Reklama

Po latach cierpienia, w końcu zebrałam się w sobie i to zrobiłam! Dokładnie rok temu zdecydowałam się pożegnać z Szymonem. Ani przez chwilę nie pożałowałam tej decyzji, chociaż nie było to proste. Teraz powoli wszystko zaczyna się układać.

Reklama

Najtrudniej było się na to w ogóle zdecydować. Kobieta, która dotychczas nie pracowała i nie mogła sama o niczym decydować, ma ogromny problem ze zmianą czegokolwiek w swoim dotychczasowym życiu.

Beze mnie byś sobie nie poradziła – ciągle słyszałam od męża. – Nikt cię nie zatrudni, do niczego się nie nadajesz.

Przez dziesięć lat bycia razem przywykłam do podobnych tekstów. Nikomu o tym nie mówiłam. Nawet własna matka nie miała pojęcia, jak bardzo cierpię. Wszyscy dookoła myśleli, że mam w życiu jak w raju. Mieliśmy wszystko, czego potrzeba. Oprócz miłości.

Mąż się zmienił

Szymon kiedyś był inny. Od momentu, gdy stanął na ślubnym kobiercu, zaczął się zmieniać. Podejrzewam, że stało się to przez kontakty z jego bratem, który niedawno wrócił z Ameryki. Razem z nim otworzył biznes, który przynosił krociowe zyski. Moim zadaniem miała być opieka nad domem i naszą małą córeczką, Hanią. Na początku sądziłam, że to tymczasowe rozwiązanie. Takie dopóki Hania nie będzie na tyle duża, żeby zacząć chodzić do przedszkola.

Zobacz także

– Co ty sobie ubzdurałaś? – zgasił mój entuzjazm Szymon, gdy zaczęłam rozmowę o mojej pracy zawodowej.

– Powinnaś być w domu. Przy mnie i naszej córce. Jak przyjdzie pora, to pójdzie do szkoły, ale na razie wasza dwójka ma przebywać w domu. To najlepsze, co możesz dla niej zrobić. Poza tym, gdzie ci się wydaje, że dostaniesz pracę? Przecież nie masz doświadczenia!

Przemilczałam temat. Jeśli nie dostałaby nakazu przyjęcia do przedszkola, nasza córka zapewne w ogóle by tam nie trafiła. Mój głos był bez znaczenia. Liczyło się tylko to, czego pragnął mój mąż. Nawet w najmniej istotnych kwestiach. Wszystko musiało być po jego myśli.

Nie słyszałam ani jednego dobrego słowa

– Mam apetyt na pieczoną kaczkę. Czemu nigdy jej dla mnie nie przyrządzasz? Czasami mogłabyś spytać swojego ciężko harującego małżonka, na co ma smak – rzucał z przekąsem.

Przez cały ten czas nie usłyszałam od niego ani jednego dobrego słowa, nie poczułam czułego gestu, nawet w naszej sypialni. Odkąd na świat przyszła Hania, zbliżaliśmy się do siebie zaledwie kilkukrotnie i to tylko w sytuacjach, gdy był pod wpływem alkoholu. Zapewne nawet tego nie pamiętał następnego dnia.

Podejrzewam, że spotykał się z kimś innym. Mimo że nigdy nie przyłapałam go na gorącym uczynku, wydaje mi się, że każdy normalny facet ma swoje potrzeby. Najwyraźniej ja nie byłam wystarczająco dobra, żeby zasłużyć na jego uwagę i zainteresowanie. Gdyby nie znęcał się nade mną psychicznie, chyba nie zdobyłabym się na odwagę, by od niego odejść.

Szymek nieustannie mi powtarzał, że bez niego nikomu bym się nie przydała. No i że wyglądam koszmarnie i tylko dzięki niemu mogę żyć w takich luksusach, jeździć fajną furą i w ogóle...

Wprawdzie nigdy mnie nie uderzył, ale to co mówił bolało bardziej niż jakiekolwiek ciosy. Byłam dla niego jak służąca, nie krył się ze swoim niezadowoleniem i zdarzało się, że wylewał do zlewu nawet trzy kawy, które mu przygotowałam, zanim w końcu stwierdził, że jest taka jak trzeba.

