„Przez błędy młodości mama ma swoje za uszami. To w Dzień Matki dopadły ją mroczne demony przeszłości”
„Spojrzała na mnie, jakby zobaczyła ducha. – Mamo… Musisz mi powiedzieć. Zamknęła oczy. Przez długą chwilę milczała. W końcu pokiwała głową. – Opowiem ci. Ale to nie będzie łatwe. Jej głos był cichy, drżący. Jakby mówiła o kimś innym. Ale ja wiedziałam, że to jej historia. I że muszę ją usłyszeć”.

- Redakcja
Zawsze uważałam, że mama zasługuje na więcej radości, niż pozwala sobie odczuwać. Odkąd pamiętam, była spokojna, wyważona, niemal przezroczysta. Nigdy nie narzekała, ale też rzadko się śmiała naprawdę – tak głośno, bez kontroli. Jako dziecko marzyłam, żeby to zmienić. Kiedy dorosłam, ten plan stał się moją małą misją. Dlatego w tym roku postanowiłam, że na Dzień Matki dam jej coś wyjątkowego. Nie kolejny krem przeciwzmarszczkowy, ani filiżanki z kwiatuszkami. Chciałam dać wspomnienie – coś, co poruszy ją do głębi.
Babcia kiedyś powiedziała, że w młodości mama „szalała” za jednym zespołem. Nawet jeździła na koncerty! Nie mogłam sobie tego wyobrazić – mojej cichej mamy w tłumie, z rękami w górze krzyczącej słowa piosenek. Ale to mnie tylko bardziej przekonało, że to dobry pomysł. Kiedy znalazłam bilety na ich jubileuszowy koncert – drogie, ale w pierwszym rzędzie – nie wahałam się ani chwili. Miałam łzy w oczach, wyobrażając sobie jej reakcję. Chciałam zobaczyć ją szczęśliwą. Wreszcie naprawdę szczęśliwą.
Moja mama pobladła
– Mamo, mam coś dla ciebie – powiedziałam, ledwo powstrzymując ekscytację. Wręczyłam jej kopertę, starannie obwiązaną różową wstążką. Patrzyła na nią przez chwilę, jakby nie wiedziała, co z nią zrobić. W końcu rozerwała papier.
– Bilety? – zapytała, marszcząc brwi. – Ale… na co?
– Na koncert! – wykrzyknęłam. – Twojego ukochanego zespołu, pamiętasz? Babcia mówiła, że kiedyś ich uwielbiałaś. Grają tylko raz w roku, ale mam dwa miejsca w pierwszym rzędzie! Ja pójdę z tobą, jeśli chcesz.
Spojrzała na mnie. Nie uśmiechnęła się. Nie rozpromieniła, jak się spodziewałam. Jej twarz zbladła. Palce zacisnęły się na biletach. A potem po prostu… spuściła wzrok.
– Dlaczego to zrobiłaś? – zapytała cicho.
Zamurowało mnie. Stałam tam z głupim uśmiechem, który nagle przestał pasować do sytuacji.
– Co masz na myśli? To miał być prezent... chciałam, żebyś się ucieszyła.
Mama milczała. Westchnęła tylko i odłożyła bilety na stół. Odeszła do kuchni, zostawiając mnie samą z narastającym niepokojem. Co poszło nie tak? Czy nie trafiłam w jej gust? Czy coś się stało? Usiadłam i patrzyłam na te dwa niewinne kawałki papieru, które jeszcze godzinę temu wydawały mi się najpiękniejszym prezentem świata. Teraz wyglądały jak coś, czego lepiej było nie dotykać.
Musiałam poznać prawdę
Nie mogłam przestać o tym myśleć. Zachowanie mamy, nie dawało mi spokoju. Cisza w jej oczach, ten chłód w głosie – to nie był tylko brak entuzjazmu. To było coś więcej. Coś, czego nie rozumiałam, ale co już pulsowało między nami jak niewidzialna ściana. Zadzwoniłam do cioci Edyty. Wahałam się, ale potrzebowałam odpowiedzi.
– Ciociu? Masz chwilę?
– Oczywiście, skarbie. Co się dzieje?
– Chciałam zapytać o coś... dziwnego. Kupiłam mamie bilety na koncert tego zespołu, co niby kochała w młodości. Ale jak jej je dałam, to... coś się z nią stało. Zbladła. Powiedziała tylko: „Dlaczego to zrobiłaś?”. Wiesz coś o tym?
Po drugiej stronie zapadła cisza. Dłuższa, niż powinna.
– Joasiu... – zaczęła Edyta. – Nie jestem pewna, czy mam prawo...
– Proszę, powiedz mi. To ważne.
– Twoja mama... po jednym z koncertów... bardzo długo dochodziła do siebie. Nigdy nie mówiła wprost, co się wtedy wydarzyło. Ale pamiętam, że wróciła do domu inna. Zamknięta. Przestraszona.
– Stało się coś złego, prawda?
– Nie wiem wszystkiego – odpowiedziała z wahaniem. – Ale to nie była tylko młodzieńcza zabawa. Tamtej nocy... coś się stało. I od tamtej pory nigdy nie była już taka sama.
Wyciszyłam telefon. W głowie mi dudniło. Czułam się, jakbym niechcący wsadziła rękę w otwartą ranę.
Niełatwa prawda z młodości
Minęły dwa dni. W domu było cicho. Mama unikała mnie, a ja jej. Żadna z nas nie wiedziała, jak zacząć rozmowę, której nikt nie chciał prowadzić. Bilety leżały na komodzie, jak przypomnienie czegoś, czego nie rozumiem. Pewnego wieczoru, wracając wcześniej z pracy, usłyszałam głos mamy. Nie wiedziała, że jestem w domu. Siedziała w salonie z telefonem przy uchu. Mówiła cicho, ale jej słowa wbijały się we mnie jak szpilki.
