„Przed Wielkanocą poszłam do fryzjerki, by odświeżyć spłowiały blond. A ta zrobiła ze mnie stracha na wróble”
„Zamiast lekkiego odświeżenia miałam na głowie stertę siana. Grzywka wycięta zbyt głęboko, boki za krótkie, cieniowanie zrobione tak, że moja twarz wyglądała nienaturalnie. Przód wyraźnie krótszy niż tył. Zawiesiłam wzrok na swoim odbiciu, próbując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło”.

- Redakcja
Na co dzień pracuję w marketingu, jestem mamą dwójki dzieci, żoną Michała i przyjaciółką tych samych kobiet od lat. Codzienność przypomina dobrze skrojoną rutynę – bezpieczną, lecz monotonną. Od lat chodziłam do tej samej fryzjerki. Ale ostatnio miałam ochotę zaszaleć. Koleżanka z pracy poleciła nowy, nowoczesny salon. Nie sądziłam, że mogę tak źle trafić.
Próbowałam zachować spokój
Weszłam do salonu i natychmiast poczułam się nie na miejscu. Ściany z betonu architektonicznego, szklana lada, zapach luksusowych kosmetyków i recepcjonistka z idealnym koczkiem. Uśmiechnęła się sztucznie, jakby czekała na casting do reklamy pasty do zębów.
– Dzień dobry, pani Karolina, prawda? Zaraz podejdzie do pani Sandra – powiedziała, wpisując coś w tablet.
Usiadłam, przeglądając katalog fryzur, choć i tak wiedziałam, czego chcę. Zrobić odrosty, trochę skrócić, wycieniować, żadnych rewolucji. Ale gdy tylko kobieta z ciemnymi, idealnie wygładzonymi włosami podeszła do mnie i się uśmiechnęła, zamroziło mnie.
– Karola? To ty?! No nie wierzę! – zaśmiała się, przekręcając głowę.
Sandra Wojtas. Królowa liceum. Najmodniejsze ciuchy, najprzystojniejszy chłopak, najostrzejszy język. A ja? Z wiecznie tłustą grzywką i rozpiętym plecakiem. Wtedy był piękności, a teraz wyglądała jeszcze lepiej. Zamarłam.
– No, proszę. Zawsze miałaś słabość do grzywek, co? – rzuciła z tym samym tonem, który pamiętałam z korytarzy szkoły.
Jej słowa były pełne lukru i jadu jednocześnie.
– Minęło trochę czasu – odpowiedziałam, siląc się na spokój.
Uściskałyśmy się krótko, sztywno. Sandra wskazała fotel. Usiadłam powoli, czując, jak żołądek zaciska się z każdym krokiem, jakbym właśnie weszła do jaskini lwa. Ale przecież jestem dorosła. Mam rodzinę, pracę, własne życie. To tylko fryzura. Tylko fryzura…
Miałam ochotę wyjść
Sandra zaczęła myć mi włosy. Jej ruchy były mechaniczne, ale w słowach – już nie było wody, tylko kwas.
– Pamiętasz, jak płakałaś na końcu roku? – zagadnęła, masując mi skórę głowy. – Co to było... chłopak cię rzucił? Ten z równoległej klasy?
Zamarłam.
– Nie wydaje mi się, żeby to był dobry temat do wspominek – odpowiedziałam chłodno.
– Oj, nie obrażaj się. To były tylko dziecięce dramy – rzuciła z uśmiechem, który bardziej przypominał grymas. – Chociaż ty zawsze brałaś wszystko bardzo na serio.
Usiadłam na fotelu, a ona stanęła za mną z nożyczkami. Miałam ochotę wstać i wyjść, ale zostałam. Bo niby dlaczego miałabym się bać? To tylko włosy. Tylko fryzura. Tylko Sandra Wojtas, która najwyraźniej nie przestała być sobą.
– To, co robimy? Jak dawniej? Taka lekka grzywka, cięcie na lekko, klasyka? – zapytała, choć jej ton brzmiał jak kpina.
– Chciałabym tylko odświeżenie. Nic radykalnego – powiedziałam, patrząc w lustro, nie na nią. – Naturalnie, subtelnie.
– Oczywiście – uśmiechnęła się. – Subtelność to twoje drugie imię.
Nożyczki zaczęły klikać. Z każdym ruchem czułam, że coś we mnie pęka. Niby rozmawiałyśmy o niczym – pogoda, dzieci, praca – ale każde jej zdanie wbijało się we mnie jak szpilka. A ja próbowałam wmówić sobie, że żart to tylko żart. Tyle że te żarty znów bolały.
Zostałam ośmieszona
Kiedy Sandra odsunęła się z ostatnim ruchem nożyczek, przez chwilę trwała cisza. Spojrzałam w lustro i poczułam, jak wszystko we mnie zamarza. Zamiast lekkiego odświeżenia miałam na głowie stertę siana. Grzywka wycięta zbyt głęboko, boki za krótkie, cieniowanie zrobione tak, że moja twarz wyglądała nienaturalnie. Przód wyraźnie krótszy niż tył. Zawiesiłam wzrok na swoim odbiciu, próbując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło.
– Przepraszam, czy ja... dobrze widzę? To miało być tylko lekkie odświeżenie – powiedziałam z niedowierzaniem.
– Oj, przesadzasz – rzuciła, opierając biodro o blat. – Włosy odrosną. Może to znak, że pora odciąć się od przeszłości, co?
– Czy ty… zrobiłaś to specjalnie? – głos mi zadrżał.
– Ależ skąd – odpowiedziała z udawaną troską. – Może nożyczki się omsknęły. Bywasz dramatyczna, wiesz?
