Reklama

– To przecież tylko drobna sugestia – usłyszałem znajomy głos i już wiedziałem, że ten dzień nie będzie należał do spokojnych.

Reklama

Spojrzałem na moją teściową, która jak co rano stała w drzwiach mojego gabinetu, jakby wcale nie przeszła na emeryturę. Oficjalnie to ja byłem teraz właścicielem firmy, ale w praktyce… cóż, nikt się tym za bardzo nie przejął. Kiedy podpisywałem dokumenty przejęcia rodzinnego biznesu, myślałem, że zaczyna się nowy rozdział. Że będę miał szansę coś zmienić, ulepszyć, wprowadzić świeże pomysły. A przede wszystkim – że ludzie w firmie będą mnie traktować jak szefa.

Tymczasem wyglądało na to, że jestem jedynie pełnomocnikiem i wykonawcą poleceń teściowej. Pracownicy nadal patrzyli na nią z respektem, a na mnie… cóż, z lekkim pobłażaniem. I proponowałem zmiany, w odpowiedzi dostałem jedynie westchnięcie. Zachowanie teściowej za każdym razem prowadziło do jednego wniosku – w tej firmie nadal rządzi ktoś inny.

Coś we mnie pękło

– Myślę, że powinniśmy zmienić strategię marketingową – powiedziałem, patrząc po twarzach zebranych. – Czasy się zmieniły, klienci też. Jeśli chcemy rozwijać firmę, musimy nadążać.

Nie było reakcji. Cisza, jakieś chrząknięcie w kącie, nerwowe spojrzenia w stronę teściowej, która siedziała naprzeciwko mnie z założonymi rękami. Westchnęła, jakbym był upartym dzieckiem i powiedziała:

– My tu robimy wszystko tak, jak trzeba. Po co chcesz to psuć?

Nie psuć, tylko rozwijać – poprawiłem ją ostro. – Trzymanie się kurczowo starych metod to droga donikąd.

Spojrzałem na pracowników, licząc na choćby jedno poparcie. Ale wszyscy milczeli. Wiedziałem dlaczego – nikt nie chciał podpaść teściowej. Przez czterdzieści lat była ich szefową. Znali ją, wiedzieli, czego się spodziewać. Ja byłem dla nich kimś nowym. Zmianą, której się bali.

– No i sami widzicie… – teściowa uśmiechnęła się do nich lekko. – Młodzi myślą, że pozjadali wszystkie rozumy.

To był moment, w którym coś we mnie pękło.

– Nie chodzi o to, kto jest młody, a kto doświadczony – powiedziałem, zaciskając pięści pod stołem. – Chodzi o to, że teraz to ja zarządzam tą firmą.

Zapadła cisza. Teściowa zmrużyła oczy, a jej uśmiech zniknął. Pracownicy wymienili ukradkowe spojrzenia. Powiedziałem to na głos. Postawiłem granicę. Tylko… czy ktoś się tym przejął?

– Masz rację – teściowa odchyliła się w fotelu. – Zarządzasz. Ale jeśli chcesz podejmować decyzje, musisz być pewien, że są słuszne.

Znałem tę gadkę na pamięć. Subtelne i nieustanne podważenie mojego autorytetu. Wstałem.

– W takim razie wprowadzimy zmiany. Koniec dyskusji – powiedziałem zimno

Opuściłem salę, zostawiając ich w ciszy. Wiedziałem, że jeśli nie zawalczę o swoją pozycję teraz, nigdy nie będę tu nikim więcej niż tylko mężem córki byłej właścicielki.

Nie czułem wsparcia żony

Wieczorem, gdy wróciłem do domu, Aneta czekała na mnie w kuchni. Pachniało kolacją. To było podejrzane.

Jak tam w pracy? – zapytała z tym swoim tonem, który oznaczał, że doskonale wie, jak.

– Jak zwykle – mruknąłem, siadając przy stole. – Twoja mama podważyła każdą moją decyzję, a pracownicy patrzyli na nią jak na królową.

Aneta westchnęła.

– Czemu się tak tym przejmujesz? Wiesz, jaka jest mama.

– Właśnie. Wiem. I mam tego dość – powiedziałem. – Oficjalnie to ja prowadzę firmę, ale tak naprawdę wszyscy i tak słuchają jej.

Aneta milczała przez chwilę, jakby ważyła słowa.

– Może… może nie powinniśmy się z tym spieszyć z przejęciem firmy? – powiedziała w końcu.

Zmarszczyłem brwi.

– Co to znaczy „nie spieszyć się”? Mam czekać, aż twoja mama uzna, że czas się wycofać?

Nie możesz jej po prostu odsunąć. Przez czterdzieści lat to było jej życie!

– A teraz to ma być moje życie – powiedziałem ostro. – Albo się wycofa, albo ta firma nigdy nie będzie naprawdę moja.

Aneta zacisnęła usta i odwróciła wzrok. W tym momencie zrozumiałem: nie miałem jej wsparcia. Moja własna żona była gdzieś pomiędzy mną a matką. Byłem w tym sam.

Byłem kontrolowany

Kiedy następnego dnia wszedłem do biura, od razu coś mi nie pasowało. Drzwi mojego gabinetu były uchylone, a w środku… siedziała ona. Teściowa. Przeglądała dokumenty na moim biurku, jakby to było jej miejsce. Jakby wcale nie oddała firmy.

Mamo, co ty robisz? – zapytałem, starając się brzmieć spokojnie, choć czułem, jak zaciskają mi się pięści.

– Sprawdzam, czy wszystko idzie, jak należy – odpowiedziała bez cienia skrępowania. – Widziałam twoją propozycję zmian w marketingu.

– Moje propozycje. Moja firma. Moje biuro – powiedziałem powoli, podchodząc bliżej. – Nie masz tu już prawa przeglądać tych papierów.

Teściowa spojrzała na mnie, jakbym właśnie powiedział coś absurdalnego.

Nie dramatyzuj. Chcę pomóc.

– Nie, chcesz nadal rządzić – odparłem twardo. – Ale to się właśnie kończy. Albo zaakceptujesz, że teraz ja podejmuję decyzje, albo nie mamy o czym rozmawiać.

Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Potem teściowa westchnęła, wstała i… wyszła. Bez słowa. To było zbyt łatwe. I właśnie to mnie najbardziej zaniepokoiło.

Uśmiechnąłem się pod nosem

Przez następne dni w firmie panowała cisza, jakiej dawno nie było. Teściowa nie pojawiała się w biurze, nie komentowała moich decyzji, nie patrzyła mi przez ramię. To było… dziwne. Pracownicy byli zdezorientowani. Nikt nie powiedział tego na głos, ale wszyscy czekali na powrót teściowej, na burzę, na coś, co odwróci tę sytuację. Pewnego dnia, gdy odpoczywałem po pracy, żona podeszła do mnie z telefonem.

Mama chce z tobą porozmawiać – powiedziała ostrożnie.

Wziąłem głęboki oddech i odebrałem.

– Dobrze. Masz rację – usłyszałem jej głos.

Zamarłem.

– Słucham?

Może rzeczywiście przesadzałam – mówiła powoli, jakby każde słowo ważyło tonę. – Ale wiesz, że jeśli coś zawalisz, będę pierwsza, która ci to wytknie.

Uśmiechnąłem się pod nosem.

To było do przewidzenia.

– Powodzenia – dodała cicho i się rozłączyła.

Siedziałem w fotelu, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć. Czy to naprawdę koniec? Czy teściowa faktycznie zrobiła krok w tył? A może to tylko cisza przed burzą?

Nie mogłem skupić się na pracy

Następnego dnia w biurze czułem się dziwnie. Jakbym wszedł do zupełnie nowej firmy. Pracownicy byli cisi, ostrożni, jakby bali się cokolwiek powiedzieć. Próbowałem skupić się na pracy, ale czułem na sobie ukradkowe spojrzenia. W końcu podszedł do mnie Marek, jeden z kierowników.

– Maciek… to znaczy, panie Macieju – poprawił się szybko. – Chciałem zapytać… Czy pani Teresy już nie będzie…?

Nie dokończył, ale wiedziałem, co miał na myśli.

– Nie. Nie będzie – odpowiedziałem pewnie. – Teraz ja podejmuję wszystkie decyzje.

– Jasne, rozumiem… – pokiwał głową, ale nie wyglądał na przekonanego.

Kiedy wróciłem do gabinetu, czekała tam na mnie koperta. Bez nadawcy. Otworzyłem ją i zamarłem. W środku znajdowała się notatka, pisana charakterystycznym, eleganckim pismem.

"Powodzenia. Będę cię obserwować".

Nie musiałem sprawdzać podpisu. Wiedziałem, kto to napisał. Teresa może i zrobiła krok w tył. Ale nie odpuściła.

Walczyłem o swoje

Od tamtego dnia minął tydzień. Oficjalnie teściowa przekazała mi firmę i nie pojawiała się w pracy. Nie dzwoniła, nie komentowała moich decyzji. Ale czułem jej obecność. Pracownicy nadal patrzyli na mnie z niepewnością. W korytarzach szeptano, a w powietrzu unosiło się dziwne napięcie. Kiedyś to ona trzymała firmę w garści, a teraz… wszyscy czekali, aż coś się wydarzy. Siedziałem w gabinecie, wpatrując się tamten lis. To nie była groźba. To była zapowiedź. Mogłem udawać, że wygrałem, ale w głębi duszy wiedziałem jedno: gra jeszcze się nie skończyła. Jeśli myślała, że mnie to przestraszy, to się myliła. Byłem gotów na kolejną rundę.

Reklama

Maciej, 41 lat

Reklama
Reklama
Reklama