Reklama

Wysiadłam z pociągu z dwiema torbami i delikatnym uczuciem ścisku w żołądku. Niby nic nowego – każda wizyta w rodzinnym domu wiązała się z lekkim stresem – ale tym razem było inaczej. Coś wisiało w powietrzu. Ostatni raz byłam tu na Boże Narodzenie, a nawet wtedy moja siostra, Iza ledwo się do mnie odzywała.

Reklama

Zawsze byłyśmy blisko. Różnica czterech lat nie miała znaczenia – ona zabierała mi kosmetyki, ja jej ubrania. Wiedziałyśmy o sobie wszystko. A potem... kontakt się urwał. Przestała pisać, przestała odbierać telefony. Tłumaczyłam to studiami, nowym towarzystwem, dorastaniem. Ale przecież czułam, że to coś więcej.

– No wreszcie – rzucił ojciec, kiedy weszłam do kuchni. – Myślałem, że pociągi jeżdżą zgodnie z rozkładem.

Matka uśmiechnęła się ciepło, ale jej wzrok był jak zawsze zmęczony. Podbiegła i mocno mnie przytuliła.

– Tęskniłam, Natalko – szepnęła.

Iza siedziała przy stole, zapatrzona w telefon. Nawet nie podniosła wzroku. Przeszłam obok niej i musnęłam jej ramię.

– Cześć, mała. Jak studia?

– W porządku – odpowiedziała krótko, nie odrywając się od ekranu.

Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że to będzie najgorsza Wielkanoc w moim życiu. Że święta, które miały być chwilą spokoju, okażą się początkiem końca. Miałam nadzieję na rodzinne rozmowy, żarty przy stole i może jakieś wspomnienia z dzieciństwa. Tymczasem w powietrzu wisiało coś ciężkiego, czego nie dało się rozgonić nawet najcieplejszym uśmiechem mamy.

A potem w głowie pojawiło się imię, którego starałam się unikać od miesięcy: Kamil. Związek, który skończył się dramatem, niedopowiedzeniami i gorzkimi łzami. Nie miałam pojęcia, że jego cień znowu nade mną zawisł.

Siostra miała dla nas ogłoszenie

– Siadajcie, wszystko już gotowe – zawołała mama z kuchni, układając ostatnią miskę z ćwikłą na stole.

Wszyscy krzątali się jeszcze przez chwilę. Babcia poprawiała obrus i powtarzała, że „kiedyś to jajka były prawdziwe, a nie takie blade jak teraz”. Dziadek uśmiechał się pod nosem, próbując porwać plasterek białej kiełbasy, zanim wszyscy usiądą. Wujek Artur dzielił się najnowszymi anegdotkami z pracy, a ciocia Bożenka po raz trzeci zapytała, czy żurek był na zakwasie domowym.

Usiadłam na swoim miejscu, obok mamy, naprzeciwko Izy. Była spokojna, zaskakująco spokojna, jak na nią. Przez chwilę przyglądałam się jej twarzy. Oczy miała błyszczące, ale usta zaciśnięte. Coś było nie tak.

Ojciec wstał i porozdawał kawałki jajka do podzielenia.

No to zdrowia, moi kochani, i spokoju w te święta. I żadnych niespodzianek, dobrze?

Uśmiechnęłam się pod nosem. Jakby to kiedykolwiek działało.

Wtedy Iza wstała. Bez żadnego wstępu, bez zawahania.

– Mam coś ważnego do powiedzenia – zaczęła. – Wiem, że to nie jest łatwe do przyswojenia, ale... jestem w ciąży.

Cisza była absolutna. Nawet ciocia Bożenka zamilkła. Dziadek spojrzał na babcię, babcia na mamę, a mama na ojca.

Ojciec zamarł. Patrzył na Izę jakby próbował zrozumieć, czy dobrze usłyszał.

Co ty powiedziałaś? – wyszeptał ojciec.

– Jestem w ciąży – powtórzyła, prostując się dumnie.

A kto jest ojcem? – zapytała niepewnie mama.

– To Kamil – powiedziała cicho, ale wyraźnie.

Zamarłam. Serce zaczęło mi bić szybciej. Poczułam lodowaty dreszcz wzdłuż kręgosłupa.

Kamil? Jaki Kamil? – zapytał ojciec.

– Jak to, jaki? Znacie przecież Kamila, kiedyś często tu bywał… – Iza uciekała od nas wzrokiem.

W jednej sekundzie zrobiło się jeszcze ciszej. I wtedy zrozumiałam – to nie był tylko szok. To był cios. Prosto w serce. To mój Kamil.

Jak mogła mi to zrobić?

– Wyjdź ze mną. Teraz – powiedziałam ostro, chwytając Izę za nadgarstek.

– Natalia, może to nie jest odpowiedni moment… – próbowała zatrzymać mnie mama, ale już wychodziłyśmy na ganek.

Zimne powietrze uderzyło mnie w twarz jak kubeł lodowatej wody. I dobrze. Bo miałam ochotę krzyczeć, a nie chciałam robić tego w jadalni, przy stole ze święconką.

Jak mogłaś? – wyrzuciłam, nie czekając, aż zamknie za sobą drzwi.

– O co ci chodzi?

– O co mi chodzi?! – krzyknęłam. – To był mój facet! Mój! Ty wiedziałaś, jak to się skończyło. Widziałaś mnie, jak siedziałam zapłakana w swoim pokoju, jak nie mogłam się pozbierać przez tydzień, jak kasowałam każde jego zdjęcie! A teraz co? Układasz sobie z nim życie?!

– Natalia… To było dwa lata temu – odparła spokojnie, zaskakująco spokojnie. – Przestałaś z nim być. To już nie był twój facet.

– Ale był w moim życiu. Rozumiesz? Był. To nie jest jakiś chłopak z uczelni. To był ktoś, komu powiedziałam, że go kocham.

Iza zacisnęła usta. Na chwilę spuściła wzrok, ale zaraz znów spojrzała mi prosto w oczy.

On teraz mnie kocha. A ja jego. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale... nie zamierzam przepraszać za to, że jestem szczęśliwa.

Zamrugałam, próbując powstrzymać łzy. Poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg.

Jesteś szczęśliwa? Naprawdę? Z kimś, kto mnie zniszczył?

– Przestań. To nie tak.

– Właśnie że dokładnie tak – syknęłam. – Wzięłaś to, co zostało po mnie.

Zanim zdążyła odpowiedzieć, weszłam z powrotem do domu. Bo jeśli bym została jeszcze chwilę, chyba naprawdę bym zrobiła coś, czego bym żałowała.

Rodzice mnie oszukali

Była druga w nocy, a ja nadal nie mogłam zasnąć. Leżałam na starym łóżku w swoim dawnym pokoju i gapiłam się w sufit, którego wzór znałam na pamięć od dzieciństwa. Każda deska podłogi, każdy cień na ścianie przypominał mi, że tu dorastałam. Ale tej nocy wszystko wydawało się obce i zimne.

Wyszłam po cichu na korytarz, żeby pójść do łazienki. Ale zanim zdążyłam skręcić w prawo, usłyszałam cichy głos mamy, dochodzący z kuchni. Zatrzymałam się.

Ona tego nie uniesie – mówiła mama cicho, niemal szeptem. – Dla Natalii to za dużo.

– A dla mnie to niby co? – ojciec odpowiedział twardo. – Moja młodsza córka jest nagle w ciąży z człowiekiem, którego jeszcze niedawno widywałem z moją starszą córką!

– Ale oni są razem, kochają się. Iza go nie zostawi. Co mamy zrobić? Wyrzucić ją?

– A może powinna poczuć, że nie wszystko jej wolno? Że nie można zabierać swojej siostrze… – urwał, oddychając ciężko. – To plugastwo. Nie mieści mi się to w głowie.

Ona naprawdę się zmieniła – próbowała łagodnie mama. – Od kiedy są razem, Iza jakby dojrzała. A Natalia… Natalia przecież już od dawna nie mówiła o Kamilu. Myślałam, że to zamknięty temat.

Wtedy nie wytrzymałam. Pchnęłam drzwi do kuchni i stanęłam w progu.

– Więc wszyscy wiedzieliście? – zapytałam cicho, ale w moim głosie drżała wściekłość.

Mama zerwała się z krzesła, jakby przyłapana na gorącym uczynku. Ojciec spojrzał na mnie ze zmarszczonym czołem.

– Nie, Natalko, my tylko…

– A właśnie że tak – przerwałam jej. – Siedziałam dziś przy stole jak idiotka, a wy wiedzieliście. I nikt mi nie powiedział. Nikt nawet nie próbował mnie jakoś na to przygotować.

Nikt nic nie odpowiedział. A ta cisza bolała bardziej niż jakiekolwiek słowo.

Wciąż o nim pamiętałam

Pamiętam ten dzień, kiedy pierwszy raz mnie pocałował. Byliśmy nad Wisłą, siedzieliśmy na brzegu z papierowymi kubkami kawy, a Kamil opowiadał o swojej pasji do muzyki. Śmiałam się wtedy tak szczerze, że bolały mnie policzki. To było trzy lata temu. Inny świat.

Pamiętam też ten wieczór, kiedy wykrzyczał mi, że „nie da się ze mną rozmawiać”, a ja rzuciłam w niego poduszką i zamknęłam się w łazience, płacząc. I jak tydzień później milczał przez telefon, a potem powiedział tylko: „To nie ma sensu, Natalia. To już od dawna nie działa”.

A teraz... teraz siedział przede mną, oparty o maskę swojego samochodu, na parkingu pod boiskiem, gdzie kiedyś przychodził pograć w piłkę z kumplami. Też inne miejsce, inne życie.

– Więc to prawda – zaczęłam. – Będziesz ojcem. Gratulacje.

Nie przyszłaś tu złożyć mi gratulacje – powiedział spokojnie. – Wiem, że jesteś wściekła. Masz prawo.

– Nie jestem wściekła. Jestem rozczarowana. Myślałam, że jestem na ciebie zła, ale to nawet nie to. Czuję się zdradzona i porzucona raz jeszcze.

Kamil milczał przez chwilę.

– Natalia, to nie było tak, że cię zdradziłem. Ty odeszłaś ode mnie już dawno. Byłaś obok, ale nie ze mną.

– Miałam trudny czas, to prawda. Ale cię kochałam. Do samego końca.

– Iza była obok, kiedy tego najbardziej potrzebowałem. Ty się odcinałaś. Zamykałaś. A ona... ona po prostu była.

– Czyli co? Przespałeś się z moją siostrą, bo ja miałam doła? Brzmi jak wyznanie roku, gratuluję – powiedziałam z sarkazmem. – Wiesz co? Może to wszystko mówi więcej o tobie niż o mnie.

– Nie planowaliśmy tego – powiedział cicho. – To się po prostu stało.

– Nie „stało się”, Kamil. Tego się nie robi. Nie swojej byłej. Nie swojej siostrze. Nie człowiekowi, który ci ufał.

Odwróciłam się i poszłam. Bo jeśli zostałabym jeszcze minutę dłużej, mogłabym go znienawidzić bardziej, niż na to zasługuje.

Udawała, że nic się nie stało

Ostatni poranek świąt. Słońce za oknem było wściekle jasne, jakby nie miało pojęcia, że wewnątrz tego domu nikt nie spał spokojnie.

Zeszłam na dół, powoli, świadoma każdego skrzypnięcia schodów. W kuchni było już słychać stukot talerzy i cichy głos mamy, próbującej utrzymać pozory normalności.

Weszłam do jadalni. Przy stole siedzieli wszyscy, jak gdyby nigdy nic. Babcia znów układała sztućce w idealne grupki. Dziadek popijał herbatę. Iza siedziała z rękami splecionymi na stole. Uśmiechnęła się delikatnie, niepewnie.

Usiadłam bez słowa. Przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił. Cisza była tak ciężka, że niemal fizyczna. W końcu odezwała się mama:

– Upiekłam twoje ulubione bułeczki. Z makiem. Chcesz?

Pokręciłam głową. Nie byłam głodna. Od trzech dni żyłam na adrenalinie i rozczarowaniu.

– Natalia… – zaczęła Iza. – Wiem, że to cię boli. Ale naprawdę chcę, żebyś była częścią mojego życia. Żebyś była ciocią dla mojego dziecka.

Zamarłam. Długo patrzyłam na nią, a potem na mamę, która wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać. Ojciec wpatrywał się w swoje jajko, jakby od tego zależało jego życie.

Przepraszam, że ci nie powiedziałam wcześniej – szepnęła mama. – Po prostu… nie wiedziałam, jak.

Zacisnęłam dłonie na kolanach. Chciałam powiedzieć coś mądrego, coś mocnego. Ale jedyne, co udało mi się z siebie wydusić, to:

– Ja... nie wiem, czy potrafię to udźwignąć.

Nikt mnie nie naciskał. Wszyscy tylko patrzyli. Każdy z innego powodu – ze wstydem, żalem, strachem. A ja siedziałam tam jak ktoś, kto właśnie traci rodzinę, ale jeszcze nie zdecydował, czy chce ją stracić na zawsze.

To zostanie ze mną na zawsze

Pociąg ruszył powoli, wydając z siebie ten charakterystyczny zgrzyt, który znałam od dziecka. Siedziałam przy oknie, z kubkiem gorącej herbaty i sercem ciężkim jak ołów. Patrzyłam na znikające za szybą pola, wsie, drzewa – wszystko, co znałam, wszystko, co kiedyś nazywałam domem.

Mama odprowadziła mnie na dworzec. Uściskała mocno, jakby wiedziała, że nieprędko znów się zobaczymy. Iza nie przyszła. Nie wiem, czy nie chciała, czy nie mogła. Nie pytałam.

W głowie miałam setki myśli, tysiące niedopowiedzianych słów. Chciałam wierzyć, że czas uleczy, że rodzina to coś więcej niż zdrada i kłamstwo. Ale teraz… teraz potrzebowałam oddechu. Dystansu. Potrzebowałam siebie.

Nie wiem, czy wrócę na Boże Narodzenie. Nie wiem, czy będę ciocią. Nie wiem nawet, czy odbiorę telefon, jeśli zadzwonią.

Ale wiem jedno – coś we mnie pękło. I nawet jeśli kiedyś się zagoi, to blizna zostanie.

Patrzyłam przez szybę, obserwując, jak świat zostaje za mną. A potem zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na pierwszy cichy płacz od trzech dni. Bo wreszcie nikt mnie nie widział. I wreszcie mogłam przestać udawać, że nic się nie stało.

Natalia, 26 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama