Reklama

Oj, nie rób z tego tragedii, Rafałku – Klaudia uśmiechnęła się do mnie. – Przecież się nie rozstajemy. Robimy sobie tylko krótką przerwę. To teraz normalne w związkach.

Reklama

– Bo ja wiem… Mariusz i Ewa właśnie się pobierają – zauważyłem nieśmiało.

– Bo ona zaszła w ciążę. A dziś nikt poważny nie pobiera się przed trzydziestką.

– My niedawno skończyliśmy trzydzieści lat – wytknąłem jej.

– Mówisz to tak, jakbyśmy właśnie osiągnęli wiek emerytalny – obruszyła się. – A przed nami jeszcze całe życie. I po co nam ten papierek do szczęścia?

Zobacz także

– Jaki papierek, Klaudia? – spojrzałem na nią rozbawiony. – Przecież my nawet ze sobą nie mieszkamy, chociaż teoretycznie jesteśmy ze sobą już trzy lata.

– Co to znaczy „teoretycznie”? – Klaudia nastroszyła się.

– No bo praktycznie to polega na tym, że spotykamy się nie częściej niż dwa razy w tygodniu, gdzieś wychodzimy, idziemy do mnie albo ciebie, żeby się kochać, a potem każde wraca do siebie.

– No i właśnie dlatego powinniśmy się na jakiś czas rozstać. Sam widzisz, Rafał, że w nasz związek zaczyna wkradać się rutyna. A na poważne decyzje mamy jeszcze czas.

To masz pecha, synku

Dalsze przekonywanie Klaudii do tego, że przerwa w naszym związku nie jest konieczna, nie miało najmniejszego sensu. Ja sam miałem coraz bardziej dość tego układu, który moim zdaniem prowadził donikąd. Ale bałem się ostatecznych rozwiązań i pomyślałem, że gdybym jednak po tej przerwie stwierdził, że wciąż chcę być z Karoliną, to chciałbym mieć taką możliwość. I nawet miałem wrażenie, że ona myśli podobnie. Że ta przerwa ma służyć nie odświeżeniu naszego związku, jak deklarowała, ale spróbowaniu, czy on ma w ogóle sens.

Dlatego pożegnaliśmy się w zgodzie, ustalając nawet, że dajemy sobie trzy miesiące „odosobnienia”. A potem umawiamy się z góry na romantyczną randkę z kolacją przy świecach. Zaś do tego czasu każde z nas ma pełną swobodę działania. Nie precyzowaliśmy, co to jest ta „pełna swoboda działania”. W moim przypadku oznaczało to właściwie tyle, że mogę iść do kina na filmy, które Klaudia określała jako „nudne” i których nie chciała oglądać. Poza tym wieczory spędzałem w domu, a w weekendy odwiedzałem swoich krewnych, za którymi moja dziewczyna nie przepadała. Miałem wprawdzie trochę problemu z wytłumaczeniem rodzinie, że przyjeżdżam sam, bo większość osób nie wierzyła w coś takiego jak przerwa w związku i uważała, że po prostu się rozstaliśmy z Klaudią. Ale nie przejmowałem się tym za bardzo.

Kiedy do końca naszej przerwy pozostał już tylko tydzień wybrałem się do kina na dość trudny film, który nie mógł liczyć na dużą frekwencję. Dlatego był grany w najmniejszej sali w multipleksie, a i tak widownia świeciła pustkami. Właściwie byliśmy na niej tylko ja i drobna blondynka, siedząca dwa rzędy za mną. Dopiero kilka minut po rozpoczęciu seansu pojawiło się dwóch innych widzów, z wyglądu licealistów, którzy od razu wyglądali jakby pomylili sale. Usiedli jednak i zaczęli oglądać film, przy okazji głośno i wulgarnie go komentując. W końcu stracili zainteresowanie tym, co dzieje się na ekranie i zaczęli „podrywać” blondynkę. Nie muszę oczywiście dodawać, że robili to w niezbyt przyjemny sposób. Pani z obsługi kina zamiast zareagować, wyszła z sali. Po trzeciej zaczepce z ich strony podszedłem do blondynki i zapytałem:

– Przepraszam, czy to miejsce obok pani jest wolne?

– Oczywiście, proszę usiąść – spojrzała na mnie z wdzięcznością.

– Ej, facet, zajęte, ja tu miałem zamiar usiąść – oburzył się jeden z podrywaczy.

– To masz pecha, synku – odparowałem mu bezczelnie. – A w ogóle to chyba nie zauważyłeś, że to film dla ludzi używających rozumu.

– Ty, żebym ja nie musiał użyć czegoś innego…

„Podrywacz” wstał i chciał ruszyć w moją stronę, ale w tej chwili pojawiła się pani z obsługi w asyście rosłego ochroniarza, który dość bezceremonialnie chwycił za kark licealistę. Drugi chciał jeszcze protestować, bełkocząc coś o łamaniu praw człowieka, ale został złapany za ucho jak niesforny malec. Po chwili obydwaj byli już poza salą.

– Bardzo panu dziękuję – blondynka uśmiechnęła się do mnie.

– Nie ma za co. Po prostu nie chciałem, żeby ktoś mi przeszkadzał w oglądaniu filmu – tłumaczyłem się niezbyt zręcznie.

– A tak, oczywiście – powiedziała. – Zatem… oglądajmy.

Zauważyłbym taką piękną kobietę

Naprawdę chciałem obejrzeć w spokoju ten film, ale gdy tak siedziałem obok blondynki, nie byłem się w stanie skupić na tym, co działo się na ekranie. Nie wiem, czy to przez zapach jej perfum. A może dlatego, że zacząłem się zastanawiać, kim jest ta dziewczyna, która jak ja, sama wybrała się na ambitny film. I pomyślałem, że warto by ją poznać bliżej, bo może nas sporo łączy? Tylko jak to wszystko zaaranżować? Przecież nie będę z nią rozmawiał w trakcie seansu. A kiedy się skończy, wyjdziemy z kina i prawdopodobnie nigdy więcej już się nie spotkamy….

Oczywiście, mógłbym jakoś spróbować umówić się z nią, tyle że nie byłem dobry w podrywaniu. Może nie byłem przesadnie nieśmiały, ale tak się złożyło, że nigdy sam nie zrobiłem tego pierwszego kroku. Klaudia zawsze się śmiała, że gdyby ona nie zaczęła mnie podrywać, ja sam bym się na to nie zdobył. Ale w blondynce było coś takiego, że w końcu postanowiłem się przełamać. Zresztą pierwsze wrażenie zrobiłem na niej zapewne korzystne. A jak wyczuję, że nie chce ze mną rozmawiać, to po prostu się pożegnam.

– I jak, podobało się pani? – zapytałem, gdy film się skończył, a na sali kinowej zrobiło się jasno.

– Tak. I to bardzo. Chociaż ten kenijski film w zeszłym tygodniu zrobił na mnie większe wrażenie. Na panu też?

– Widziała go pani?! – spojrzałem na nią zdumiony. – Ale… skąd pani wie, że ja go oglądałem w zeszłym tygodniu?

– Bo oglądaliśmy go razem.

– Niemożliwe, zauważyłbym taką piękną kobietę – zarumieniła się, gdy usłyszała komplement.

– Pan mnie nie widział, bo zwykle siadam w ostatnim rzędzie. A oprócz nas było tylko kilka par… Zresztą zwróciłam na pana uwagę, bo dwa tygodnie wcześniej widziałam pana na tym urugwajskim filmie o Indianach. Też siedziałam w ostatnim rzędzie. I też byliśmy jedynymi… singlami.

Jestem jednak winny jej wyjaśnienie

Na dobrą sprawę powinienem w tym momencie zaprzeczyć. Powiedzieć, że nie jestem singlem w pełnym tego słowa znaczeniu, a jedynie mam przerwę w związku. Ale bałem się, że wystraszę ją tą informacją i nie będzie ze mną chciała pójść na kawę, żeby pogadać o filmach…

Ta rozmowa w kawiarni była naprawdę niezwykła. Od razu przeszliśmy na „ty”. Miała na imię Ola. Rozmawialiśmy ze sobą nie jak nowo poznani ludzie, ale jakbyśmy znali się od bardzo dawna i mieli tylko ostatnio krótką przerwę w naszej znajomości. A teraz siedzieliśmy i przypominaliśmy sobie stare, dobre czasy.

Na koniec wymieniliśmy się telefonami i adresami mailowymi. Kiedy wróciłem do domu, wspominając wieczór spędzony z Olą, zacząłem zastanawiać się nad tym, co sprawiło, że tak nam się świetnie gadało? I doszedłem do wniosku, że po prostu mamy wspólne zainteresowania i dlatego nie brakuje nam tematów do rozmowy. Oczywiście, widzieliśmy się pierwszy raz. Ale chodziliśmy na te same filmy, podobały nam się podobne rzeczy, niemal identycznie reagowaliśmy na różne sytuacje. To wszystko sprawiło, że rozmawialiśmy jak starzy znajomi.
Postanowiłem od razu podzielić się moim radosnym odkryciem z Olą. Ale ponieważ było już po północy, napisałem do niej maila. Ledwo go wysłałem, odezwał się mój telefon. Od razu rozpoznałem numer, choć pierwszy raz widziałem go parę godzin temu.

