„Przez lata żyłam w cieniu siostry. Gdy usłyszałam, co o mnie myśli, podjęłam decyzję, której nikt się nie spodziewał”
„Stałam na środku sali, mówiłam pewnym głosem, a gdy skończyłam, usłyszałam brawa. Prawdziwe, szczere. Po raz pierwszy w życiu poczułam, że nie jestem czyimś odbiciem. Że w tym świetle, które zawsze padało na Emilię, wcale nie jest tak trudno stanąć”.

- Redakcja
Przez większość życia miałam wrażenie, że stoję w cieniu Emilii. Ona zawsze pierwsza – piękniejsza, mądrzejsza, bardziej lubiana. Mama powtarzała, że „Emilka ma to coś”, a ja... cóż, ja miałam obowiązki. Odkąd pamiętam, to ja byłam tą rozsądną, która sprzątała po jej wybrykach i usprawiedliwiała ją przed światem. W pracy, w domu, nawet na rodzinnych spotkaniach – zawsze ktoś musiał porównać nas do siebie. A porównania, jak wiadomo, nigdy nie wypadały na moją korzyść.
Nie powiem, przez lata nauczyłam się żyć w tym cieniu. Z czasem stał się prawie wygodny jak cień drzewa w upalny dzień – trochę chłodny, trochę irytujący, ale przynajmniej znajomy. Dopiero kiedy przypadkiem usłyszałam, co naprawdę Emilia o mnie myśli, coś we mnie pękło. Nie był to moment dramatyczny – żadnych krzyków, łez czy tłuczonego szkła. I wtedy postanowiłam zrobić coś, czego nikt się po mnie nie spodziewał.
Zrozumiałam swój błąd
Imieniny mamy zawsze były małym spektaklem, w którym Emilia grała główną rolę. Ja byłam widownią, ewentualnie suflerką. Tego dnia przyszłam z bukietem róż, podczas gdy ona – oczywiście – wniosła tort z własnoręcznie wykonaną dekoracją. Mama aż zapiszczała z zachwytu.
– Ojej, jaki piękny! – klasnęła w dłonie. – Edytko, widzisz, jaka twoja siostra jest zdolna?
– Widzę, mamo. Mało czego nie widzę – mruknęłam pod nosem, ale nikt nie usłyszał.
Wszyscy zasiedli do stołu, rozmowy toczyły się wokół pracy Emilii, jej sukcesów i planów na przyszłość.
– A u ciebie co nowego? – spytała ciotka, której ciekawość kończyła się zwykle po dwóch zdaniach.
– A, wiesz… spokój. Praca, dom, książki – powiedziałam i uśmiechnęłam się sztucznie.
– Taka nasza przewidywalna Edyta! – zawołała Emilia, a wszyscy się roześmiali.
– No tak, ktoś musi być nudny, żeby inni mogli błyszczeć – odparłam z uśmiechem.
– Oj, nie bądź taka – poklepała mnie po ramieniu. – Wiesz, że żartuję.
Potem poszłam po herbatę do kuchni. I wtedy to usłyszałam.
– Czasem naprawdę jej współczuję – mówiła Emilia do kuzynki. – Ona nie umie żyć pełnią życia.
– Może po prostu nie ma tego… błysku – odparła kuzynka.
– No właśnie. Jakby bała się, że ktoś ją zauważy.
Stałam za drzwiami, trzymając tackę z filiżankami. I w tamtej chwili zrozumiałam jedno: jeśli przez lata byłam tłem, to tylko dlatego, że sama pozwoliłam, by ktoś inny grał główną rolę.
Poczułam coś dziwnego
Następnego dnia długo patrzyłam w lustro. Nie dlatego, że nagle odkryłam w sobie potrzebę próżności, ale dlatego, że pierwszy raz od dawna chciałam się sobie przyjrzeć naprawdę. Włosy – za długie, w nieokreślonym kolorze między mysim a nijakim. Twarz – zmęczona, ale niebrzydka. Oczy – moje, tylko jakby przygaszone.
– No i co? – mruknęłam do odbicia. – Czekasz, aż ktoś inny zmieni twoje życie na lepsze?
Telefon zadzwonił. Oczywiście Emilia.
– Cześć, siostrzyczko! – zaświergotała. – Mam nadzieję, że nie uraziłam cię wczoraj. Wiesz, że ja tak tylko żartuję!
– Pewnie, że wiem – powiedziałam spokojnie. – Ty zawsze żartujesz.
– No właśnie! – zaśmiała się. – Zresztą, wszyscy wiedzą, że jesteś tą rozsądną. Bez ciebie świat by się rozpadł.
– A może już się rozsypał, tylko nikt nie zauważył – rzuciłam.
– Coś ty taka filozofka? – zapytała, wyraźnie zdezorientowana. – Może weź urlop, odpocznij trochę.
Rozłączyłam się, zanim zaczęła kolejny monolog o „dbaniu o siebie”. To zawsze brzmiało jak przepis z magazynu dla pań: trochę jogi, trochę uśmiechu i można dalej udawać, że wszystko jest dobrze. Po południu wzięłam wolne i poszłam do fryzjera.
– Radykalna zmiana – powiedziałam. – Krótkie, nowy kolor.
Fryzjerka uniosła brew.
– Jest pani pewna?
– Bardziej niż kiedykolwiek.
Gdy wyszłam, w witrynach migała mi kobieta, której nie poznawałam. I wiecie co? Poczułam coś dziwnego. Bunt. Wieczorem otworzyłam laptopa i napisałam krótkiego maila:
„Zgłaszam się na konkurs wewnętrzny na stanowisko kierowniczki działu. Załączam projekt”.
Klik. Wyślij. I tak zaczęła się moja mała rewolucja.
Zmieniłam się
Kiedy ogłoszono wyniki konkursu, cała firma huczała od plotek. Nikt nie spodziewał się, że w ogóle się zgłoszę, a już na pewno nie, że dostanę się do finałowej trójki.
– Ty? – spytała z niedowierzaniem koleżanka z biura, gdy zobaczyła moje nazwisko na liście. – Myślałam, że nie lubisz ryzyka.
– Zmieniło mi się – odparłam z uśmiechem. – Podobno życie zaczyna się po czterdziestce.
– To, czemu nikt mnie nie uprzedził? – zaśmiała się, ale w jej oczach widać było szczere uznanie.
Wieczorem zadzwoniła Emilia. Nie wiem skąd, ale już wiedziała.
– No, no! Edytka w akcji! – zaczęła tonem, który miał brzmieć żartobliwie, ale jednak coś w nim zgrzytało. – Słyszałam, że walczysz o kierownicze stanowisko.
– Walczę? Nie. Po prostu próbuję.
– Wiesz, że to stresujące. Tyle odpowiedzialności. Nie boisz się, że to nie dla ciebie?
– Nie boję się. Boję się tylko, że znów stanę w miejscu.
– Ojej, jakaś ty poważna ostatnio! – westchnęła. – To chyba przez tę fryzurę.
– Może – odpowiedziałam. – Może w końcu mam włosy, które nie boją się wiatru.
Milczała przez chwilę, a potem dodała:
– No cóż, trzymam kciuki. Choć nie wiem, czy będziesz miała tyle czasu na rodzinę.
Zauważyłam, że kiedy Emilia mówi „rodzina”, ma na myśli swój świat, w którym mam być ozdobą na półce. Tydzień później odbyła się prezentacja przed komisją. Stałam na środku sali, mówiłam pewnym głosem, a gdy skończyłam, usłyszałam brawa. Prawdziwe, szczere. Po raz pierwszy w życiu poczułam, że nie jestem czyimś odbiciem. Że w tym świetle, które zawsze padało na Emilię, wcale nie jest tak trudno stanąć.
Przestałam się tłumaczyć
Kilka dni później siostra zaprosiła mnie na kolację. „Tylko my dwie, jak dawniej” – napisała. Czułam, że nie chodzi o wspomnienia, tylko o kontrolę. Ale poszłam. Ciekawość to też forma odwagi. Drzwi otworzyła mi w idealnym stroju, z uśmiechem, który znałam aż za dobrze.
–Wyglądasz… zupełnie inaczej! – powiedziała, a jej ton był jak lukier na kwaśnej cytrynie.
– Dziękuję – odparłam z uśmiechem.
Usiadłyśmy przy stole. Pachniało kolendrą i pokazową perfekcją.
– Słyszałam, że twoja prezentacja w pracy zrobiła furorę – zaczęła niby mimochodem. – Naprawdę gratuluję.
– Dziękuję. Było dobrze.
– Tylko pamiętaj, żeby się nie spalić. Wiesz, ambicja to piękna rzecz, ale może zniszczyć człowieka.
– O, widzisz – uśmiechnęłam się – zawsze myślałam, że to brak ambicji niszczy.
Na moment spoważniała.
– Wiesz, martwię się o ciebie. Nie chcę, żebyś się rozczarowała.
– Nie martw się. Po raz pierwszy od dawna nie mam czego się bać.
Emilia spojrzała na mnie.
– Ty zawsze musisz robić coś na przekór, prawda?
– Nie. Po prostu robię coś dla siebie.
– Brzmisz, jakbyś miała do mnie żal.
– Może po prostu przestałam wierzyć, że muszę się tłumaczyć – odparłam spokojnie.
Zapadła cisza, której nawet muzyka z głośnika nie potrafiła rozbić. Po kolacji podeszła do mnie, jakby chciała mnie przytulić, ale tylko musnęła moje ramię.
– Naprawdę się zmieniłaś – powiedziała cicho.
– Nie. Po prostu przestałam udawać.
Wyszłam. Na ulicy powietrze było zimne i świeże, jakby ktoś otworzył okno po długim śnie.
Wygrałam
Tydzień później dostałam maila z działu HR.
„Gratulujemy, została Pani wybrana na stanowisko kierowniczki działu”.
Patrzyłam na te słowa długo, jakby nie do mnie należały. Potem się uśmiechnęłam – nie szeroko, ale szczerze. Telefon znów zadzwonił. Nie musiałam patrzeć, żeby wiedzieć, kto dzwoni.
– No i? – zaczęła Emilia bez przywitania.
– Dostałam to stanowisko – odpowiedziałam spokojnie.
– Cóż… gratulacje. Naprawdę się cieszę. – Jej głos był jak porcelana – piękny, ale kruchy. – Tylko… nie wiem, czy to dobra decyzja. Tyle stresu, obowiązków. Nie boisz się, że się zmienisz?
– Właśnie o to chodzi – odparłam. – Że wreszcie się zmieniłam.
– Ale po co? Przecież miałaś dobre życie! Spokój, stabilność...
– Tak, ale nie swoje. Żyłam tak, jakbyś ty pisała mi scenariusz.
– To niesprawiedliwe – powiedziała cicho. – Zawsze chciałam ci pomóc.
– A ja zawsze chciałam, żebyś pozwoliła mi się pomylić – odpowiedziałam. – To też rodzaj pomocy.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Wiesz… – zaczęła w końcu – czasem mam wrażenie, że zawsze chciałaś być mną.
– Nie – uśmiechnęłam się. – Ja tylko zbyt długo zapominałam, że mogę być sobą.
Odłożyłam telefon. Potem otworzyłam okno. Miasto pachniało jesienią, mokrymi liśćmi i nowym początkiem. Zaparzyłam herbatę, usiadłam w fotelu i pomyślałam, że cień to wcale nie takie złe miejsce – dopóki sama decydujesz, kiedy z niego wyjść. A ja właśnie wyszłam.
Odzyskałam siebie
Minęło kilka miesięcy. Praca dawała mi satysfakcję, jakiej nigdy wcześniej nie czułam. Czasem spotykałyśmy się z Emilią – wciąż uśmiechnięta, wciąż perfekcyjna, ale jakby trochę ostrożniejsza w słowach. Kiedyś powiedziała:
– Wiesz, zazdroszczę ci odwagi.
– Nie odwagi – poprawiłam ją. – Ciszy, w której wreszcie słychać siebie.
Zrozumiałam, że przez lata nie chodziło o rywalizację. Chodziło o to, żeby przestać patrzeć na siebie jej oczami. Bo dopiero wtedy można naprawdę zobaczyć. Nie potrzebowałam już cudzych oklasków. Wystarczyło, że wreszcie polubiłam własny głos.
Edyta, 42 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Za miłosne nadgodziny z szefem, dostałam premię uznaniową. W życiu trzeba łączyć przyjemne z pożytecznym”
- „Po 3 randce zaszłam w ciążę, a facet mnie zablokował. Niespodziewanie trafiła się idealna okazja do zemsty”
- „Przepisałam dom na syna, bo obiecał mi opiekę. Najpierw zrobili mi pokój w składziku na szczotki, potem było tylko gorzej”