„Przez 6 lat byłam kochanką, bo wierzyłam, że wreszcie będziemy razem. Koperta od jego żony wszystko przekreśliła”
„Koperta leżała na moim biurku, niepozorna, kremowa, z odręcznym napisem: Basiu, będzie mi bardzo miło, jeśli przyjdziesz. Długo się w nią wpatrywałam, zanim odważyłam się ją otworzyć. W środku było eleganckie zaproszenie na uroczystość odnowienia przysięgi małżeńskiej Michała i Anny. Data, miejsce, godzina. W rogu dopisek: Po ceremonii zapraszamy na przyjęcie w ogrodzie. Palce drżały, choć przecież to tylko papier. Czy Anna wiedziała?”

- Redakcja
Miałam trzydzieści trzy lata i od sześciu żyłam w ukryciu, kochając mężczyznę, którego nigdy nie mogłam nazwać swoim. Michał był żonaty, miał dzieci, a ja byłam jego „azylem”, „schronieniem”, jak często mawiał. Spotykaliśmy się po pracy, między obowiązkami i wymówkami. Czasem czułam, że to nie wystarcza – chciałam więcej, normalności, nie tylko ochłapów czasu. Ale kiedy próbowałam odejść, on zawsze wracał i mówił, że beze mnie nie potrafi oddychać. Wierzyłam mu. Aż do dnia, w którym jego żona wysłała mi zaproszenie na uroczystość odnowienia ich przysięgi małżeńskiej. Z osobistą dedykacją.
Czy jego żona wiedziała?
Koperta leżała na moim biurku, niepozorna, kremowa, z odręcznym napisem: „Basiu, będzie mi bardzo miło, jeśli przyjdziesz”. Długo się w nią wpatrywałam, zanim odważyłam się ją otworzyć. W środku było eleganckie zaproszenie na uroczystość odnowienia przysięgi małżeńskiej Michała i Anny. Data, miejsce, godzina. W rogu dopisek: „Po ceremonii zapraszamy na przyjęcie w ogrodzie”.
Palce drżały, choć przecież to tylko papier. Czy Anna wiedziała? Czy to zaproszenie miało być gestem dobrej woli, czy może subtelnym ciosem między żebra? Nie miałam pojęcia, co myśleć.
– Ona ci to naprawdę osobiście napisała? – zapytała Ewelina, zerkając przez ramię, gdy wyciągałam kopertę z torebki.
– Tak. Sama. Odręcznie. – Odpowiedziałam, czując suchość w gardle.
– Może coś wie? Albo chce, żebyś się spaliła ze wstydu. Albo po prostu jesteście dla niej tylko koleżankami z pracy i niczego nie podejrzewa – dumała, stukając paznokciami o blat. – Ale to dziwne. Bardzo dziwne.
Wiedziałam jedno – ten gest Anny nie był przypadkowy. I cokolwiek za nim stało, miałam wrażenie, że właśnie znalazłam się w samym środku jakiejś gry. Gry, w której nie znałam zasad, ale byłam pewna, że ktoś zamierza sprawdzić, jak daleko można mnie popchnąć.
Zdanie Michała było dla mnie ważne
– Dlaczego ona to zrobiła? – zapytałam, zanim jeszcze zdążył zamknąć drzwi swojego samochodu. – Michał, czy ona coś wie?
Siedzieliśmy zaparkowani przy parku, jak zawsze w jakimś ustronnym miejscu, gdzie można być razem, ale tylko na chwilę. On trzymał ręce na kierownicy, jakby to miało mu pomóc nie uciec.
– Przestań panikować – powiedział po dłuższej chwili milczenia. – Anna nie wie nic. Ona po prostu... no, robi teraz taki gest wobec wszystkich. Cały zespół dostał zaproszenia.
– Ale tylko moje miało dopisek. Odręczny. To nie wygląda jak „zwykłe zaproszenie dla koleżanki z pracy” – ściszyłam głos. – Czy ty naprawdę uważasz, że to przypadek?
Wzruszył ramionami, ale nie spojrzał mi w oczy.
– Ona lubi cię. Myśli, że jesteś porządną osobą. Może... może po prostu chciała być uprzejma. To nic nie znaczy.
– A może to jej sposób, żeby się zemścić? Albo sprawdzić, czy przyjdę i jak się zachowam. Może wie wszystko, tylko chce zobaczyć, czy mam czelność się pojawić – syknęłam, czując, jak serce wali mi jak oszalałe.
Odwrócił się do mnie w końcu, a jego twarz była bardziej zmęczona niż zwykle.
– Basia, proszę cię, nie szukaj sensacji tam, gdzie jej nie ma. To tylko... uroczystość. Zrobimy swoje, przeżyjemy to i tyle.
Spojrzałam przez szybę na mijających nas ludzi. Rodziny, zakochani, dzieci z lodami. A my? My istnieliśmy tylko w przerwach między cudzym życiem.
Nie chciałam rzucać się w oczy
Kościół był piękny. Stare mury, świece, muzyka na żywo. Ludzie przyszli odświętnie ubrani, uśmiechnięci, pełni wzruszenia. Ja – byłam jedyną osobą, która czuła, że to nie jest jej miejsce. Usiadłam w trzeciej ławce od końca, nie chcąc rzucać się w oczy. Sukienka, którą założyłam, wydawała mi się zbyt ciemna, włosy zbyt jasne, wszystko we mnie – nie na miejscu.
Kiedy Michał wszedł do środka, prowadząc Annę pod rękę, czułam się słabo. Był w garniturze, którego nigdy wcześniej na nim nie widziałam. Ona – w białej sukni, nie ślubnej, ale niemalże. Elegancka, dostojna, promienna. Trzymali się za ręce. Uśmiechali się do siebie. Dzieci siedziały w pierwszym rzędzie, dumne, jakby to był ich ślub.
– No patrz, jak się kochają... – szepnęła Magda, koleżanka z pracy, pochylając się w moją stronę. – Piękna para, co?
Skinęłam tylko głową. Nie ufałam swojemu głosowi. Patrzyłam, jak Michał patrzy na Annę, jak mówi przysięgę, jak całuje jej dłoń. Jakby... jakby nigdy mnie nie znał.
A potem nadszedł moment przemowy. Anna wzięła mikrofon, dziękowała rodzinie, przyjaciołom, kolegom z pracy. I nagle spojrzała na mnie.
– Basiu, dziękuję, że przyszłaś. To dla mnie naprawdę ważne – powiedziała z uśmiechem.
Czułam, że wszyscy się odwrócili. Patrzyli. Na mnie.
Czy to był przypadek?
Wyszłam niemal natychmiast po zakończeniu ceremonii. Nie chciałam słuchać rozmów, śmiechów, gratulacji. Zostawiłam koleżanki, zostawiłam kieliszki szampana, zostawiłam wszystko, co udawało szczęście. Wyszłam na zewnątrz, gdzie powietrze było chłodne.
Usiadłam na ławce w ogrodzie, tuż przy żywopłocie. Drżały mi dłonie. Nie wiedziałam, czy z zimna, czy z emocji.
– Basiu – usłyszałam jego głos. Michał przyszedł za mną. – Wszystko w porządku?
– Czy ty widziałeś, co ona zrobiła? – szepnęłam, nie patrząc mu w oczy. – Czy to był przypadek?
– Ona po prostu jest… dobra. Może chciała, żebyś nie czuła się wykluczona.
– Nie żartuj. Anna wiedziała, co robi. Spojrzała mi prosto w oczy. Ona wie, Michał. Albo się domyśla.
Usiadł obok, zostawiając między nami przestrzeń. Ciszę, której nie umiał wypełnić.
– A może to ja jestem dla niej tylko nikim? – mówiłam dalej. – A dla ciebie? Tylko sekretem, który trzeba ukrywać w ciemnych samochodach i wolnych popołudniach?
– Nie mów tak – westchnął. – To nie jest takie proste.
– Wiem – uśmiechnęłam się krzywo. – Bo gdyby było proste, już dawno byś był ze mną, prawda?
Nie odpowiedział. Patrzyłam, jak podnosi wzrok ku niebu, jakby tam miał znaleźć rozwiązanie.
A ja? Siedziałam obok mężczyzny, którego kochałam. I czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej.
„Jesteś częścią naszej codzienności”
Spotkałyśmy się na przyjęciu. Nie mogłam już dłużej unikać Anny, choć bardzo chciałam. Ona natomiast wydawała się pewna siebie, spokojna, jakby wszystko miała pod kontrolą. Podszedłszy do mnie z kieliszkiem białego wina w dłoni, uśmiechnęła się z lekkim zmęczeniem.
– Basiu, naprawdę się cieszę, że przyszłaś. Wiesz… ja chcę, żeby w naszym zespole panowała szczerość i bliskość – powiedziała cicho, jakby to był tylko zwykły komentarz do biurowej atmosfery.
– Nie wiem, czy powinnam tu być – odpowiedziałam po chwili, z trudem powstrzymując drżenie w głosie.
– A dlaczego nie? – zapytała z pozorną troską. – Jesteś przecież częścią naszej codzienności. Michał często o tobie mówi. Zawsze z dużym szacunkiem.
Zamrugałam. Czułam, że mówi to z premedytacją. Jej wzrok wbity był we mnie z zaskakującą intensywnością. Tak, jakby badała moją reakcję. Jakby chciała, żebym coś powiedziała. Żebym się potknęła.
– To... miłe – bąknęłam, nie wiedząc, co zrobić z rękami, wzrokiem, ciałem.
– Wiesz, Michał to dobry człowiek. Potrzebuje ludzi, którzy dobrze mu życzą. Zwłaszcza teraz – dodała i nagle zamilkła, jakby wypowiedziała coś zbyt wieloznacznego.
Nie odpowiedziałam. Stałyśmy przez chwilę w tej nieznośnej ciszy, a ja czułam, że każde kolejne słowo może rozsypać wszystko.
Czasami człowiek nie musi usłyszeć prawdy, żeby ją zrozumieć. Wystarczy, że ktoś patrzy na ciebie w odpowiedni sposób.
Dla mnie to było piekło
Po wszystkim wróciłam do mieszkania. Zdjęłam buty, oparłam się o drzwi i przez dłuższą chwilę stałam bez ruchu. Telefon zadzwonił, jakby miał idealne wyczucie chwili.
– Dziękuję, że przyszłaś. To dla mnie ważne – powiedział Michał.
Milczałam. Słyszałam w tle jego dzieci. Śmiali się. Anna coś mówiła ciepłym tonem. Byli rodziną. Prawdziwą, choć może nie idealną. Ja byłam tylko dodatkiem. Cieniem w tle.
– Dla ciebie, czy dla niej? – zapytałam cicho. – Bo dla mnie to było piekło.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Rozłączyłam się pierwsza. Poczułam coś w rodzaju spokoju. Może nie takiego, jakiego chciałam, ale jakiego potrzebowałam.
W tamtym domu trwało życie. Codzienne, głośne, nie moje. A ja, choć przez chwilę myślałam, że mogę mieć w nim miejsce, zrozumiałam, że jestem tylko tłem dla cudzego szczęścia.
Miłość nie zawsze jest tym, czego się pragnie. Czasem jest tym, co zostawia ślad. I boli. Ale mimo wszystko, było warto dla tych krótkich chwil bycia najważniejszą.
Basia, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Po 60. wstydziłam się swoich pragnień, ale sąsiad pomógł mi się przełamać. Teraz ma mnie kto grzać w jesienne wieczory”
- „Zbyszek myślał, że jest cwany i uwiedzie mnie na słodkie oczy. Nie spodziewał się, że trafił na taką twardą babeczkę”
- „Wybraliśmy się z żoną do lasu i trafiliśmy na grzybowe Eldorado. Cenniejsze było dla mnie jednak coś zupełnie innego”