„Przy grobie dziadka chciałam tylko ciszy. Ale mama szybko postawiła znicz i zaczęła planować, na co wyda cały spadek”
„Miałam nadzieję, że chociaż dzisiaj obejdzie się bez komentarzy o cenach, sąsiadkach i terminach zniżek w drogerii. Jednak mama była w swoim żywiole”.

- Redakcja
Stałam z boku, z rękami w kieszeniach płaszcza, próbując poukładać w głowie myśli. Dziadek był jedyną osobą, z którą mogłam porozmawiać bez poczucia, że muszę się tłumaczyć. Nie oceniał, nie przerywał, nie udzielał dobrych rad, tylko słuchał – czasem nawet z zamkniętymi oczami, ale ja wiedziałam, że słuchał.
– I po co tyle płakać, jak i tak nie wróci? – mruknęła mama, wyciągając z reklamówki czerwony znicz z brokatem. – Patrz, za trzy złote! Taki sam jak te za siedem w kwiaciarni.
Miałam nadzieję, że chociaż dzisiaj obejdzie się bez komentarzy o cenach, sąsiadkach i terminach zniżek w drogerii. Jednak mama była w swoim żywiole.
Nie rozumiałam jej
– Wiesz coś o obligacjach? – spytała mama.
Szłyśmy ścieżką między grobami, a ona już zdążyła wyjąć z torebki notatnik.
– Nie wiem, mamo. Może trzeba o to spytać notariusza? – mruknęłam.
– Notariusz kosztuje – oburzyła się. – A po co przepłacać, skoro ty jesteś taka oczytana?
Przemilczałam. Prawdę mówiąc, niewiele wiedziałam o tych obligacjach, a jeszcze mniej chciałam o nich rozmawiać. Zatrzymałam się, poprawiając szalik.
– Może po prostu... nie teraz? – zapytałam cicho.
– A kiedy? – mama zrobiła zdziwioną minę. – On nie żyje. Trzeba działać, póki się pamięta, gdzie co trzymał. Pieniądze nie lubią czekać.
– Dziadek nie był twoim ani moim bankomatem – syknęłam.
– Ale zostawił po sobie parę groszy. – Pokiwała głową. – Trzeba z tego zrobić użytek. On by chciał, żebym wreszcie miała normalną kuchnię.
Parsknęłam.
– To o to chodzi? O kuchnię?
– A o co ma chodzić? – odparła bez mrugnięcia okiem. – Ty masz wszystko, a ja całe życie haruję w tych samych czterech ścianach.
Zamilkłam. Miała w sobie jakąś trudną do zignorowania logikę. Może i powinnam jej współczuć. Ale teraz? Na świeżym grobie?
– Chciałam tylko chwilę ciszy – powiedziałam w końcu.
– Cisza nie zrobi ci remontu.
Nie poznałam jej
W kawiarni było ciepło i duszno. Mama zdążyła już wyjąć z torebki kopertę z dokumentami, które zabrała z szuflady dziadka.
– Tu masz, popatrz – przesunęła papiery w moją stronę. – Coś tu jest napisane o lokacie, ale nie mogę rozczytać.
– To wyciąg bankowy, mamo. – Odsunęłam papiery. – Można zadzwonić do banku. Albo iść osobiście.
– Lepiej, żebyś ty to załatwiła – powiedziała słodko. – Jesteś taka... zorganizowana.
Spojrzałam na nią z ukosa. Miała ten uśmiech, który zawsze pojawiał się, kiedy próbowała coś na mnie zrzucić. Od zrobienia zakupów, po przesiadywanie w przychodni za nią.
– To nie jest moje. Dziadek zapisał ci wszystko – przypomniałam.
– A tobie ufał – ucięła. – I wiedział, że ja się nie znam. Że mogę coś źle podpisać.
– Nagle to cię powstrzymuje?
Zamilkła. Zaczęła bawić się papierkiem po cukrze. Skręcała go w cienki rulonik, a potem prostowała.
– Nie mam złych intencji. Ja tylko... nie chcę, żeby ktoś mnie oszukał.
– Wiesz, że można iść do doradcy?
– Ale po co? – westchnęła. – Przecież ty jesteś.
Wzięłam łyk kawy. Była gorzka. Patrzyłam na mamę, jakby była obcą kobietą. Kimś, kto właśnie planuje, co zrobi z cudzymi pieniędzmi, zanim ten jeszcze dobrze ostygnie.
– Może dajmy sobie dzień, dwa? – zaproponowałam.
– A jeśli coś zniknie z konta?
Nie wierzyłam w to, co widzę
Niecały tydzień później siedziałyśmy razem w salonie dziadka. Mama przyniosła swój notatnik i usiadła przy stole jak księgowa przed audytem.
– Zaczniemy od rzeczy dużych – oznajmiła. – Stolik kawowy idzie do cioci Marysi, bo on jej obiecał. Szafę weźmie sąsiad, ten spod trójki. Sam mówił, że chętnie.
– A może najpierw spytamy notariusza, co należy do kogo? – zapytałam ostrożnie.
– No przecież do mnie – odburknęła. – Jestem jedyną córką.
– No ale testamentu jeszcze nie czytano.
– Testament, testament... – machnęła ręką. – On mówił, że wszystko dla mnie. Widziałam, jak spisywał.
Patrzyłam na nią, jak przechyla się nad notesem, zakreśla kolejne przedmioty. Zegar z kukułką – sprzedać. Fotele – oddać do renowacji. Stare radio – może pójdzie na aukcji?
– A książki? – zapytałam cicho. – Tam, na regale, są jeszcze jego notatniki. Wiersze, zapiski. Może warto coś zachować?
– Wiesz, że nikt tego nie czyta – prychnęła. – Zagracają tylko. Papieru nie brakuje w sklepach.
– To był jego świat, mamo.
– A mój świat to cztery metry kuchni i cieknący kran – odparła bez cienia wzruszenia.
Poczułam, jak coś się we mnie zaciska. Przecież ja nie oczekiwałam wiele.
– To nie jest hurtownia. To był jego dom.
– A teraz jest mój.
Coś mi nie pasowało
Zadzwoniła do mnie dwa dni później z triumfalnym tonem.
– Mam! – krzyknęła do słuchawki, zanim zdążyłam powiedzieć „halo”. – Znalazłam zeszyt, w którym zapisał hasła! Były schowane za książkami o tych... jakichś stoczniach.
– Hasła do czego? – spytałam, już wiedząc, że nie chcę znać odpowiedzi.
– Do konta! Zgadnij, ile ma!
Westchnęłam, oparłam głowę o szafkę w kuchni.
– Mamo... Nie powinnaś tego robić bez zgody notariusza?
– On mi wszystko zostawił. To moje. – Zignorowała pytanie. – Dwanaście tysięcy i jeszcze jakieś obligacje. Myślisz, że da się to wcześniej wypłacić?
– To nie supermarket, mamo.
– Potrzebuję tych pieniędzy teraz. Lodówka szwankuje, a tapeta w korytarzu odpada. A poza tym... – zawahała się – chyba kupię sobie fotel masujący.
Zamilkłam. Z jednej strony – jej sprawa. Z drugiej – wszystko we mnie krzyczało, że coś jest nie tak. Nie chodziło nawet o pieniądze, tylko o to, jak szybko przeszła od żałoby do listy zakupów.
– A dziadek? – zapytałam tylko. – Nie masz potrzeby, żeby... nie wiem, pomyśleć o nim, zanim to wszystko zaczniesz przeliczać?
– Pomyślałam – odparła. – I doszłam do wniosku, że już się naczekałam. Teraz moja kolej.
– A jeśli się pomyliłaś?
– To będę się martwić potem. Na razie jadę do sklepu meblowego.
Spojrzałam na nią spokojnie
Wszystko się rozstrzygnęło tydzień później, w kancelarii. Notariusz przeczytał testament dziadka tonem, jakby zapowiadał pogodę. Mama siedziała obok mnie sztywna, z długopisem w dłoni i miną, jakby już miała w głowie rozstawienie nowych mebli.
– Zgodnie z wolą spadkodawcy, cały majątek zostaje podzielony równo między córkę, panią... – tu notariusz spojrzał na dokument – ...i wnuczkę, panią Żanetę.
Mama odwróciła się do mnie gwałtownie.
– Co?!
Spojrzałam na nią spokojnie.
– Jestem równie zaskoczona – skłamałam.
– Ale on mówił... mówił, że wszystko będzie moje!
– Może zmienił zdanie – odparłam.
– Przecież ty masz swoją pracę, mieszkanie, wszystko! Ja mam tylko ten pokój z odpadającą tapetą!
Notariusz chrząknął.
– Testament został spisany własnoręcznie, z datą sprzed miesiąca. Wszystko się zgadza.
Mama zerknęła na mnie, potem na papiery.
– Czyli... co? Musimy się dzielić?
– Na to wygląda – wzruszyłam ramionami.
– To niesprawiedliwe – warknęła, pakując notatnik do torebki. – On był moim ojcem, nie twoim!
– Jednak zawsze traktował mnie jak swoją córkę. Może dlatego.
Zamilkła. Przez chwilę wyglądała na szczerze dotkniętą. A może tylko przeliczała w głowie nowe proporcje.
Wyszłyśmy z kancelarii bez słowa. Na schodach rzuciła tylko:
– Fotel masujący i tak kupię. Wezmę na raty.
– Rób, co chcesz – odpowiedziałam. – Tylko nie licz, że dam ci moje hasło do konta.
Nie pokłóciłyśmy się
Minęły trzy miesiące. Mama w końcu kupiła ten fotel – wielki, beżowy potwór, który zajął pół salonu. Podobno sąsiadki przychodzą „na masaż” i siedzą w nim po dwie godziny, a mama zbiera od nich po dziesięć złotych. „Na amortyzację” – tłumaczy. Nie pokłóciłyśmy się, ale też nie rozmawiałyśmy więcej o dziadku. Każda dostała swoją część. Ja nie ruszyłam pieniędzy – są nadal na koncie, razem z jego wierszami. Ostatnio spotkałam sąsiada spod trójki. Powiedział, że dziadek zawsze mówił o mnie jako o „tej, która słucha”.
– On miał do pani zaufanie – dodał cicho. – Mówił, że jedyna w rodzinie, która nie patrzy tylko na własny interes.
Czasem idę na cmentarz sama. Stawiam porządny znicz, nie taki z bazarku. Siadam na ławce i czytam mu na głos jego własne wiersze. Śmiałby się pewnie z tego. Albo udawał, że śpi. A mama? Mama wciąż żyje swoim planem. Kupiła nowe kafelki, wymieniła drzwi wejściowe i planuje malowanie sypialni.
– Trzeba jakoś żyć – powiedziała, kiedy ostatnio do niej zajrzałam.
– Oczywiście, mamo – odpowiedziałam.
I pomyślałam, że ja chcę żyć inaczej.
Żaneta, 43 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa twierdzi, że kobieta nie powinna hańbić się pracą. Tyle że bez mojej pensji nie miałaby co do garnka włożyć”
- „Teściowa zmyła mi głowę, bo nie kupiłam chryzantem na parafialnym straganie. Od dzisiaj może zapomnieć, że ma wnuki”
- „Gdy mąż przyniósł mi kwiaty, czułam, że coś przeskrobał. Kiedy zaczął sam sprzątać, było pewne, że to coś poważnego”