Reklama

Może niepotrzebnie mówiłam mu prawdę? Może powinnam milczeć i zabrać mój sekret do grobu? Nie mam pojęcia, ale wiem jedno. To trwało już za długo. To kłamstwo wyżerało mnie od środka. Nie dawałam już rady dźwigać tego ciężaru. To było jak drzazga, która uwiera w duży palec u stopy. Przy każdym kroku wbijała się głębiej i zadawała realny ból. Byłam już u kresu wytrzymałości, bo ile można patrzeć oczy ukochanego i kłamać bez zawahania? To musiało kiedyś się wydać.

Reklama

Te 25 lat temu, gdy braliśmy ślub, nie wychodziłam za mąż z miłości. On kochał mnie na zabój, a ja... no cóż, lubiłam go, nawet bardzo, ale nie byłam w nim szaleńczo zakochana. Czułam się bezpiecznie, dobrze i wiedziałam, że Roman jest opiekuńczym i zaradnym człowiekiem, przy którym będę miała szansę na godne życie.

To on kupił nasz pierwszy dom, to on zawsze dbał, żebyśmy łączyli koniec z końcem. Była jednak jedna rzecz, której dać mi nie mógł. Wtedy nie było jeszcze tak zaawansowanej technologii i leczenia. Staraliśmy się, ale nasze próby zawsze kończyły się tak samo. Nie mogliśmy mieć dzieci. Wtedy nie wiedziałam, czy problem jest we mnie, czy w Romanie. Staraliśmy się przez bite 3 lata i nic z tego.

Widziałam, że Roman bardzo cierpi z tego powodu. Miał wiele sióstr i braci, więc oczywistym było dla niego, że kiedyś założy dużą rodzinę. Ja też tego pragnęłam i marzyłam o gromadzie maluszków, które rozweselą nasz dom, który obecnie był cichy jak grób. Wydawało mi się wtedy, że Roman nie może się pogodzić z faktem, że jest z nim coś nie tak. Uciekał ode mnie, wzbraniał się przed dotykiem, coraz częściej zostawał dłużej w pracy. Normalna żona pewnie podejrzewałaby męża o zdradę, ale wiedziałam, że Roman by mi tego nie zrobił.

Czułam się coraz bardziej samotna

Pracowałam wtedy w dużej fabryce. Klasyka tamtych lat, czyli praca na zmiany, fizyczna, marna płaca. Miałam chociaż zgrany zespół, całkiem rozgadany, zabawny i rozrywkowy. Nie byłam ślepa, doskonale wiedziałam, że niektórych z nich łączy coś więcej, niż tylko kumpelska relacja w pracy. Romanse i flirty były codziennością. Opierałam się i potępiałam takie zachowanie, ale teraz sprawa wyglądała inaczej. Byłam bardzo osamotniona, zamknięta w sobie, a moje uczucia bardzo potrzebowały ujścia. Uległam. Zdradziłam męża z szefem mojej zmiany. Uwodził mnie tygodniami, aż w końcu trafił na moją chwilę słabości.

Pewnie nie miałabym z tego powodu takich wyrzutów sumienia, gdyby nie pozytywny test ciążowy, który zobaczyłam po 2 miesiącach od tamtego dnia. Czułam, że to jego dziecko, nawet mu o tym powiedziałam, ale wtedy usłyszałam powiedzonko: „U mężatki, nie ma wpadki”.

Przyznałam się mężowi, ale tylko do ciąży. Chcielibyście widzieć jego minę. Zachowywał się, jakby Bóg zesłał na niego błogosławieństwo. Cieszył się, płakał z radości, a ja nie miałam serca powiedzieć mu, że najprawdopodobniej to nie on jest tatusiem. Nie zrobiłam tego.

Roman był szalenie zakochany w naszej córeczce. Gdy tylko przyszła na świat, stracił dla niej głowę. Nosił ją na rękach, traktował jak boski cud, chwalił się nią każdemu w rodzinie. Był z niej taki dumny, a moje serce za każdym razem pękało, gdy widziałam go w takim stanie. Myślałam, że się do tego przyzwyczaję, że wyrzuty sumienia mi przejdą, ale nie.

Pękłam przy pewnym niedzielnym obiedzie. Nie mam pojęcia, na co liczyłam. Że sprawa się przedawniła? Że poklepią mnie po ramieniu i powiedzą, że nic się nie stało? Natalka wpadła w szał, zaczęła płakać, zabrała najpotrzebniejsze rzeczy i uciekła do swojego chłopaka. A Roman? Początkowo siedział jak zamurowany. Potem wstał i bez słowa zaczął się pakować. Błagałam, żeby powiedział chociaż jedno słowo, ale on milczał. Wyprowadził się. Znów była sama.

Nie odpuszczę

Lata patrzenia, jak Roman bezwarunkowo kocha nasza córkę i jak bardzo mu zależy na naszej rodzinie, sprawiły, że zrozumiałam, czym jest prawdziwa miłość. Byłam głupia, że dałam się ponieść i tak bardzo ich wszystkich zawiodłam. Czasu nie cofnę, ale mogę spróbować naprawić winy. Dzwonię do niego każdego dnia. Początkowo nagrywałam się na pocztę, a teraz nawet zaczął odbierać ode mnie połączenia. Niedawno zgodził się nawet ze mną zobaczyć. Liczę, że jest jeszcze nadzieja, żeby go odzyskać.

Maria, 57 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama