Reklama

Od kiedy pamiętam, zawsze Alicja była na pierwszym miejscu. Zawsze odważniejsza, zawsze lepsza, zawsze szybsza w podejmowaniu decyzji. Ja byłam tą drugą. Spokojną, nieco wycofaną. Może to był błąd, że tak długo pozwalałam jej rządzić moim życiem? Czułam wdzięczność, nie przeczę. W końcu to ona pomogła mi stanąć na nogi po rozwodzie, to ona pożyczyła mi pieniądze na mieszkanie, to ona doradzała mi w każdej życiowej decyzji. Ale ostatnio coś zaczęło się zmieniać. W środku, głęboko we mnie, rosło uczucie, że żyję jej życiem, nie swoim.

Reklama

Każda moja decyzja przechodziła przez jej aprobatę. Nawet tak drobne rzeczy, jak to, czy powinnam zmieniać pracę, czy wybrać się na wakacje w góry, czy może lepiej nad morze. Alicja miała odpowiedź na wszystko, a ja jej słuchałam, bo przecież „ona wie lepiej”. Przez lata byłam jej wdzięczna. Miała więcej doświadczenia, więcej pieniędzy, lepsze kontakty. Wydawało mi się, że po prostu chce mojego dobra.

Ingerowała w moje życie

Ostatnio jednak, coraz bardziej zaczęło mi to ciążyć. Niby dawała mi wolność, ale kiedy zbyt się oddalałam, subtelnie przypominała o poprzednich porażkach, o tym, jak bardzo mnie wspierała. Moja ostatnia próba otwarcia własnego biznesu skończyła się klęską, a Alicja nie omieszkała mi przypomnieć:

– Marta, naprawdę sądzisz, że jesteś gotowa na coś takiego? Pamiętasz, jak skończyła się twoja współpraca z tamtym projektantem? Może lepiej się wstrzymaj.

Była w tym niby troska, ale coraz częściej czułam, że coś jest nie tak. Miałam dość. Chciałam udowodnić, że potrafię sama o siebie zadbać, że dam radę, ale gdzieś głęboko w środku wciąż bałam się, że znowu zawiodę. Zawiodę siebie, zawiodę ją. A może bałam się, że już zawsze będę żyła w jej cieniu?

Czułam, że muszę spróbować... Ale czy dam radę?

Nie wierzyła we mnie

W tamten poniedziałek zebrałam się w sobie, by powiedzieć Alicji, że chcę otworzyć kawiarnię. Siedziała przy stole, jak zawsze elegancka, popijając kawę. Moje serce waliło, ale musiałam to z siebie wyrzucić. Usiadłam naprzeciw niej i zaczęłam:

– Alicja, chcę otworzyć kawiarnię.

Zamilkła na moment, mierząc mnie wzrokiem. W jej twarzy dostrzegłam cień zaskoczenia, ale szybko zamaskowała go wyuczonym uśmiechem.

– Kawiarnia? Ambitny plan, Martuś – odparła miękko. – Ale pamiętasz, jak skończył się twój ostatni projekt? Ten z pracownią krawiecką?

Zacisnęłam dłonie, czując, jak znów podkopuje moje poczucie własnej wartości.

– Alicja, przemyślałam to. Mam konkretny plan – próbowałam mówić pewnym głosem.

– Wiesz, że zawsze cię wspieram – kontynuowała z udawaną troską. – Może jeszcze nie czas na tak duże ryzyko?

Milczałam, walcząc z falą frustracji. Znowu sugerowała, że nie dam rady. W końcu zebrałam się na odwagę:

– Muszę to zrobić sama, Alicja.

Jej uśmiech zbladł.

– Jak chcesz, Martuś. Jak chcesz – odpowiedziała chłodno, choć w jej oczach dostrzegłam coś więcej.

Byłam załamana

Minęło kilka tygodni, a ja z każdym dniem starałam się realizować swój plan. Spędzałam godziny na spotkaniach z właścicielami lokali, rozmawiałam z bankami o kredycie, szukałam inwestorów. Wszystko powoli zaczynało się układać – przynajmniej tak mi się wydawało.

Pewnego dnia dowiedziałam się, że lokal, na który liczyłam, został wynajęty komuś innemu. Właściciel, który wcześniej był zainteresowany, nagle przestał odbierać moje telefony. Pomyślałam, że może miał lepszą ofertę, ale potem przyszły kolejne ciosy. Bank odmówił kredytu bez podania wyraźnego powodu. Inwestor, który wydawał się być pewny współpracy, wycofał się bez słowa.

Z każdym dniem traciłam grunt pod nogami. Czułam, że wszystko się rozpada, choć nie rozumiałam dlaczego. Dopiero przypadkowa rozmowa z jednym z potencjalnych inwestorów otworzyła mi oczy. Spotkałam go w kawiarni, w której pracowałam nad dokumentami. Nie spodziewałam się, że będzie tam tego dnia.

– Marta, słyszałem, że twoja siostra... no cóż, delikatnie mówiąc, nie wierzy w twój projekt. Wspominała, że może lepiej poczekać z inwestycją – powiedział spokojnie, a ja poczułam, jak mój świat się wali.

Zamarłam. Alicja? Co ona miała z tym wspólnego? Czyżby to ona stała za moimi porażkami?

Sabotowała moje działania

Z duszą na ramieniu wróciłam tego dnia do domu. Nie mogłam uwierzyć, że Alicja mogłaby coś takiego zrobić. A jednak wszystko zaczynało mieć sens. Wszelkie moje niepowodzenia, te nagłe zmiany decyzji inwestorów i banków, musiały być wynikiem jej interwencji. Tylko... dlaczego?

Wpadłam do jej mieszkania bez zapowiedzi. Siedziała w salonie, przeglądając dokumenty, jak gdyby nigdy nic.

– Marta? Co się stało? – zapytała z udawaną troską.

Nie zamierzałam owijać w bawełnę.

Wiem, że za wszystkim stoisz ty, Alicja. To przez ciebie nic mi nie wychodzi! – wyrzuciłam z siebie, a w głosie czuć było gniew, którego długo w sobie tłumiłam.

Zmieszała się, choć próbowała to ukryć.

– O czym ty mówisz? – spytała chłodno, ale widziałam, że coś jest nie tak.

– Inwestor mi powiedział. Ostrzegałaś ich, żeby się wycofali, tak? Bo ja nie jestem „gotowa”? – zadrżał mi głos.

Milczała przez chwilę, aż w końcu wycedziła:

– Robię to dla twojego dobra, Marta. Nie jesteś gotowa na tak duże ryzyko.

Wybuchłam.

– Dla mojego dobra?! Ty po prostu nie chcesz, żebym była niezależna! Chcesz kontrolować wszystko w moim życiu!

Alicja wstała, twarz jej stężała.

– Ktoś musi cię chronić przed samą sobą – syknęła. – Znasz siebie, Martuś. Nie dałabyś rady.

Jej słowa ciążyły mi jak kamienie. W końcu zrozumiałam, że nie chodziło o pomoc, tylko o władzę, którą miała nade mną przez całe życie.

Podkopywała moją pewność siebie

Wybiegłam z jej mieszkania, czując, jak moje serce wali z furii i rozczarowania. Szłam bez celu, a łzy napływały mi do oczu. Jak mogłam być tak ślepa? Przez tyle lat wierzyłam, że Alicja naprawdę chce mojego dobra. A teraz okazało się, że za każdym razem, kiedy mówiła, że mnie wspiera, tak naprawdę trzymała mnie na smyczy. Ilekroć próbowałam się od niej uwolnić, przypominała mi o moich porażkach. Nigdy nie wierzyła, że mogę coś osiągnąć bez niej.

Zatrzymałam się na chwilę przy małej ławce w parku i usiadłam, próbując zebrać myśli. W głowie krążyły mi obrazy – wszystkie te momenty, kiedy niby mnie wspierała, ale w rzeczywistości podkopywała moją pewność siebie. Nigdy nie czułam się wystarczająco dobra, zawsze byłam tą młodszą, która nie potrafi sobie poradzić bez jej pomocy.

Zaczęłam zastanawiać się, czy nie powinnam po prostu odpuścić. Może Alicja miała rację? Może nie byłam gotowa, by prowadzić własny biznes, by wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Przecież tyle razy już próbowałam i kończyło się to porażką. Co, jeśli znowu zawiodę? Jeśli znowu nie dam rady?

– Nie, nie mogę tego zrobić – powiedziałam do siebie na głos, choć wewnątrz wciąż czułam lęk. Wiedziałam, że jeśli teraz się poddam, nigdy nie wyrwę się spod jej wpływu. Musiałam spróbować, nawet jeśli oznaczało to, że stracę siostrę.

Podjęłam decyzję. Było jasne, że muszę iść swoją drogą, nawet jeśli była pełna niepewności. Bałam się tego, co mnie czeka, ale wiedziałam, że już nie mogę cofnąć się do roli, którą wyznaczyła mi Alicja.

Nic od niej nie chcę

Kilka dni później poszłam do Alicji po raz ostatni. Wiedziałam, że ta rozmowa nie będzie łatwa, ale czułam, że muszę postawić granice. Weszłam do jej mieszkania bez wahania, a ona siedziała przy stole, jak gdyby nigdy nic. Spodziewała się mnie.

– Martuś, dobrze, że przyszłaś – zaczęła, uśmiechając się. – Przemyślałam wszystko. Może faktycznie przesadziłam. Zainwestuję w twój pomysł, pomożemy ci razem.

Jej głos był ciepły, ale ja już nie byłam tą samą osobą, którą kiedyś kontrolowała. Zajęłam miejsce naprzeciw niej i spojrzałam jej w oczy.

– Nie potrzebuję twoich pieniędzy, Alicja – powiedziałam spokojnie, choć w środku czułam, jak moje serce bije coraz szybciej.

Zmrużyła oczy.

– Marto, nie bądź nierozsądna. Wiesz, że sama nie dasz rady. To duży projekt, zbyt ryzykowny jak na ciebie.

Oparłam się o krzesło, próbując zachować spokój.

– Może masz rację, ale muszę to zrobić sama. Bez twojej pomocy. – Te słowa przyszły mi z trudem, ale wiedziałam, że to jedyna droga.

Była na mnie zła

Alicja zmieniła ton. Jej twarz zesztywniała, a w oczach pojawiło się coś na kształt złości.

– Marto, przecież to głupota. Chcesz zniszczyć wszystko, co dla ciebie zrobiłam? – W jej głosie pojawiła się nuta frustracji, którą tak dobrze znałam.

– Nie chcę niszczyć naszej relacji, ale musisz przestać kontrolować moje życie – odparłam, tym razem bardziej stanowczo.

– Robię to, bo cię kocham – próbowała mnie przekonać, ale w jej głosie nie było już tej troski, którą słyszałam wcześniej. – Dlaczego nie możemy po prostu zapomnieć o tym wszystkim?

Patrzyłam na nią, już nie jako na starszą siostrę, której zawsze ufałam, ale jako na kogoś, kto całe życie trzymał mnie na uwięzi.

– Kochasz kontrolować – powiedziałam cicho, ale z mocą, która sprawiła, że nawet ona zamilkła. – A ja już nie pozwolę ci decydować za mnie.

Wstałam, gotowa odejść. Czułam, że ta rozmowa była potrzebna, choć wiedziałam, że między nami nic już nie będzie takie samo. Alicja siedziała nieruchomo, jakby próbowała przetrawić moje słowa, ale ja nie czekałam na odpowiedź. Musiałam zrobić to dla siebie.

Świetnie sobie poradziłam

Minęło kilka tygodni od tamtej rozmowy. Relacja z Alicją była lodowata, bo się obraziła, ale ja wreszcie poczułam się wolna. Nie było łatwo – brakowało mi wsparcia, które zawsze miałam, nawet jeśli było ono pełne warunków i kontroli. Zamiast tego pojawiło się coś nowego: strach, niepewność, ale i poczucie, że każdy krok, który teraz robię, należy wyłącznie do mnie.

Kawiarnia zaczynała nabierać kształtów. Znalazłam inny lokal, a dzięki oszczędnościom i małemu kredytowi z banku udało mi się rozpocząć remont. Nie było łatwo, inwestorzy odmawiali, a koszty rosły, ale wiedziałam, że to moja szansa. Każda decyzja, od wyboru koloru ścian po ustalenie menu, była moja.

W samotne wieczory, kiedy siedziałam przy kartonach z fakturami, nachodziły mnie wątpliwości. Czy Alicja miała rację? Może nie jestem na to gotowa? A jeśli znowu zawiodę? Myśl o powrocie do życia pod jej dyktando jednak skutecznie mnie napędzała.

Nie mogłam tego zrobić. Nie teraz, kiedy pierwszy raz w życiu czułam, że mam kontrolę nad swoim losem. Nawet jeśli oznaczało to, że relacja z siostrą już nigdy nie będzie taka sama.

Pewnego wieczoru, tuż przed zamknięciem, przyszedł SMS. Od Alicji. "Mam nadzieję, że wiesz, co robisz" – przeczytałam. Uśmiechnęłam się do siebie i odłożyłam telefon. Wiedziałam, że już nie potrzebuję jej aprobaty.

Teraz wszystko zależało tylko ode mnie.

Reklama

Marta, 39 lat

Reklama
Reklama
Reklama