Reklama

Byłam jego żoną przez piętnaście lat. Nikt mi tego nie odbierze – ani on, ani ta nowa, ani nawet śmierć. Choć… może właśnie śmierć odbiera najwięcej. Dzień pogrzebu Pawła był zimny, surowy, wilgotny. Szarość nieba jakby przylepiła się do skóry. Ubrałam się elegancko, z klasą – w czarny płaszcz z kołnierzem z miękkiego futerka. Buty na obcasie, skórzane rękawiczki. Nie dla Pawła. Dla siebie. I dla nich. Żeby nie pomyśleli, że mnie złamali.

Julia siedziała obok mnie w aucie. Chciałam ją przytulić. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale przecież nie będzie. Nie po tym wszystkim.

– Nie płacz – powiedziałam twardo. – To tylko pogrzeb. Prawdziwe piekło było wcześniej.

Spojrzała na mnie z wyrzutem, ale nic nie powiedziała. Zbyt dobrze mnie znała. Kaplica była pełna. Ludzie, których nie widziałam od lat. I ona. Klara. Stała przy samej trumnie. Jakby była żoną. Jakby to jej miejsce przy nim było najbliżej. W rękach ściskała chusteczkę, teatralnie, jak z filmu. Wbijała wzrok w drewno trumny, a ja... wbiłam wzrok w nią.

Julia złapała mnie za rękę. Bezużytecznie. Bo ja już wiedziałam, że dzisiaj nic nie będzie dobrze.

„Z drogi, to moja żałoba”

Nie powinnam była tego robić. Nie powinnam była podchodzić tak blisko. Ale gdy zobaczyłam, jak Klara stoi przy samej trumnie, jakby była główną żałobniczką, nie wytrzymałam.

– Przepraszam, czy możesz się odsunąć? – zapytałam chłodno.

Nie spojrzała nawet. Tylko poprawiła włosy i dalej stała w tym swoim czarnym płaszczyku, z miną męczennicy. Zatkało mnie. Ale tylko na chwilę.

– Odsuń się. To ja byłam jego żoną, zanim w ogóle wiedziałaś, kim on jest – syknęłam przez zaciśnięte zęby.

Wtedy spojrzała. Spokojnie. Aż za spokojnie.

– A potem cię zostawił. Bo nie chciał tak żyć – odpowiedziała równie cicho.

Coś we mnie pękło. Tyle lat to dusiłam, tyle razy sobie mówiłam, że przeszłość nie ma znaczenia. A ona? Stała tu jak jakaś królowa cierpienia, podczas gdy ja przez nią uczyłam się od nowa żyć.

– Mamo, proszę… To nie miejsce… – Julia próbowała mnie odciągnąć.

Ale to już się działo. Ludzie zaczęli się przyglądać. Ciotka Wanda patrzyła na mnie z przestrachem, jakby się bała, że zaraz się na nią rzucę. A może się bała, że zobaczy mnie naprawdę – tę, która nigdy nie pogodziła się z tym, że została zamieniona na młodszy model.

– Przez ciebie mnie zostawił. Myślisz, że cię kochał? Nie wiesz nawet, kim on był.

– A ty wiesz? – Klara uniosła brew. – Czy tylko patrzyłaś, jak znika, kawałek po kawałku?

Stałyśmy tam jak dwie wdowy. Tylko jedna z nas już dawno została pogrzebana.

15 lat wyparowało jednego dnia

Wybiegłam z kaplicy, zanim zrobiłam coś, czego bym żałowała. Choć… czy naprawdę byłoby czego żałować? Świeże powietrze uderzyło mnie jak policzek. Zimne, wilgotne. Usiadłam na niskim murku przy wejściu, obok kosza na znicze. Zaczęłam drżeć – z zimna albo z nerwów. Może jedno i drugie. Usłyszałam za sobą cichy szelest kroków.

– Mamo… – wyszeptała Julia. Westchnęłam. – Dlaczego ty zawsze musisz robić sceny?

– Scenę? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Scenę to zrobiło życie, kiedy twój ojciec postanowił mnie zostawić. Dla niej. Kiedy w jeden wieczór wszystko, co budowałam przez piętnaście lat, wyparowało.

– Ale to było dawno temu – Julia usiadła obok. – Naprawdę nadal w to wchodzisz?

– Nie rozumiesz. Nikt z was nie rozumie. Myślicie, że rozwód to jak rozerwanie kartki papieru. Ale kiedy się kogoś kocha, to uczucie nie znika. Tylko wbija się w serce i zostaje.

– On nie był twoją własnością. Od dawna nie był.

– Ale to nie znaczy, że mogę zapomnieć, jak to bolało – syknęłam. – Kiedy zostajesz sama. Kiedy twoje dziecko pyta: „Dlaczego tata nie wraca?”, a ty nie masz siły odpowiedzieć, bo sama nie wiesz.

Julia milczała. W końcu wstała.

– Może czas przestać się zadręczać i wreszcie żyć – powiedziała i odeszła.

A ja siedziałam, patrząc na zgaszone znicze. To nie Paweł mnie najbardziej zranił. To oni. Ci wszyscy, którzy udawali, że nic się nie stało.

Co ona może wiedzieć

Nie chciałam tam wracać. Do tej kaplicy, do tej trumny. Ale weszłam. Bo musiałam. Choćby tylko po to, by pokazać, że jeszcze się trzymam. Stanęłam w bocznej części, przy drzwiach. Z wnętrza dobiegł mnie czyjś głos – znajomy, kobiecy, spięty emocjami:

– Paweł nigdy nie kochał Agnieszki. Był z nią z przyzwyczajenia.

To Klara. Mówiła to do ciotki Wandy. Myślała, że ich nie słyszę.

– Z nią był z rozsądku. Ze mną – z potrzeby. Tak mi powiedział, kiedy się poznaliśmy – dodała, z tym swoim miękkim, słodkim tonem, który zawsze mnie drażnił. Nie wytrzymałam.

– Co powiedział? – zapytałam ostro. – Powtórz to, Klara. Powiedz to jeszcze raz. Głośno.

Obie zamarły. Klara się odwróciła, ciotka Wanda wyprostowała jak struna.

– Agnieszko… my tylko… rozmawiałyśmy…

– A, więc tylko rozmawiacie o mnie nad trumną mojego byłego męża? Świetnie. Wspaniała rodzina.

– Nie chciałam cię zranić – Klara podniosła rękę, jakby mogła mnie uspokoić tym jednym gestem. – Ale prawda jest taka, że Paweł był nieszczęśliwy. Planował odejść ode mnie. Miał kogoś jeszcze.

– Co ty wygadujesz?

– Tak. Wiedziałam o tym. Chciał być sam. Miał dość nas wszystkich.

– Dajcie mu wreszcie spokój – przerwała ciotka Wanda. – Leży zimny, a wy się kłócicie o popiół.

– Nie – odparłam. – Ja się kłócę o prawdę. Bo za życia wszyscy milczeli.

A teraz ta prawda zaczynała cuchnąć, jak wszystko, co się zbyt długo ukrywa.

Żadna nie była jedyną

Nawet nie wiem, kto zaparzył tę herbatę. Stała na stoliku między nami, stygnąc, nieruszona. Klara miała podkrążone oczy i rozmazany tusz. Ja czułam, że moje emocje też pękają – nie z gniewu. Ze zmęczenia.

– Przepraszam za to, co powiedziałam – zaczęła cicho Klara, nie patrząc mi w oczy.

– Nawet nie wiem, za co dokładnie. Za to, że byłam tylko „z rozsądku”? Czy za to, że też zostałaś oszukana?

Milczała.

– Paweł mnie kochał. Wiem, że tak było. Ale potem… coś się zmieniło. Przestał mówić. Przestał wracać wcześniej do domu. Wiesz, kiedy naprawdę poczułam, że go tracę? Kiedy zaczął wyłączać telefon na weekendy – wyszeptała.

Popatrzyłam na nią uważnie. Coś w niej pękło. Zsunęła się niżej na krześle, jakby chciała zniknąć.

