Reklama

Zerwaliśmy kontakt z teściem i nikomu nie spieszyło się, żeby go odnowić. Przez lata żyłam więc spokojnie, trochę na przekór jemu, trochę na własnych warunkach. I nie sądziłam, że jeszcze kiedyś przyjdzie nam spojrzeć sobie w oczy. Spotkanie przy bankomacie było zupełnym przypadkiem. Byłam w lekkim niedoczasie, marzyłam tylko o tym, żeby wypłacić pieniądze i wrócić do domu. Niespecjalnie rejestrowałam, kto przede mną coś tam grzebał przy klawiaturze. Kiedy tylko usłyszałam ten chrzęszczący, suchy głos, zrobiło mi się gorąco.

Reklama

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć

– Ewelina?

Usłyszałam swoje imię i zamarłam. W pierwszym odruchu miałam ochotę udać, że się przesłyszałam.

– Dzień dobry – rzuciłam oschle, automatycznie, choć dobrze wiedziałam, że w tej sytuacji żadne „dzień dobry” nie pasuje.

Stał przede mną. Mój były teść. W tym samym płaszczu, który pamiętałam jeszcze z czasów, gdy przychodził do nas w niedzielę na rosół. Postarzał się.

Zmieniłaś się – powiedział po chwili.

– Czas leci. To normalne – odparłam chłodno.

Miałam ochotę się odwrócić i odejść. Może powinnam była tak zrobić. Jednak moje nogi jakby przyrosły do chodnika. A on nagle wyjął z bankomatu kartę i wypalił:

Szkoda, że Rafał tego nie dożył. Bardzo by się z ciebie ucieszył.

Zamarłam. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. To zdanie nie było w stylu tego człowieka. Ani trochę. Bo przecież on przez lata nie szczędził mi krytyki. Spojrzałam na niego jeszcze raz.

– Też się zmieniłeś.

Uśmiechnął się słabo. Jakby sam nie był pewien, czy chce kontynuować rozmowę.

Zamurowało mnie

– Wiem, że nie byłem dla ciebie miły – powiedział nagle, schylając się po portfel, który wypadł mu z kieszeni. – To nie znaczy, że nie widziałem, jak się starałaś.

Roześmiałam się krótko, bez radości.

Doprawdy? Bo jakoś nie przypominam sobie ani jednego dnia, kiedy powiedziałeś mi coś miłego. Nawet na naszym ślubie wyglądałeś, jakby cię zmuszali, żebyś tam był.

– Bo zmuszali – przyznał z rozbrajającą szczerością. – To nie było o tobie, tylko o... wszystkim. Mój syn robił rzeczy po swojemu. Nie słuchał nikogo. Ani mnie, ani... no. Nikogo.

– A ja byłam tylko dodatkiem do jego buntu, tak? – dopytałam, nagle poczuwszy tę dawną, duszną złość, której przez lata starałam się pozbyć.

– Ty byłaś... – zaczął, ale przerwał. – Dobra, może i byłem złośliwy. To nie znaczy, że nie widziałem, że go kochasz. Jak się śmiał, kiedy z tobą był. Wiesz, że on się rzadko śmiał?

Zamurowało mnie. Nigdy w życiu nie słyszałam, żeby ten człowiek powiedział cokolwiek ciepłego. A już na pewno nie mnie. Zawsze oceniał. Zawsze mierzył – jakby miał jakąś niewidzialną wagę moralną i każdego z niej rozliczał.

Za późno na takie słowa – powiedziałam w końcu cicho.

– Może i tak... – westchnął.

Coś we mnie drgnęło

– A nie przyszło ci do głowy, żeby powiedzieć to wszystko wcześniej? – spytałam, mrużąc oczy. – Na przykład wtedy, kiedy Rafał chorował? Albo, nie wiem, po jego pogrzebie? Milczałeś jak głaz. Jakby cię to w ogóle nie dotyczyło.

– Bo nie wiedziałem, co powiedzieć – przyznał, opuszczając wzrok. – Ty płakałaś, ja... ja się wściekałem na Boga, na los, na siebie.

Parsknęłam.

– To zabawne, bo ja przez długi czas myślałam, że jestem beznadziejna. Że nie dałam rady go uratować. Że to moja wina, że nie zauważyłam, jak się sypie. Ty mi to zresztą wprost mówiłeś. Że za dużo pracuję. Że za mało gotuję. Że jestem „za chłodna”.

– Wiem – mruknął. – Przesadzałem. Nie robiłem tego, bo cię nie lubiłem. Raczej... bałem się, że jesteś za dobra dla niego. A jak się przewróci, to wszystko ci się rozleci.

Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. Ludzie przechodzili obok, a ja miałam wrażenie, że stoję na jakimś absurdalnym filmowym planie. Teść, który przez całe życie rzucał we mnie cierpkimi uwagami, właśnie przyznał, że się mylił.

Czego ty właściwie ode mnie chcesz? – zapytałam. – Bo chyba nie tylko rozmowy przy bankomacie.

– Chcę cię przeprosić. I... może zaprosić na herbatę. Jak kiedyś. Pamiętasz moje drożdżówki?

– Pamiętam. Zawsze były niedopieczone – mruknęłam, ale w głębi serca coś mi drgnęło.

Wzruszyłam ramionami

– Ty zawsze musiałaś mieć ostatnie słowo – teść uśmiechnął się pod nosem. – Nawet o drożdżówkach.

– Bo to były zakalce, a nie drożdżówki – odpowiedziałam i sama się zdziwiłam, że w ogóle żartuję.

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, jakbyśmy oboje nie wierzyli, że ta rozmowa naprawdę się dzieje. On – w swojej znoszonej kurtce, ja – z dłońmi zaciśniętymi na pasku torebki, gotowa w każdej chwili uciec. I jednocześnie... coś mnie trzymało.

Nie chciałbyś zobaczyć wnuka? – rzuciłam nagle, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Teść zamarł.

Myślisz, że on w ogóle mnie pamięta?

– Jasiek ma jedenaście lat. Ostatni raz widział cię, jak miał cztery. Mówi do ciebie „ten pan z brodą z jednego zdjęcia”.

– No to niezbyt dobrze – powiedział cicho. – Może da się to naprawić?

Wzruszyłam ramionami.

– To nie ja muszę się na to godzić. To on. Ale... jeśli chcesz, możemy kiedyś razem iść do parku. W weekendy często tam chodzimy.

– Naprawdę?

– Nie wiem jeszcze, czy „naprawdę”. Nie obiecuję.

Przytaknął. Na jego twarzy pojawił się wyraz, którego nigdy wcześniej u niego nie widziałam. Coś między wzruszeniem a ulgą.

– Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś z tobą porozmawiam. A już na pewno nie tak.

– Ja też nie – przyznałam. – I nie wiem, co z tym dalej zrobić.

– Możemy po prostu iść na tę herbatę. Bez żadnych zobowiązań.

Spojrzałam na zegarek. Późno. Jednak nie na tyle, żeby się nie dało.

Masz w domu herbatę z cytryną?

– I miód.

– No to idziemy.

Wróciły wspomnienia

W mieszkaniu pachniało kurzem i starą wykładziną. Nic się nie zmieniło. Ten sam ciemnobrązowy fotel Na komodzie zdjęcie Rafała. Nie byłam gotowa, żeby na nie patrzeć.

– Siadaj. Herbata za chwilę – teść ruszył do kuchni.

Usiadłam na skraju kanapy, nie zdejmując płaszcza.

Nadal tu mieszkasz sam?

– Sam. Nie znalazła się żadna święta, która by to zniosła – rzucił półżartem. – Po śmierci żony... jakoś już nie próbowałem. I dobrze.

Przyniósł dwa kubki. Usiadł naprzeciwko, w tym swoim fotelu. Widać było, że przez te lata siedział tam setki razy.

– Pamiętasz, jak kiedyś uciekliśmy do Sopotu, nie mówiąc ci ani słowa? – zapytałam, zerkając na niego z ukosa.

– Pamiętam. Myślałem, że go uduszę, jak wróci. A potem, jak zobaczyłem to wasze zdjęcie na molo... i jak on o tobie mówił... zrozumiałem, że wreszcie się zakochał, a nie tylko... był z kimś z rozsądku.

– Tylko że potem zrozumiałam, że w miłości nie wystarczy zakochać się raz. Trzeba się zakochiwać codziennie od nowa.

Teść popatrzył w głąb herbaty.

– Może za dużo ode mnie wziął. Za mało dał tobie.

Zamilkliśmy. Ciepło herbaty parzyło w palce. Coś we mnie miękło, choć jeszcze nie wiedziałam, czy na dobre.

– Może Jaśkowi nie będzie przeszkadzało, że jego dziadek pije herbatę z miodem i mówi głupoty – powiedziałam cicho.

Teść uniósł brew.

– Powiedz mu, że jestem dziadkiem z odzysku. Trochę jak meble vintage. Może mu się spodoba.

Czułam się lekko

Siedzieliśmy jeszcze chwilę w ciszy. Teść popijał herbatę, ja bawiłam się łyżeczką, stukając nią o porcelanowy brzeg kubka. Czułam się dziwnie lekka, jakby ktoś zdjął ze mnie jakiś stary, ciasny płaszcz, który nosiłam przez lata z przyzwyczajenia.

Myślisz, że on by był dumny? – zapytał nagle, nie patrząc na mnie.

– Rafał? – spojrzałam na niego uważnie. – Z czego?

– Z tego, jak sobie poradziłaś. Jak wychowałaś Jaśka. Jak... nie uciekłaś w żal, tylko się podniosłaś. Ja bym nie umiał.

Wzruszyłam ramionami.

Nie miałam innego wyjścia. Wiesz, czasem nie chodzi o to, żeby być silną. Tylko żeby nie dać się całkiem złamać. A Jasiek... on był jedynym powodem, żeby się trzymać.

Teść przytaknął. Oczy miał wilgotne, ale nie komentowałam. Nie był typem, który lubił być przyłapany na uczuciach.

– Jeśli się zgodzisz... – zaczął, a ja uniosłam brwi – chciałbym go kiedyś zabrać na ryby. Albo do kina. Może uzna, że dziadek to nie taki przeżytek.

Uśmiechnęłam się. Mały miałby z tego niezły ubaw.

– Daj mu chwilę. I myślę, że nie powie nie. On jest ciekawy świata. I ludzi. Zwłaszcza takich, o których mu się nie opowiadało.

Wstałam. Pora było wracać do życia.

– Dzięki za herbatę.

– Dzięki, że przyszłaś. Naprawdę.

Wyszłam z klatki schodowej i poczułam chłód jesiennego powietrza. A w środku... było mi cieplej niż od dawna.

Ewelina, 41 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama