„W otumanieniu popełniłam ciężki grzech. Narzeczony niby chciał mi pomóc, ale miał w tym swój interes”
„– To się wyda, zawsze w końcu się wydaje, nie wiesz tego? – Spokojna głowa, załatwię to, a ty jeszcze dzisiaj odstawisz alkohol i… – odwrócił się w drzwiach. – Jeśli tak bardzo ci zależy na czyimś życiu, to… Zrobię ci w końcu to dziecko”.

- Lidia, 37 lat
Nie uważałam się za alkoholiczkę. Tamtego dnia też nie wypiłam zbyt wiele. Ot, lampkę wina do obiadu ze znajomymi prokuratorami, piwo na ochłodę po powrocie do domu, kolejne wino, tym razem czerwone, podczas grilla ze znajomymi. Nie, to stanowczo nie było dużo.
Dbałam o siebie, jadłam nieprzetworzone produkty, kupowałam ekologiczne kosmetyki i ubrania z fabryk stosujących zasady uczciwej pracy. Czytałam etykiety na zakupionych towarach, tylko składu alkoholu nigdy nie analizowałam.
„To tylko piwo, zresztą leczy nerki, a wino poprawia krążenie” – tłumaczyłam sobie tamtego wieczoru, dolewając do swojego kieliszka trunku w kolorze burgunda.
– Może nie powinnaś? – spytał Maciek niepewnie.
– Może nie powinieneś się wtrącać – uśmiechnęłam się kwaśno. – Nie martw się, odwiozę cię do domu. Jestem mistrzynią kierownicy – puściłam do niego oko.
Maciek nie mógł mi wybaczyć
Oboje byliśmy sędziami. Poznaliśmy się na korytarzu okręgówki i niemal od razu zadurzyliśmy się w sobie. Wkrótce on mi się oświadczył, a ja powiedziałam radosne „tak!”. Tyle że po kilku latach narzeczeństwa mój entuzjazm nieco przygasł. Mój narzeczony myślał o karierze w odległej Warszawie, ja marzyłam o spokojnym życiu i choćby jednym dziecku. A im dłużej Maciek zwlekał z decyzją o ślubie, tym ja częściej zaglądałam do kieliszka.
Słaba głowa i jeszcze słabsze serce spowodowało, że uwikłałam się w romans z nieodpowiednim mężczyzną. Maciek szybko się o nas dowiedział, na jakiś czas nawet wyprowadził się z naszego mieszkania, wkrótce jednak wrócił, wybaczając mi skok w bok, a ja z wdzięczności odstawiłam alkohol.
Do czasu, bo wkrótce okazało się, że mój ukochany nie potrafi się przemóc i zbliżyć do mnie. Wszystkie jego zapewnienia rodem z psychologicznych poradników mogłam sobie rozbić o cztery litery. Czułam się upokorzona jego wstrętem do mnie, więc żeby przetrwać zaczęłam znowu popijać. I tak oto staliśmy na przeciw siebie na grillu u znajomych, udając idealną parę.
Uderzyłam w coś
Obrażony na mnie Maciek usiadł za kierownicą, ale kiedy przy pierwszym zakręcie omal nie wyrzuciło nas na drzewo, wysiadł i nakazał mi się przesiąść. Nie przyznał jak marnym jest kierowcą, bo to nie byłoby w jego stylu. Odpaliłam auto i z impetem ruszyłam przed siebie, znacznie przekraczając dozwoloną prędkość. Znałam tę trasę, jak własną kieszeń. Nie bałam się ostrych zakrętów ani stromych podjazdów. Mogłam prowadzić z zamkniętymi oczami, gdyby Maciek nie zaczął mnie pouczać.
Kłócąc się z nim, uderzyłam w coś twardego i zaczęłam „tańczyć” na szosie. Ledwo udało mi się zatrzymać samochód. Gdy tylko to się stało, wyskoczyłam na ulicę sprawdzić, w co trafiłam. Byłam przekonana, że skosiłam daniela albo dzika. Już raz przeżyłam podobną przygodę, ale nie znalazłam niczego oprócz śladów krwi.
– Wracajmy, pewnie się spłoszył i pobiegł do lasu – chwycił mnie Maciek. – No dalej, bo zaraz ktoś wpadnie na nasz samochód! – siłą wepchnął mnie do środka i zmusił do jazdy.
Chciałam wziąć latarkę i sprawdzić, czy to coś żyje gdzieś tam w dole nasypu, lecz Maciek stanowczo mi zabronił. Wróciliśmy, nie sprawdzając nawet stanu naszego pojazdu. Dopiero następnego dnia z radia dowiedziałam się, że w naszej okolicy został potrącony jakiś turysta, który leży w ciężkim stanie w szpitalu. Szukano sprawcy i wszystkich, kto widział zdarzenie.
– Nie martw się, w nocy spadł deszcz i zmył wszystkie ślady – skomentował wiadomości Maciek.
Nie słuchał mnie, bo miał swój plan
– Czy nie rozumiesz, że potrąciliśmy człowieka? – zapytałam zaskoczona.
– Jeśli już, to ty! – spojrzał na mnie wściekły. – Ty pójdziesz siedzieć, jeśli umrze. I nawet nie miej nadziei, że wplączesz mnie we współudział – syknął.
– To się wyda, zawsze w końcu się wydaje, nie wiesz tego?
– Spokojna głowa, załatwię to, a ty jeszcze dzisiaj odstawisz alkohol i… – odwrócił się w drzwiach. – Jeśli tak bardzo ci zależy na czyimś życiu, to… Zrobię ci w końcu to dziecko.
– Co?! – aż podskoczyłam.
– Nie przesłyszałaś się. Zostaniesz moją żoną i matką mojego dziecka.
– Nigdy w życiu! Jeszcze dzisiaj od ciebie odejdę! Jak możesz proponować mi coś takiego? W takiej chwili?! – Rzuciłam się na niego.
– Jeśli po powrocie cię tu nie zastanę, to pójdę na policję… Wybieraj – powiedział już spokojniej. – Albo ślub, dziecko i przeprowadzka do Warszawy, albo koniec z tobą.
Dopiero wtedy zrozumiałam, jak bardzo mnie nienawidzi i jak długo musiał czekać, żeby się na mnie zemścić.