– Cześć, Olu – powiedziałem wesoło do słuchawki.

– Cześć… Ja przepraszam, że tak późno dzwonię, ale dostałam maila i pomyślałam, że nie śpisz. A wolę tak bezpośrednio rozmawiać…

– To może w ogóle się umówimy, żeby nie nabijać rachunku?

– Chętnie. Kiedy?

– Może teraz? – wypaliłem, ale zaraz się zmitygowałem. – Nie, to chyba nie wypada, bo się za krótko znamy. Ale już śniadanie chyba możemy zjeść razem?

Od tego dnia widywaliśmy się codziennie, a rozstawaliśmy się tylko, gdy szliśmy do pracy. Tak się zachłysnąłem tą nową znajomością, że nawet na moment zapomniałem, że nie jestem singlem. Przypomniał mi o tym dopiero SMS od Klaudii: „W sobotę u mnie czy u ciebie? K.”
Mogłem się jakoś wymigać od tego spotkania, udać, że mnie nie ma albo jestem chory. A potem unikać Klaudii tak długo, aż wreszcie zrozumie, że nie chcę się z nią już spotykać. Ale uważałem, że jestem jednak winny jej wyjaśnienie. No i chciałem jak najszybciej zakończyć definitywnie ten niby-związek. „U ciebie o 19.00” – odpisałem Klaudii. Wybrałem jej mieszkanie, żeby móc wyjść w chwili, kiedy uznam, że wszystko jej wyjaśniłem. Musiałem tylko wymyślić jakąś dobrą wymówkę na użytek Oli, bo stwierdziłem, że nie będę jej o tym informował. Wbrew pozorom znalezienie wiarygodnego powodu nie było łatwe, bo Ola była gotowa robić ze mną wszystko. Dlatego musiałem jej wyjaśnić, że to będzie niespodzianka, którą wytłumaczę jej za jakiś czas.

Czas na ostateczne decyzje

Klaudia najwyraźniej nie spodziewała się, że to nasze ostatnie spotkanie. Przygotowała pyszną kolację, zadbała o romantyczny nastrój. I była najwyraźniej pewna, że nasz wieczór zakończy się jak wiele innych wspólnych wieczorów. Zresztą chciała zacząć od tego „zakończenia”, ale ja zdecydowanie powstrzymałem jej dłoń rozpinającą już guziki mojej koszuli.

– Przestań. Musimy porozmawiać.

– Dobrze, ale po wszystkim – znów musiałem odsunąć dłoń Klaudii. Spojrzała na mnie z pretensją. – Muszę się odprężyć, a nikogo nie miałam przez ten czas. Cieszysz się?

– Tydzień temu pewnie bym się ucieszył. Ale teraz mi jest to obojętne.

Co się stało? – Klaudia chyba w końcu zrozumiała, że nic nie będzie jak dawniej.

– Ja nie chcę… Nie mogę już żyć jak dawniej. Potrzebuję czegoś więcej.

– O nie, nic z tego. Jeśli liczysz, że mnie w ten sposób zaszantażujesz i zmusisz do wspólnego zamieszkania, to zapomnij!

– Do niczego nie chcę cię zmuszać. Chcę powiedzieć, że z nami koniec. Poznałem kogoś. Planujemy się pobrać, chcemy wybudować dom i mieć dzieci.

Rozczarowałeś mnie – prychnęła pogardliwie Klaudia. – Dopadła cię panika. Skończyłeś trzydzieści lat i nagle stwierdziłeś, że jesteś stary i musisz się szybko ożenić i spłodzić bachory!

– Nie, Klaudia, to nie panika. Po prostu spotkałem drugą połowę.

– A skąd ty to możesz wiedzieć? Znasz ją góra trzy miesiące!

– Znam ją tydzień. A że to właśnie z nią chcę się ożenić wiedziałem po jednym dniu znajomości. Z tobą po trzech latach nie wiedziałem, co nas tak naprawdę łączy. A teraz już wiem, że jeśli chce się z kimś być, to nie ma się co zastanawiać, tylko żenić. A jeśli się nie chce tego zrobić, to najlepiej się rozstać, a nie łudzić się, że ma się czas na ostateczne decyzje.

Reklama

Decyzja o rozstaniu z Klaudią była najlepszą w moim życiu. Dziś mija rok od mojego ślubu z Olą. Czekamy na narodziny syna... Jestem szczęśliwy.

Reklama
Reklama
Reklama