„Przez pomyłkę wysłałam swoje CV nie tam, gdzie trzeba. Zamiast wymarzonej pracy znalazłam coś o wiele cenniejszego”
„W pewnym momencie złapałam się na tym, że naprawdę dobrze mi się z nim rozmawia, że to spotkanie nie przypominało żadnej rozmowy o pracę, jaką kiedykolwiek odbyłam. Kiedy wyszłam z kawiarni, miałam wrażenie, że unoszę się nad chodnikiem”.

- Redakcja
Jestem trochę zagubioną absolwentką marketingu, która właśnie skończyła studia. Taki typowy moment, kiedy człowiek myśli: „Okej, mam dyplom, teraz czas podbić świat!” – a potem patrzy na pustą skrzynkę mailową i czuje, jak ten świat ucieka mu przez palce. Wysyłam CV gdzie popadnie – do agencji reklamowych, start-upów, domów mediowych… I czekam na odpowiedź, ale jak dotąd nikt się nie odezwał. Kocham kawę, kino i marzę o pracy, która będzie moją pasją – takiej, w której nie będę patrzyła na zegarek, odliczając sekundy do końca dnia. Chciałabym czuć, że to, co robię, ma sens. Dlatego tak bardzo starałam się w moim CV opisać siebie jako kogoś kreatywnego, pełnego energii, kto lubi ludzi i ma sto pomysłów na minutę.
No i właśnie dlatego, gdy pewnego wieczoru, zaspana, wysyłałam aplikację do mojej wymarzonej agencji, coś musiało pójść nie tak. Kliknęłam „Wyślij”, a potem zorientowałam się, że, to nie była ta agencja, tylko kawiarnia, która miała taką samą nazwę.
– O nie… – jęknęłam, patrząc na potwierdzenie wysyłki. – Ola, naprawdę?! Co ty robisz ze swoim życiem?!
Kilka dni później siedziałam przy biurku, przeglądając kolejne oferty pracy, kiedy telefon zadzwonił. Podskoczyłam na krześle. Próbowałam się uspokoić, ale głos drżał mi, kiedy odebrałam.
– Cześć, tu Kuba z kawiarni – powiedział spokojnie, a ja czułam, że głos mu się uśmiecha. – Dostałem twoje CV, chciałbym cię zaprosić na rozmowę.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
– Yyy… okej? – zająknęłam się.
– Jutro o piętnastej?
– Jasne. Do zobaczenia.
Postanowiłam zaryzykować
Rozłączył się, a ja siedziałam jak wryta, wpatrując się w telefon. Co to w ogóle za historia? Z każdą minutą mój lęk przeplatał się z ciekawością. Postanowiłam, że pójdę. Co mi szkodzi? Może to będzie coś, co wywróci moje życie do góry nogami?
W sobotę punktualnie o piętnastej weszłam do kawiarni To miejsce miało coś, co od razu koiło nerwy, choć moje wcale się nie uspokoiły. Za ladą stał młody mężczyzna, rozmawiał z baristką, a kiedy mnie zobaczył, skinął głową i uśmiechnął się
– Ola? – podszedł do mnie, wyciągnął rękę. – Fajnie, że przyszłaś.
– No… cześć – odpowiedziałam cicho i od razu poczułam, że się rumienię.
Usiedliśmy przy stoliku w rogu, z dala od klientów. Przez chwilę było dziwnie cicho, a w końcu powiedziałam mu, że pomyliłam adresy.
– No dobrze, powiedz mi… jak trafiłaś na moją kawiarnię, skoro wysłałaś CV do agencji reklamowej? – zapytał z lekkim uśmiechem.
Zaśmiałam się, może trochę za głośno.
– No właśnie nie trafiłam… to było… totalnie przypadkowe – powiedziałam, chowając twarz w dłoniach. – Chciałam wysłać CV do agencji, a… no, wysłałam do was.
Był uroczy
Roześmiał się, a ja z nim. Śmiech trochę rozładował napięcie.
– Wiesz co? – powiedział, patrząc na mnie z takim błyskiem w oczach, że poczułam, jak coś mięknie mi w środku. – Nie wiem, czy cię zatrudnię, ale chyba chciałbym cię poznać.
Siedzieliśmy tam długo. Rozmawialiśmy o filmach, podróżach, o tym, że oboje lubimy jeść lody zimą. On opowiadał, jak kiedyś jechał stopem przez Włochy, a ja, jak zgubiłam się w Amsterdamie, szukając muzeum. W pewnym momencie złapałam się na tym, że naprawdę dobrze mi się z nim rozmawia, że to spotkanie nie przypominało żadnej rozmowy o pracę, jaką kiedykolwiek odbyłam.
Kiedy wyszłam z kawiarni, miałam wrażenie, że unoszę się nad chodnikiem. Coś się zmieniło, coś się zaczęło. Czułam to w brzuchu, jakby motyle obudziły się ze snu.
Minęły dwa dni. Wciąż zerkałam na telefon, sprawdzałam skrzynkę, a tam… cisza. Żadnego znaku od Kuby. Początkowo mówiłam sobie, że przecież nie musiał się odzywać. To była tylko rozmowa w kawiarni, nic zobowiązującego. Ale im dłużej milczał, tym bardziej czułam się zagubiona. Może to ja sobie coś wyobraziłam? Może on był tylko miły, a ja... cóż, jak zawsze wkręciłam sobie historię, która nie istniała?
Myślałam o nim
Siedziałam na łóżku, przeglądałam bezmyślnie zdjęcia w telefonie, aż w końcu westchnęłam głośno. Zadzwoniłam do Kaśki.
– Ola, weź się w garść – powiedziała bez ogródek. – To była rozmowa w kawiarni, rozumiesz? Może facet po prostu lubi pogadać. Nie rób sobie nadziei.
Kiedy już prawie zdecydowałam, że po prostu dam sobie spokój, telefon zawibrował. Serce mi stanęło na sekundę. Spojrzałam na ekran i… tak, to był Kuba. W wiadomości było jedno, krótkie zdanie: „Hej, pijesz kawę w sobotę?”. Patrzyłam na te słowa, a serce waliło mi jak oszalałe. Szybko odpisałam: „Pewnie! O której?”. On: „15.00? Wpadnij do nas”.
W sobotę, kiedy szłam do kawiarni, nogi miałam jak z waty. W głowie kłębiły się myśli – co on sobie o mnie myśli? Czy naprawdę chce mnie poznać, czy to tylko zwykła kawa, a ja niepotrzebnie się nakręcam?
Kiedy weszłam do środka, zobaczyłam go od razu. Stał za ladą, rozmawiał z jakąś dziewczyną z obsługi, ale jak mnie zauważył, uśmiechnął się szeroko. Podszedł i wskazał na stolik w rogu.
– Siadaj, zaraz przyniosę coś specjalnego – powiedział, a ja tylko skinęłam głową, nie do końca pewna, co mam powiedzieć.
Zauroczył mnie
Kiedy przyniósł dwie kawy – jedną czarną, drugą z mlekiem i cynamonem – spojrzał na mnie i zapytał:
– Nadal marzysz o tej pracy w agencji reklamowej?
– Marzę – odpowiedziałam, patrząc mu w oczy. – Ale chyba już wiem, że czasem życie ma dla nas inne plany.
– Wiesz… chyba się cieszę, że wysłałaś to CV przez przypadek – powiedział nagle.
Poczułam, jak rumieniec rozlewa mi się po policzkach.
– Ja też… choć nadal nie wiem, czy dostałam tę pracę – zaśmiałam się.
Kuba uśmiechnął się szeroko.
– Na razie zostajesz moją stałą klientką – powiedział.
Wychodziłam z kawiarni z uśmiechem, który nie schodził mi z twarzy. Coś się we mnie zmieniło. Może to był początek czegoś nowego. Może czegoś pięknego.
Czasem to, co wydaje się głupią pomyłką, jest tak naprawdę szansą. Nie dostałam pracy w agencji reklamowej, ale dostałam coś ważniejszego – kogoś, kto chciał mnie poznać, kogoś, przy kim czułam się po prostu sobą.
Aleksandra, 27 lat
Czytaj także:
- „Byłam głupia i pożyczyłam bratu pieniądze. Nie sądziłam, że potraktuje mnie jak bankomat i zostawi z długami”
- „Po rozwodzie ledwie starczało mi na tanie parówki i gaz. Nieznajomy emeryt nie był bogaczem, ale się hojnie podzielił”
- „Gdy ja przez 10 lat zmieniałam rodzicom pampersy, brat nie dawał znaku życia. Darmozjad teraz żąda połowy mieszkania”