„Przeszłości ojca mojej córki to tajemnica. Gdy ją urodziłam w końcu pokazał prawdziwą twarz”
„Za każde spojrzenie na innego mężczyznę, spóźniony obiad, telefony do mnie czy walające się po podłodze zabawki czekała mnie kara”.

- Agata, 37 lat
Po prostu się przysiadł
Piłam cappuccino z Luizą, moją koleżanką ze szkoły podstawowej. Byłyśmy w McDonaldzie. Nasze pociechy – moja sześcioletnia Aneta i o rok starsza córka Luizy, Mariolka – chichotały i wygłupiały się, malując sobie wąsy frytkami unurzanymi w keczupie…
– To uszyjesz mi tę bluzkę czy nie? – naciskała koleżanka.
Skończyłam szkołę krawiecką i lubiłam szyć. Chciałam zapisać się na kurs projektowania, ale za co? Szyłam znajomym i sąsiadkom, i z tego musiałam się utrzymać. Po wyjeździe mojego męża do Szwecji mogłam liczyć tylko na siebie.
– Po niedzieli. Najpierw muszę skończyć kieckę dla Elki – powiedziałam Luizie.
W tym momencie przysiadł się do naszego stolika niski, krępy szatyn koło trzydziestki. Postawił tacę z maksizestawem i dużą colą. Dziewczynki spojrzały na niego z zaciekawieniem. Pochłaniał swego hamburgera z dużym apetytem.
– Chcesz frytkę? – zapytał Anetkę, która bacznie mu się przyglądała.
– Mam ich więcej od ciebie – odparła z dumą i przytuliła się do mnie.
– To może lody truskawkowe? Paniom też proponuję – zwrócił się do nas i nie czekając na odpowiedź, poszedł po nie.
Spojrzałyśmy po sobie zaintrygowane, nic nie mówiąc. Facet przyniósł lody i nie chciał za nie pieniędzy.
– A tak na marginesie. Romek jestem. Słuchajcie… Ładne z was babki. Może skoczymy w sobotę do klubu mojego znajomego? Fajna muza, didżej i towarzystwo – zaproponował bezpośrednim tonem.
Pokiwałyśmy z Luizą głowami. W naszym życiu nie było za dużo rozrywek. Nawet jeśli ja miałam jakieś wątpliwości, zdusiłam je w zarodku. „Raz się żyje!” – powiedziałam sobie.
– Będę tu po was o 22 – powiedział Romek. – Teraz muszę spadać.
Zaczęliśmy tworzyć związek
W sobotę przyjechał po nas taksówką. Klub okazał się obszerną piwnicą w starym domu na przedmieściu stolicy. Głośna muzyka, dziewczyny skąpo ubrane i mężczyźni, którzy dobrze się ze sobą znali. Kilka drinków sprawiło, że obie z Luizką poczułyśmy się pewniejsze. Wkrótce wirowałyśmy na parkiecie z nowymi znajomymi. Przynajmniej koleżanka, bo mnie ani na krok nie odstępował Romek… O trzeciej poprosiłam, aby zamówił taksówkę. Z oporami dał się przekonać, że moja sąsiadka, która została z Anetą, wolałaby obudzić się we własnym domu. Na pożegnanie, w ciemności klatki schodowej, pozwoliłam mu się pocałować.
Od tamtej pory Romek wpadał do nas o każdej porze dnia, zawsze bez uprzedzenia. Jak nas nie było, przychodził powtórnie. Czasem przynosił słodycze dla Anetki, dla mnie jakąś bluzkę albo po prostu dawał pieniądze. Po dwóch tygodniach zaczął zostawać na noc. Cieszyłam się, że w moim życiu pojawił się ktoś, kto był mną autentycznie zainteresowany. Szorstki w obyciu, nie paplał o miłości, za to patrzył na mnie z błyskiem w oku i przytulał.
W soboty chadzaliśmy do klubu jego znajomego, Piskorza. Romek zostawiał mnie przy barze, a sam dosiadał się do grupki kolegów. Miał swoje sprawy. Po dwóch miesiącach okazało się, że jestem w ciąży. Powiedziałam Romkowi.
– Poważnie? To moje dziecko. Od tej pory będę was chronił.
Ochrona polegała na tym, że się wprowadził. Zabronił mi przyjmować klientki, czyli praktycznie przestałam szyć. Jedynie Anetkę udawało mi się ubierać, bo rosła jak na drożdżach i ciągle potrzebowała nowych rzeczy. A pieniądze od Romka starczały ledwo na podstawowe wydatki, choć on sam szastał kasą. Kupował sobie drogie garnitury, miał kosztowny zegarek i luksusowy samochód. Ale szoferem to ja byłam, bo nie zdał egzaminu na prawo jazdy.
Szemrane interesy Romka
Kiedy ciąża stała się widoczna, przestał mnie zabierać do klubu. Za to dostawałam od niego więcej pieniędzy, bo wizyty u lekarza i badania kosztowały, a on chciał mieć pewność, że dziecko będzie zdrowe. Powoli zaczęłam się domyślać, że działa na granicy prawa. Czasem docierały do mnie urywki rozmów telefonicznych, w których mówił o jakichś spółkach, wizytach u jakichś gości. Kiedyś go zapytałam, czym się zajmuje i jak zarabia pieniądze.
– Prowadzę różne biznesy, ale lepiej żebyś o nich nie wiedziała – odpowiedział.
To pozostało tajemnicą do końca naszego związku. Jego znajomi, którzy czasem do nas wpadali, używali dziwnego języka. Mówili o „beczkach”, „kijach” i „gumkach”. Wspominali o „szefie”, z którym należało coś zrobić. Do Romka zwracali się Buła. Zaczęłam się bać. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z takim środowiskiem. O gangsterach czytałam w prasie albo oglądałam ich w telewizji.
Dokąd jednak mogłam uciec? Do ojca, który miał swoje życie i wcale nas nie potrzebował? Z łaski czasem zgadzał się przypilnować Anetki lub pójść z nią na spacer. Praktycznie uzależniłam się od Romka. Po urodzeniu Reginki poprosiłam Romka o większą sumę, około dwóch tysięcy. Musiałam przecież kupić maleństwu pieluchy, ubranka, jakiś wózek.
– Na co ci tyle? Niemowlak dużo nie potrzebuje, a ja akurat zainwestowałem.
Dał mi półtora tysiąca. Zajęłam się dwójką dzieci i wydawało się, że nasze życie się ustabilizowało. Codzienne obowiązki uwolniły mnie nieco od strachu przed Romkiem i jego kolegami.
Wtedy zaczęłam się bać
Strach jednak wrócił. Gdy Reginka skończyła roczek, Romek postanowił uczcić to wydarzenie, zapraszając kumpli z żonami do domu. Zabrał mnie z tej okazji do centrum handlowego i wybrał dla mnie barwną, świecącą od cekinów sukienkę ledwo zakrywającą ciało oraz szpilki ze złotymi obcasami. Czułam się jak na jakimś wybiegu. Miałam być jego wizytówką.
Dla Reginki wybrał drogi kombinezon. Ale kiedy wspomniałam o pieluchach, soczkach i ubrankach, usłyszałam:
– Opanuj się, kobieto, właśnie wydałem na ciebie prawie trzy tysiaki.
Na co dzień zatem prawie głodowałyśmy. Kiedy pokazywałam Romkowi kwit ze sklepu, nie chciał go oglądać, lecz żądał, abym z pamięci recytowała ceny. To był test na to, że nie znalazłam rachunku, lecz rzeczywiście byłam w sklepie.
– Jeśli nie chcesz nas utrzymywać, wracam do szycia – odparłam.
Wtedy po raz pierwszy uderzył mnie w twarz. Od tej pory zaczął być damskim bokserem. Za każde spojrzenie na innego mężczyznę, spóźniony obiad, telefony do mnie czy walające się po podłodze zabawki dostawałam lanie. Wściekał się, gdy nazywałam go Bułą, a robiłam to coraz częściej, bo zaczęłam go nienawidzić.
Musiałam słuchać go we wszystkim
Kiedyś odebrałam jego komórkę, bo akurat był w łazience. Odezwał się kobiecy głos, który koniecznie chciał rozmawiać z Romeczkiem. Gdy wyszedł spod prysznica, najpierw mnie sprał, a potem oddzwonił, że będzie wieczorem.
– Zabiję cię, jak jeszcze raz to zrobisz – szarpał mną, gdy wracaliśmy do domu, jednak na jakiś czas się opamiętał.
Może przestraszył się sąsiadów, mojej determinacji i obawy, że pójdę na policję. Byłam bardzo naiwna. Po miesiącu wszystko wróciło do normy…
– Buła, nie pójdę z tobą do klubu. Nie dajesz mi się bawić, rozmawiać z ludźmi. Ty siedzisz ze swoimi szemranymi kumplami – wykrzyczałam.
– Nie obchodzi mnie, co ci się podoba lub nie. Masz tam być. Ubieraj się albo ja cię ubiorę – zagroził, ale nie posłuchałam.
Znów uciekłyśmy. Tym razem postanowiłam, że nie wrócę. Po dwóch dniach Romek się zjawił. Bez słowa zabrał dziewczynki, a mnie zostawił. Wróciłam. Czułam się jak w potrzasku.
Praktycznie nie miałam się do kogo zwrócić. Ojciec tak samo bał się Romka jak ja.
Tragedia mnie wybawiła
Pewnego dnia, gdy Regina miała już trzy latka, Romek wrócił do domu z zakrwawioną ręką. Kazał się opatrzeć i siedzieć cicho. Przez kilka dni siedział w domu i nawet bawił się z dziewczynkami. Wyglądał ukradkiem przez okno i nasłuchiwał każdego szmeru na klatce schodowej.
Tydzień później było po wszystkim: Romek wyszedł rano do samochodu. Po kilku minutach usłyszałam sygnał karetki i wozu policyjnego. Wyjrzałam z ciekawości. Wokół naszego bmw stała grupka gapiów. Zbiegłam na dół. W środku leżał na kierownicy Romek. Ciężko dyszał. Karetka zabrała go do szpitala, gdzie po 20 minutach zmarł.
Policja zaczęła przepytywać ludzi i zbierać dowody. Ja wróciłam do dziewczynek. Nie pojechałam do szpitala. Poczułam ulgę, patrząc, jak umiera.
Ciągnie się za mną przeszłość
Wróciłam do szycia. Ojciec pożyczył mi pieniądze na otwarcie zakładu krawieckiego. Z czasem zatrudniłam nawet jedną pomocnicę. A poza tym poznałam Kazika, dobrego, sympatycznego chłopaka, który prowadził firmę budowlaną. Mam z nim synka Konrada. Jednak spokój osiągnęłam dopiero po 10 latach od śmierci Romka. Wcześniej budziłam się nocą przerażona. Wydawało mi się, że Romek wstaje z grobu i idzie po mnie. Nerwy miałam w strzępach.
W zeszłym roku zgłosiłam się wraz z dziewczynkami do Poradni Terapii i Rozwoju, która oferowała zajęcia w ramach środków unijnych. Uspokoiłam się. Zaczęłam sypiać normalnie… Do czasu. Kilka tygodni temu spotkałam na ulicy Korka, jednego z kumpli Romka. Zgarnęli go kilka lat temu za napad na kantor. Dostał 5 lat. Udałam, że go nie poznaję. On jednak podszedł do mnie.
– No co ty? Starego znajomego się wstydzisz? Jak tam Reginka? Mój Jarek chodzi już do gimnazjum przy Litewskiej.
– Znasz Jarka? – zapytałam Reginę po powrocie do domu; ona też chodziła do szkoły przy Litewskiej.
– Tak, to fajny chłopak z mojej klasy.
Serce mi się ścisnęło. Czy mam być dziewczyną gangstera do końca życia?