„Przed świętami zeszłam do piwnicy po grzybki w occie, ale znalazłam coś innego. Mąż schował tam koszmarny prezent”
„Podreptałam do regału z grzybkami, ale jak na złość jeden z kartonów się zapadł i musiałam odsunąć skrzynkę. Wtedy ją zobaczyłam. Granatowa torba sportowa, nie nasza. Nie moja. Rafał też nigdy z czymś takim nie chodził. Pomyślałam, czy może sąsiad czegoś u nas nie zostawił, choć to dziwne”.

- Redakcja
Zeszłam do piwnicy po marynowane grzybki, bo przygotowania do świąt szły już pełną parą. Gdy podniosłam karton, pod którym zwykle stały przetwory, zauważyłam coś, co tam nigdy nie powinno się znaleźć – granatową torbę sportową, wypchaną po brzegi. Myślałam, że może mąż schował stare ciuchy albo narzędzia, ale kiedy ją otworzyłam, zamarłam. W środku były pieniądze. Grube pliki banknotów, setki, może nawet tysiące. Serce zaczęło mi walić. Albo Rafał wygrał w totka i nic nie powiedział, albo… wyciągnął całą kasę z naszego konta. Albo gorzej. Dużo gorzej.
Zwykłe zejście po grzybki
– Tylko nie zapomnij grzybków! – krzyknął Rafał z kuchni, gdy schodziłam już po schodach.
W piwnicy było chłodno i pachniało stęchlizną. Znałam ją na pamięć. Ten sam zapach starych regałów, ten sam skrzypiący zawias w drzwiach. Stały tu nasze przetwory, stare sanki, rowery i mnóstwo rzeczy, które „może się kiedyś przydadzą”, a od lat tylko zbierały kurz. Podreptałam do regału z grzybkami, ale jak na złość jeden z kartonów się zapadł i musiałam odsunąć skrzynkę obok. Wtedy ją zobaczyłam. Granatowa torba sportowa, nie nasza. Na pewno nie moja. Rafał też nigdy z czymś takim nie chodził. Pomyślałam, czy może sąsiad czegoś u nas nie zostawił, choć to dziwne – przecież nikt nie ma klucza do piwnicy oprócz nas.
– Co ty tam tak długo robisz? – zawołał z góry.
Nie odpowiedziałam. Uklękłam, zbliżyłam się do torby i niepewnie rozsunęłam zamek. Najpierw zobaczyłam foliowy worek. W środku – pieniądze. Całe pliki. Banknoty zwinięte gumkami recepturkami, tak ciasno, że nie sposób było ich przeliczyć jednym rzutem oka. Przełknęłam ślinę. Złapałam torbę i z trudem podniosłam. Była ciężka. Za ciężka jak na przypadek. Wróciłam do mieszkania inna, niż zeszłam. Rafał stał przy kuchni i kroił warzywa na sałatkę, jakby nic się nie stało.
– Coś ty taki spokojny? – zapytałam zbyt ostro.
– A czemu miałbym nie być? Coś się stało?
– Znalazłam coś w piwnicy – odpowiedziałam, rzucając torbę na stół.
Czułam, że on coś ukrywa
Rafał spojrzał na torbę, jakby pierwszy raz ją widział. Nie ruszył się, nie drgnął nawet jeden mięsień na jego twarzy. Stał tak z nożem w dłoni i patrzył, jak rozpinam zamek i pokazuję mu zawartość.
– Chcesz mi coś wyjaśnić? – zapytałam, starając się brzmieć spokojnie, choć czułam, że zaraz mi się ugną nogi.
– Co to ma być? – powiedział powoli, wpatrując się w pieniądze.
– Ty mi powiedz. Przecież nie moja torba i nie moje banknoty.
Zamilkł. Odłożył nóż. Wytarł ręce o ścierkę, jakby potrzebował czasu, by coś wymyślić. Albo odważyć się na prawdę.
– Może sąsiad coś podłożył? Albo ktoś się pomylił? – rzucił.
– Nie rób ze mnie idiotki. Torba stała za naszymi słoikami. Musiałeś ją tam wnieść. Znasz mnie. Ja się do takich rzeczy nie dotykam.
Wiedziałam, że kłamie. Nie był dobry w udawaniu. Czułam, że coś ukrywa, ale nie wiedziałam co. Grał na czas, uciekał wzrokiem.
– Ty masz pojęcie, ile tu tego jest? – spytałam, wyjmując pierwszy plik. – Tu są tysiące. Może nawet setki tysięcy. Skąd?! To nasze oszczędności? Konto wyczyściłeś?
– Konto? Zwariowałaś? – uśmiechnął się nerwowo. – Sprawdź sobie, jeśli nie wierzysz.
Patrzyłam na niego i nie wiedziałam już, czy bardziej się boję, czy jestem wściekła. Ta torba nie pojawiła się tam przypadkiem.
Za dużo zer, za mało wyjaśnień
Położyłam plik na stole. Potem drugi. Trzeci. Rafał tylko patrzył. Niby obojętnie, ale widziałam napięcie w jego szczęce. Ręce miał skrzyżowane na piersi. Milczał.
– Rafał, ja się nie bawię. Skąd masz te pieniądze?
– Przecież nie ukradłem – rzucił od niechcenia.
– A co zrobiłeś? Wygrałeś w totka i zapomniałeś mi powiedzieć? – spojrzałam mu prosto w oczy.
– Nie wygrałem. I nie ukradłem. Po prostu… to są moje pieniądze.
Zamrugałam.
– Twoje? A nasze wspólne? Bo z tego, co wiem, to jesteśmy małżeństwem. I nie przypominam sobie, żebyśmy mieli taki zastrzyk gotówki. A już na pewno nie w gotówce upchanej w torbie w piwnicy!
Westchnął.
– Dostałem wypłatę z roboty. Zaległe premie, rozliczenia, coś tam jeszcze. Szef wszystko dał w gotówce, nie chciałem trzymać tego w banku.
– Rafał, to są dziesiątki tysięcy. Może więcej. Ile tego jest?
Nie odpowiedział. Wziął jeden z plików i zaczął go przeliczać.
– Około 350 tysięcy. Może więcej. Nie liczyłem dokładnie.
Zrobiło mi się słabo. Trzysta pięćdziesiąt tysięcy złotych. Aż usiadłam.
– I ty myślisz, że ja w to uwierzę? Przecież my mamy kredyt, pożyczkę na auto, na remont kuchni. A ty sobie chowasz fortunę w piwnicy jakby nigdy nic?
Nie odpowiedział. Patrzył gdzieś ponad moją głową. Wiedziałam jedno – kłamstwo było większe niż ta torba.
To był początek koszmaru
Następnego dnia rano Rafał był jak zawsze. Zaparzył kawę, posmarował dzieciom kanapki, odprowadził Kubę do przedszkola. Jakby nic się nie stało. Jakby wczorajszy wieczór był snem albo sceną z filmu, którego nie chcemy wspominać. Siedziałam przy stole i gapiłam się na torbę, którą wieczorem znów zanieśliśmy do piwnicy. Zgodziłam się na to tylko dlatego, że nie wiedziałam, co robić. A Rafał powtarzał, że to jego, że wszystko jest legalne, że nie chce tłumaczyć teraz, bo dzieci, bo sąsiedzi, bo nie pora. Tylko że ja już nie wierzyłam w żadne „nie pora”. Zaczęłam przeszukiwać dokumenty. Wyciągi, umowy, papiery z pracy. Konto – jak twierdził – było wciąż pełne, co zresztą sprawdziłam. Dziwne. Żadnych przelewów, wypłat, dziwnych transferów. Wszystko wyglądało normalnie.
– Może to rzeczywiście jakieś premie – zaczęła mi szeptać w głowie mała naiwna część mnie.
– Albo kredyt pod stołem – odpowiadała ta druga, bardziej trzeźwa. – Albo… coś, o czym nie masz pojęcia.
Gdy wieczorem usiedliśmy razem, był zbyt spokojny, jak zawsze z tym swoim udawanym spokojem, znów zapytałam:
– Skąd masz te pieniądze?
– Już mówiłem.
– Rafał, przysięgnij, że to nie są brudne pieniądze.
Zamarł. W jego oczach na ułamek sekundy coś się pojawiło. Coś, czego nie umiał ukryć.
– Nie pytaj – powiedział cicho. – Dla własnego dobra.
Wtedy już wiedziałam. To nie była żadna gra. To był koszmar, który dopiero się zaczynał.
Zbyt piękne, by było legalne
Nie spałam prawie całą noc. Leżałam obok Rafała, który chrapał spokojnie, jakby nie miał w piwnicy małego sejfu na kółkach. Mój mąż był człowiekiem z zasadami – tak mi się wydawało. Nie pił, nie kręcił, nie kombinował. A teraz? Nie umiał spojrzeć mi w oczy, kiedy pytałam go o coś, co powinno być oczywiste. Rano, kiedy wyszedł do pracy, podjęłam decyzję. Otworzyłam laptopa i zaczęłam czytać. Pranie brudnych pieniędzy, ukrywanie majątku, przemyt, nielegalne inwestycje. Miałam ochotę wymiotować. Niektóre historie były jak z filmów, inne – jak z życia ludzi, którzy nagle zaczęli żyć ponad stan i myśleli, że się nie wyda. Aż się wydało. Zawsze się wydaje. Zadzwoniłam do jego pracy. Podałam się za kogoś z działu kadr i zapytałam, czy Rafał odebrał ostatnio jakąś dużą premię albo nagrodę jubileuszową.
– Rafał? Z działu logistyki? – spytała kobieta po drugiej stronie. – Owszem, był awans, ale pieniądze przelewem. Chyba kilka tysięcy. Na pewno nie gotówką. Nie mamy takiej praktyki.
Zamknęłam laptopa. Ręce mi się trzęsły. Wieczorem, kiedy wrócił, zapytałam raz jeszcze.
– Rafał. Masz jeszcze szansę powiedzieć mi prawdę. Ostatnią.
Usiadł, jakby wiedział, że to koniec udawania.
– Pożyczyłem. Od ludzi, których nie chcę znać. Myślałem, że się uda. To miał być interes życia.
– A teraz?
– A teraz muszę oddać. Z procentem.
Zrozumiałam. Byliśmy uwikłani w coś, z czego nie było łatwo się wyplątać.
Coś się we mnie już złamało
Minął tydzień od tamtej rozmowy. Torba z pieniędzmi nadal była w piwnicy, choć codziennie budziłam się z lękiem, że ktoś ją znajdzie, albo że Rafała nie będzie w domu, bo po niego przyszli. Bałam się dźwięku domofonu. Bałam się ciszy. Bałam się o nasze dzieci, o przyszłość, o każdy dzień, który teraz był jak zawieszony między normalnością a katastrofą. Rafał próbował to wszystko ogarnąć. Mówił, że ma plan, że dogada się z tymi ludźmi, że wyjdziemy na prostą, ale ja już nie wierzyłam. Coś się we mnie złamało.
Nie chodziło tylko o pieniądze. Chodziło o to, że pozwolił, bym przez chwilę wierzyła, że coś przede mną ukrywa, a potem naprawdę się okazało, że miał sekret. Groźny. Niebezpieczny. I że mnie w to wciągnął, nawet jeśli nie chciałam. Mogłam iść na policję. Mogłam wynieść torbę i ją gdzieś zgłosić, ale co wtedy? Zniszczyłabym go. Dzieci straciłyby ojca. Zresztą... sama już nie wiedziałam, czy on jeszcze był tym facetem, którego znałam. Wczoraj wieczorem wyjął torbę z piwnicy i wyniósł ją z domu. Powiedział tylko jedno:
– Albo dziś się to kończy, albo wszystko się posypie.
Nie zapytałam, gdzie idzie. Nie chciałam wiedzieć. Czekałam całą noc. Wrócił o świcie, z pustą torbą i oczyma zmęczonymi jak po wieloletniej wojnie.
– Udało się – powiedział. – Ale nie pytaj, co musiałem zrobić.
Nie pytałam. Tylko schowałam torbę z powrotem do piwnicy. Głęboko. Pustą. Niech tam leży. Jak przypomnienie, że nic, co pojawia się nagle i bez wyjaśnienia, nie jest za darmo.
Aldona, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wydałam na zakupy świąteczne 2 tysiące, a jeszcze nie kupiłam prezentów. W 2026 roku nie będzie co do gara włożyć”
- „Mama zrobiła z Wigilii istny cyrk przy mojej dziewczynie. Zostanę sam, bo nikt nie chce mieć takiej teściowej”
- „Całe życie mojego męża kręci się tylko wokół pieniędzy. Nie mogę znieść tego, że kocha swoją pracę bardziej niż mnie”