– Nie mogę tam pójść, Ela… To był tamten koncert… Wtedy. Kamil się ze mną pokłócił, wyszedł, zostawił mnie samą… a potem…
Zapadła cisza.
Stałam za drzwiami, serce waliło mi jak oszalałe. Czułam, że nie powinnam słuchać, ale nie mogłam odejść.
– Myślałam, że już to zostawiłam za sobą. Ale nie da się. Nie da się zapomnieć, kiedy piosenka przypomina ci każdą sekundę.
Nie czekałam. Weszłam do pokoju. Spojrzała na mnie, jakby zobaczyła ducha.
– Mamo… ja to słyszałam. Musisz mi powiedzieć.
Zamknęła oczy. Przez długą chwilę milczała. W końcu tylko skinęła głową i wskazała krzesło obok.
– Usiądź, Joasiu… Opowiem ci. Ale to nie będzie łatwe.
Jej głos był cichy, drżący. Jakby mówiła o kimś innym. Ale ja wiedziałam, że to jej historia. I że muszę ją usłyszeć.
Trauma, o której nikt nie wiedział
Mama długo milczała. Wpatrywała się w swoje dłonie, jakby tam chciała odnaleźć słowa, których nie potrafiła wypowiedzieć. Ja siedziałam cicho, spięta jak struna, gotowa na wszystko – a jednak to, co usłyszałam, zupełnie mnie zaskoczyło.
– To był koncert w Katowicach. Pojechaliśmy we czwórkę: ja, mój ówczesny chłopak Kamil, jego kuzyn i jego koleżanka Anita. Kamil zawsze był... intensywny. Charyzmatyczny. I bardzo zazdrosny.
Spojrzała na mnie ukradkiem, po czym znów uciekła wzrokiem.
– W pewnym momencie on zniknął. Szukałam go w tłumie, a potem zobaczyłam – całował się z nią. Z tą koleżanką kuzyna. Tam. Na moich oczach. Jakby mnie nie było.
Przełknęła ślinę.
– Podeszłam do nich. Krzyczałam, że co on wyprawia, że jak może... a on tylko się śmiał. Nazwał mnie „panienką z dobrego domu, co nie umie się bawić”. A potem po prostu wsiadł z nimi do samochodu i… zostawił mnie. Samą. W obcym mieście, bez pieniędzy, bez telefonu, bez kontaktów.
Zacisnęła dłonie.
– Nie miałam pojęcia, co robić. Była noc. Próbowałam zapytać ludzi o drogę, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. Jedna kobieta poradziła mi, żebym poszła na stację kolejową. Dotarłam tam na piechotę, długo to trwało. Siedziałam do rana na ławce, trzęsąc się z zimna. Wszystkie rzeczy zostawiłam w tym samochodzie.
Westchnęła głęboko.
– Pociągiem wróciłam do domu. Powiedziałam rodzicom, że wszystko było cudownie. A potem przez miesiące nie mogłam spać. Przestałam ufać ludziom. Przestałam słuchać muzyki i śpiewać. Kiedy słyszałam ten zespół, coś mnie rozsadzało w środku.
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Takiej jej nie znałam. Była mi teraz bliższa niż kiedykolwiek – i jednocześnie dalej nie mogłam sobie tego wszystkiego wyobrazić.
– To nie twoja wina, że to wróciło – powiedziała w końcu. – Ale teraz już wiesz.
Nie musiała już dźwigać tego sama
Chciałam oddać te bilety. Chciałam je spalić, podrzeć, wyrzucić – cokolwiek, byle wymazać ten niefortunny gest, który przywrócił matce wspomnienia, o których nigdy nie chciała pamiętać.
– Mamo, nie musimy tam iść. Naprawdę. Ja… ja po prostu chciałam ci zrobić niespodziankę. Myślałam, że to cię ucieszy.
Usiadłyśmy w kuchni. Słońce zaglądało przez firankę, ale atmosfera była ciężka, pełna powietrza, którym nie dało się swobodnie oddychać.
– Wiem, że chciałaś dobrze – powiedziała. – I wiem, że nie miałaś pojęcia. Ale może dobrze, że tak się stało. Może właśnie musiało się stać.
– Ale... przecież nie chcesz tam wracać. Do tamtych emocji, do tego zespołu.
– Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Ale… może powinnam przestać się bać.
Spojrzała na mnie i po raz pierwszy od wielu dni lekko się uśmiechnęła. Smutno, delikatnie, ale jednak.
– Może nie pójdę. Ale już nie muszę tego dźwigać sama. Tyle lat… a wystarczyło jedno zdanie, jeden gest, bym poczuła, że mogę powiedzieć prawdę.
Podałam jej rękę. Ujęła ją cicho, jakby z obawą, że to wszystko zaraz zniknie.
– Jestem z tobą. Zawsze – powiedziałam.
Widziałam w niej teraz biedną skrzywdzoną dziewczynę, której to traumatyczne doświadczenie z czasów młodości rzuciło się cieniem na całe życie. Dlatego nigdy się nie śmiała i nigdy nie była w pełni szczęśliwa. W jej oczach pojawiły się łzy. Tym razem nie z bólu, tylko z ulgi.
Joanna, 24 lata
Czytaj także:
- „Sąsiad zza płotu poruszył najczulsze struny w moim sercu. Po 60-tce znudziło mi się parzenie herbatki dla męża”
- „Syn wył z wściekłości, gdy na komunię babcia dała mu Biblię. Dostał jednak lekcję życia, którą bardzo długo popamięta”
- „Od 10 lat udaję, że nie widzę romansów mojego męża. Wolę być zdradzaną żoną niż samotną matką z kredytem na głowie”