„Przez moją głupotę zięć prawie wyleciał z pracy. Gdyby mógł, już dawno wysłałby mnie za to na cmentarz”
„Okropnie się czułam po tym wszystkim! Płakałam bez przerwy, gdy dotarło do mnie, że przez moje roztargnienie Jerzy wpadł w tarapaty w robocie. To moje wieczne sprzątanie zrujnowało efekty jego ciężkiej pracy. Co mi właściwie przeszkadzało w tej teczce leżącej na komodzie?!”.
- Listy do redakcji
Zaniepokojona tym, że mój wnuk nie przychodzi na posiłek, postanowiłam zajrzeć do jego pokoju. Wiedziałam, że jako maturzysta ma sporo nauki, a solidny obiad to podstawa. Gdy weszłam do środka, oderwał się od ekranu komputera i popatrzył na mnie nieobecnym wzrokiem.
Chciałam im tylko pomóc
– Może byś coś przekąsił? – spytałam łagodnie, nie chcąc mu przeszkadzać.
– Jeszcze moment – skinął głową. – Muszę dopracować kilka rzeczy i dodać fotografie, zaraz będę gotowy.
– Nad czym tak siedzisz? – spytałam z zainteresowaniem, patrząc na porozkładane wszędzie mapy, wykresy i fotografie.
– Przygotowuję prezentację na geografię – odparł. – Planuję wybrać ten przedmiot na egzaminie maturalnym.
– To jakiś rodzaj wypracowania w formie prezentacji? – dociekałam.
– Można tak powiedzieć – uśmiechnął się Irek i wrócił do pracy przy komputerze.
Starając się nie narobić hałasu, opuściłam pomieszczenie. Potem kiedy podgrzewałam wnuczkowi jedzenie w mikrofalówce, na myśl przyszła mi podobna sytuacja sprzed lat – mój zięć również przygotowywał się wtedy do wystąpienia na jakimś zebraniu albo sympozjum... Każdy z nas starał się zachowywać jak najciszej i znajdować sobie zajęcia, które nie powodowały hałasu. Dzieciaki były wyjątkowo spokojne, podczas gdy Magda spędzała czas przy desce do prasowania, a ja realizowałam swoją pasję – haftowanie. Na lnianym obrusie tworzyłam piękny wzór w kaszubskim stylu, który planowałam podarować mojej przyjaciółce. Zwykle pracowałam nad nim w pokoju, gdzie moje wnuki spokojnie bawiły się na podłodze.
Po kilku dniach atmosfera w mieszkaniu zrobiła się napięta, głównie dlatego, że Jurek rozłożył się ze swoimi papierami na stole w kuchni. W tych latach nie było laptopów, więc korzystał z pożyczonej od kolegi maszyny do pisania. To właśnie ona wywołała kłótnię z Magdą.
– Wiem, że ten zjazd jest dla ciebie priorytetem – podnosiła głos. – Ale my też tu mieszkamy, potrzebujemy miejsca do przygotowywania posiłków i czasami chcemy pooglądać TV...
Jurek wymamrotał coś pod nosem o tym, że nie rozumiemy wagi tego wyróżnienia i że ten wykład może otworzyć mu drzwi do dalszej kariery. Zapewnił jednak, że do jutra postara się wszystko zakończyć.
Nie sądziłam, że to jest tak ważne
Była już noc, kiedy opuścił kuchnię, zostawiając wszystkie swoje rzeczy na blacie. Widać było, że padł ze zmęczenia, więc zajęłam się zbieraniem jego papierów. Musiałam ogarnąć ten stół, bo był nam niezbędny na co dzień do jedzenia. Co prawda moja córka Magda zawsze burczała, że sprzątam po nim, ale puszczałam jej narzekania mimo uszu. Szczerze mówiąc, czułam się dumna z tego, jak Jerzy rozwijał się zawodowo. Uwielbiałam się chwalić koleżankom, które wiecznie marudziły o swoich zięciach, że mój Jurek będzie występował z prezentacją na prestiżowej konferencji. Niejedno oko się zaświeciło z zazdrości na wieść o takim zięciu. Dlatego nie przeszkadzało mi, że zostawia bałagan – niech sobie pisze ten referat gdzie mu wygodnie.
