Reklama

Dzień Ojca był dla mnie od zawsze jak bomba z opóźnionym zapłonem. Co roku czułem ten sam ciężar, tę samą sztuczność, kiedy wciskałem w dłoń ojcu jakiś prezent – krawat, książkę, cokolwiek, co wydało mi się w miarę neutralne. Tata brał go z obojętnym uśmiechem, mrucząc pod nosem „dzięki”, a potem wracał do swojego fotela, jakbyśmy odhaczali jakiś obowiązek na liście rzeczy do zrobienia. W zeszłym roku siedzieliśmy przy stole, a ja zmuszałem się do rozmowy.

Reklama

Wszystkiego najlepszego, tato – powiedziałem, podając mu paczkę owiniętą w srebrny papier.

– Dzięki... A coś tam masz dla mnie? – zapytał, patrząc nie na mnie, tylko na swój telefon.

– No, to wszystko. Prezent i... no wiesz...

Czułem, że to wszystko jest na siłę. Coś między nami było nie tak. Czasem myślałem nawet, że to chyba ja coś robię źle. Nie umiałem być tym dobrym synem, z którym ojciec chętnie spędzałby czas.

Coś się we mnie zmieniło

Siedzieliśmy przy stole, a tata rozwalił się w fotelu, z kubkiem kawy w ręku. Mama stawiała na stole ciasto, takie samo co roku – sernik z brzoskwiniami, jakby próbowała przykleić tynkiem nasze rodzinne pęknięcia.

– No, Marcin, może coś powiesz tacie z okazji jego święta? – zaproponowała z wymuszonym uśmiechem.

Zacisnąłem szczęki. Ile razy jeszcze będziemy udawać, że jesteśmy szczęśliwą rodziną? Zerknąłem na ojca, który oderwał wzrok od telewizora i czekał, aż powiem coś, co poprawi mu humor.

– Czasem sobie myślę, że lepiej by było, gdybyś w ogóle nie był moim ojcem – wyrzuciłem z siebie, zanim zdążyłem się powstrzymać.

Cisza. Zamarło wszystko – telewizor, łyżeczka w dłoni mamy, dźwięk przewracanych stron gazety. Ojciec pobladł, jakby ktoś odłączył mu prąd. Spojrzał na mnie, a potem na swoje dłonie.

– Nie mów tak… – powiedział cicho, jakby coś w nim pękło.

A ja patrzyłem na niego, czując, jak serce mi wali. Dlaczego tak zareagował? Czemu, zamiast się zezłościć, po prostu zamarł? Czy naprawdę powiedziałem coś, co go aż tak poruszyło?

– O co ci chodzi? – wtrąciła mama, ale jej głos brzmiał jak zza szyby.

Zacząłem się zastanawiać, czy tata coś przede mną ukrywa. Może naprawdę nie jest moim ojcem? Może to wszystko było jednym wielkim kłamstwem? Nie wiedziałem, co myśleć, ale tamtego dnia coś się we mnie zmieniło.

Musiałem poznać prawdę

Nie mogłem tego tak zostawić. Wieczorem, kiedy mama zmywała naczynia w kuchni, wszedłem do niej, czując, jak ciśnienie we mnie rośnie.

– Mamo, powiedz mi, dlaczego tata tak zareagował? – zapytałem ostro, siadając na krześle.

Mama odwróciła głowę, jakby nagle zainteresował ją brudny kubek w zlewie.

– Miał zły dzień. Nie drąż – powiedziała spokojnie, ale jej głos lekko drżał.

– Nie zbywaj mnie. Co on ukrywa? Co przede mną ukrywacie? – podniosłem głos, czując, jak w środku zaczyna mnie palić.

– Zastanów się lepiej nad sobą – powiedziała ostrzej, ale w jej oczach pojawił się cień niepewności.

– To o mnie chodzi! O mnie, rozumiesz?! Mam prawo wiedzieć! – krzyknąłem, a moje ręce zacisnęły się w pięści na blacie stołu.

Matka odłożyła gąbkę i spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Nie rób scen. Twój ojciec... po prostu nie lubi rozmawiać o uczuciach. Znasz go.

– Nie chodzi o to! – przerwałem jej. – To było coś innego. On wyglądał, jakby zobaczył ducha. Powiedz mi w końcu prawdę!

Przez chwilę milczała, zagryzając wargę. A potem, zamiast odpowiedzieć, po prostu wyszła z kuchni, zostawiając mnie z pytaniami, które ciążyły mi na piersi jak głaz. Nie zamierzałem odpuścić.

Serce mi waliło

Była już prawie północ, kiedy usłyszałem ich głosy. Siedziałem w swoim pokoju, ale uchylone drzwi pozwalały wyłapać słowa z salonu. Ciche, przytłumione, pełne napięcia.

Nie możemy mu tego powiedzieć… – mama mówiła szeptem.

– A co, jeśli on się dowie? – zapytał retorycznie ojciec.

Wstałem z łóżka, a nogi same mnie niosły. Krew pulsowała mi w uszach, serce waliło. Zatrzymałem się tuż za framugą.

– Powiedzmy mu wreszcie – tata zniżył głos, ale słowa wbijały się we mnie jak szpilki. – Dłużej tego nie pociągniemy.

– Nie teraz… – mama brzmiała, jakby zaraz miała się rozpłakać. – On tego nie zrozumie…

Nie wytrzymałem. Wszedłem do salonu, patrząc na nich, jakby nagle stali się dla mnie obcy.

– Słyszałem wszystko. Co przede mną ukrywacie?! – wyrzuciłem z siebie, a głos mi drżał.

Mama zamarła, jakby ją przyłapał alarm. Ojciec odchylił głowę i zamknął oczy, jakby się spodziewał ciosu.

– To nie jest takie proste… – zaczęła mama, ale przerwałem jej.

– Co nie jest proste?! Mówcie wreszcie!

Cisza. A potem ojciec westchnął głęboko, ciężko, jakby niósł na barkach cały świat.

– Ja… ja nie jestem twoim prawdziwym ojcem.

Świat zawirował, a słowa Krzysztofa wybrzmiały jak huk pioruna w letnią noc.

Zrobiło mi się gorąco

Siedzieliśmy w salonie. Czułem się, jakbym spadał w przepaść, a oni tylko patrzyli, jak lecę w dół.

Jak to nie jesteś moim ojcem? – wyszeptałem, ale głos mi się załamał.

Matka spojrzała na mnie, oczy miała czerwone, a twarz wykrzywioną z bólu.

– To był… błąd – powiedziała cicho, niemal bezgłośnie. – To się stało dawno temu… podczas jednej z tych imprez. To był tylko jeden raz…

– Jeden raz? – wybuchłem, wstając gwałtownie. – To o mnie chodzi! Jeden raz zrujnował mi życie!

Ojciec spuścił głowę. Nie patrzył na mnie, nie odezwał się ani słowem.

– To Borys, tak? – wyrzuciłem z siebie. – Borys… wujek Borys…

Mama zakryła twarz dłońmi, jakby próbowała zniknąć.

– Tak… Borys jest twoim ojcem – wyszeptała.

Poczułem, jak coś we mnie pęka. Zrobiło mi się gorąco, czułem, jak oczy mi wilgotnieją.

– Jak mogliście mi to zrobić? – głos mi się załamał, a gardło paliło. – Przez całe życie mnie okłamywaliście. Jak mogliście?!

Nie czekając na odpowiedź, wybiegłem z domu, czując, jak świat wiruje. Biegłem przed siebie, nie wiedząc, dokąd. Po prostu musiałem się wyrwać, musiałem uciec od nich, od tych kłamstw, od tego bólu, który wbijał mi się w serce jak rozżarzone igły. Usiadłem na krawężniku pod latarnią.

Syn ze zdrady… – wyszeptałem do siebie, a słowa paliły mnie jak żar. – Czy oni kiedykolwiek mnie kochali?

W głowie miałem chaos

Nie spałem tej nocy. Przewracałem się z boku na bok, a w głowie miałem jedno pytanie. Czy Borys naprawdę jest moim ojcem? Następnego dnia zebrałem się na odwagę i pojechałem do niego. Serce waliło mi w piersi jak oszalałe, dłonie się pociły. W głowie miałem chaos. Zadzwoniłem do drzwi i czekałem, aż je otworzy.

– Marcin? Co ty tu robisz? – zapytał zdziwiony, patrząc na mnie spod zmarszczonych brwi.

Muszę z tobą porozmawiać – powiedziałem, a głos mi się załamał. – To ważne.

Zaprosił mnie do środka, do swojego małego mieszkania pachnącego kawą i starymi książkami. Usiadłem na kanapie, dłonie zacisnąłem w pięści.

Czy jesteś moim ojcem? – wyrzuciłem z siebie, patrząc mu prosto w oczy.

Borys zamarł. Westchnął głęboko, a potem spojrzał w podłogę, jakby chciał znaleźć odpowiedź między deseczkami parkietu.

– Wiedziałem, że w końcu o to zapytasz – powiedział cicho. – Nie jestem tego pewien na sto procent, ale… tak, podejrzewałem to od dawna.

– Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?! – wybuchłem, czując, jak gniew rozsadza mi klatkę piersiową.

– Bo… bo to było skomplikowane – odpowiedział, podnosząc na mnie smutne oczy. – Nie chciałem burzyć rodziny, nie chciałem, żebyś czuł się rozdarty. A Krzysztof… on cię wychowywał, był przy tobie. Nie chciałem wchodzić między was.

– A o mnie nie myślałeś? Nie obchodziło cię, kim jestem? Co czuję? – krzyczałem, a głos mi drżał.

Borys wstał, podszedł do okna i oparł się o framugę. Patrzył gdzieś w dal, jakby szukał odpowiedzi.

– Obchodziło… Ale może byłem tchórzem. Może nie chciałem przyznać, że to ja powinienem być tym ojcem, którego potrzebowałeś.

Zalała mnie fala złości i żalu. Czułem się zdradzony przez matkę, ojca i wujka Borysa. Byłem sam. Kompletnie sam.

Było mi wstyd

Siedziałem na ławce w parku, patrząc w dal, na ludzi, którzy śmiali się, rozmawiali, żyli swoim życiem. Czułem, że nie pasuję do tego świata. Że coś we mnie pękło i już nigdy nie da się tego poskładać. Telefon leżał w mojej kieszeni, ale nie chciałem go wyciągać. Nie chciałem słyszeć głosu mamy ani taty, ani wujka Borysa. Nie chciałem ich widzieć. Chciałem zniknąć. Gapiłem się w niebo, które zaczynało ciemnieć, jakby zaraz miała spaść ulewa. W głowie kłębiły się pytania, na które nie potrafiłem odpowiedzieć. Kim ja właściwie jestem?

Próbowałem przypomnieć sobie chwile z dzieciństwa – uśmiech taty, jego ręce, gdy uczył mnie jeździć na rowerze. Ale teraz te wspomnienia były jak stare fotografie – wyblakłe, pogniecione, brudne. Było mi wstyd. Wstyd, że przez tyle lat byłem ślepy. Wstyd, że oni mnie okłamywali. Wstyd, że moje życie to jedna wielka iluzja. Nie wiedziałem, co dalej. Czy powinienem próbować zbliżyć się do wujka Borysa? Czy wybaczyć matce? Czy dalej nazywać Krzysztofa ojcem?

A może po prostu zniknąć, wyjechać, zacząć gdzieś indziej, od nowa, jakbym się urodził raz jeszcze? Tylko czy gdzieś tam, w tym nowym życiu, ktoś naprawdę na mnie czekał? Patrzyłem w niebo, a pierwsze krople deszczu spadły na moją twarz. Może to były łzy. Może to było wszystko, co mi zostało.

Marcin, 20 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama