Reklama

Wszyscy wokół myślą, że jestem silna. Że potrafię wziąć się w garść, że mam wszystko pod kontrolą. Nikt nie widzi, jak naprawdę wyglądają moje poranki – jak długo leżę w łóżku, zanim zmuszę się, żeby wstać. Nikt nie słyszy, jak łkam w łazience z głową przyciśniętą do chłodnych kafelków. Nawet Michał już tego nie słyszy – chyba nie chce. Od czterech lat staramy się o dziecko. Cztery lata badań, hormonów, testów. Cztery lata obiecywania sobie: „następnym razem się uda”.

Nikt o tym nie wie. Nikomu nie mówimy. Bo jak powiedzieć, że nie jesteś w stanie dać życia? Jak opowiedzieć, że każda kolejna miesiączka boli? Rodzina naciska, zwłaszcza Danuta – teściowa. Dla niej dziecko to obowiązek. „Kobieta bez dziecka to niepełna kobieta” – mawia. Na Wigilii u Agnieszki, mojej szwagierki, jak zwykle będzie tłum dzieci. I ona – królowa matek, karmiąca, przewijająca, rozdająca dobre rady. A ja? Ja będę siedzieć w kącie z uśmiechem przyklejonym do twarzy, udając, że wszystko jest dobrze. Tylko że w tym roku... nie wiem, czy jeszcze dam radę udawać.

Teściowa była wścibska

– Julka, kochanie, a kiedy wy w końcu pomyślicie o dziecku? – spytała Danuta, sięgając po pieróg, jakby właśnie komentowała pogodę.

Łyżka z barszczem zatrzymała mi się w połowie drogi do ust. Rozmowa przy stole ucichła jak ucięta nożem.

– Mamo... – Michał westchnął cicho, ale nie podniósł wzroku znad talerza.

– No co? Przecież to nic złego zapytać – uśmiechnęła się słodko. – Tyle lat po ślubie... My z Tomaszem już wtedy bawiliśmy Agnieszkę na kolanach, prawda?

– Oj tak, Agnieszka była szybka – potwierdził wujek Jurek, rechocząc głupkowato. – A teraz patrzcie, trójkę dzieci ma i jeszcze wygląda jak nastolatka!

Agnieszka, wcisnąwszy się w dopasowaną sukienkę, uśmiechnęła się z udawaną skromnością.

– Dzieci to szczęście. Ale to trzeba chcieć, poświęcić się. Nie każdemu się chce, wiadomo...

Słyszałam, jak mój puls bije w skroniach. Michał milczał. Danuta nachyliła się nieco w moją stronę.

– Może za bardzo się skupiasz na pracy, co? Kariera karierą, ale zegar tyka...

Wzięłam łyk barszczu. Smakował jak popiół.

– Spokojnie, może coś planujemy, może nie. To nasza sprawa, prawda? – próbowałam się uśmiechnąć, ale czułam, że zaraz coś we mnie pęknie.

– Oczywiście, kochanie. Po prostu... martwię się. Tyle par teraz odkłada dzieci, a potem żałują...

„Nie masz pojęcia, ile bym dała, żeby mieć twoje zmartwienia” – pomyślałam, zaciskając palce na serwetce. Byłam bliska wybuchu. Czułam, jak zbiera się we mnie fala. Jeszcze jedno słowo. Jeszcze jedna uwaga. Michał, do cholery, powiedz coś... Ale Michał milczał.

Nie wytrzymałam

Odłożyłam łyżkę. Powoli. A potem wstałam.

– Cztery lata – powiedziałam cicho, ale wyraźnie. – Cztery lata leczenia. Cztery lata nadziei, że może tym razem...

Wszyscy zamarli. Danuta zamarła z pierogiem na widelcu. Michał podniósł głowę.

– Julka... – mruknął ostrzegawczo.

– Nie, Michał. Mam dość. – Spojrzałam na wszystkich. – Przeszłam dwa poronienia. Dwa razy słyszałam bijące serce, a potem... cisza. I nic nie mówiłam, żeby nikt nie musiał się martwić, żebyście dalej mogli pytać mnie „kiedy w końcu dziecko?”.

Danuta zbladła.

– Ja tylko...

– Ty tylko mnie dobijasz, wiesz? – wybuchłam. – Co roku te same pytania, te same uśmieszki, porównania do Agnieszki, jakby bycie matką było jakimś wyścigiem.

Wujek Jurek chrząknął.

– No ale przecież to nic złego spytać...

– Nic złego?! – parsknęłam. – Nie masz pojęcia, jak to jest płakać, bo znowu się nie udało.

Danuta zasłoniła usta dłonią. Agnieszka milczała. Michał siedział. Nikt nic nie powiedział. Nikt nie ruszył się z miejsca.

Nie jestem gorsza, bo nie mam dziecka. Ale wiecie co? Gorsze jest wasze milczenie, wasze dobre rady i ten sztuczny rodzinny teatrzyk. Macie ochotę grać w szczęście? Proszę bardzo. Ale ja wychodzę.

I wyszłam. Na klatce schodowej dopiero zrozumiałam, że trzęsą mi się ręce. Zrobiłam to. Powiedziałam prawdę. Ale zamiast ulgi – poczułam wstyd.

Byłam zła na męża

Drzwi do mieszkania trzasnęły za nami głucho. Michał szedł za mną wolno, jakby ważył każdy krok. Zdjęłam płaszcz i rzuciłam go na fotel. Chciałam coś powiedzieć, ale milczałam. Czekałam, aż on coś powie. Cokolwiek.

– Dlaczego nic nie powiedziałeś? – wyrzuciłam z siebie w końcu, odwracając się gwałtownie.

– Julka... nie wiedziałem, co powiedzieć. Nie chciałem robić sceny.

Nie chciałeś robić sceny?! – wybuchnęłam. – Rozpadałam się na kawałki przy tym cholernym stole, a ty nie potrafiłeś wykrztusić ani jednego słowa w mojej obronie!

– Ale co miałem powiedzieć? Że moja żona poroniła? Że się leczymy? Że jesteśmy wrakami emocjonalnymi?!

– Tak! Właśnie to! Bo może wtedy przestaliby traktować mnie jak gorszą wersję Agnieszki!

Michał opadł ciężko na kanapę i przetarł twarz dłońmi.

– To nie było miejsce, Julka...

– A co, mam się umawiać na kawę z twoją matką, żeby powiedzieć jej, że przez nią boję się świąt?! – W głosie czułam wibrację gniewu, bólu, rozczarowania. – Wiesz, co było najgorsze? Nie to, że pytała. Tylko to, że ty mnie nie wspierałeś.

Michał nie odpowiedział. Patrzył w podłogę. I wtedy poczułam, jak coś we mnie cichnie. Jakby pękło i już nie chciało się sklejać. Przestałam krzyczeć.

– Może już ci nie zależy. Może już się z tym pogodziłeś, że się nie uda. A może... może już mnie nie chcesz – powiedziałam cicho.

– Nie mów tak – szepnął.

Ale to była cisza, która bolała bardziej niż słowa.

Teściowa wpadła w odwiedziny

Dzwonej do drzwi zadzwonił koło południa. Stałam w dresie, nieumalowana, z kubkiem zimnej już kawy w ręce. Otworzyłam i od razu tego pożałowałam.

– Julka... mogę na chwilkę? – Danuta stała z torebką przewieszoną przez ramię, jakby przyszła na kawę, a nie po to, żeby grzebać w moim wnętrzu.

Nie odpowiedziałam, ale odsunęłam się, wpuszczając ją do środka. Usiadła ostrożnie na brzegu kanapy. Ja zostałam przy kuchennym blacie.

– Nie spałam całą noc – zaczęła. – To, co wczoraj powiedziałaś... poruszyło mnie. Bardzo.

Milczałam. Nie miałam siły odpowiadać.

– Nie chciałam cię zranić. Wiesz, ja... ja po prostu marzę o wnuku. Myślałam, że to kwestia czasu. Nie wiedziałam, że... że przechodzicie przez takie piekło.

– Może nie wiedziałaś, bo nigdy nie zapytałaś. Założyłaś, że jestem wygodnicka i może nie chcę mieć dziecka – powiedziałam cicho.

– Może... – westchnęła. – Ale przecież ja też cierpię. Patrzę na Michała i widzę, jak zamknięty się zrobił. A kiedyś był taki radosny, otwarty...

– Może dlatego, że od lat udaje, że nie boli. Że nie przegrywa. A ty mu tylko dokładasz, pytając o rzeczy, które są dla nas codziennym dramatem.

Danuta zamilkła na chwilę, po czym spojrzała na mnie z czymś, co przypominało skruchę, ale było dziwnie podszyte wyrzutem.

– Może jakbyś mniej pracowała, to byłoby inaczej...

Zamarłam.

– Przepraszam, co powiedziałaś? – mój głos był lodowaty.

– No... nie osądzam. Ale stres, ciągłe obowiązki, pośpiech... to przecież wpływa na organizm. W twoim wieku to już nie są żarty.

– Czy naprawdę uważasz, że nie mam dziecka, bo za dużo pracuję?

Danuta spuściła wzrok. Może ze wstydu, a może tylko ze zmieszania.

– Powinna już iść – powiedziałam.

Nie odpowiedziała. Wyszła w ciszy. A ja... poczułam pustkę. I jednocześnie – dziwną ulgę.

Mam dość

Wyszłam z domu bez celu. Chodziłam po parku w rozdeptanych adidasach, wciągając w płuca zimne powietrze. Było lodowato, ale nie czułam chłodu. Myślami byłam gdzieś indziej – w tamtych gabinetach, gdzie trzymałam Michała za rękę, kiedy lekarz bez emocji mówił: „tym razem się nie udało”. W aptekach, gdzie kupowałam testy ciążowe z drżącymi dłońmi. W tej łazience, gdzie patrzyłam na dwie kreski i płakałam...

Może powinnam odejść. Od Michała, od tych ludzi, od tego domu, gdzie wszystko przypominało porażki. Może muszę przestać walczyć z czymś, na co nie mam wpływu. Może nie będę matką. Może już nie muszę się tłumaczyć, nie muszę układać wymówek, nie muszę słuchać, że „jeszcze wszystko przed wami”. Może w końcu mogę... przestać się tłumaczyć. Po prostu być. Bez dziecka, bez oczekiwań, bez zgody na cudze wymagania. Przestać grać w ten spektakl. Zacząć żyć po swojemu.

Julia, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama