„Przed świętami teściowa obgadała mnie za plecami i w Wigilię musiałam świecić oczami. 1 zdanie przelało czarę goryczy”
„Nikt nie podjął tematu. Teściowa wlepiła we mnie wzrok. Chwilę później wstała od stołu i ruszyła do kuchni. Zerwałam się za nią, bo wiedziałam, że zaraz się zacznie”.

- Redakcja
Nie mam nic przeciwko rodzinie męża. Serio. Lubię posiedzieć przy stole, pośmiać się, pogadać i zjeść za dużo pierogów. Lubię nawet ciotkę Wandzię, która zawsze pyta, „czy ty naprawdę tyle mówisz do swojego męża?”. Odkąd weszłam do tej rodziny, musiałam nauczyć się jednej rzeczy: musiałam mieć grubą skórę. Bo jeśli ktoś potrafi zrujnować każdą miłą chwilę jedną uwagą, to właśnie teściowa.
W tym roku obiecałam sobie, że dam radę. Że nie będę się przejmować, że wejdę na Wigilię z uśmiechem, złożę życzenia, rozdam upominki i będę się starać nie zauważać tego lodowatego spojrzenia. No cóż… wystarczyło jedno zdanie wypowiedziane przez mamę przy karpiu.
Zacisnęłam usta
Weszliśmy do salonu jako jedni z ostatnich. Marek ścisnął moją dłoń, jakby wyczuwał, że już mam spięte ramiona. Pachniało goździkami, kapustą z grzybami i czymś przypalonym. Dzieciaki biegały, ktoś już odpalił kolędy z głośnika. A mama siedziała przy stole z szerokim uśmiechem.
– O, jesteście. No, no, wreszcie. – Spojrzała na mnie od góry do dołu. – Patrycja, widzę, że nie zdążyłaś się przebrać. Dobrze, że chociaż przyszłaś.
Zamrugałam.
– To moja nowa sukienka. Marek mówił, że mi w niej dobrze.
– Tak? No, Marek to ma gust, wiadomo. – Przewróciła oczami i upiła łyk. – Nie tylko chodzi o wygląd, kochanie. U nas w rodzinie kobiety po prostu przykładają się do świąt. Sama wiesz.
– Mamo… – Marek zaczął, ale machnęła ręką.
– Tylko prawdę mówię. Kiedyś się schodziło do kuchni z samego rana, każdy coś robił. A teraz? Co przygotowałaś?
– Sernik. I pierogi. Dla nas.
– Dla nas? A może tylko dla was – teściowa uniosła brwi. – No tak. To się zgadza. Każdy sobie rzepkę skrobie.
Na stole zapanowała cisza. Nawet dzieciaki ucichły. Ciotka Wandzia udawała, że poprawia obrus.
– Przepraszam, może powinnam była napisać rozpiskę z wkładami na Wigilię – powiedziałam cicho.
– Oj, kochanie, u nas w rodzinie kobiety są inne. No, ale rozumiem, że ty jesteś z innego domu.
Zacisnęłam usta. Mama wygrała pierwsze rozdanie.
Kopnął mnie pod stołem
Po kolacji schowałam się w kuchni. Miałam dość. Stałam przy zlewie i myłam sztućce. Przynajmniej miałam wymówkę, żeby nie siedzieć przy stole z teściową.
– Daj już spokój z tymi talerzami, chodź do nas – wszedł Marek. – Mama nie chciała źle. Ty wszystko bierzesz do siebie.
– Ona mnie tam podgryza jak wygłodniały pies pod stołem, a ty serio myślisz, że to „niechcący”?
– No wiesz, może po prostu chciała cię trochę… zmotywować?
– Ciekawe do czego. Do pieczenia makowca dla szesnastu osób? Bo na razie motywuje mnie do zamknięcia się w łazience.
Wziął głęboki oddech i podszedł bliżej.
– Kochanie, proszę, wróć do stołu. Dla mnie. Będzie lepiej.
Wróciliśmy. Siadłam obok Marka i zaczęłam nalewać sobie herbaty, kiedy teściowa znów się odezwała:
– Słyszałam, że dalej pracujesz zdalnie? No proszę, życie jak z bajki. W piżamie, z kawką. Jak to było? „W pracy się nie przemęczam, ale kasa leci”?
Spojrzałam na nią. Wszyscy wstrzymali oddech.
– Nie pamiętam, żebym tak mówiła.
– A nie mówiłaś tego kiedyś u mnie w kuchni?
– Nie, nie mówiłam. Bo wiem, że jak się już coś przy tobie powie, to potem wie o tym pół rodziny, prawda, mamo?
Marek kopnął mnie pod stołem. A ja pierwszy raz się nie ugryzłam w język.
Powiedziałam jej do słuchu
Przy stole zapadła cisza. Ciotka Wandzia sięgnęła po kompot, żeby czymś zająć ręce, a wujek Stefan chrząknął i rzucił w przestrzeń:
– No, a jak tam drogi? Zima daje się we znaki?
Nikt nie podjął tematu. Teściowa wlepiła we mnie wzrok. Chwilę później wstała od stołu i ruszyła do kuchni. Zerwałam się za nią, bo wiedziałam, że zaraz się zacznie.
– Mamo, możemy pogadać?
Odwróciła się do mnie powoli.
– Słucham.
– Dlaczego ty tak ze mną rozmawiasz? Co ja ci zrobiłam?
– Przestań robić ze mnie potwora. Przecież ja nic złego nie powiedziałam. To ty wszystko odbierasz w najgorszy możliwy sposób.
– Serio? Mówisz, że się nie przykładam, że jestem leniwa, że nie mam zasad… A potem się dziwisz, że mi przykro?
– Nie powiedziałam, że jesteś leniwa. To ty wkładasz mi słowa w usta.
– Aha. A to o „kawie w piżamie”? To niby też nie było złośliwe?
Westchnęła.
– Po prostu martwię się o Marka. On potrzebuje kobiety, która go wesprze. A ty ciągle masz pretensje. Nawet dzisiaj, w święta, nie umiesz siedzieć cicho.
– Bo może za długo już siedziałam cicho.
– Zawsze znajdziesz powód, żeby być ofiarą. Chcę ci tylko pomóc. Nie chcę być tą złą.
– To przestań się tak zachowywać – rzuciłam cicho i wyszłam z kuchni, zostawiając ją samą.
Marek patrzył na mnie pytająco.
Zrobiło mi się niedobrze
Następnego dnia przy śniadaniu atmosfera była gęsta. Rozsiadłam się z kubkiem kawy w rogu stołu, a mama krzątała się w kuchni, tłukąc talerzami trochę zbyt energicznie. Marek udawał, że czyta gazetę. Nagle głos zabrała kuzynka:
– Ty to masz dobrze z tą pracą zdalną, serio. Ja to czasem marzę, żeby cały dzień spędzić w dresie.
Podniosłam wzrok.
– Wiesz, wcale nie pracuję w dresie. Mam normalne godziny, spotkania, terminy…
– No tak, ale tak się mówi… – Anka machnęła ręką.
– A właśnie. Ktoś tak ostatnio mówił – wtrąciła teściowa z kuchni. – Że Patrycja to się nie przemęcza, ale za to wszystkim opowiada, ile ma na głowie. Aż się zdziwiłam. Myślałam, że to tylko takie żarty.
Zamarłam.
– Kto to powiedział? – zapytałam chłodno.
– No nie wiem, może… ciotka Halinka? Albo Danusia. Albo sama tak mówiłaś. Sama już nie pamiętam.
– Aha. Czyli „ktoś, coś, gdzieś”, ale ty oczywiście już zdążyłaś powtórzyć to wszystkim?
– Przestań się rzucać – mruknęła teściowa. – My tu w rodzinie mówimy wprost. A jak ktoś ucieka przed prawdą, to znaczy, że coś jest na rzeczy.
Zrobiło mi się niedobrze. Spojrzałam po twarzach przy stole. Nikt się nie odezwał. Nikt mnie nie obronił. Wtedy odezwał się Marek:
– Mamo, to było nie w porządku. Naprawdę. Przestań. Bo jeszcze chwila i z tych świąt zostanie tylko niesmak.
Przestałam udawać
Zaraz po obiedzie zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Szalik, rękawiczki, prezent od ciotki zapakowany w reklamówkę z drogerii. Marek patrzył na mnie, jakby nie wiedział, czy mnie powstrzymać, czy sam iść ze mną. Mama siedziała przy stole, zagryzając makowiec.
– Co robisz? – zapytał szeptem Marek.
– Wychodzę. Powiem ci szczerze: nie mam ochoty grać dalej w tę farsę.
– Zostań. Jeszcze prezenty nieodpakowane, jeszcze kawa…
– Właśnie, kawa. Może znowu mnie skrytykuje, że piję ją za wolno?
– Oj, przestań… – westchnął, ale bez przekonania.
Ruszyłam do przedpokoju. Wtedy teściowa wstała.
– Obraziłaś się?
– Nie, mamo. Ja się po prostu zmęczyłam. Męczy mnie udawanie, że jesteśmy blisko, że się lubimy, że jesteśmy rodziną. Bo tak nie jest.
– No proszę. Przyszła, obraziła się i wychodzi. Taka moda teraz?
– Nie. To raczej kwestia szacunku. A raczej jego braku. Tyle lat się staram. I zawsze jestem nie taka. Za mało gotuję. Za mało się uśmiecham. Za dużo mówię. Albo za mało. Jedno wiem na pewno – nikomu innemu nie mierzysz tak ostrą miarą, jak mnie.
Mama podeszła, z ustami w cienkiej linii.
– Ja tylko chcę, żeby mój syn miał szczęśliwe życie.
– A czy przyszło ci kiedyś do głowy, że może je właśnie ma? I że ty robisz wszystko, żeby mu je obrzydzić?
Nikt się nie odezwał.
Wybrałam siebie
Wróciłam do domu i przez dwie godziny leżałam w łóżku. Wciąż miałam mokre włosy od śniegu, który zaczął padać, kiedy wychodziłam od teściowej. Patrzyłam w sufit i w głowie przewijałam wszystkie „przypadkowe” złośliwości. Te o pracy, o domu, o tym, że „jej córka to by tak nie postąpiła”. I nagle poczułam, że mam dosyć. Już nie tylko świąt, nie tylko jej. Mam dosyć bycia tą, która zawsze udaje, że wszystko gra. Wieczorem wrócił Marek. Zdjął buty i bez słowa wszedł do sypialni.
– Mama się o ciebie pytała – rzucił cicho.
– Pewnie chciała wiedzieć, czy już mi przeszło.
– Nie. Powiedziała, że może była trochę ostra.
Zaśmiałam się gorzko.
– „Trochę”? Twoja matka regularnie mnie upokarza, a ty od lat tylko rozkładasz ręce.
– Nieprawda.
– A co robisz? Naprawdę. Powiedz mi jedno zdanie, które powiedziałeś jej w mojej obronie. Jedno.
Milczał.
– Właśnie. Już nie będę udawać.
Usiadł na łóżku, wciąż w płaszczu.
– Nie chcę cię stracić.
– To zacznij mnie bronić. A nie przepraszać za mnie.
Tego wieczoru nie rozmawialiśmy więcej. Pierwszy raz od lat nie płakałam w święta. Bo może i się posypało. Jednak to wcale nie znaczy, że to koniec. Czasem cisza jest początkiem.
Patrycja, 45 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż niedawno przysięgał mi wierność i uczciwość małżeńską. Już podczas podróży poślubnej zapomniał, że nosi obrączkę”
- „Przed świętami zrobiłem dobry uczynek, a potem okazało się, że dobro wraca. Przekonałem się o tym w Wigilię”
- „Dałam teściowi rózgę na mikołajki, bo miałam już dość starego zrzędy. Kompletnie nie zrozumiał aluzji”