Reklama

Dzień wypłaty w pracy to mój ulubiony dzień. Prawdziwe święto! Zwłaszcza że naszemu pracodawcy się nie spieszy i zawsze czeka na ostatni moment. No cóż, w każdej robocie są plusy i minusy. Nasza jest całkiem fajna, pomijając tę finansową oporność, dlatego jeszcze nie myślę o zmianie. Ale może kiedyś…? Kto wie. W każdym razie wszyscy nerwowo wypatrujemy przelewu, a jego nadejście ktoś w biurze zawsze głośno ogłasza.

Reklama

– Jest! Jest! – ryknęła mi nagle do ucha Ola, koleżanka z biurka obok.

– Kasa przyszła!

– O, nawet wcześnie – zdziwiłam się. – To super, muszę spłacić kartę

– Poszalało się, co? – zażartowała.

Niestety, trafiła w punkt.

– Ano poszalało – przyznałam. – Zaczęły się wyprzedaże, zamówiłam trochę ciuchów i jak na złość wszystkie leżą idealnie, nic nie odsyłam.

– No masakra: ciuchy, które pasują – wyśmiała mnie. – Ale dobrze, że mi przypomniałaś. Muszę kupić buty.

Patrzyłam na nie, jak na największą pokusę

Jak wspominałam, wypłata to dzień święty, a do tego akurat nie było szefa, więc bez skrępowania odłożyłyśmy papiery, otworzyłyśmy przeglądarki i zaczęłyśmy przeglądać strony z zakupami online. Znane sieciówki, aukcje, rzeczy z drugiej ręki. Wszystko, co uzbierało się w zakładkach dwóch zakupoholiczek. Zamówiłam żakiet i jakiś kostium kąpielowy z przeceny (na wakacje miałam jechać dopiero jesienią), a potem też zerknęłam na buty. A wszystko to przez Olkę, to ona narobiła mi smaka…

– Ojejku, popatrz na te cudeńka! – wykrzyknęłam. – Są przepiękne!

Patrzyłam na chyba najpiękniejsze buty, jakie kiedykolwiek widziałam. Bardzo charakterystyczne, dlatego nie mogę ich dokładnie opisać – z powodów, które staną się jasne pod koniec mojej historii – ale powiedzmy po prostu, że były to bardzo słodkie, bardzo urocze czerwone szpileczki. I niech tak zostanie.

Zawołałam do siebie Olę i pokazałam jej swoje znalezisko.

– Bierz! – stwierdziła natychmiast koleżanka. – Są super!

– Ale to chyba używane… – zniechęciłam się. – Z drugiej ręki. Nie wiem, czy chciałabym nosić buty po kimś…

– Hm, bo ja wiem? – Ola przysunęła sobie krzesło i dokładnie obejrzała fotki zamieszczone na stronie. – Nie wyglądają na zniszczone, powiedziałabym, że są prawie nieużywne. No i moim zdaniem to nic takiego… Zdarzało mi się kupować cudze buty w internecie – zaśmiała się. – Jeśli na przykład upatrzyłam sobie jakiś model, który już zniknął ze sprzedaży. W takiej sytuacji to jedyne wyjście.

Patrzyłam na te buty, czując coraz większą pokusę.

Bo tak w sumie… Jeśli je dobrze wyczyszczę, zdezynfekuję, odświeżę… Ten kolor naprawdę był śliczny, no i rozmiar mój! Pomyślałam, że przecież nic się nie stanie, a ja będę mieć fajne buty w dobrej cenie.

Zamówiłam!

Przyszły bardzo szybko i pasowały idealnie. Na nogach wyglądały bosko! Gdy włożyłam je po raz pierwszy, miałam ochotę ich nigdy więcej nie zdejmować. Takie wygodne, jak na mnie szyte! Do tego solidnie wykonane, ani trochę niezniszczone. Byłam wprost zachwycona i bardzo zadowolona ze swojej decyzji.

– Buty jak marzenie – chwaliła Ola. – Aż żałuję, że ja ich pierwsza nie wypatrzyłam. Szczęściara z ciebie, Izka.

– Spokojnie, mogę ci je pożyczyć od czasu do czasu – powiedziałam łaskawie. – Na randkę czy jakieś inne wielkie wyjście.

Co znaczą te wizje?

Potem jednak zaczęły się sny… Chociaż mam wątpliwości, czy mogę tak to nazwać. Były to bardziej wspomnienia, przebłyski, które pojawiały się nagle i niespodziewanie w dość dziwnych momentach. Ale co najważniejsze – nie były moje!

Szłam na przykład ulicą i przeglądałam się w wystawach… Wiem, głupie, jednak czasem tak robię, żeby sprawdzić, czy ciuchy na mnie dobrze leżą, czy nic się tam nie podwinęło ani nie przekrzywiło. A teraz najczęściej, aby zerknąć na moje nowe, cudowne buty.

Popatrzyłam na buty, popatrzyłam na moje cieliste rajstopy i… zamarłam, gdy odkryłam, że mam na nogach czarne rajstopy, a w nich wielką dziurę na wysokości kolana. Nie tylko zwykłe zaciągnięcie, ale olbrzymią, poszarpaną dziurę i obite kolano.

Z przeciętej skóry lała się krew, zupełnie jakbym upadła. Krzyknęłam, sięgnęłam ręką do kolana… Nic tam nie było! Dotknęłam idealnie gładkich rajstop w kolorze jasnobeżowym.

Dziwna wizja zniknęła, a ja poczułam się skołowana. Gdy dotarłam do pracy, wypiłam duży kubek kawy. Ola była zdziwiona, bo zwykle wolę herbatę.

– Co ci się stało? – zapytała.

– A nic takiego, chyba się nie wyspałam – nie wiedziałam, co innego jej odpowiedzieć. Przecież nie będę opisywać koleżance moich porąbanych wizji – pomyslałam.

Takie tajemnicze „przebłyski” – jak zaczęłam nazywać to zjawisko w myślach – zdarzały mi się coraz częściej. Czasami malowałam się, patrząc w lusterko, i nagle wydawało mi się, że moje włosy są czarne… Jestem naturalną blondynką, nigdy nie eksperymentowałam z kolorem.

Innym razem, gdzieś w przelocie, zobaczyłam na sobie czerwoną sukienkę. Dziwne, bo nie mam i nigdy nie miałam czerwonej sukienki. Poza tym akurat wtedy miałam na sobie eleganckie spodnie i żakiet…

Skąd brały się te dziwne wizje?

Nie miałam pojęcia. Zaczęłam podejrzewać, że coś jest nie tak z moją głową, bo z jakiego innego powodu miałabym widzieć rzeczy, których po prostu nie ma?
Mniej więcej w tym samym czasie zaczęłam mieć napady lękowe. Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.

Gdy wieczorem wracałam ulicą, wydawało mi się, że słyszę za sobą kroki, ale gdy się odwracałam, nikogo tam nie było… Raz w nocy nie mogłam spać. Świecił jasny księżyc w pełni, a to podobno na niektóre osoby wpływa negatywnie. Przewracałam się z boku na bok, wreszcie wstałam, żeby lepiej zasłonić okna, i na ulicy zobaczyłam mężczyznę. Chyba patrzył w stronę mojego mieszkania. Przestraszyłam się, szybko się schowałam. Nie zasnęłam już do rana.

Co odkryła Ola…

Czułam się coraz gorzej i gorzej. Przestałam nosić moje śliczne nowe buty, ponieważ po przeanalizowaniu faktów doszłam do wniosku, że wizje dręczą mnie najczęściej wtedy, kiedy mam je na nogach. Uznałam, że istnieje jakiś tajemny związek i całkiem się do nich zniechęciłam.

Szkoda – wzdychałam smutno w duchu. – Może oddam je Oli?

Ku mojemu zaskoczeniu, Ola wcale nie chciała moich butów.

– Dlaczego? – zdziwiłam się. – Myślałam, że ci się podobały…

– Wiesz… – zawahała się. – Zauważyłam coś dziwnego, tylko nie chciałam ci mówić.

Poczułam, jak robi mi się zimno.

– Co? – zapytałam, czując, że moje usta ledwo się poruszają; tak byłam zdenerwowana. Olka zaciągnęła mnie do firmowej kuchni, gdzie akurat nikogo nie było. Posadziła mnie na krześle, nalała wody do szklanki podała mi.

– Nie powiem… – zaczęła – pozazdrościłam ci tych butów, więc zerknęłam na tę archiwalną aukcję, zaczęłam przeglądać fotki i coś mi się rzuciło w oczy. Na jednym zdjęciu było widać nogę poprzedniej właścicielki, wydało mi się to jakby znajome… Wiesz, że ja oglądam te wszystkie dokumenty o niewyjaśnionych zbrodniach, prawda?

Jeżeli wcześniej byłam przerażona, to nie wiem, jak określić moje uczucia po usłyszeniu tych słów. Miałam wrażenie, że temperatura w kuchni spadła do zera.

– Tak? – popędziłam koleżankę.

Wyciągnęła telefon, szukała w nim czegoś przez chwilę, po czym przesunęła go w moją stronę.

– To zdjęcie zostało mocno wykadrowane. A tak wyglądało w oryginale.

Zobaczyłam śliczną dziewczynę w czerwonej sukience i moich butach. Znałam tę sukienkę, widziałam ją w jednym z moich przebłysków. Prześlizgnęłam się wzrokiem po tekście, który towarzyszył zdjęciu.

Ta dziewczyna zaginęła ponad rok temu! Od tamtej pory nikt jej nie widział ani o niej nie słyszał.

– Podejrzewają, że mogła być ofiarą przestępstwa – wyjaśniła mi Olka.

Napiłam się wody, odetchnęłam głęboko, ale to jeszcze nie był koniec. Ola pokazała mi zdjęcie kolejnej zaginionej dziewczyny. Tym razem eleganckiej brunetki. Miała na sobie krótką spódnicę, czarne kryjące rajstopy oraz… Tak – oczywiście! – moje czerwone szpilki! Najpierw pomyślałam, że te buty pasują absolutnie do wszystkiego, a potem… że ją także widziałam w jednej z moich wizji.

Może to jest dowód?

– Ja… ja widziałam te dziewczyny – wyjąkałam. – One… chyba chciały mi coś przekazać…

Pomyślałam o innych przebłyskach, takich, które spychałam daleko w głąb podświadomości. Krwawiące kolano… Często widziałam krew. Lała się z ran na ciele, które wyglądały bardzo źle. Fatalnie. Śmiertelnie.

Jęknęłam i ukryłam twarz w dłoniach, jakbym chciała się od tego wszystkiego odciąć. Nie tylko nie mogłam już patrzeć na moje nowe buty, nie chciałam ich nigdy więcej dotykać.

– Muszę się ich pozbyć! – stwierdziłam spontanicznie.

– A może… Co, jeśli to dowód w sprawie? – zasugerowała Ola.

To jeszcze pogorszyło mój stan. Nie chciałam o tym słuchać. Chciałam już, natychmiast jechać do domu, wszystko wyrzucić i zdezynfekować. Ale musiałam jeszcze wysiedzieć w pracy, chociaż byłam bezużyteczna i na niczym nie potrafiłam się skupić.

– Nie rób nic pochopnie – mówiła mi Olka pod koniec dnia. – Muszę coś załatwić, ale później przyjadę do ciebie i razem to ogarniemy, okej? Pomogę ci.

Gdy wróciłam do domu, czułam się chora. Zwinęłam się pod kołdrą i przysnęłam, czekając na koleżankę. Ocknęłam się jakiś czas później i odkryłam, że słońce już zaszło i zrobiło się ciemno. Ale nie tylko to… W moim mieszkaniu coś się zmieniło.

Czułam czyjąś obecność. Na pewno nie byłam sama. Sięgnęłam ręką, żeby zapalić lampkę, jednak tego nie zrobiłam. Powstrzymał mnie ten głos.

– Dlaczego ich nie nosisz?

Mężczyzna wysunął się z najgłębszego cienia przy oknie, w którym do tej pory się krył, i na brzegu kanapy położył moje czerwone buty. Chciałam odskoczyć, ale byłam tak przerażona, że nie mogłam się ruszyć.

– Włóż je – polecił.

Facet był wysoki, smukły, twarz miał starannie zasłoniętą czarnym materiałem. Widziałam tylko jego oczy. Były bardzo jasne, zimne jak kawałki lodu.

Pokręciłam głową. Na nic innego się nie zdobyłam.

– Włóż je. Proszę.

W jego tonie nie było proszącej nuty, głos brzmiał groźnie, zimno. Dopiero teraz dostrzegłam coś połyskującego w jego dłoni. To był nóż, nie miałam co do tego najmniejszych wątpliwości. Przypomniałam sobie krew, przypomniałam sobie rany pojawiające się w moich wizjach. To musiało być narzędzie, które je zadało…

Mimo lęku poczułam siłę. Nie chciałam skończyć jak tamte dziewczyny. Musiałam coś zrobić, jakoś uciec. Odwrócić jego uwagę, żeby kupić dla siebie trochę czasu.

– Są piękne… – odezwałam się.

– Więc wkładaj! – warknął.

Nienawidziłam tych butów – poczułam to z całą mocą, ale nie miałam nic do gadania… Nie chciałam spuszczać mężczyzny z oka ani się do niego odwracać, żeby niespodziewanie się na mnie nie rzucił. Sięgnęłam po buty bardzo powoli i zaczęłam je oglądać, jakbym zapomniała, jak wygladają.

– Szybciej! No już!

Grałam na zwłokę, ile się dało.

We dwie dałyśmy radę

Doszłam do wniosku, że skoro tak mu zależy, żebym miała te cholerne szpilki na stopach, to oznacza jakiś chory fetysz. Ja je włożę, a on dopiero wtedy mnie zaatakuje.

– Dlaczego to robisz? – zapytałam. – Dlaczego ja?

– Zamknij się i wkładaj buty! – facet był coraz bardziej wściekły.

Wtem zobaczyłam jakiś ruch za jego plecami. Nie wiem, co to było, ale zaczęłam się gorączkowo modlić, żeby za tym ruchem kryła się pomoc, a nie wspólnik mordercy.

Zakaszlałam nerwowo, zagłuszając ewentualny inny hałas, który mógłby ostrzec mordercę, że nie jesteśmy sami. Wydawało mi się, że za jego plecami zobaczyłam rąbek czerwonej sukienki, że na granicy wzroku zafalowały długie, czarne włosy.

Jednak ostatecznie to nie duchy pokonały faceta, tylko… Ola! Pojawiła się nagle znikąd i z całej siły uderzyła szaleńca w głowę doniczką. Naczynie rozpadło się na kawałki, ale mężczyzna ledwo się zachwiał. To było za mało, żeby go pokonać.

Z dzikim okrzykiem poderwałam się z łóżka i skoczyłam na niego, powalając na ziemię. Olka zrobiła to samo.

Nie mogłyśmy dać mu szansy się pozbierać! Okładaliśmy go wszystkim, co nam wpadło w ręce. Chwyciłam jakiś szal i okręciłam go wokół jego twarzy, przyduszając. Ola zdjęła pasek i związała mu ręce.

– Wezwałam policję – wydyszała.

– Zaraz tu będą.

– Jak… Jakim cudem…? – nie mogłam zebrać myśli.

– Przyjechałam do ciebie, tak jak obiecałam. Domofon na dole był zepsuty, więc bez problemu weszłam na górę i zobaczyłam, że twoje drzwi są otwarte. Wtedy już wiedziałam, że coś się dzieje – mówiła szybko.

Jedną z nas morderca pewnie zdołałby obezwładnić, ale z dwiema nie miał szans. Wkrótce usłyszałam dźwięki policyjnej syreny, na ścianach ciemnego pokoju zamigotały czerwone i niebieskie światła. Udało się! Policja dotarła na czas.

I tak stał się cud. Złapałyśmy go! Powstrzymałyśmy mordercę, który miał na sumieniu już dwie ofiary, ja miałam być trzecia. Sam wskazał miejsca, gdzie ukrył ciała tamtych dziewczyn. Okazało się, że za każdym razem działał w ten sam sposób, kusił kobiety pięknymi butami, wystawiając je na aukcji. A kiedy któraś je kupiła, miał jej pełne dane: imię, nazwisko, adres, numer telefonu… Pojawiał się wtedy w mieście i zaczynał obserwację. Po wszystkim odzyskiwał buty i zastawiał kolejną pułapkę.

Reklama

Trudno mi wytłumaczyć, w jaki sposób udało mi się uniknąć tragicznego losu. Czy pomogły mi wizje, które mnie prześladowały? Czy to poprzednie ofiary zsyłały je na mnie, aby mnie ostrzec? A może był to czysty przypadek, przeczucie, cud? Nie wiem. Wiem jednak, że osiągnęłyśmy razem coś wspaniałego. Udało nam się powstrzymać tego potwora.

Reklama
Reklama
Reklama