Reklama

Siedziałem w swoim biurze, wpatrzony w ekran laptopa. Palce miałem oparte o klawiaturę, ale nic nie pisałem. Patrzyłem na stare zdjęcia – te z Agnieszką, Klarą. Nasze wycieczki w góry, uśmiechy nad morzem, święta, które spędzaliśmy razem. Widziałem siebie sprzed lat, młodszego, pełnego energii, zawsze z ręką zarzuconą na ramieniu Agnieszki. A teraz…

Reklama

Westchnąłem ciężko i opadłem na fotel. Od jakiegoś czasu czułem, że coś się między nami zmienia. Jakby ktoś powoli, ale skutecznie, wymazywał nasze dawne życie. Miłość, która kiedyś była oczywistością, stała się jedynie mglistym wspomnieniem. Wciąż kochałem Agnieszkę – to było pewne – ale coś między nami się ulotniło. Codzienność nas pochłaniała. Była obok mnie, ale nie czułem już, że jest przy mnie.

Pochyliłem głowę na dłonie, próbując odpędzić od siebie te myśli. Ale od dłuższego czasu nie dawały mi spokoju. Coś nie grało. Odkąd Łukasz wrócił do miasta, Agnieszka stała się inna. To dziwne, bo przecież kiedyś on uratował nasze małżeństwo. Łukasz, mój najlepszy przyjaciel, człowiek, który przed laty namówił mnie, by walczyć o związek. By nie odpuszczać. I wtedy nam się udało, dzięki niemu. A teraz…

– Coś jest nie tak – szepnąłem do siebie, wpatrując się w ciemniejące za oknem niebo.

Czułem, że ją tracę

Tamtego wieczoru czekałem na Agnieszkę w kuchni. Siedziałem przy stole, powoli sącząc herbatę, próbując zebrać myśli. Wiedziałem, że muszę w końcu z nią porozmawiać, ale nie byłem pewien, jak to zrobić. Jak zadać pytania, które dręczyły mnie od tygodni?

Usłyszałem, jak otwiera drzwi. Weszła do domu, niby jak zawsze, ale coś w jej postawie mnie uderzyło. Była spokojna, ale dziwnie odległa, jakby myślami była gdzieś indziej. Obserwowałem ją chwilę, zanim postanowiłem zacząć rozmowę.

– Co planujesz na weekend? – zapytałem, stawiając filiżankę na stole, jakbym nie przywiązywał do tego większej wagi.

Spojrzała na mnie na moment, ale zaraz przeniosła wzrok na swoje dłonie, którymi zaczęła nerwowo poprawiać mankiet swetra.

Spotkam się z Moniką i jej siostrą, dawno się nie widziałyśmy – odpowiedziała cicho, wciąż unikając mojego wzroku.

Skrzyżowałem ramiona i oparłem się o framugę drzwi, starając się zrozumieć, co się dzieje. Coś mi nie pasowało. W powietrzu wisiało napięcie, którego nie potrafiłem nazwać.

– Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że oddalamy się od siebie – powiedziałem w końcu, nie wiedząc, co ona na to odpowie.

Milczała przez chwilę, przesuwając dłonią po blacie stołu, jakby próbowała znaleźć właściwe słowa. W końcu odparła:

– To nie tak, Piotr. Po prostu... wiele się dzieje. Trudno mi to teraz wytłumaczyć.

Coś w jej głosie sprawiło, że przeszedł mnie zimny dreszcz. Czułem, że coś jest nie w porządku, ale nie chciałem naciskać. W jej odpowiedzi nie było nic konkretnego, ale ta niejasność, to unikanie...

Tej nocy, kiedy Agnieszka wyszła do łazienki, sięgnąłem po jej telefon. Nigdy wcześniej nie przeszło mi przez myśl, żeby go przeglądać. Zawsze ufałem jej bezgranicznie, ale tego wieczoru... tego wieczoru coś we mnie pękło. Serce waliło mi w piersi, gdy przesuwałem palcem po ekranie.

Wiadomość od Łukasza: „Spotkamy się jutro jak zawsze. Czekam z niecierpliwością”.

Poczułem, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Wpatrywałem się w ekran, próbując zrozumieć sens tych słów. Jak to zawsze? Co to miało znaczyć? Jak długo to trwało? Przeglądając inne wiadomości, zobaczyłem ich regularność. Spotykali się od tygodni, może miesięcy, a ja... Ja nie miałem o tym pojęcia.

Odłożyłem telefon na miejsce, czując, jak moje życie właśnie rozsypało się na kawałki. Nie miałem sił na rozmowy.

Nie mogłem czekać

Gdy Agnieszka wróciła następnego dnia po spotkaniu z koleżanką, siedziałem w salonie, wpatrując się w pusty ekran telewizora. Słyszałem, jak ściąga buty w przedpokoju. Czekałem. Nie wiedziałem, jak zacząć tę rozmowę, ale wiedziałem, że musi się odbyć. Kiedy weszła do pokoju, nasze spojrzenia się spotkały. Zamiast słów, napięcie wypełniało powietrze.

Widziałem twoje rozmowy z Łukaszem – powiedziałem wprost, wskazując na jej telefon. – Z naszym starym przyjacielem.

Agnieszka zamarła. Z jej twarzy zniknęła cała krew, jakby właśnie zdała sobie sprawę, że nie ma ucieczki. Przez chwilę stała w milczeniu, jakby szukała w sobie odwagi, by odpowiedzieć.

– Piotrek... To nie jest tak, jak myślisz – zaczęła cicho.

– A jak? – przerwałem jej, czując, jak gniew wzbiera we mnie coraz intensywniej. – Spotykacie się za moimi plecami. Od kiedy?

– Łukasz... On po prostu wrócił. Zaczęliśmy rozmawiać. O nas. O wszystkim – mówiła, nie patrząc mi w oczy.

– O nas? – prychnąłem. – O nas? To dlaczego mnie nie zaprosiłaś? Dlaczego jemu powierzyłaś swoje myśli, a nie mnie?

Cisza, która nastała, mówiła więcej niż słowa.

Nie słuchałem wyjaśnień

– To wszystko, co masz mi do powiedzenia? – wybuchnąłem, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę. – To tyle znaczyły te wszystkie lata?

Żona stała naprzeciwko mnie, zaciskając usta, ale ja już nie mogłem się powstrzymać.

– To przez niego? – rzuciłem, niemal krzycząc. – Ten sam Łukasz, który kiedyś pomógł nam wyjść z kryzysu? Teraz miał to zniszczyć?

To nie tak... – zaczęła, ale ja jej przerwałem.

– Nie tak?! Spotykasz się z nim za moimi plecami, piszecie do siebie jak jacyś zakochani! Co ty myślisz, że jestem ślepy?

– Piotrek, przestań! – rzuciła w końcu z pretensją. – On rozumie mnie tak, jak ty nigdy nie potrafiłeś! Z nim mogę porozmawiać, z nim czuję... znowu czuję się sobą.

– Sobą? A kim ty niby jesteś? – prychnąłem, wpatrując się w nią z niedowierzaniem. – Przez te wszystkie lata, co, udawałaś? Byliśmy razem tylko dlatego, że Łukasz powiedział nam, jak ratować ten związek?

Agnieszka zacisnęła pięści, widziałem, jak gotuje się w środku.

– Nie udawałam. Ale to nie wystarczyło. Ty się zamknąłeś w sobie, a ja... ja chciałam czegoś więcej.

– Czego? – krzyknąłem. – Kolejnych spotkań z nim? Zdrady?

– Może już wtedy nie powinniśmy być razem! – wyrzuciła w końcu, a te słowa uderzyły mnie mocniej niż cokolwiek innego.

Nie mogłem tego tak zostawić

Czułem, jak gniew we mnie buzował, a jednocześnie byłem zupełnie rozbity. Łukasz… Ten, który kiedyś uratował nasze małżeństwo, teraz miał je zniszczyć? Tego było za dużo. Musiałem z nim porozmawiać. Chciałem usłyszeć jego wersję. Zrozumieć, jak to możliwe, że ktoś, komu ufałem bezgranicznie, zrobił coś takiego.

Zadzwoniłem do niego. Krótko, bez wyjaśnień, poprosiłem o spotkanie. Nie protestował, zgodził się od razu. Umówiliśmy się w jego mieszkaniu, które wynajął po powrocie do miasta. Gdy stanąłem przed drzwiami, adrenalina wypełniała mi żyły. Drzwi otworzyły się szybko, jakby czekał, wiedząc, że przyjdę.

– Piotrek... – zaczął niepewnie, ale ja wszedłem do środka, nie czekając na zaproszenie.

Dlaczego to zrobiłeś? – wybuchnąłem od razu. Nawet nie dałem mu szansy, by mnie przywitał. – Naprawdę, Łukasz? Po tym wszystkim?

Zamknął za mną drzwi i wziął głęboki oddech. Widać było, że nie zamierzał się bronić. Sprawiał wrażenie, jakby czekał na tę rozmowę od dawna.

– Wiem, co czujesz – zaczął, ale przerwałem mu.

– Nie wiesz! Nie masz pojęcia, co czuję! Zniszczyłeś wszystko! Przyjaciel, który miał mi pomagać, a nie... – głos mi zadrżał.

Spuścił wzrok, nie próbując się tłumaczyć.

– Słuchaj, ja tego nie planowałem. To po prostu... się stało – powiedział w końcu, a ja prychnąłem z pogardą.

– Stało się? To wszystko, co masz na swoją obronę? „Stało się”? Spotykasz się z moją żoną za moimi plecami, a teraz mówisz, że to przypadek? – Wpatrywałem się w niego, czekając na odpowiedzi, które i tak nie mogły niczego naprawić.

Agnieszka była... jest zagubiona. Ty wiesz, że między wami coś się wypaliło. My tylko... przypomnieliśmy sobie, jak to było kiedyś. – Łukasz próbował mówić spokojnie, ale widziałem, że również walczył z emocjami.

– Przypomnieliście sobie? A ja? Co ja tu robię? Przez lata myślałem, że jesteś jak mój brat, a teraz... teraz zdradziłeś mnie na każdym możliwym poziomie – powiedziałem, czując, że wszystkie moje uczucia – gniew, żal, smutek – w końcu wypłynęły na powierzchnię.

Łukasz westchnął, patrząc na mnie z mieszanką wyrzutów sumienia i zmęczenia.

– Nie chciałem, żeby tak to się skończyło. Wiem, że cię zawiodłem. Ale... to nie jest takie proste.

– Proste?! – krzyknąłem, nie mogąc uwierzyć w jego słowa. – Dla ciebie może nie. Ale ja miałem żonę. Rodzinę. A teraz co mam? Pustkę.

Zapanowała cisza. Łukasz nie miał nic więcej do powiedzenia. A ja, patrząc na niego, czułem, jakby nasza przyjaźń – ta, którą pielęgnowaliśmy od dzieciństwa – właśnie się skończyła. Bezpowrotnie.

Nie było już czego ratować

Wróciłem do domu późnym wieczorem. Agnieszka siedziała w kuchni, przy zgaszonym świetle, jakby na mnie czekała. Jej twarz była nieruchoma, oczy puste. Wiedziałem, że ta rozmowa musi się odbyć, ale to nie sprawiało, że było mi łatwiej.

Usiadłem naprzeciwko niej, wpatrując się w stół. Chciałem coś powiedzieć, ale słowa nie przychodziły. W końcu to ona przerwała ciszę.

Rozmawiałeś z Łukaszem? – zapytała cicho.

Kiwnąłem głową. Nie miałem siły na szczegóły. Było już za późno, by to wszystko miało znaczenie.

– I co teraz? – kontynuowała, jakby próbowała znaleźć jakieś rozwiązanie, którego już dawno nie było.

– Co teraz? – powtórzyłem, unosząc wzrok. – A jak ty to widzisz? Co zostało do uratowania?

Spojrzała na mnie z bólem, jakby sama nie chciała usłyszeć odpowiedzi. Milczała przez chwilę, po czym odparła:

– Nie chcę cię więcej ranić. Ale musimy to skończyć. Już dłużej nie dam rady tak żyć.

Czułem, jak te słowa mnie przeszywają. Wiedziałem, że to koniec, ale słyszeć to od niej… To było jak cios w serce.

– Tyle lat... Tyle wspólnych lat i co? – Przełknąłem gulę w gardle, starając się zachować spokój. – Wszystko na marne?

– Nie, to nie było na marne – odpowiedziała, jej głos drżał. – Ale my… już się wypaliliśmy. To nie jest twoja wina. Ani moja. Po prostu tak się stało.

– „Tak się stało” – Powtórzyłem to z goryczą. – Wszystko po prostu „się stało”. Ty i Łukasz... a my? Nic z tego nie było prawdziwe?

– To było prawdziwe. Ale teraz jest inaczej – jej oczy zaczęły się szklić, ale nie było już odwrotu.

Patrzyłem na nią, na kobietę, z którą spędziłem większość swojego życia. Wiedziałem, że nasza historia właśnie dobiegła końca.

Pozostała mi pustka

Nasz rozwód przebiegł szybko, niemal bez słów. Wszystko odbyło się cicho, bez większych kłótni, bez dramatów. Po latach wspólnego życia nie zostało nic, co moglibyśmy naprawić. Podpisaliśmy papiery, podzieliliśmy majątek, ustaliliśmy, jak ma wyglądać przyszłość Klary, naszej córki. Oboje wiedzieliśmy, że to było konieczne.

Stojąc przed sądem, gdy sędzia oficjalnie rozwiązał nasze małżeństwo, poczułem jednocześnie ulgę i pustkę. To, co kiedyś było moim całym światem, zniknęło, rozwiało się jak dym. Wyszedłem na ulicę, patrząc, jak Agnieszka odchodzi w swoją stronę, nie oglądając się za siebie. Nie miałem już żalu, tylko ciche zrozumienie, że niektórych rzeczy nie da się zatrzymać.

Zostałem sam, z własnymi myślami, gotowy, by zacząć od nowa, choć nie wiedziałem, co to „nowe” miało dla mnie znaczyć.

Reklama

Piotr, 52 lata

Reklama
Reklama
Reklama