Nie wiem, co we mnie pękło – może te wszystkie lata tłumionych wspomnień, może poczucie, że znów ktoś mnie ośmieszył, a ja to puściłam płazem. Ale tym razem nie miałam zamiaru milczeć.
– Wiesz co, nic się nie zmieniłaś – powiedziałam z gniewem. – Nadal musisz się dowartościowywać cudzym kosztem.
Jej uśmiech stężał, ale nie powiedziała nic. Złapałam torebkę i wyszłam, nie czekając na rachunek.
Nie mogłam powstrzymać łez
Wyszłam na ulicę, nie wiedząc, gdzie iść. Szłam bez celu, aż znalazłam się przed wystawą sklepową. W szybie zobaczyłam siebie – z nową fryzurą, przekrzywioną torbą i wyrazem twarzy, którego nie znałam. Stanęłam jak wryta i nagle łzy zaczęły cisnąć się do oczu. Nie potrafiłam ich powstrzymać. Popłynęły szybko, nieporadnie. Stałam tam jak idiotka, płacząc w centrum miasta, jakby właśnie wydarzyło się coś niewyobrażalnego. A to przecież tylko włosy, prawda?
Nie. To było coś więcej. To było wszystko, co przez lata we mnie siedziało – tłumione kompleksy, poczucie bycia niewystarczającą, to wieczne porównywanie się do Sandry i do kobiet takich jak ona. W liceum czułam się jak cień. Teraz znowu. Tam, w tym nowoczesnym salonie, znów byłam tą samą dziewczyną z tyłu klasy. Tą, którą łatwo przesunąć, ośmieszyć, zignorować. Na przystanku obok dwie nastolatki śmiały się, pokazując coś w telefonie. Odwróciłam wzrok. Miałam wrażenie, że śmieją się ze mnie.
Drogę do domu pamiętam jak przez mgłę. Każdy krok był ciężki. W głowie krążyły słowa Sandry – „włosy odrosną”, „przesadzasz”, „grzywka, jak zawsze”. Chciałam być silna. Ale prawda była taka, że nie byłam. Zastanawiałam się, po co właściwie poszłam do tego salonu. Może nie chciałam tylko zmienić fryzury. Może chciałam zmienić siebie. Tyle że… zamiast metamorfozy dostałam lustro. I zobaczyłam w nim wszystko, przed czym uciekałam.
Zaśmiałam się przez łzy
Dwa dni później poszłam do pani Joli. Weszłam bez umawiania się, nieśmiało. Salon był taki, jak zawsze – trochę za dużo bibelotów, aromat kawy i dźwięk radia, które nigdy nie było dobrze dostrojone. Jola podniosła wzrok i zamarła.
– Co ty masz na głowie?! – niemal krzyknęła, podbiegając do mnie, zostawiając farbę na głowie innej pani.
– To długa historia – odpowiedziałam cicho, siadając na krzesełku pod ścianą. – I chyba głupia.
– Opowiadaj – powiedziała krótko.
I tak opowiedziałam. O nowym salonie. O Sandrze. O tym, jak chciałam zmian, a dostałam... coś zupełnie innego. Pani Jola słuchała w milczeniu, tylko raz po raz kiwała głową.
– Myślałam, że chcę czegoś nowego – przyznałam, niemal szeptem. – Ale może niektóre rzeczy trzeba zmieniać od środka, nie z zewnątrz.
Jola nie odpowiedziała od razu. Spojrzała na mnie uważnie, a potem pogładziła mnie po dłoni.
– To nie włosy ci nie wyszły, tylko wybór – powiedziała miękko. – Ale każda z nas musi się czasem sparzyć. Ja też się kiedyś dałam ostrzyc mojej kuzynce. Dwa tygodnie chodziłam w chustce. Płakałam jak bóbr.
Zaśmiałam się przez łzy. Cicho. Szczerze. Tego dnia pani Jola nieco poprawiła moją fryzurę.
Odzyskałam siebie
Wieczorem siedziałam przed lustrem w sypialni. Włosy nadal były krótkie. Nadal nierówne, mimo że Jola zrobiła, co mogła. Ale już nie wywoływały we mnie płaczu. Przeciwnie – patrzyłam na siebie jak na kogoś, kogo dopiero zaczynam poznawać. Nie chodziło o fryzurę. I nie o Sandrę. Chodziło o mnie. O to, że całe życie próbowałam być lepszą wersją siebie, a i tak zawsze wracałam do tego samego punktu – dziewczyny, która się boi, że nie pasuje. Że nie wystarczy. Że inni mają prawo ją oceniać. Ale coś się we mnie zmieniło. Może to właśnie było potrzebne. Szok. Konfrontacja. Zderzenie z przeszłością, które wreszcie ją odczarowało.
Michał wrócił z dziećmi późno. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się tak, jakby widział mnie po raz pierwszy.
– Wyglądasz inaczej – powiedział, przysiadając obok. – Ale… ładnie.
– Tak. Inaczej – odpowiedziałam.
I po raz pierwszy poczułam, że to „inaczej” wcale nie musi oznaczać „gorzej”.
Nie każda rana musi krwawić, by ją dostrzec. Nie każda zmiana musi być widoczna. Ale każda – nawet ta, która zaczęła się od nożyczek w cudzych rękach – może zakończyć się powrotem do siebie. I może o to właśnie chodziło.
Karolina, 38 lat
Czytaj także:
- „Myślałam, że to będzie spokojna Wielkanoc. Zapomniałam jednak, z kim siadam do stołu i jajeczka”
- „Wspólne składanie PIT-ów przeniosło się z urzędu do hotelu. Skomplikowałam sobie życie bardziej niż robią podatki”
- „Chciałem się oświadczyć w Wielkanoc, ale wszystko poszło nie tak. Niedoszła narzeczona prawie wylała mi żurek na głowę”