„Przez całe życie dostaję od męża tandetne prezenty z dyskontu. W końcu odpłaciłam się pięknym za nadobne”
„Piętnaście lat małżeństwa nauczyło mnie jednego – nie warto robić sobie nadziei. Co roku o tej samej porze Piotr wracał z pracy z plastikową torbą z dyskontu i wręczał mi przypadkowy prezent. Raz były to skarpetki z wyprzedaży, innym razem plastikowy zegarek. W zeszłym roku – zestaw gąbek do naczyń. Dość już tego. Postanowiłam się zemścić!”

- Redakcja
Zawsze na te tanie „prezenty” tylko się uśmiechałam. Wmawiałam sobie, że liczy się gest. Ale w środku czułam się coraz bardziej pusta i lekceważona. Jakbym była tylko obowiązkiem na liście, który można odhaczyć tandetnym upominkiem. I z roku na rok bolało mnie to coraz bardziej.
– Patrz, praktyczne! – Piotr wyciągnął z reklamówki kubek termiczny w kolorze zgniłej zieleni. – Do kawy, do auta, wszędzie się przyda.
Przyjrzałam się mu w milczeniu. Trzymał to „coś” z takim triumfem, jakby wręczał mi bilet na Bali.
– Piotrze… piętnaście lat. I ty nadal myślisz, że o to chodzi? – zapytałam cicho.
Zmarszczył brwi.
– A o co? Zawsze coś przynoszę.
– O coś, co nie mieści się w reklamówce – odparłam.
Parsknął śmiechem. Ironicznym, chłodnym.
– Znowu filozofujesz. Chcesz prezent, to masz.
Odstawił kubek na stół i sięgnął po telefon. Scrollował ekran jakby mnie już nie było. Jakby to, co powiedziałam, w ogóle do niego nie dotarło.
Usiadłam. Kubek nadal stał przede mną. Dotknęłam go palcem. Plastikowy, tani, z przyklejoną jeszcze metką. „Promocja – 12,99”. I to wszystko. Piętnaście lat – podsumowane jedną naklejką z ceną.
– Była promocja – dodał, jakby czytał w moich myślach. – Udało się taniej kupić.
– No tak… – szepnęłam. – Taniej.
W pokoju zapadła cisza. Ale nie ta cicha, dobra. Obcy ludzie pod jednym dachem. Patrzyliśmy w różne strony, słyszeliśmy inne rzeczy, czuliśmy inne emocje.
Podniosłam kubek, włożyłam go do szafki, gdzie zalegały inne „prezenty”. Obok szalika z kiosku i plastikowego zegarka z urwanym paskiem.
W środku we mnie coś zaczynało cicho gasnąć. Nie dramatycznie. Po prostu – gasło. I bałam się, że jak zgaśnie całkiem, to już nic nie poczuję. Nigdy.
Rozmowa z Basią otworzyła mi oczy
Kawiarnia była niemal pusta. Siedziałyśmy przy oknie, podano nam herbatę z plastrem pomarańczy. Basia spojrzała na mnie uważnie, nie mówiąc nic przez dłuższą chwilę.
– Znowu coś z przeceny? – spytała w końcu, z tą swoją charakterystyczną miną, która nie pozwalała udawać, że wszystko jest okej.
Westchnęłam.
– Kubek. Do kawy. Może żebym się ogrzała, jak już przestanie mnie grzać on – powiedziałam, próbując się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego jakiś pokrzywiony grymas.
– A może powinnaś ogrzać siebie, nie czekać na niego?
– Nie umiem. Boję się. A jednocześnie… nie czuję już nic.
Basia podsunęła mi cukierniczkę, ale nie sięgnęłam.
– Piętnaście lat, Basia. Piętnaście. Nawet już nie mam siły być zła. Tylko pusto mi jakoś. Tak cicho w środku, rozumiesz?
– Rozumiem. Za dobrze rozumiem – odparła poważnie. – Ale powiedz mi coś... jak długo jeszcze zamierzasz tam siedzieć i czekać, aż on się zmieni?
– Nie wiem. Czasem sobie wyobrażam, że mnie nie ma. Że wychodzę i… po prostu nie wracam.
Basia nie żartowała, nie rzuciła żadnego z tych swoich tekstów na rozładowanie napięcia. Wzięła łyk herbaty i spojrzała mi prosto w oczy.
– To może czas, żebyś przestała tylko wyobrażać.
Wtedy po raz pierwszy coś drgnęło. Jeszcze nie decyzja, ale jakaś myśl. Pierwsza, odważna, cicha.
Porządki przywołują wspomnienia
Zaczęłam od szuflady z bielizną. Nie dlatego, że tam było coś ważnego. Po prostu łatwiej wyrzucać majtki niż wspomnienia. Później poszło szybciej – półka po półce, wieszak po wieszaku. Segregowałam, składałam, pakowałam do kartonów.
Usłyszałam dźwięk klucza w zamku.
– Co ty wyprawiasz? – Piotr wszedł do sypialni i rozejrzał się po pudłach.
– Porządki – odpowiedziałam spokojnie.
– Znowu coś ci odbiło? Po co to wszystko?
– Niektórych rzeczy już nie potrzebuję.
Podszedł do szafy, wyjął z niej marynarkę i rzucił ją na łóżko.
– No tak, znowu faza duchowa? Coś przeczytałaś, co?
Odwróciłam się do niego.
– Nie. Faza prawdy.
Parsknął śmiechem.
– Daj spokój, Magda. Życie to nie książka. Jest praca, rachunki, zakupy i czasem jakiś kubek. Tyle.
– Wiem. Dlatego właśnie robię porządki.
– Przestań, naprawdę. Weź coś zjedz, obejrzyj film. Może jesteś zmęczona.
Uśmiechnęłam się smutno.
– Może po prostu zmęczyłam się czekaniem.
Zostawił mnie. Zrezygnowany, zły. Trzasnął drzwiami, jakby to miało coś zmienić. Ale ja czułam, że zrobiłam pierwszy krok. Nie wiedziałam jeszcze, dokąd pójdę, ale wiedziałam, że nie zostanę.
Tamtego wieczoru usiadłam na podłodze, między kartonami. Wzięłam do ręki zdjęcie sprzed lat. Uśmiechaliśmy się na nim oboje. Ale teraz widziałam – tylko ja patrzyłam na niego. On patrzył gdzieś obok.
Paczka dla męża
Miesiąc po tym Piotr dostał dużą paczkę. Zwykłe, szare pudełko, żadnych ozdób. Tylko jego imię i nazwisko – moim charakterem pisma. Zaciekawiony otworzył.
W środku – cała historia naszych piętnastu lat. Kubek termiczny. Szalik z kiosku. Plastikowy zegarek z urwanym paskiem. Długopis z logo stacji benzynowej. I kartka z napisem:
„Nie mogłam tego wszystkiego zabrać – za dużo wspomnień. Więc odsyłam. Wszystko w komplecie”.
Na samym dnie, między papierami i resztkami metek, leżało zdjęcie. Biletu lotniczego na Bali. Bilet imienny: „Magdalena K.”
Pod spodem dopisałam długopisem:
„Po piętnastu latach w końcu dostałam prezent, o jakim zawsze marzyłam. Tylko tym razem – dla jednej osoby. PS. Nie martw się, Piotrze. Tobie też coś zostawiłam – na stole obok rachunku za gaz pozycja obowiązkowa: Instrukcja obsługi żony. Przyjemnej lektury!”.
Gdy dostał paczkę, ja już siedziałam w samolocie, patrzyłam przez okno na chmury i myślałam, że wolność to najlepsze co można sobie sprawić.
Wrócę inna ja
Na Bali nie czekało mnie nic spektakularnego. Nie planowałam wielkich odkryć, nowych znajomości ani przygód. Chciałam tylko ciszy. Takiej, w której naprawdę można usłyszeć własne myśli.
Pierwsze dni były dziwne. Budziłam się automatycznie o tej samej porze, sięgałam po telefon, żeby sprawdzić wiadomości, których i tak nie było. Spacerowałam po plaży, patrzyłam, jak fale zmywają ślady stóp. Myślałam też o nim. Nie ze złością, nie z żalem. Raczej z pewnym smutnym współczuciem. Bo może on też przez te lata nie umiał inaczej – nie potrafił dawać inaczej, kochać inaczej, widzieć więcej niż to, co w reklamówce. Może nikt go tego nie nauczył.
I może właśnie dlatego ten mój wyjazd był potrzebny nie tylko mnie.
Bo gdy wrócę, już nie będę tą samą kobietą, która czekała, aż ktoś ją zauważy. A on… może po raz pierwszy będzie musiał spojrzeć naprawdę. Zobaczyć, że coś bezpowrotnie się skończyło – ale że w tej stracie jest też szansa. Dla niego – na refleksję. Dla mnie – na nowe życie. Czasem trzeba wyjechać bardzo daleko, żeby wreszcie wrócić do siebie.
Magda, 40 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Małżeński budżet to bujda. Mąż roztrwania nasze pieniądze na bzdury i ma gdzieś, że do końca miesiąca będę jadła parówki”
- „Mój ojciec zostawił mnie, gdy miałam 10 lat. Chciałam być częścią jego nowej rodziny, ale odtrącił mnie jak śmiecia”
- „Gdy z kieszeni wypadły mu lśniące kasztany, już czułam, co jest grane. Stary grzyb przygruchał sobie młodą jesieniarę”