Był już późny wieczór, gdy Jurek nagle wbiegł do pokoju, w którym siedziałam. Właśnie męczyłam się z wyszywaniem bardzo trudnego kwiatowego motywu, więc podniosłam na niego zmęczone oczy.
– Udało mi się wszystko dokończyć – powiedział z wyraźną ulgą malującą się na twarzy. – Czy mama użyczyłaby mi jednej ze swoich teczek?
Wzięłam z półki pustą teczkę w granatowym kolorze. Była wykonana z plastiku – kupiłam takich kilka za naprawdę małe pieniądze, ponieważ trafiłam na promocję. Większość z nich służyła mi do trzymania wzorów do haftowania, ale parę jeszcze czekało na wykorzystanie. Wyszywanie kaszubskiego wzoru tak mnie wciągnęło tego wieczora, że straciłam poczucie czasu. Pracowałam nad obrusem aż do północy, bo koniecznie chciałam dokończyć wzór. Kiedy w końcu szłam do łóżka, ledwo trzymając oczy otwarte ze zmęczenia, coś przykuło moją uwagę. Na półce w korytarzu leżała moja niebieska teczka. „Co za roztrzepana ze mnie osoba” – przemknęło mi przez głowę, gdy zobaczyłam, jak porozrzucane są moje rzeczy. Sięgnęłam po teczkę i zaniosłam ją do swojego pokoju, gdzie było jej właściwe miejsce.
Wystąpienie mu się nie powiodło...
Z porannej drzemki wyrwał mnie zdenerwowany krzyk Jurka.
– Nie mogę znaleźć teczki z referatem! – wołał zaniepokojony. – Przecież zostawiłem ją wczoraj na półce!
W tej chwili dotarło do mnie, że w nocy przestawiłam ją w inne miejsce...
– Wybacz, kochany – poderwałam się na równe nogi. – Pomyliłam z moją i zaniosłam do siebie – sięgnęłam po teczkę i podałam mu ją do ręki.
– Już jestem spóźniony – nerwowo włożył dokumenty do swojej brązowej teczki. – Życzcie mi powodzenia – cmoknął Magdę w policzek i wybiegł z domu.
Po powrocie córki z pracy spytałam, czy słyszała coś od Jurka odnośnie jego spotkania.
– Tak, dzwonił do mnie, ale niczego konkretnego się nie dowiedziałam – odpowiedziała bez większych emocji. – Wydawał się dość poirytowany, chyba sprawy nie potoczyły się zgodnie z jego oczekiwaniami.
– Rany, szkoda... A tak się do tego przykładał – powiedziałam zaskoczona.
Nie spodziewałam się, że jego powrót zakończy się taką kłótnią.
– No i jak było? – zagadnęła Magda, gdy tylko Jurek przestąpił próg. – Opowiadaj szybko, jesteśmy strasznie ciekawe...
Zaniemówiłam, gdy się dowiedziałam
Gdy Jurek na nas zerknął, jego twarz była jak maska. Ten jego drwiący uśmiech sprawił, że poczułam nieprzyjemny dreszcz.
– Świetnie, zaraz się dowiecie wszystkiego – rzucił z przekąsem. – Nadeszła moja kolej, więc sięgnąłem do teczki. Wiecie, co tam znalazłem? Może mama się połapie, o co chodzi?
– Hm... prezentację, prawda? – wyjąkałam, bo jego zachowanie mnie zaskoczyło.
– A właśnie że pudło – zaprzeczył. – W środku nie było żadnej pracy, tylko jakieś durne kwiatuszki i inne głupoty! – wrzasnął.
Nogi się pode mną ugięły.
– Rany boskie – wyjąkałam. – Pomyliłam dokumenty... Przepraszam cię, Jureczku.
– No i jak sobie poradziłeś? – dociekała podekscytowana Magda.
– Kiedy zobaczyłem te ozdobne karteczki, prawie zemdlałem – opowiadał Jerzy, kiwając się na boki – Nie miałem wyjścia, improwizowałem jak mogłem, ale po wszystkim szef nie wyglądał na zachwyconego...
