Reklama

Jeszcze rok temu moje życie wyglądało zupełnie inaczej. Miałam pracę, którą naprawdę lubiłam i która dawała mi poczucie bezpieczeństwa finansowego. Niestety, straciłam ją przez kogoś, komu ufałam. Ewa była dla mnie niczym siostra, przyjaźniłyśmy się od szkoły średniej. Mogłam spodziewać się wszystkiego, ale nie tego, że to ona wbije mi nóż w plecy.

Reklama

Zbudowanie kariery zawodowej kosztowało mnie sporo wysiłku. Pracowałam w dziale marketingu dużej firmy technologicznej. Do swoich obowiązków przykładałam się bardzo sumiennie i ani się obejrzałam, jak zarządzałem niewielkim zespołem. Moja praca była bardzo wymagająca, ale dawała mi mnóstwo satysfakcji. Ponadto nieźle zarabiałam, dzięki czemu w spokoju spłacałam kredyt hipoteczny.

Naprawdę lubiłam swoje życie w tamtym czasie, pomimo że miałam mnóstwo obowiązków. Niemniej firma, w której byłam zatrudniona, dawała mi duże możliwości, jeśli chodzi o zawodowy rozwój. Cieszyłam się w niej szacunkiem i byłam doceniona, ale do czasu.

Nie każdy przyjaciel nim jest

Ewie zawsze mogłam powiedzieć o wszystkim. Czułam się przez nią rozumiana. Nie oceniała, potrafiła dawać mądre rady, których czasem potrzebowałam. Opowiadałam jej również o swojej pracy – bez obgadywania innych czy wyjawiania informacji, które nie miały prawa opuszczać biura. Jeżeli już coś mówiłam na ten temat, to w kontekście wyzwań stawianych przede mną i pozwalających zdobyć nowe doświadczenia.

Nigdy nie wypowiadałam się w krytycznym tonie na temat innych i tego, jak radzą sobie z obowiązkami. Ewa doskonale wiedziała, że brzydzę się plotkarstwem. Oczywiście nic się w tej kwestii nie zmieniło do dziś. Jeśli mam coś komuś do powiedzenia, to robię to bezpośrednio, a nie za plecami. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy mają takie podejście. Niemniej z góry założyłam, że Ewa wyznaje podobne wartości.

Moja przyjaciółka znała parę osób ode mnie z pracy, czego – na moje nieszczęście – nie omieszkała wykorzystać. Początkowo nie miałam pojęcia, co się dzieje, bo pewnych zmian nie dało się nie zauważyć. Osoby z zespołu, którym kierowałam, zaczęły trzymać mnie na dystans. Skończyło się wspólne picie kawy. Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta, aż wreszcie doszło do tego, że konstruktywna współpraca stała się niemożliwa. Szefowa dziwnie mi się przyglądała i któregoś dnia poprosiła mnie do swojego gabinetu.

– Słyszałam, że dzieją się tu rzeczy, jakie nie powinny się dziać – oznajmiła chłodno.

– Nie rozumiem – nie kryłam zdziwienia.

Wyjaśniła, że doszły ją słuchy o fałszowaniu przeze mnie raportów, wynoszeniu różnych danych poza firmę i wypowiadaniu się w bardzo nieprzychylnym tonie o wielu pracownikach. Szczęka opadła mi do podłogi, a oczy przybrały kształt spodków od filiżanek. Były to kompletne bzdury. Wszystkiemu zaprzeczyłam i przedstawiłam swój punkt widzenia. Ta naprawdę długa rozmowa zdecydowanie nie należała do przyjemnych. Jednakże miałam nadzieję, że coś zmieni. I tak też się stało, lecz nie w tym kierunku, w jakim oczekiwałam.

Nic ją to nie obchodziło

W rezultacie straciłam posadę. Byłam załamana. Współczesny rynek pracy jest trudny i to nie takie łatwe znaleźć szybko coś nowego – zwłaszcza że w mojej branży plotki rozchodzą się błyskawicznie. Miałam trochę oszczędności, ale nie łudziłam się, że wystarczą na nie wiadomo jak długo. Tak czy siak, musiałam zacisnąć pasa.

Znalazłam się w ciężkiej sytuacji – byłam zupełnie sama z pokaźnym kredytem do spłacenia. Całymi dniami płakałam. Miałam ochotę po prostu umrzeć, gdyż moje położenie wydawało się beznadziejne. Odpowiadałam na kilka czy kilkanaście ofert pracy dziennie, ale dostałam zaproszenie zaledwie na parę rozmów. Zamieściłam ogłoszenia, gdzie się tylko da. Bezskutecznie. Telefon milczał jak zaklęty. Długo się zastanawiałam, co takiego się wydarzyło, że straciłam pracę i skąd wzięły się pomówienia. Intuicja natychmiast podpowiedziała mi, że stoi za tym Ewa.

– Czy powtarzałaś komuś nasze rozmowy? – spytałam wprost.

– A wiesz – machnęła niedbale ręką – coś tam mogło mi się wymsknąć.

Dla niej było to raczej mało istotne. Tłumaczyła nieporadnie, że to niechcący, że żartowała i nie miała wobec mnie złych zamiarów. Znałam ja na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że uwielbia ubarwiać opowieści, więc bez wątpienia tak właśnie stało się w moim przypadku. Chciałam za wszelką cenę dociec, jaki cel jej przyświecał. Non stop słyszałam to samo, aż przestała odbierać moje telefony i odpisywać na wiadomości. Nie wiem, czy dopadły ją wyrzuty sumienia, czy w ogóle nie ruszyło jej to, że mi koszmarnie w życiu namieszała.

Pomoc nadeszła z nietypowej strony

Tymczasem oszczędności kurczyły się w zastraszająco szybkim tempie, miałam nóż na gardle, pogrążałam się w rozpaczy. I wtedy stał się cud. Napisał do mnie Adam, z którym przez pewien czas pracowałam. Zaproponował spotkanie. Nie miałam nic do stracenia.

– Słyszałem, co się stało i uważam, że na to nie zasłużyłaś – powiedział po chwili grzecznościowej rozmowy.

– Dziękuję – odparłam wzruszona, bo te słowa sporo dla mnie znaczyły.

Okazało się, że Adam prowadzi teraz własną firmę, która całkiem nieźle prosperuje i się rozwija. Stąd potrzeba zatrudnienia fachowców.

– Od razu o tobie pomyślałem. Nie jest to co prawda korporacja, ale płacę dobrze – mówił wprost.

Nie wytrzymałam i popłakałam się ze wzruszenia. Przedstawił mi warunki, a ja bez wahania się zgodziłam. Obecnie pracujemy razem i nie mam żadnych powodów do narzekań. Adam jest solidny i wie, czego dokładnie chce. Dużo się od niego uczę. Firma nie jest duża, ale ma świetne perspektywy na przyszłość. Nie zarabiam tyle, co w poprzedniej pracy, ale jest to godziwe wynagrodzenie.

Poszłam też na terapię i przewartościowałam swoje życie. Zrezygnowałam z ludzi i rzeczy, które mi nie służyły i drenowały ze mnie energię. Nie utrzymuję żadnych kontaktów z Ewą. Pisała, że przeprasza i że bardzo jej przykro. Nie odpowiedziałam – nie z chęci zemsty czy złośliwości, ale z potrzeby ochrony siebie i własnych granic. Zmieniłam podejście do wielu spraw, a to, co mnie spotkało, potraktowałam jak lekcję – widocznie istniał powód, dla którego musiałam ją odrobić.

Kinga, 35 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama