„Przez całe święta musiałam słuchać złośliwości babci. Powiedziała coś, po czym nawet sernik nie smakował tak samo”
„Babcia popatrzyła po nas, przez moment jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale... zamilkła. Po raz pierwszy. I właśnie ta cisza była moim zwycięstwem”.

- Redakcja
Święta w naszej rodzinie zawsze były... huczne. I męczące. Odkąd pamiętam, zbieraliśmy się wszyscy w domu moich rodziców – rodzice, ciotki, wujkowie, kuzyni i oczywiście ona. Babcia. Matka mojego taty. Starsza pani z upodobaniem do porcelanowych bibelotów, złośliwych komentarzy i wyciągania brudów sprzed dekady. A ja byłam jej ulubionym celem. Co roku powtarzałam sobie, że przymknę oko, nie dam się sprowokować. Jednak te święta były inne. Albo to ja byłam inna. Dorosłam. I coś we mnie pękło.
Miałam dość
– Kochanie, rozpakuj sałatkę z pojemnika – powiedziała mama i uśmiechnęła się do mnie.
– Jasne – odparłam, zdejmując płaszcz.
– Tylko nie przesól jej jak ostatnio. I uważaj. Ta miska jest delikatna – odezwał się głos zza stołu.
Babcia. Oczywiście. Pierwszy strzał padł, a minęły dopiero trzy minuty.
– Postaram się nie zrujnować świąt – odpowiedziałam, przekładając sałatkę do szklanej misy.
– Oj, taka teraz ironiczna jesteś? Kiedyś byłaś milsza. Mniej pyskata – westchnęła babcia, biorąc łyk herbaty.
– To było kiedyś – rzuciłam cicho.
– Słyszałam – mruknęła z zadowoleniem. – No i widzisz, potwierdzasz tylko, że dzieci dzisiaj nie mają szacunku do starszych.
Spojrzałam na mamę, ale ona tylko bezradnie wzruszyła ramionami. Jak zwykle. Tata udawał, że nie słyszy, pogrążony w dekorowaniu makowca.
– Może po prostu dzieci dzisiaj nie pozwalają się wiecznie krytykować – powiedziałam, uśmiechając się sztucznie.
– A może po prostu mają za dobrze. Wszystko pod nos, a potem wielkie ego i zero pokory. Ty to zawsze byłaś taka... artystyczna. Zero praktyki, dużo bujania w obłokach – podsumowała babcia.
Zamknęłam oczy na chwilę. Słyszałam te teksty od lat, ale tego dnia zabrzmiały jakoś ostrzej. Może dlatego, że miałam już dosyć siedzenia cicho.
– Babciu, naprawdę się staram, ale czy chociaż jedno święto mogłoby minąć bez tych komentarzy?
– Komentarze? To tylko troska. Chyba że masz coś na sumieniu?
– Nie, ale mam dość. – Spojrzałam jej prosto w oczy. – I nie jestem już dzieckiem, które musi słuchać wszystkiego w milczeniu.
Nie dawała mi spokoju
Babcia milczała przez dłuższą chwilę. A to w jej przypadku oznaczało, że coś kombinuje. Nabrała powietrza i zaczęła tonem świętej męczennicy:
– Czasy się zmieniły. Za moich lat dzieci słuchały starszych i dziękowały, że ktoś się nimi interesuje.
– No właśnie, czasy się zmieniły. A ja mam 24 lata, nie 4 – przypomniałam jej spokojnie.
– A zachowanie jakbyś miała ledwie 3 – prychnęła.
– Mamo... – wtrącił się niepewnie tata, ale babcia podniosła brew i machnęła ręką.
– Niech mówi, skoro taka dorosła. Tylko potem niech nie płacze, że nikt jej nie chce i sama zostaje na święta.
– Babciu! – wybuchłam. – Serio? Bo nie pozwalam się publicznie obrażać, to znaczy, że umrę sama?
– Daj spokój – próbowała mnie uciszyć mama. – Nie zaczynajmy.
– Nie ja zaczynam! Co święta muszę udawać, że nie słyszę tych kąśliwości. „Znowu sama?”, „W tym wieku nie powinnaś mieć już męża?”, „Z tą pracą to taka zabawa, a nie życie”... Czy ja jestem tu tylko po to, żeby mnie krytykować?
– Oj, rozczulasz się. Ktoś musi ci prawdę powiedzieć – wzruszyła ramionami babcia. – Rodzina od tego jest.
– Rodzina jest od wspierania, nie do tego, żeby człowieka systematycznie podważać pewność siebie. – Wstałam. – Idę się przewietrzyć.
– No proszę. Wielka dama się obraziła – rzuciła za mną.
Nie odpowiedziałam.
Uśmiechnęłam się nieśmiało
Mróz szczypał w policzki, ale nie zawróciłam. Owinęłam się szalikiem i poszłam naokoło bloku. Nagle drzwi klatki się otworzyły – ku mojemu zdziwieniu wybiegł za mną... dziadek.
– Lenka! – zawołał. – Poczekaj chwilkę.
Zatrzymałam się, zaskoczona.
– Dziadku? Ty tu? Myślałam, że... no nie wiem... stoisz po stronie babci.
– Stoję po stronie rozsądku – odpowiedział, stając obok. – I po stronie ciebie, jeśli chcesz wiedzieć.
– Naprawdę? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– Twoja babcia... ona taka już jest. Całe życie musi mieć ostatnie słowo. I najlepiej, jakby ono było kąśliwe.
– Ale dlaczego na mnie? – zapytałam, czując, jak złość miesza się we mnie z czymś zupełnie innym – rozczarowaniem. – Co ja jej zrobiłam?
– Nic. Po prostu jesteś młoda, wykształcona, masz swoje zdanie. To ją drażni. Babcia nie znała takiej wolności. Za jej czasów kobieta miała milczeć i gotować. I ona nie umie zaakceptować, że ty możesz chcieć czegoś innego.
– To okropne.
– To smutne. Nie bierz tego do siebie. Ona pewnie zazdrości, że możesz być, kim chcesz. A że nie umie powiedzieć tego wprost, to cię kąsa. Jak pies, który nie zna innego języka.
Uśmiechnęłam się nieśmiało.
– Dziadku, dziękuję. Serio. Nikt mi tego tak nie wytłumaczył.
– A teraz wracajmy, zanim matka pomyśli, że cię gdzieś porwałem. I nie daj się więcej.
– Nie dam. Obiecuję.
Wzięłam głęboki oddech
Wróciliśmy z dziadkiem do mieszkania. W kuchni pachniało barszczem i grzybami, w salonie rozbrzmiewały kolędy z płyty. Mama uśmiechnęła się z ulgą, kiedy mnie zobaczyła.
– Dobrze, że jesteś. Zaraz zasiadamy do stołu – powiedziała cicho, jakby nic się nie stało.
Usiedliśmy. Dziadek przysunął mi krzesło i lekko szturchnął mnie łokciem. Odwzajemniłam gest. Wzięłam głęboki oddech.
– No to, kochani – zaczęła mama. – Życzę nam spokoju, zdrowia, ciepła rodzinnego i mniej złośliwości przy stole.
– A to do mnie? – spytała babcia, podnosząc kieliszek z kompotem. – Bo jeśli tak, to proszę mówić wprost. Nie obrażam się.
– To może ja powiem wprost – odezwałam się, zanim mama zdążyła zareagować. – Babciu, jesteś częścią tej rodziny. Jednak nie masz prawa co święta przypominać mi, że nie jestem wystarczająco dobra w twoich oczach.
Zapanowała cisza. Nawet kuzyni przestali się dłubać w telefonach.
– Och, znowu dramaty – mruknęła babcia.
– Nie. Już nie dramaty. Po prostu: przestań. Nie jestem twoim projektem. Nie muszę być taka jak ty ani jak mama, ani jak ktokolwiek inny. I nie zamierzam się więcej tłumaczyć z tego, kim jestem.
– To coś nowego – skwitowała babcia. – Wnuczka się stawia.
– Nie. Wnuczka się broni. Bo nauczyła się, że dorosłość to nie tylko praca i ślub. To też umiejętność mówienia „dość”.