– I co będzie dalej? – spytała łagodnie Magda, wyraźnie zmartwiona.
Zamiast odpowiedzieć, Jerzy tylko wzruszył obojętnie ramionami i rzucił mi niechętne spojrzenie, zanim zniknął w łazience. Nawet nie tknął później posiłku, chociaż celowo przygotowałam jego najbardziej lubiane potrawy. Nie mogłam uwierzyć w to, co zrobiłam! Ze łzami w oczach dotarło do mnie, że przez moją bezmyślność Jurek wpadł w tarapaty w robocie. Moje wieczne dążenie do idealnego ładu zrujnowało całą jego pracę. Co mi tak bardzo przeszkadzało w tej teczce leżącej na komodzie?! Wiedziałam dobrze, że choćbym przepraszała Jerzego tysiąc razy, nie da się już cofnąć tego, co nabroiłam. Było mi strasznie źle z tym wszystkim.
Nie zrobiłam tego celowo
– Daj spokój, mamo – uspokajała mnie Magda. – Nie obwiniaj się, to wszystko przez to, że Jurek jest strasznym bałaganiarzem. Gdyby dbał o swoje rzeczy, na pewno wziąłby te papiery ze sobą, zamiast rzucać je byle gdzie.
– No wiesz, ale to ja jestem odpowiedzialna za to, że nie miał tego wystąpienia – rozpłakałam się. – Przecież to ja wszystko zniszczyłam.
– Mamo, on się tak długo uczył tego materiału, że nawet bez tych notatek mógł coś przedstawić – przekonywała Magda.
Ale poczucie winy nie chciało mnie opuścić i nadal nie byłam w stanie stanąć twarzą w twarz z moim zięciem. Następnego dnia rozległ się dzwonek telefonu – ktoś prosił o rozmowę z moim zięciem. Wolałam się w to nie mieszać, bo coś mi mówiło, że chodzi o tamto spotkanie. Z sąsiedniego pokoju dochodził do mnie jednak głos zdenerwowanego Jurka. Słyszałam, jak próbuje się tłumaczyć i wyjaśniać sytuację. Wyglądało na to, że wydarzyło się coś niedobrego. Znów ogarnęło mnie poczucie winy…
Niespodziewanie w drzwiach stanął mój zięć, promieniejąc radością.
– Mamo, przedstawiłem dziś najlepszą prezentację ze wszystkich – rzucił się, żeby mnie wyściskać. – Moje innowacyjne pomysły zrobiły na nich duże wrażenie, zapisali każde moje słowo do wspólnej publikacji, a na dodatek dostałem grant i awansowali mnie!
Do mojej głowy powoli zaczęła docierać prawda o tym, co właściwie chciał mi przekazać. Zamiast porażki odniósł sukces, bo nie czytał z kartki, tylko improwizował. Czyli gdybym nie pomieszała tych dokumentów, to wygłosiłby swoją pierwotną wersję i nie osiągnąłby takich rezultatów? Czy to możliwe?
– Wiesz, na początku przygotowałem ten tekst dość luźno, myślałem głównie o tym, żeby brzmiał naukowo – wyjaśniał Jurek, gdy rozsiedliśmy się wygodnie, trzymając kieliszki. – A potem, jak już tam stanąłem, wszystko wyparowało przez tremę i zacząłem gadać co mi ślina na język przyniosła – wzniósł toast w moją stronę. – No i właśnie to zadziałało najlepiej, a wszystko przez ciebie, mamo, i te twoje kaszubskie hafty – parsknął śmiechem.
Nie mogłam się doczekać, żeby pochwalić się koleżankom sukcesem mojego zięcia. Same by chciały mieć takiego! Nawet nie wspomniałam o tym, jak pomogłam w tej sprawie – to nie był powód do dumy. Pomyślałam sobie wtedy, że to chyba i lepiej, że w tamtych czasach nie mieliśmy jeszcze komputerów i możliwości nagrywania na dyski, a Jurek przez przypadek wziął te moje przykłady... No cóż, teraz żyjemy w innych czasach i mam nadzieję, że wystąpienie Irka będzie tak samo udane jak kiedyś prezentacja jego taty.
Halina, 65 lat