Robiłam to dla córki

Trwałam w tym tylko ze względu na Hanię. Kiedy nasze dziecko nieco urosło i stawało się coraz bardziej świadome, parę razy decydowałam się na odejście. Za każdym razem jednak wycofywałam się z tego pomysłu. Strach mnie paraliżował. Nie miałam się do kogo zwrócić o wsparcie. Moja mama już wtedy od jakiegoś czasu nie żyła, a poza tym wątpię, czy dałaby wiarę moim słowom. Nie miałam też żadnych przyjaciół. Szymon nie chciał, abym pozostawała w kontakcie z dawnymi znajomymi.

Wkrótce po mojej przeprowadzce, wśród sąsiadów zaczęły krążyć nieprzychylne plotki na mój temat. Ludzie gadali, że zadzierałam nosa. Myśleli, że kasa zmieniła mnie nie do poznania. W rzeczywistości jednak byłam całkowicie spłukana.

Moja sytuacja prezentowała się gorzej niż Hani. Ona przynajmniej dysponowała świnką-skarbonką, którą od czasu do czasu zasilali dziadkowie drobnymi monetami. Parę razy sama też wrzuciłam jej kilka groszy, które zostały mi z zakupów. Nie było to jednak proste, bo dostawałam naprawdę niewielkie kwoty na podstawowe sprawunki. Po większe zakupy zawsze jeździł Szymon.

Zaczęłam okradać męża

Kiedy nadszedł dzień, w którym wyjątkowo dał mi w kość, zdecydowałam się podjąć środki ostrożności. Sięgnęłam do jego portmonetki i wyjęłam banknot o nominale stu złotych, po czym wrzuciłam go do skarbonki. „Dla Hani" – przyszło mi na myśl. Przez resztę dnia trzęsłam się ze strachu, że zauważy brak pieniędzy. Nie uważałam tego za kradzież, a raczej jako zasłużone "wynagrodzenie". Poczułam się pewniej i od czasu do czasu podkradałam niewielkie kwoty.

Potrzebowałam kasy choćby na bilet. Dokąd? Nie miałam zielonego pojęcia. Sposobność pojawiła się niespodziewanie. Zeszłoroczne Święto Zmarłych przyniosło mi nieoczekiwane spotkanie na miejscowym cmentarzu. Wpadłam na dawną przyjaciółkę, Majkę, z którą nie miałam kontaktu od ukończenia szkoły średniej. Drogi nasze się rozeszły, gdy ona postanowiła opuścić nasze rodzinne strony.

– Ewa! Ile to już czasu minęło? Opowiadaj, co słychać! – zasypała mnie gradem pytań, na które nie za bardzo wiedziałam, jak zareagować. – Czym się teraz zajmujesz? Koniecznie musimy odnowić kontakt. Niedługo znów będę w okolicy, wyobraź sobie, jaką mam radochę, że na ciebie trafiłam! Jesteś na Facebooku?

Wcisnęła mi do ręki swój numer i namiary, prosząc, żebym dała znać.

Miałam pewien plan

Gdyby nie Majka, to chyba w ogóle nie miałabym pojęcia, że istnieje coś takiego jak konto na Facebooku. Obu udało nam się wyśledzić ciocię Gosię. Mieszka niemalże na krańcu świata. No, a przynajmniej gdzieś na rubieżach naszego kraju. I wtedy właśnie przyszedł mi do głowy pomysł, żeby gdzieś wyjechać. Zdawałam sobie sprawę, że jeżeli Szymon cokolwiek zwącha, to będę miała przechlapane. Strasznie się denerwowałam.

Gosia jako pierwsza usłyszała ode mnie szczerą opowieść o tym, co się u mnie dzieje. No i to ją poprosiłam o jakąś pomoc. Na początku sądziła, że sobie z niej żartuję. Tak właśnie myślałam, że zareaguje. Nikt z mojej miejscowości nie miał zielonego pojęcia, co tak naprawdę dzieje się za drzwiami naszego mieszkania. Ale ostatecznie dała wiarę moim słowom.

Nie miałam nawet własnego telefonu, korzystałam tylko z rodzinnego, który leżał w domu. Swojego smartfona używała wyłącznie Hania. Miałam nadzieję, że Szymon nie sprawdzi numerów, pod które córcia wykonuje połączenia.

– Wystarczy mi tylko jakiś kąt do spania i tymczasowe zajęcie, choćby na krótki okres. Dalej już sama sobie poradzę – błagałam ją. – Tylko zaklinam cię, trzymaj to w tajemnicy przed wszystkimi.

To musiało się udać

Ciocia Gosia przystała na moją propozycję wsparcia. Co więcej, zaoferowała się po nas podjechać. Jednak zdecydowałam, że lepiej będzie utrzymywać nasze relacje w sekrecie. Wpadłam na pomysł wizyty u ortodonty w pobliskiej miejscowości, choć w rzeczywistości miałam umówioną wizytę dopiero za czternaście dni.

– Podrzucisz nas czy musimy skorzystać z komunikacji miejskiej? – rzuciłam do swojego męża przy śniadaniu, udając, że chodzi o coś zupełnie zwyczajnego.

– Nie licz na to, że zmarnuję czas na wasze zachcianki – wykrzywił się, gdy sięgał po forsę na bilet. – Jasne, możecie jechać busem. Jeśli to niezbędne. Ja i tak będę późno z powrotem.

– Musimy jeszcze zapłacić za wizytę. Ortodonta nie przyjmuje na NFZ. Potrzebujemy sto pięćdziesiąt złotych – zmyśliłam.

Dzień wcześniej zebrałam kilka niezbędnych przedmiotów i nadałam je paczką do swojej ciotki. Odebrałam Hanię z lekcji przed końcem zajęć. Dopiero gdy siedziałyśmy w busie, wyjawiłam jej, że tak naprawdę nie jedziemy do dentysty, a na stację kolejową.

Dla Szymona zostawiłam w mieszkaniu wiadomość na kartce. Poinformowałam go, że go opuszczam i nie oczekuję niczego z jego strony poza tym, aby dał nam spokój i nas nie poszukiwał, ponieważ nigdy do niego nie wrócę. Hania była wystraszona, ale nie protestowała. Najwyraźniej pojmowała więcej, niż początkowo sądziłam. Bez jakiegokolwiek sprzeciwu wyjęła z kieszeni swój telefon. Powiadomiłam Gosię, że u nas wszystko gra, że właśnie zmierzamy w jej kierunku.

Zaczęłam inne życie

Wszystko przebiega w miarę łagodnie, nie padają ostre słowa, które mogłyby ranić niczym ostrze. Jedyne, o co drżę, to o dobro Hani. W razie, gdyby Szymon chciał mi ją zabrać, nie wahałabym się ani chwili, żeby bez szemrania do niego wrócić. Dla świętego spokoju poinformowałam już o sytuacji grono pedagogiczne. Gosia sugeruje, żebym przeprowadziła oficjalny rozwód, ale jeszcze nie czuję się na to gotowa. Z pewnością muszę podjąć jakieś kroki. Tymczasowo wciąż gościmy u cioci. Sama wyszła z taką propozycją.

Dzięki niej udało mi się znaleźć zatrudnienie. Dwa razy dziennie, z samego rana i po obiedzie, pracuję w charakterze opiekunki w szkolnym autobusie. Kiedy moja córka jest na lekcjach, zajmuję się myciem schodów w blokach. W razie potrzeby zostaję z maluchami do późnych godzin. Bardzo mnie cieszy, że Hania dobrze odnalazła się w nowym otoczeniu.

Czy czuję się spełniona? Mam nadzieję, że w przyszłości tak będzie. Teraz priorytetem jest dla mnie córka i jej przyszłość. Chcą ją wychować na silną i niezależną kobietę. Taką, która zawsze i wszędzie da sobie radę i nikomu nie da sobie wmówić, że jest nic niewarta.

Reklama

Matylda, 38 lat

Reklama
Reklama
Reklama