Powiedziałam, co myślę
– Aha – mruknęła babcia, jakby próbowała zdecydować, czy warto dalej eskalować. – Ciekawe, skąd nagle taka mądrość u ciebie. Kto cię tego nauczył?
– Życie, babciu. I parę upokorzeń z twojej strony, które zamiast mnie złamać, tylko mnie wzmocniły – odpowiedziałam spokojnie, ale stanowczo.
– No, proszę – prychnęła. – I pomyśleć, że to ja cię kiedyś przewijałam...
– I za to dziękuję – spojrzałam jej w oczy. – Jednak dorośli ludzie mogą podziękować za pomoc w dzieciństwie i jednocześnie nie godzić się na bycie obrażanym teraz.
Tata chrząknął.
– Może skupmy się na jedzeniu? Barszcz stygnie.
– Nie – powiedziała nagle babcia. – Skoro już tu robimy dramę, to proszę bardzo. Chcesz być dorosła? To bądź. Tylko pamiętaj, dorosłość to też samotność. Jak odrzucasz dobre rady starszych...
– A jakie to były „dobre rady”, babciu? Że nigdy nie znajdę męża, bo mam swoje zdanie? Że szkoda, że nie urodziłam się chłopcem?
– Nie mówiłam tego aż tak...
– Mówiłaś. I słyszałam. Wszystko pamiętam. Teraz już wiem, że nie muszę w to wierzyć.
Dziadek odchrząknął i sięgnął po talerz z uszkami.
– To może teraz naprawdę barszczyk? Bo zrobi się jeszcze goręcej.
Wszyscy się zaśmiali. Babcia popatrzyła po nas, przez moment jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale... zamilkła. Po raz pierwszy. I właśnie ta cisza była moim zwycięstwem.
Spojrzała na mnie z niepokojem
Kolacja minęła już bez większych zgrzytów. Babcia nie komentowała mojego stroju, planów na przyszłość, ani faktu, że nadal jestem singielką. A ja nie siedziałam spięta jak struna. Jadłam. Rozmawiałam. I po raz pierwszy od lat czułam się na tych świętach... sobą. Po kolacji pomogłam mamie w kuchni. Gdy zmywałyśmy, mama odwróciła się nagle i spojrzała na mnie z niepokojem.
– Nie poszłaś za ostro?
– Mamo, ja ją tylko zatrzymałam. Nie obraziłam. Nawet nie krzyczałam.
– No tak – przyznała. – Ale i tak jestem w szoku. Zawsze byłaś taka... spokojna.
– Aż do dzisiaj – uśmiechnęłam się.
Gdy wychodziłam z kuchni, babcia siedziała przy choince i przyglądała się bombkom, które sama jeszcze kilka lat temu wieszała na drzewku z moim bratem. Przez chwilę się zawahałam, ale potem podeszłam.
– Ładne w tym roku – powiedziała cicho, nie patrząc na mnie.
– Wybraliśmy wspólnie z mamą. Te czerwone są twoje, pamiętasz?
– Pamiętam – przytaknęła. – I pamiętam też, że ty zawsze lubiłaś tę niebieską gwiazdę.
– Dalej lubię – odpowiedziałam, siadając obok. – Wiesz, babciu... ja naprawdę chcę mieć z tobą kontakt. Tylko nie taki, w którym muszę się przed tobą bronić.
Spojrzała na mnie uważnie. Bez uśmiechu, ale i bez kąśliwości.
– No dobrze. Może... może nie zawsze wszystko mówię tak, jak trzeba.
I to było tyle. Żadnego „przepraszam”, żadnych łez. Jednak mi to wystarczyło.
Lena, 24 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż mi posyłał uśmiechy, a sąsiadce z góry drogie prezenty. Od zawsze był hojny, ale nie wiedziałam, że aż tak”
- „Dałam wnuczce na Mikołajki ręcznie dziergany sweterek. Chce mi się płakać, bo nie takiej reakcji się spodziewałam”
- „Mój syn poszedł na rekolekcje adwentowe i wrócił do domu z płaczem. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszał od księdza”