„Przyciągałam drani i kłamców jak magnes, więc porzuciłam randkowanie. Ale wszystko zmienił babciny pierścionek”
„Po trzech związkach, które się rozpadły, straciłam wiarę w siebie i poczucie, że kiedyś uda mi się znaleźć miłość. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby zasłużyć na uczucie partnera. Starałam się być ideałem, a i tak kończyłam zupełnie sama”.
- Listy do redakcji
W kafejce zaczął się ruch, a zakochane pary zajmowały miejsca przy oknach. Kochałam zgadywać, jak długo się znają i czy ich relacja przetrwa wiele lat. Ja już zwątpiłam, że kogokolwiek spotkam, ale oni przynajmniej niech się cieszą swoją miłością.
– Piątka wolna, trzeba ją sprzątnąć – rzucił Łukasz poirytowanym głosem, co było do niego niepodobne.
Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem, ale karnie zabrałam się do roboty.
– Albo czekaj, sam to zrobię.
Odsunęłam się i podeszłam do ekspresu do kawy, zastanawiając się nad tym, co go dziś napadło. Łukasz robił kawę i był tutaj szefem, a ja tylko obsługiwałam klientów, ale teraz to on latał z tacką, sprzątając brudne kubki i wycierając ladę. Zaczęłam się zastanawiać, czy i dla niego jestem wystarczająco dobra. Kiedy coś mi nie wychodziło, zawsze obwiniałam siebie i przeważnie miałam rację. Faceci, z którymi się spotykałam, wyczuwali to i bezwzględnie to wykorzystywali. Chciałam być godna ich miłości, więc uważnie patrzyłam, czego oczekują i próbowałam się dopasować. Ale bez względu na to, jak bardzo się starałam, i tak okazywało się, że nie jestem dla nich dość dobra.
Po jakimś czasie znów zostawałam sama
Po trzech spektakularnych porażkach na polu miłości kompletnie straciłam wiarę w siebie i poczucie, że kiedykolwiek uda mi się zbudować trwałą relację. W wieku trzydziestu pięciu lat nie widziałam już dla siebie zbyt wielu perspektyw na związek.
Poznałam Łukasza, gdy starałam się o nową posadę. Byłam wtedy od paru miesięcy bez pracy, samotna, niczym porzucony pies, i mocno nieszczęśliwa. Zaoszczędzone pieniądze topniały w zastraszającym tempie, a ja ciągle nie potrafiłam znaleźć żadnego zajęcia.
– Szczerze mówiąc, to kompletnie nie mam doświadczenia w obsłudze klientów – wyznałam Łukaszowi, konsekwentnie umniejszając swoje kwalifikacje. – otwiera pan lokal gastronomiczny, więc z pewnością zależy panu na profesjonalnej obsłudze.
Mimo to dał mi tę pracę, choć nie mam pojęcia, czym go wtedy przekonałam. Do tej pory współpraca układała się między nami naprawdę dobrze.
– Chodzisz dzisiaj strasznie zamyślona – powiedział Łukasz, zostawiając tacę na parapecie okienka z brudnymi talerzami. – Powiesz mi, co ci chodzi po głowie, czy ten sekret zabierzesz ze sobą do grobu?
Jego słowa wywołały uśmiech na mojej twarzy, jak zawsze udawało mu się poprawić mi humor.
Naprawdę doceniłam jego zaufanie
– Wiesz co, przyszło mi teraz na myśl nasze pierwsze spotkanie. Byłam wtedy w totalnej desperacji, z rozpaczą szukałam roboty. Gdybyś mi wtedy nie pomógł, to nie mam pojęcia, co by ze mną było.
– Też pamiętam tę naszą pierwszą rozmowę. Stwierdziłaś, że kelnerka to nie jest praca dla ciebie. Zastanawiało mnie, po co w ogóle przyszłaś na rozmowę. Żeby poznać odpowiedź na to pytanie, po prostu musiałem cię wziąć do roboty.
– Naprawdę jesteś świetnym kumplem.
– Przestań gadać takie rzeczy, bo aż się czerwienię. Dawałem ci tyle pieniędzy, na ile było mnie stać, a ty tyrałaś w tej budzie jakby to był twój własny biznes – odpowiedział. – Ten interes rozkręciliśmy we dwójkę.
– A teraz jesteśmy tu najstarszymi pracownikami – stwierdziłam, wskazując na kręcące się po lokalu dziewczyny po dwudziestce, ubrane w uniformy z logo kawiarni, które sama przyjęłam podczas ostatniej rekrutacji.
Oboje wybuchliśmy gromkim śmiechem. Przy Łukaszu czułam się swobodnie, mogłam być sobą i niczego nie udawać – nie musiałam kreować lepszej wersji siebie, udawać młodszej, ładniejszej czy bystrzejszej niż jestem w rzeczywistości.
– Gdyby nie twoje wsparcie, poległbym na samym początku. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak wiele dla mnie znaczysz – wypalił niespodziewanie, unikając mojego wzroku.
Poczułam przypływ ciepła. To niesamowite uczucie być docenianą, naprawdę przyjemne. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, by nie zabrzmiało to niezręcznie lub nie na miejscu, więc po prostu milczałam. Łukasz głęboko westchnął.
– No cóż, mamy czas. Kojarzysz, że w sobotę będzie impreza urodzinowa? Wynajęliśmy na nią cały lokal, więc trzeba dać z siebie wszystko, bo robimy to po raz pierwszy.
– Spokojnie, będzie wszystko tak jak należy – zapewniłam go. Poczułam silną potrzebę, by wypaść w jego oczach jak najlepiej i sprostać wszystkim jego oczekiwaniom.
– Wiadomo, co to dla nas znaczy, razem damy radę. Nie raz pokazaliśmy, że potrafimy.
Łukasz po raz kolejny dał popis swoich umiejętności. Potrafił sprawić, że przestawałam wierzyć w konieczność wkładania dodatkowego wysiłku w przygotowania. Powtarzał, że działamy we dwójkę, mimo iż cała odpowiedzialność za zorganizowanie przyjęcia spoczywała na moich barkach.
Jaki plan zrodził się w jego głowie?
W sobotnie popołudnie impreza przebiegała bez żadnych zakłóceń. W momencie wniesienia tortu, rozbawieni goście zaintonowali gromkie „sto lat”. Dyskretnie wymknęłam się do kuchni. Za moment trzeba będzie rozlać szampana, ale teraz mogłam złapać oddech.
– Mam coś dla ciebie – Łukasz nagle wcisnął mi w dłoń skrawek papieru, takiego jak używamy do pakowania kanapek na wynos. – Miałem ochotę poszukać jakiegoś ładnego pudełeczka, ale zabrakło mi czasu.
Rozchyliłam dłoń, a w niej spoczywał niewielki pakunek, owinięty źdźbłem trawy cytrynowej, którą kupiłam na drinki. Łukasz jak zwykle poradził sobie z tym, co akurat miał w zasięgu ręki. Rozbawiona i pełna ciekawości, ostrożnie zaczęłam rozwijać zawiniątko.
– To nie jest nowe – uprzedził Łukasz.
Gdy rozwinęłam papier, coś z niego wypadło i z brzękiem uderzyło o podłogę. Schyliłam się, żeby to podnieść, ale Łukasz był zwinniejszy.
– Oto i ono – wręczył mi cienki, srebrny pierścionek z maleńkim oczkiem.
Łukasz podarował mi pierścionek, przez co totalnie zaniemówiłam. Kompletnie nie rozumiałam, o co mu chodzi. Zazwyczaj faceci dają pierścionki w jednej, konkretnej sytuacji, ale przecież mnie i Łukasza nic takiego nie łączyło. Owszem, był dla mnie ważny – w końcu to mój szef i kumpel, w sumie jedyny, na którego mogłam liczyć. Ale nigdy nie postrzegałam go w innych kategoriach.
– Rozumiem twoje zdziwienie, więc daruję sobie całą otoczkę z klękaniem na kolano i zadawaniem standardowego pytania o twoją rękę. Według mnie i tak powiesz „tak”, ale pewnie jeszcze tego nie wiesz.
– No cóż, z jednej strony zapytałeś, a z drugiej od razu sam podjąłeś decyzję – parsknęłam śmiechem, zdając sobie sprawę, że to tylko taki żarcik. Obracałam pierścionek w dłoni. – A tak poza tym, to z jakiej okazji mi go wręczasz?
Łukasz wykonał niepewny gest i popatrzył na mnie z enigmatycznym wyrazem twarzy. Tak prezentował się za każdym razem, gdy coś mu nie szło. Zbiorowy śpiew w pomieszczeniu cichnął, skinęłam na kelnerki i rozejrzałam się w poszukiwaniu tacy, by je wesprzeć. Tak będzie sprawniej.
– Najzwyczajniej go załóż i sprawdź, czy na ciebie pasuje.
– Ale dlaczego?
Ciężko powiedzieć, czy cokolwiek odpowiedział, bo akurat musiałam wrócić do gości. Pierścionek schowałam do kieszonki w fartuchu. Czułam jego ciepło nawet przez tkaninę, ciągle mi o sobie przypominał. Zwolniłam kroku, aż w końcu przystanęłam na środku pomieszczenia, nie donosząc szampana do stolika.
– Można? – jakaś dłoń sięgnęła po kieliszek, ale zanim go chwyciła, odwróciłam się na pięcie i pognałam na zaplecze, ze stukiem odkładając tacę na ladę.
– Łukasz!
Szukałam go wszędzie, ale bez skutku
Kiedy wreszcie się zjawił, mieliśmy tak dużo pracy, że zabrakło nam chwili na porządną rozmowę. Zdecydowałam, że odłożę ją na następny dzień i dyskretnie wypytam, co kryje się za tym niespodziewanym prezentem.
Robotę skończyliśmy gdzieś koło czwartej nad ranem. Byłam totalnie wykończona, podczas gdy Łukasz dzwonił po taksówki dla pracowników.
– Jedź ostrożnie – pożegnał mnie oschle. Naturalnie poczułam się winna. To wszystko przez ten pierścionek! Muszę wyjaśnić to nieporozumienie, Łukasz był dla mnie zbyt ważny. Nałożyłam srebrną obrączkę na palec i weszłam do swojej taksówki.
– Pierścionek zaręczynowy? – zapytał domyślnie taksówkarz, zerkając na moją rękę.
– Nie, to tylko podarunek od kolegi.
– Tego, co tam stoi i świdruje nas wzrokiem przez tylną szybę?
Odwróciłam głowę i dostrzegłam za sobą sylwetkę Łukasza. Stał w miejscu, oczekując na mój odjazd.
– Piękny pierścionek dla uroczej panienki – kontynuował kierowca taksówki, ruszając z miejsca. – Diamenty to najlepsi kompani każdej kobiety.
– To sztuczny – sprecyzowałam, wciąż wpatrzona w postać Łukasza, która malała w oddali. Ogarnęło mnie dziwne uczucie, jakbym traciła najcenniejszą osobę na świecie.
– Myślałem, że autentyczny, oślepił mnie niczym promień lasera. Kamienie szlachetne mienią się w świetle, zwłaszcza w mroku to widać.
Łukasz trwał nieporuszony, ciągle tam był
– Mógłby pan zawrócić? – zagadnęłam.
– W tym miejscu to niemożliwe, droga jest zbyt wąska.
– Ale ja naprawdę potrzebuję…
– Ok, załapałem. To zrobimy to z klasą.
Włączył wsteczny i mocno docisnął pedał hamulca, zatrzymując się gwałtownie przed oczekującym Łukaszem.
– Zwracam twoją wybrankę serca, nawet pięć minut bez ciebie to dla niej wieczność! – krzyknął, uchylając szybę w drzwiach.
W jednej chwili Łukasz był już przy samochodzie.
– Serio? Pierścionek dobrze leży?
Uniosłam rękę, leżał idealnie niczym druga skóra. Stopniowo pozbywałam się obaw, przy Łukaszu każda rzecz stawała się łatwiejsza. Jedno wiedziałam na sto procent – nie byłam w stanie odjechać bez niego, nie chciałam, aby odszedł. Jeżeli to nie jest uczucie miłości, to nie mam pojęcia, czym ono jest. Mimo wszystko musiałam mu coś powiedzieć.
– Zawsze mi się wszystkie związki sypią, choćbym nie wiem, jak się starała to i tak wszystko na nic. Po jakimś czasie znów zostają sama.
– To przestań się starać, magiczny pierścionek po babci załatwi sprawę. Mówią, że przynosi szczęście.
Kierowca taryfy westchnął zrezygnowany i rzucił od niechcenia:
– Kiedy skończycie się obściskiwać, dajcie znać dokąd mam was podrzucić.
Justyna, 35 lat