na placówkę zagraniczną. Czeka tam na nas własny dom. Jestem pewien, że świetnie dasz sobie radę. Wprost nie mogę się doczekać – cofnął się lekko i popatrzył na mnie, jakby już widział mnie w tej roli. – Ty, wystrojona, z twoją figurą i urodą… Wszyscy będą mi ciebie zazdrościli.

W końcu miałam zostać jego żoną, urodzić mu dzieci i dzielić z nim łóżko. Ale gdzie w tym wszystkim było miejsce na moje własne plany? Czułam pewien niedosyt, jednak podczas rozmów z najbliższymi wszystkie reakcje były takie same.

– O co ci chodzi? Przecież będziesz mieć życie jak w bajce, wśród wyższych sfer. My tkwimy w ponurym PRL-u, a ty dostaniesz wszystko, czego zapragniesz. Powinnaś skakać z radości. Nie o tym marzyłaś?

Jasne, że tego chciałam

Kiedy słyszałam te same argumenty od wszystkich dookoła, uznałam, że faktycznie mają słuszność. I wtedy zaczęłam cieszyć się wizją tego, co mnie czeka. Jakiś miesiąc przed ślubem moja mama wspomniała o pewnym świetnym jasnowidzu.

– Koleżanki nie mogą się go nachwalić…

– Jasnowidz? – spojrzałam na nią zaskoczona. – Naprawdę sądzisz, że potrafi przewidywać przyszłość?

Kiwnęła głową.

– Umówiłam cię z nim już na jutro. Masz ochotę pójść?

Jan, który praktykował wróżenie z runów i znał się na astrologii, powiedział coś, co kompletnie mną wstrząsnęło.

– Życie stawia przed tobą dwie drogi. Pierwsza jest usłana różami, daje bogactwo i wygodę. To jakby żyć we śnie. Z kolei druga, prawdziwa droga, jest wyboista, pełna przeszkód i bólu, ale przynosi prawdziwą radość. Musisz zadecydować sama. Wolisz fantazję czy realność?

Moja mama zareagowała entuzjastycznym klaskaniem.

– Ależ pan to świetnie ujął! Moja Hania poślubi dyplomatę i będzie wiodła cudowne, beztroskie życie – wypaliła natychmiast.

Traktowałam to jak bajki

Wróżbita cały czas patrzył na mnie intensywnie. Na wypowiedź mamy zareagował tylko lekkim uniesieniem brwi.

– Co podpowiada ci serce? Już wiesz? – dociekał. – Wybierasz życie w iluzji czy wolisz prawdziwe doświadczenia?

Nie mogłam przestać myśleć o tym, co powiedział. Zastanawiałam się, jak rozumieć te słowa o życiu podobnym do snu i przespaniu całego życia. Każda osoba, z którą o tym rozmawiałam, uważała to za coś wyjątkowego.

– We śnie doświadczasz samej radości, każda rzecz układa się idealnie – wyjaśniła mi mama.

– A co z koszmarami? – dociekałam.

– Nie szukaj dziury w całym.

Kilka dni później koleżanka z uczelni oznajmiła mi, że wybiera się posłuchać wykładu KOR-u o tym, jak można stawiać opór władzy. Poszłam razem z nią. Taka już byłam – wiecznie musiałam się w coś angażować i pakować w nie swoje sprawy. Kiedy następnego dnia wspomniałam o tej wizycie Maćkowi, mój narzeczony bardzo się zirytował.

– Przemyśl to jeszcze raz. To może zniszczyć moją reputację. Teraz znajdujesz się w zupełnie nowej sytuacji i powinnaś dostosować swoje podejście. Czeka cię kurs przygotowujący żony dyplomatów. Musisz odświeżyć swoją garderobę. Rozpocząć lekcje włoskiego. To nie czas na takie głupoty – powiedział stanowczo.

Nie chciałam zmarnować życia

W tym momencie dotarło do mnie znaczenie słów, które usłyszałam od wróżbity. Po głębokim przemyśleniu sprawy uznałam, że choć niektóre kobiety mogłyby marzyć o takiej przyszłości z Maćkiem, ja zdecydowanie do nich nie należałam.

Choć przyszło mi to z trudem, wiedziałam, że nie mogę postąpić inaczej. Zerwałam zaręczyny z Maćkiem gdy wszystko było już gotowe do wesela. Rodzina i znajomi nie kryli swojego oburzenia – według nich zachowałam się jak kompletna wariatka bez wyobraźni.

Najbliżsi krytykowali mnie za to, że wypuściłam z rąk świetną partię, zwłaszcza kiedy docierały do nas informacje o kolejnych sukcesach mojego byłego narzeczonego. Po transformacji ustrojowej wszedł w świat biznesu i radził sobie świetnie, a towarzyszyła mu nowa partnerka – zjawiskowa i z klasą. Trzeba przyznać, że Maciek zawsze potrafił wybierać atrakcyjne kobiety.

Wiedziałam, co wybiorę

– Trzeba było się na to zdecydować – narzekał mój brat. – Pomogłabyś wtedy rodzinie w kwestii finansowej. Ja miałbym szansę na wybicie się.

– Przecież świetnie sobie radzisz – odparłam. – Nie potrzebujesz niczyjego wsparcia.

– Skąd niby to wiesz? Moje życie jest podobnie udane jak twoje – spojrzał na mnie z przekąsem. – Sama nie posiadasz domu, zarabiasz grosze, a do tego masz męża po odsiadce i dzieci na utrzymaniu.

Mój brat to strasznie uparty typ. Tłumaczyłam mu wielokrotnie, że nie muszę mieć własnego mieszkania, bo wynajem mi wystarcza, a mój mąż siedział w więzieniu za działalność polityczną. Kiedy z dnia na dzień robiło się coraz ciężej, a problemy naprawdę dawały mi w kość, zaczęłam się zastanawiać, czy nie podjęłam złej decyzji.

Okazało się, że Maciek to wierny partner, który nigdy nie planował wymienić swojej żony na inną kobietę. A ona, choć była w moim wieku, sprawiała wrażenie o dwie dekady młodszej. No i nic dziwnego – systematycznie odwiedzała gabinety kosmetyczne i plastyczne, przestrzegała reżimu żywieniowego, sporo ćwiczyła i nosiła świetne ciuchy.

– Mogłam być na jej miejscu – wyznałam kiedyś swojej przyjaciółce.

Byłam szczęśliwa

Siedząc w poczekalni dentystycznej, kartkowałyśmy różne czasopisma. Natknęłyśmy się na artykuł opisujący dobroczynną galę, gdzie były zdjęcia pokazujące Maćka z żoną.

– Szkoda, że nie wykorzystałam swojej szansy. Czasami mam wyrzuty sumienia, że kierowałam się ideałami…

– Brzmisz, jakbyś uważała idealizm za głupotę – mruknęła Gośka cicho. – A ty naprawdę chciałabyś być na jej miejscu? Bo ja wcale.

– Jak to? – nie kryłam zaskoczenia, bo przecież zawsze mówiła, jak bardzo pragnie być bogata.

– Spójrz na jej minę, ten sztuczny uśmiech. Widzisz to? Założę się, że jej bajkowe życie wcale nie jest takie cudowne.

Nie da się ukryć, że coś jest dziwnego w tym wszystkim. Właśnie wtedy zrozumiałam, że mój wybór był prawidłowy. Trzymam się go już tyle lat, choć nie było to proste. Ciągły brak pieniędzy, nerwy i starcia z urzędnikami, którzy nie przepadali za buntownikami takimi jak my i często nas nękali. Do tego wyczerpująca praca z trudną młodzieżą.

Kilka razy prawie się załamałam. Ale jakoś zawsze dawałam radę się pozbierać, a kiedy dochodziłam do wyznaczonego celu i widziałam, że moje działania naprawdę przynoszą efekty, czułam ogromną radość, która wynagradzała wszystkie trudy.

Reklama

Aneta, 54 lata

Reklama
Reklama
Reklama