– Myślałam, że to przez chorobę. Że to stres, że się zamyka w sobie, bo boi się śmierci… Ale potem znalazłam historię rozmów na jego komputerze. Pisał do jakiejś kobiety. Lata. Lata całe.

Zaparło mi dech.

– Internetowa kochanka?

Klara skinęła głową.

– Miłość życia – tak ją nazwał w jednej wiadomości. Nie wiem, kto to był. Ale na pewno nie ty. I nie ja.

Siedziałyśmy w milczeniu.

– A więc żadna z nas nie miała go całego – szepnęłam. – Może… żadna z nas go nie znała.

– On nigdy nie potrafił być naprawdę obecny – powiedziała Klara. – A my walczyłyśmy o jego cień.

Wtedy pierwszy raz obie się popłakałyśmy. Cicho, w tej salce, jak dwie kobiety, które przez lata nie wiedziały, że są po tej samej stronie.

Listy na rany duszy

Było już po wszystkim. Ludzie rozeszli się, kwiaty przykryły trumnę jak miękka kołdra. Nikt nie płakał głośno. To był ten rodzaj ciszy, który wybrzmiewa dłużej niż krzyk. Zbieraliśmy rzeczy. Klara gdzieś zniknęła z Szymonem. Julia rozmawiała z kimś przy bramie. Wtedy podeszła do mnie ciotka Wanda.

– To dla Julii – powiedziała, podając mi kopertę. – Paweł zostawił to przed śmiercią. Kazał przekazać po pogrzebie.

Patrzyłam na kopertę jak zaczarowana. Rozpoznałam jego charakter pisma. Taki sam, jak w pierwszych listach, które do mnie pisał jeszcze na studiach. Ale ten list nie był dla mnie.

Podałam go Julii. Nie zapytałam, co tam jest. Nie chciałam wiedzieć. Wróciłam do domu sama. Przez chwilę myślałam, żeby wyjąć stare listy z pudła pod łóżkiem. Ale nie miałam siły. Zamiast tego usiadłam przy kuchennym stole i wzięłam kartkę.

„Paweł…” – napisałam i zatrzymałam się. Nie wiedziałam, co dalej. Słowa przychodziły wolno. Pisałam bez ładu, jakbym chciała wypluć wszystko, co przez lata kisiłam w środku.

„Nie wiem, czy kiedykolwiek mnie kochałeś. Wiem tylko, że ja przez całe życie nie potrafiłam przestać. Chciałam być silna, ale bałam się, że bez ciebie nikt mnie nie zechce. A potem… zaczęłam się bać siebie. Że jestem pusta. Że przegrałam”.

Skończyłam list. Przeczytałam go raz. Rano wrzuciłam go do śmieci. Po prostu… już nie miał znaczenia.

Zostawił mi coś po sobie

Nawet sąsiedzi tego dnia nie hałasowali. Jakby cały świat wiedział, że coś się skończyło. Zrzuciłam płaszcz, rzuciłam torebkę na fotel. Nie chciałam herbaty, nie chciałam radia. Chciałam... żeby ktoś powiedział mi, co dalej.

Usiadłam przy stoliku w sypialni. Na blacie – pudełko, to z jego listami. Nie otwierałam go od lat. Wzięłam je na kolana. Przeglądałam pożółkłe kartki, jego charakter pisma – nierówne litery, jakby zawsze się spieszył. Znalazłam jedną z fotografii – byliśmy młodzi, uśmiechnięci, ściskał mnie ramieniem, jakby chciał pokazać, że jestem jego.

Zdjęcie odłożyłam. Zdjęłam z szyi łańcuszek, a z niego – obrączkę. Noszona przez lata, nawet po rozwodzie. Bo nie mogłam się z nią rozstać. Bo była dowodem, że kiedyś byliśmy rodziną. Włożyłam do pudełka i zamknęłam wieczko.

Zadzwonił telefon. Julia.

Mamo, chcesz się jutro spotkać? Może kawa?

– Tak – odpowiedziałam cicho. – Chcę.

Ona była tym, co naprawdę mi zostawił. Zamknęłam oczy i poczułam spokój.

Agnieszka, 49 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama