Reklama

Od tego pamiętnego wieczoru minęło już kilkanaście lat. Byłyśmy wtedy z siostrą młode, chętne do zabawy i skore do różnych psikusów. W mieszkaniu, które odziedziczyłyśmy po babci często organizowałyśmy dla przyjaciół imprezy zwane domówkami. Za każdym razem wymyślałyśmy jakąś atrakcję wieczoru, jak na przykład wino grzane prosto z radzieckiego samowara, które cieszyło się takim zainteresowaniem, że ścięło z nóg wszystkich zaproszonych.

Reklama

Wpadłyśmy ma szatański pomysł

Pewnego razu wpadłyśmy na iście szatański pomysł. Główne ciepłe danie – pierogi z kapustą postanowiłyśmy przyrządzić w całkiem niezwykły sposób. Dwa z nich chciałyśmy wypełnić czymś zaskakującym w smaku, oczywiście nietrującym. Zrobiłyśmy małe pierożki, żeby można je było na raz włożyć do ust. Nie mogło być mowy o krojeniu na talerzyku, bo niespodzianka by nie wypaliła. Przygotowałyśmy więc wielki wspólny półmisek, z którego każdy nadziewałby pierożek na widelec.

Długo myślałyśmy nad farszem niespodzianką. Próbowałyśmy różnych rzeczy – surowy makaron stawał się zbyt miękki, surowy ryż sprawiał, że pierożek po ugotowaniu różnił się od innych. Wreszcie genialnym pomysłem okazała się długoliściasta herbata Yunnan. Trzeba było tylko tak ugotować pierogi, żeby herbata nie rozmiękła. Po kilku próbach doszłyśmy do perfekcji – pierożki z niespodzianką wyglądały identycznie jak pozostałe, a chrzęściły w zębach tak okropnie, że stawały dęba włosy na głowie.

Szykując psikusa, zastanawiałyśmy się, na kogo trafi. My odpadałyśmy, bo podsmażone podczas imprezy pierogi same ułożyłyśmy na półmisku. Stuprocentową kandydatką wydawała się przyjaciółka mojej siostry Ania. Stawiałyśmy na nią, bo od urodzenia była królową pechowców. Piękna, długonoga, wysportowana, o blond włosach do samego pasa. Kiedyś na jednej z imprez spotkała dawną niespełnioną miłość, na widok chłopaka oniemiała, po czym potknęła się tak nieszczęśliwie, że wpadła na niego, a ten zataczając się, wywrócił wielkie akwarium pełne egzotycznych ryb.

Innym razem, krótko przed wyjściem na randkę, postanowiła poprawić odrobinę fryzurę, jasne pukle ozdabiając czarnymi pasemkami. Miała w domu przeżytek dawnej epoki czarną kalkę, która kiedyś służyła maszynistkom do robienia kopii tekstu. Natarła nią część włosów, spojrzała w lustro i… Na nic zdały się próby zmycia czupryny. Czas leciał, do spotkania pozostały dwie godziny. Ania wezwała więc na ratunek przyjaciółkę, czyli moją siostrę:

Zobacz także

– Agnieszka, ratuj! Pożycz od mamy jakąś farbę do włosów i przynieś mi natychmiast. To sprawa życia i śmierci.

Aga o nic nie pytała, bo była przyzwyczajona do rozmaitych przygód przyjaciółki, przyniosła czarną farbę do włosów, która połączona z pozostałością kalki dała kolor... zielony! Ania na randkę oczywiście już nie poszła.

Ale najlepsza historia przydarzyła się dziewczynom, kiedy były nastolatkami. Pewnego razu wybrały się na imprezę do Ani znajomych. Były spóźnione, bo oczywiście Anka ciągle czegoś zapominała i co zjechały windą na parter, to po chwili znów wjeżdżały na górę. Wreszcie zdyszane dotarły na przystanek. Autobus właśnie odjeżdżał. Agnieszka wsiadła, a Ania stanęła jak wryta, bo coś sobie przypomniała. Drzwi się zamknęły, autobus ruszył, Anka za nim. Trenowała lekkoatletykę, więc dobiegła do następnego przystanku z nieznaczną zaledwie zadyszką. Ale nie wsiadła, tylko machała rękami i coś wykrzykiwała. Aga z kolei nie wychodziła, bo była pewna, że przyjaciółka tym razem zdąży wskoczyć. Drzwi znów się zamknęły, autobus ruszył, Ania ponownie zerwała się do biegu. Pasażerowie przylgnęli do okien, bo wyglądała malowniczo: jej długie włosy i poły płaszcza powiewały na wietrze. Wreszcie kolejny przystanek, Anka dobiegła jak rasowy długodystansowiec i tym razem wskoczyła do środka. Ciężko dysząc, wysapała:

– Wysiadaj, zostawiłam w domu kartkę z adresem…

Drugiego biorę na siebie

Na naszą imprezę z pierogami, o dziwo, Ania zdążyła na czas. Inni goście też dopisali, przynieśli mnóstwo napojów procentowych, więc gdy nadeszła pora na gorące danie, obie z siostrą byłyśmy już w szampańskich humorach. Gadałyśmy, śmiałyśmy się, układałyśmy pierogi na półmisku. Kiedy już wypełnił się po brzegi, okazało się, że same nie wiemy, które z nich są trefne.

– Musimy się poświęcić – powiedziałam. – Ani ty, ani ja nie możemy tknąć pierogów, bo jak trafimy na te z herbatą, cała zabawa na nic.

Postawiłyśmy na stole danie wieczoru, a wszyscy rzucili się z widelcami. Czas mijał, pierogi znikały, nic się nie działo. „Co jest?” – myślałam. „Ktoś je pożarł i nie zauważył? Niemożliwe! Wreszcie, gdy na półmisku zostały już nędzne resztki, z ust Anki najpierw wydobyło się siarczyste przekleństwo, a potem wrzask:

– Czegoście tam napchały?! – Ania miała przerażone oczy i na wpół otwarte usta. Już po chwili jednak zanosiła się śmiechem. – Oczywiście na tyle pierogów ten jeden jedyny obrzydliwiec musiał trafić się mnie. Jak zwykle! – powiedziała.

– Nie jedyny, były dwa. Ale trudno, drugiego biorę na siebie – to mówiąc, siostra nadziała na widelec ostatniego pierożka.

O dziwo, był nafaszerowany kapustą! Goście zamarli. Ktoś musiał trafić na tego z herbatą! Zjadł go? Anka zapewniła, że wrażenie było piorunujące. Wszyscy popatrzyli na siebie podejrzliwie. Pojawiały się różne domysły, towarzystwo pokładało się ze śmiechu.

Potraktował to śmiertelnie poważnie

Minęło z pół godziny, impreza trwała w najlepsze. Wszyscy byli rozbawieni z wyjątkiem Michała, który siedział w kącie i nie odzywał się ani słowem. To, że się nie śmiał z dowcipów, nie było niczym dziwnym, bowiem był człowiekiem bez poczucia humoru. Przychodził na imprezy tylko dlatego, że był zazdrosny o swoją żonę. Kasia brylowała w towarzystwie, a on zwykle zaszywał się w jakimś pokoju z czerwonym winem i książką. Tym razem był naburmuszony i miał dziwną minę. W pewnym momencie Kaśka trąciła go w bok i spytała dość obcesowo:

– A ty co tak siedzisz jak mumia egipska?! O, i co masz w gębie?

Okazało się, że to Michał trafił na pieroga z niespodzianką i przez cały czas trzymał go w ustach! Po odkrywczych słowach małżonki wstał i bez słowa wyszedł. Kaśka pobiegła za nim. Płakaliśmy ze śmiechu, nie mogliśmy zrozumieć, dlaczego jeśli nie chciał się przyznać, nie poszedł do toalety i nie wypluł paskudztwa.

Niestety Michał potraktował tę historię śmiertelnie poważnie i mi jej nie wybaczył. Nigdy też więcej nie przyszedł na żadną moją imprezę.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama