Reklama

Julka wpadła do domu, kiedy już zaczęłam się denerwować. Powinna była wrócić ze szkoły ponad trzy godziny temu… Dzwoniłam, ale jej komórka była wyłączona.

Reklama

„Gdzieś ty była?!” – miałam na końcu języka, lecz kiedy spojrzałam na córkę, słowa uwięzły mi w gardle.

– Co ty masz na głowie? – zapytałam, aż siadając na stołku.

Długie do połowy pleców, proste włosy córki w naturalnym odcieniu ciemny blond ufarbowane były teraz na kruczą czerń!

– Super, nie? Wyglądam, jak Angelina Jolie! – zachwycona sobą Julka najwyraźniej nie zauważyła mojego szoku.

Zobacz także

– Wyglądasz… śmiesznie – wyjąkałam. – Pomyślałaś, jak fatalnie będą niedługo wyglądać twoje jasne odrosty na tle tej czerni? – zapytałam.

– Jasne, ty potrafisz tylko mnie krytykować! A w lustro już sama nie patrzysz! Ty też masz odrosty, w dodatku siwe, i jakoś nikt ci nie zabrania się farbować – syknęła Julka, chwilę później znikając w swoim pokoju.

Zagryzłam wargi, żeby czegoś za tą pyskatą smarkulą nie odkrzyknąć. Marcelina, a jakże! Skrzywiłam się na samą myśl o najlepszej przyjaciółce córki. Rodzice rozwiedzeni, ojciec pracujący gdzieś w Emiratach, matka bizneswoman stale w służbowych rozjazdach… Marcelinę praktycznie wychowywała niewiele od niej starsza gosposia zajmująca się ich domem.

Przegoniłabym ją na cztery wiatry!

Ta dziewczyna to było ucieleśnienie kłopotów! Pewna siebie, przemądrzała i wyrachowana Lolita, która uczyła moją córkę wszystkiego, co najgorsze. Pierwszy papieros? Oczywiście w towarzystwie Marceliny. Malibu z mlekiem? U niej. Surfowanie po internetowych stronach, na które w domu nie pozwalałam Julce wchodzić? Też tam. Córka spędzała u Marceliny każdą wolną chwilę. I chociaż robiłam wszystko, żeby do tego nie dopuścić, miałam związane ręce. Zabraniałam jej – i nic. Dziewczyny urywały się z lekcji, czasem jechały tam prosto po szkole. Julka potrafiła mi uciec, nawet gdy po nią przyjeżdżałam – ja czekałam przy samochodzie pod szkołą, ona wymykała się tylnym wyjściem, a potem dziurą w płocie za salą gimnastyczną… Oczywiście córka widziała to wszystko inaczej. Dla niej Marcelina była wyrocznią, a matka próbująca jej zabronić tej przyjaźni – największym wrogiem…

– Westchnęłam, zabierając się do kończenia obiadu.

– Spaghetti na stole! – krzyknęłam kilka minut później.

Córka pojawiła się w kuchni naburmuszona i niechętnie rzuciła okiem na talerz.

– Spaghetti bolognese? Nie ma mowy. Marcelina powiedziała, że nie wolno łączyć białka z węglowodanami, bo od tego się okropnie tyje – oznajmiła, ruszając w stronę drzwi.

– Słucham?! – aż mną zatrzęsło. – Przygotowałam je specjalnie dla ciebie, kiedyś lubiłaś!

– Kiedyś wszystko było inne – podzieliła się ze mną córka bardzo głęboką myślą i znikła.

Załomotałam w drzwi, ale zagłuszyła mnie głośną muzyką. No to wieczorem posłałam tam męża. Niech z gówniarą pogada! Jurek poszedł mocno wkurzony, zwłaszcza po tym jak mu opowiedziałam, co Julia zrobiła z włosami. Wrócił po jakimś kwadransie z nietęgą miną.

– Chce jechać na weekend na Mazury, oczywiście z Marceliną – powiedział ponuro.

– Chyba żartujesz? – prychnęłam. – Po moim trupie!

– Ale ona mówi, że chce je tam zabrać matka Marceliny, która nie widzi problemu. Podobno mają tam domek. Może warto ją puścić, w końcu jedzie pod opieką – wahał się Jurek.

– Opieką?! – syknęłam, wymownie pukając się w czoło. – Matka tej całej Marceliny to jakaś, wybacz słowo, puszczalska. Rozwód z mężem, potem chmary kochanków. Teraz podobno randkuje z instruktorem tai-chi młodszym od niej ponad piętnaście lat! To ma być opieka dla naszej piętnastoletniej córki? Poza tym ta kobieta popija, nawet na zebranie klasowe przyszła kiedyś na rauszu!

– Czyli odpada – westchnął mąż. – No cóż, nasza córka będzie załamana.

– Załamana? – prychnęłam.

– Niech się weźmie do nauki! Weekendów za miastem jej się zachciało! Człowieku, jej się już całkiem w głowie poprzewracało – dodałam, aż się trzęsąc z wściekłości. – Ja będąc w jej wieku niańczyłam młodszych braci i nawet mi przez myśl nie przeszło, że mogłabym czegokolwiek żądać od rodziców – burczałam.

– Czasy były inne – wzruszył ramionami mąż. – To co? Mam jej powiedzieć, że nie jedzie? – upewnił się.

– Właśnie tak – potwierdziłam, myśląc ponuro, jakim cudem potem będziemy się dogadywać z naszą jedynaczką, skoro już teraz mamy z nią takie problemy.

Julka zachowywała się coraz gorzej

Czasem wieczorami zastanawiałam się, czy aby ktoś nie podmienił mi dziecka. Gdzie się podziała tamta słodka dziewczynka, która jeszcze rok wcześniej nosiła kucyki, ochoczo zakuwała angielskie słówka, jadła tony owocowych lizaków
i czytała Harry'ego Pottera? Teraz mieliśmy w domu jakąś ponurą dyktatorkę, z którą ani ja, ani mąż nie potrafiliśmy nawiązać żadnego kontaktu. Z portmonetki znikały mi pieniądze, w śmieciach znajdowałam puszki po piwie, w plecaku córki – papierosy! Nie pomagały prośby, nie pomagały groźby…

W dodatku nie potrafiliśmy Julii niczym zainteresować. Mąż zamierzał jej wykupić lekcje jazdy konnej, ale nie chciała o tym słyszeć. Ja próbowałam namówić ją na taniec nowoczesny, lecz też się na mnie wypięła. Wychodziło na to, że na okrągło myślała jedynie o tym, jak się urwać na spotkanie z tą przeklętą Marceliną, która coraz częściej jawiła mi się jako zły duch, który z premedytacją wciąga naszą Julkę
w każdą z możliwych afer.

Teraz też bunt! Odmowa wyjazdu na Mazury zaowocowała strajkiem głodowym. Córka ostentacyjnie wyrzucała do kosza na śmieci wszystko, co dałam jej do jedzenia, i przesiadywała zamknięta w pokoju, z którego wychodziła jedynie do łazienki. Uspokoiłam się dopiero, gdy znalazłam w jej pokoju kilka schowanych w szufladzie batonów, jogurty trzymane w chłodzie na parapecie i herbatniki. Kilka dni później, kiedy Julce przeszły już fochy na tyle, że zaczęła się do mnie półgębkiem odzywać, postanowiłam porozmawiać z nią na temat strajku.

– Nie możesz skubać jedynie jakiejś sałaty i kiełków. Co ty w ogóle jadasz? Zero mięsa, zero serów, nawet owoców unikasz… Zobaczysz, wypadną ci włosy, tak się dzieje przy niedoborach żelaza – postraszyłam ją.

– Przynajmniej nie wyhoduję sobie takiego ogromnego tyłka jak twój – odszczeknęła mi hardo, nadgryzając wyjętą z lodówki marchewkę.

– Ten ogromny tyłek wyhodowałam sobie z tobą w ciąży – syknęłam urażona do żywego.

– Jasne! Tyle że ja mam już piętnaście lat, a ty jeszcze nie zdążyłaś schudnąć. Niezły pretekst, mamo – pyskowała Julka.

– Zastanów się, co mówisz – powiedziałam cicho.

– Nie, no jasne. Tylko ty możesz mi dokuczać, tak?! – uniosła się, a po chwili dodała ugodowo: – Wieczorem idę do kina.

– Z kim? – zapytałam.

– Z Anką – powiedziała.

Któregoś dnia nie wróciła do domu

Od razu wyczułam, że kłamie, ale co miałam zrobić? Dawno już zrozumiałam, że spotkań z Marceliną nie dam rady jej zabronić. Zawsze znajdą jakiś sposób, żeby się zobaczyć. Przecież jej nie zamknę na siłę w domu! Choć czasem myślałam, że to byłoby piękne rozwiązanie… Julia wyszła z domu po siedemnastej. Wróciła tuż przed dwudziestą trzecią, kiedy już z mężem odchodziliśmy od zmysłów z niepokoju. W jej oddechu wyczułam alkohol.

– No ale o co ci biega, mamo? Spotkałyśmy z Anką na mieście znajomych, poczęstowali nas piwem. Wypiłam może ze trzy łyki – łgała mi w żywe oczy.

– Dość tego, moja panno! – wkurzył się Jurek. – Masz szlaban na cały weekend i obcięte kieszonkowe!

– I tak ledwo żyję za te marne grosze, które mi łaskawie dawaliście – warknęła córka i zamknęła się u siebie.

Przez następne dni nie odzywała się do nas, a w kolejny weekend uciekła. Po prostu nie wróciła w piątek ze szkoły! Dostałam od niej jedynie zdawkowego SMS-a: „Nie martw się, jestem z Marcelą za miastem u znajomych, będę późno” – przeczytałam i od razu zadzwoniłam do męża.

– Nie, no to się w głowie nie mieści! – wściekł się Jerzy. – Jadę na komendę! – dodał.

– I co im powiesz? Przecież napisała, że jest na imprezie – westchnęłam.

Wolałam nie myśleć, z kim bawi się córka i co się tam wyprawia. Trawka, alkohol, papierosy? To na pewno. Mogłam mieć tylko nadzieję, że nie… Jurek wrócił do domu zdenerwowany jak rzadko.

– Jadę jej szukać – powiedział, ledwo zjadł trochę zupy.

– Niby dokąd? – mruknęłam, ale mąż już wkładał marynarkę. – Przecież ona nic ci nie powie.

– Nieważne, gdzieś się pokręcę. Może jest w B. Mówiła kiedyś, że Marcelina ma tam jakąś bliską koleżankę – powiedział, wychodząc pośpiesznie.

Na widok córki omal nie zemdlałam

Niestety, nie udało mu się jej znaleźć. Naszych telefonów też uparcie nie odbierała. Pojawiła się nad ranem. Tak jak przewidziałam, cuchnęła alkoholem i papierosami, jednak nie to mnie zaniepokoiło najbardziej. Julka wyglądała strasznie – zapłakana, z potarganymi włosami. Moja pierwsza, koszmarna myśl była taka, że ktoś zrobił jej krzywdę, ale okazało się, że chodziło o Marcelinę.

– Pokłóciłyśmy się – chlipnęła Julka, a potem rzuciła mi się na szyję. – Miałaś rację, mamo. Ona naprawdę przegina!

Córka rozkleiła się na całego. A potem popłynęła opowieść, która do dziś mrozi mi krew w żyłach. Okazało się, że imprezę, na którą Marcelina wyciągnęła zaraz po szkole moją Julkę, organizował jakiś trzydziestoparoletni informatyk, którego Marcelina poznała w Internecie! Potem było jeszcze ciekawiej. Na miejscu mimo wczesnego popołudnia polał się alkohol, a Marcelina zaczęła namawiać Julię do… seksu z przyjacielem gospodarza!

Ta dramatyczna historia bardzo zmieniła Julkę. Córka złagodniała, spokorniała, nie pyskuje, rzadziej wychodzi wieczorami. Kilka razy była
u Marceliny w szpitalu, zanim rodzice wywieźli dziewczynę do jakiejś zagranicznej kliniki. Potem jeszcze przez jakiś czas Julka i Marcela do siebie mailowały, aż kontakt im się urwał. Często myślę o Marcelinie. Mam nadzieję, że lekarzom chociaż częściowo udało się przywrócić jej zdrowie… Żal mi tego dziecka, które padło ofiarą egoizmu własnych rodziców.

Reklama

Ale najważniejsze jest dla mnie to, że moja córka tak wiele zrozumiała, chyba dorosła. I mam nadzieję, że ze smutnego przykładu Marceliny wyciągnęła wnioski na całe życie.

Reklama
Reklama
Reklama