„Przez horoskop na walentynki wysłałam odważnego SMS-a do kolegi z pracy. Zrobiłam najlepszy błąd w życiu”
„Atmosfera była… inna, niż się spodziewałam. Spodziewałam się niezręczności, może lekko cynicznej gry. Ale było inaczej. Był zabawny. Inteligentny. Nie przypominał wcale surowego szefa, którego znałam z biura. A najgorsze było to, że mi się spodobał”.

- Redakcja
Mówią, że przeznaczenie to tylko zbieg okoliczności, ale ja w to nie wierzę. Gdy rano otworzyłam aplikację z horoskopami i zobaczyłam:
„Dziś jest twój dzień! Wyznaj swoje uczucia, bo innej szansy może nie być".
Coś we mnie drgnęło. To był znak. Od miesięcy myślałam o Adamie. Był wszystkim, czego mogłam chcieć – zabawny, uroczy, uśmiechnięty nawet o ósmej rano, gdy reszta ledwo kontaktowała. Rozmawialiśmy codziennie, ale nigdy nie odważyłam się powiedzieć mu, co czuję. Dziś miało się to zmienić.
Drżącymi palcami wystukałam krótką wiadomość:
„Cześć, wiem, że to może dziwne, ale od dawna chciałam Ci powiedzieć, że bardzo mi się podobasz. Może pójdziemy na kawę?”
Nacisnęłam „Wyślij”, nie patrząc nawet dwa razy. Poczułam ekscytację, a zaraz potem panikę.
Telefon zawibrował. Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
Spojrzałam na ekran. I wtedy zamarłam.
Wysłałam wiadomość nie do Adama. Tylko do Marka. Mojego szefa.
Było mi wstyd
Zamarłam. Może usunąć? Ale przecież już dostał. Może udawać, że nic się nie stało? Albo od razu pisać, że to pomyłka?
Nie zdążyłam. Telefon zawibrował z odpowiedzią.
„Interesujące. Spotkajmy się o 15:00 w moim gabinecie.”
Żołądek mi się ścisnął. Co to miało znaczyć? Ironia? Żart? A może… Marek faktycznie chciał się spotkać?
Nie mogłam się skupić na pracy. Każda minuta do piętnastej dłużyła się w nieskończoność. Czy powinnam się przyznać? Przeprosić? Udawać, że nic się nie stało?
O 14:55 zebrałam się na odwagę i ruszyłam do jego gabinetu.
Marek siedział przy biurku, jak zwykle idealnie ubrany, z wyrazem twarzy, który mógł znaczyć wszystko.
– Więc… bardzo ci się podobam? – zapytał, unosząc brew.
Zatkało mnie. W jego głosie nie było złości, raczej… rozbawienie?
– To… to była pomyłka. Miałam napisać do kogoś innego.
Marek oparł się wygodniej na fotelu, patrząc na mnie z czymś, czego nie potrafiłam rozszyfrować.
– Cóż, szkoda. Liczyłem na romantyczny wypad na kawę.
Serce zabiło mi szybciej. Żartował, prawda?
Myślałam, że ze mnie kpi
Marek patrzył na mnie z tym swoim charakterystycznym półuśmiechem, który zawsze sprawiał, że ludzie tracili pewność siebie. Ja właśnie ją traciłam.
– Szkoda? – powtórzyłam, próbując zrozumieć, co się dzieje.
– No tak. Rzadko zdarza się, żeby ktoś w tym biurze otwarcie mówił, co czuje. To intrygujące.
Byłam pewna, że bawił się moim koszmarnym błędem. Czułam, że rumieniec rozlewa mi się po twarzy.
– To była pomyłka, naprawdę. Wiadomość miała trafić do… innej osoby.
Marek oparł się wygodnie na fotelu i zmrużył oczy.
– Do Adama?
Zamarłam. Skąd on…?!
Marek się zaśmiał.
– Agata, proszę cię. Widziałem, jak na niego patrzysz. Nie trzeba być detektywem.
Chciałam zapaść się pod ziemię.
– Cóż… teraz już wiesz. – wymamrotałam.
– Tak. I wiesz co? To chyba nie jest najlepszy wybór.
Zesztywniałam.
– Słucham?
Marek wzruszył ramionami.
– Adam jest miłym chłopakiem, ale nie dla ciebie. Jesteś bystra, zabawna, masz w sobie coś… intrygującego. On nawet tego nie zauważa.
Patrzyłam na niego w osłupieniu. Mój szef, człowiek, który wydawał się twardy jak granit, właśnie mówił mi, że… jestem intrygująca?
– A ty zauważasz? – wyrwało mi się, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Marek uśmiechnął się szerzej.
– Oczywiście.
Coś w jego spojrzeniu sprawiło, że nie mogłam złapać tchu. A potem powiedział coś, co kompletnie wytrąciło mnie z równowagi:
– Agata, a co jeśli to nie był błąd?
Ta rozmowa była dziwna
– Co masz na myśli? – wydusiłam, choć nie byłam pewna, czy chcę znać odpowiedź.
Marek przyjrzał mi się uważnie, jakby oceniał moją reakcję.
– Może to nie był przypadek? Może to znak?
Serce podskoczyło mi do gardła. On sobie ze mnie żartuje. Musi żartować.
– Sugerujesz, że los chciał, żebym wysłała wiadomość do ciebie, a nie do Adama? – próbowałam przybrać ironiczny ton, ale zabrzmiałam raczej na przerażoną.
– Nie wierzę w przypadki.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Mój własny szef, mężczyzna, którego dotąd widziałam tylko jako wymagającego i nieprzystępnego człowieka, właśnie mówił rzeczy, które sprawiały, że czułam się jak w jakimś absurdalnym filmie.
– Nie rób sobie ze mnie żartów, Marek. To był błąd. Fatalny, żenujący błąd. Nic więcej.
Marek pokręcił głową.
– A może wcale nie?
Szef zaprosił mnie na kolację
Cisza między nami gęstniała.
– Posłuchaj – Nagle wstał, podszedł do biurka i oparł się o nie. – Co, jeśli zaprosiłbym cię na kolację?
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
– Żartujesz, prawda?
– Nie. Jutro, 19. Co ty na to?
Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Albo uciec.
To był Marek. Mój szef. Człowiek, którego obawiałam się bardziej niż niezapłaconych rachunków. A teraz proponował mi coś, co brzmiało zbyt niedorzecznie, by mogło być prawdziwe.
– To zły pomysł. – W końcu udało mi się wydusić te słowa.
– Być może. Ale najciekawsze rzeczy w życiu zaczynają się od złych pomysłów.
Nie odpowiedziałam. Tylko dlaczego czułam, że za chwilę zrobię coś bardzo, bardzo głupiego? Powinnam była odmówić. Po prostu podziękować, wyjść i zapomnieć o tej rozmowie. Ale nie zrobiłam tego.
Miałam mętlik w głowie
Cały następny dzień spędziłam w stanie dziwnej nerwowości. Każda minuta dłużyła się jak godzina, a ja co chwilę zerkałam na Marka. On natomiast zachowywał się zupełnie normalnie – jakby nie proponował mi wczoraj czegoś tak absurdalnego. Może to był test? Może chciał sprawdzić, czy dam się sprowokować? A może… naprawdę miał na myśli to, co powiedział?
Kiedy wybiła osiemnasta, zamiast iść prosto do domu, poszłam do łazienki. Po co? Nie miałam pojęcia. Może żeby przyjrzeć się sobie w lustrze i upewnić się, że to nie ja zwariowałam?
W końcu podjęłam decyzję. Nie idę. To zbyt ryzykowne.
Ale o 19:10 siedziałam już przy stoliku w eleganckiej restauracji, a naprzeciwko mnie Marek uśmiechał się z satysfakcją.
– Spóźniłaś się.
– Nie powinnam tu być.
– Ale jesteś.
Przewróciłam oczami, sięgając po kieliszek wina, który już na mnie czekał.
– Nie wyciągaj z tego żadnych wniosków.
Marek pochylił się nieco do przodu.
– Za późno.
Atmosfera była… inna, niż się spodziewałam. Spodziewałam się niezręczności, może lekko cynicznej gry. Ale było inaczej. Był zabawny. Inteligentny. Nie przypominał wcale surowego szefa, którego znałam z biura. A najgorsze było to, że mi się spodobał.
Gdy po kolacji odprowadził mnie pod mieszkanie, stanęłam w drzwiach, czując dziwną mieszankę strachu i ekscytacji.
– To był miły wieczór, Agata.
– Tak, ale nic się nie zmienia.
Marek uśmiechnął się lekko.
– Zobaczymy.
A ja wiedziałam, że przepadłam.
Wszystko się zmieniło
Miał rację. Wszystko się zmieniło. Najpierw powoli. Ukryte spojrzenia w biurze, niby przypadkowe spotkania przy ekspresie do kawy, krótkie wiadomości na komunikatorze służbowym, które nie miały nic wspólnego z pracą. Potem wieczory, które nie kończyły się na jednej kolacji.
A teraz? Teraz stałam w jego gabinecie, ale tym razem nie było między nami dystansu.
– I co teraz, Agata? Nadal twierdzisz, że to był błąd?
Patrzyłam na niego – na jego uśmiech, ten błysk w oku, który nauczyłam się rozpoznawać. Nie był już tylko moim szefem. Był kimś więcej.
– Nie. To była najlepsza pomyłka w moim życiu.
Marek podszedł bliżej, ujął moją dłoń i ścisnął ją delikatnie.
– Cieszę się, że w końcu to przyznałaś.
Zaśmiałam się cicho, czując, jak całe napięcie ostatnich tygodni znika. Kiedyś myślałam, że przeznaczenie to tylko wymówka dla tych, którzy boją się podejmować decyzje. Ale teraz wiedziałam, że niektóre rzeczy po prostu muszą się wydarzyć. A ja byłam gotowa, by w końcu uwierzyć w swój własny los. I w niego.
Agata, 31 lat