Reklama

Mówią, że prawdziwa przyjaźń jest jak latarnia morska – zawsze pokazuje drogę, nawet w największej burzy. Tak było z Łukaszem. Znałam go od dzieciństwa, od tamtej chwili, gdy na szkolnym boisku uratował mnie przed despotycznym piątoklasistą. Był moją opoką. Zawsze mogłam liczyć na jego spokój, ciepło i... humor, który rozładowywał każdą napiętą sytuację.

Reklama

To właśnie z nim tworzyliśmy naszą listę marzeń, będąc dzieciakami, którzy wierzyli, że wszystko jest możliwe. „Kolacja pod Wieżą Eiffla? Czemu nie?!” – mówił z zapałem, a ja dopisywałam kolejne punkty, które wydawały się równie odległe co gwiazdy. Przez lata listę traktowaliśmy jako zabawę, symbol naszej wspólnej wyobraźni.

Jednak życie potrafi wcisnąć pauzę w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Ja znalazłam pracę w korporacji, a Łukasz pochłonął się swoimi projektami. Wciąż widywaliśmy się regularnie, ale coraz rzadziej wracaliśmy do tych dziecięcych fantazji. Dlatego jego zaproszenie do Paryża – nagłe i niezapowiedziane – było dla mnie jak piorun z jasnego nieba.

Łukasz mnie zaskoczył

– Paryż? – zapytałam z niedowierzaniem, kiedy Łukasz wyciągnął przede mną bilety lotnicze. – Myślałam, że zrealizujemy to, kiedy oboje będziemy milionerami.

Łukasz uśmiechnął się szeroko, z tym swoim niezmiennym spokojem, który zawsze mnie rozbrajał.

– Nie trzeba być milionerem, żeby zjeść bagietkę pod Wieżą Eiffla. Bądź spontaniczna! – powiedział, a jego głos miał w sobie coś, co sprawiło, że moje serce zadrżało.

Siedzieliśmy w małej kawiarni, takiej, którą zawsze wybieraliśmy na nasze spotkania. Łukasz patrzył na mnie uważnie, a ja nie mogłam nie zauważyć tej iskry w jego oczach. Zwykle był opanowany, prawie chłodny w swojej logice, ale tego dnia biło od niego coś więcej – ekscytacja, może nawet pewna nerwowość.

– Dlaczego teraz? – zapytałam, bawiąc się krawędzią filiżanki z kawą.

– Bo dlaczego nie teraz? Wiesz, Aniu, czasem trzeba zrobić coś, co wydaje się szalone.

Paryż. Miasto, które zawsze kojarzyło się z miłością, marzeniami i... magią. Nie byłam romantyczką, przynajmniej tak o sobie mówiłam, ale jego entuzjazm był zaraźliwy. Moje wątpliwości mieszały się z ciekawością.

– W porządku – westchnęłam, choć w środku czułam, że ta podróż będzie inna niż wszystkie.

Paryż był spełnieniem marzeń

Paryż. Wysiadając z metra, poczułam lekki zawrót głowy. Powietrze było inne – wilgotne, ciężkie od zapachu pieczonych kasztanów i świeżych bagietek. A tam, na horyzoncie, lśniła Wieża Eiffla. Patrzyłam na nią oniemiała, jakbym widziała ją tylko na zdjęciach, a nie w rzeczywistości.

– Wiesz, że wygląda jeszcze lepiej, kiedy jesteś tutaj? – Łukasz stanął obok mnie, wpatrując się w ten sam punkt.

W ciągu dnia zwiedzaliśmy najpiękniejsze zakątki miasta. Byliśmy w Luwrze, spacerowaliśmy po ogrodach Tuileries, a potem, w jednej z małych kawiarni na Montmartre, rozmawialiśmy przy kawie i croissantach. Łukasz wydawał się... inny. Jego spojrzenia były dłuższe, uśmiech cieplejszy, a kiedy przypadkiem dotykał mojej dłoni, czułam coś, czego nie rozumiałam.

– To wszystko, o czym marzyliśmy, prawda? – zapytał, kiedy spoglądaliśmy na panoramę miasta ze wzgórza.

– Jest pięknie – przyznałam. – Czasem aż za pięknie, jakby to było tylko sen.

– Niektóre sny trzeba przeżyć, żeby wiedzieć, czy są prawdziwe – odpowiedział, patrząc na mnie intensywnie.

Nie odwróciłam wzroku, choć miałam ochotę. Coś w tym spojrzeniu sprawiało, że zaczynałam widzieć w Łukaszu coś, czego nigdy wcześniej nie zauważałam.

Zaprosił mnie na romantyczną kolację

Gdy słońce zaczęło znikać za horyzontem, Łukasz zabrał mnie na kolację. Spacerowaliśmy brzegiem Sekwany, aż dotarliśmy do miejsca, które wyglądało, jakby zostało wyjęte z pocztówki. Na trawie pod migoczącą Wieżą Eiffla czekał stół – prosty, ale przyozdobiony świecami i drobnymi różami.

– Łukasz, co ty... – Zatkało mnie.

Kolacja pod Wieżą Eiffla. Punkt trzeci z naszej listy – powiedział z uśmiechem, ale tym razem jego głos zdradzał coś więcej niż radość. Był w nim delikatny cień niepewności.

Zaskoczona usiadłam na krześle, a Łukasz nalał wina do kieliszków. Wszystko było idealne – od widoku, przez ciepły wieczór, po subtelną muzykę graną przez ulicznych artystów gdzieś w oddali.

– Jak ty to zorganizowałeś? – zapytałam, wciąż oszołomiona.

– Czasem trzeba się postarać dla kogoś wyjątkowego – odpowiedział, a jego spojrzenie sprawiło, że zadrżałam.

Przez chwilę rozmawialiśmy o Paryżu, naszej liście i wspomnieniach z dzieciństwa, ale czułam, że Łukasz coś ukrywa. W końcu wziął głęboki oddech, a jego dłonie lekko drżały.

– Aniu... – zaczął, patrząc prosto w moje oczy. – Od zawsze wiedziałem, że jesteś kimś więcej niż tylko moją przyjaciółką.

Zamarłam. Wszystkie dźwięki wokół nagle ucichły.

– Łukasz, nie wiem, co powiedzieć – wyszeptałam, czując, jak krew odpływa mi z twarzy.

– Nie musisz teraz nic mówić – przerwał łagodnie. – Chciałem tylko, żebyś wiedziała.

Siedziałam jak sparaliżowana, patrząc na niego, a w mojej głowie zaczęło kłębić się tysiąc myśli. Wieża lśniła w tle, a ja czułam, jak grunt pod moimi stopami przestaje istnieć.

Miałam mętlik w głowie i w sercu

Wracając do hotelu, czułam się jak w transie. Łukasz szedł obok mnie w milczeniu, a między nami wisiało jego wyznanie. Patrzyłam na światła miasta, na tłumy ludzi rozchodzące się w różne strony i nie mogłam zebrać myśli.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, chciał coś powiedzieć, ale powstrzymałam go.

– Łukasz... proszę, daj mi chwilę – powiedziałam cicho, uciekając wzrokiem.

– Oczywiście. Odpocznij, Aniu – odpowiedział, choć w jego głosie słyszałam nutę rozczarowania.

W pokoju rzuciłam się na łóżko i zapatrzyłam w sufit. Jego słowa wciąż odbijały się echem w mojej głowie: „Jesteś kimś więcej niż przyjaciółką”. Co to miało znaczyć? Czy ja też tak czułam? A może tylko magia tego miasta sprawiła, że Łukasz nagle zaczął patrzeć na mnie w ten sposób?

Przypomniałam sobie, jak od dziecka był moim wsparciem. Czy mogłabym pokochać kogoś, kto znał mnie lepiej niż ja sama? A jeśli spróbujemy, a to wszystko się rozpadnie? Czy bylibyśmy w stanie wrócić do tego, co mieliśmy?

Telefon zawibrował na stoliku. Wiadomość od Łukasza: „Jeśli chcesz, jutro pominiemy zwiedzanie. Po prostu daj mi znać, co czujesz, kiedy będziesz gotowa.”

Przycisnęłam telefon do piersi, czując jednocześnie wdzięczność i żal. On zasługiwał na szczerość, ale ja nie wiedziałam, co powiedzieć. Bałam się, że jeśli zrobię krok w jedną stronę, stracę coś, co miało dla mnie największą wartość – jego przyjaźń.

Noc była długa. Leżałam, wsłuchując się w odgłosy ulic Paryża, próbując znaleźć odpowiedź w sobie.

Musiałam być szczera

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a światło odbijało się w Sekwanie jak płynne złoto. Most Pont des Arts tętnił życiem – pary śmiały się, trzymały za ręce, przypinały kłódki na znak miłości. Łukasz szedł obok mnie w milczeniu, ale czułam, jak jego spojrzenie delikatnie mnie dotyka.

Stanęliśmy przy barierce. Paryż otulał nas swoim urokiem, jakby wszystko w tym miejscu sprzysięgło się, by tworzyć idealny moment. Łukasz wyciągnął z kieszeni małą kłódkę.

– Pamiętasz, jak kiedyś mówiliśmy o tym moście? – zapytał, a jego głos był ciepły, pełen nadziei.

Pokiwałam głową. Pamiętałam. To był jeden z tych punktów na naszej liście, które wydawały się bardziej fantazją niż celem. „Przypnijmy kiedyś naszą kłódkę na moście miłości” – śmialiśmy się wtedy, jakby to była tylko kolejna dziecinna gra.

– Łukasz... – zaczęłam, ale przerwał mi, patrząc wprost w moje oczy.

– Aniu, nie musisz nic mówić. Nie oczekuję odpowiedzi, ale wiesz, że niczego w życiu nie chciałem bardziej niż tej chwili. Żebyś była tutaj, ze mną.

W tym momencie coś we mnie pękło. Może to była magia Paryża – światła, muzyka ulicznych artystów w tle, ten widok, który zapierał dech w piersiach. Może to była jego szczerość, to, jak patrzył na mnie, jakby to ja byłam wszystkim, czego potrzebował.

– Łukasz... może nie wiem, co przyniesie jutro – powiedziałam cicho, podchodząc bliżej. – Ale wiem, że chcę tego dzisiaj. Chcę ciebie.

Jego oczy rozszerzyły się z niedowierzania. Przez moment wyglądał, jakby nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Uśmiechnął się, a ten uśmiech był pełen ulgi i szczęścia.

Wzięłam kłódkę z jego dłoni i wspólnie przypięliśmy ją do barierki. Łukasz wyciągnął kluczyk i spojrzał na mnie pytająco.

– Razem? – zapytał.

– Razem – potwierdziłam.

Rzuciliśmy kluczyk do wody, a ja poczułam, jakby coś w moim sercu uwalniało się z lęku. Gdy obróciłam się w jego stronę, stał już blisko mnie. Nie zdążyłam nawet pomyśleć – po prostu zamknęłam oczy i pozwoliłam, by mnie pocałował.

To było jak sen, a jednocześnie jak coś, co od zawsze miało się wydarzyć. Magia miejsca i momentu wypełniła wszystko. Paryż nie pytał o jutro, on żył tylko chwilą – i tej chwili pozwoliłam się ponieść.

To dla nas nowy początek

Powrót do hotelu był inny niż wcześniejsze wieczory. Szliśmy powoli, a jego dłoń spoczywała na mojej, jakby bał się, że jeśli mnie puści, czar pryśnie.

Paryż, który jeszcze wczoraj wydawał mi się tylko tłem dla marzeń, dziś stał się świadkiem czegoś, co mogło zmienić wszystko. Patrząc na Łukasza, czułam ciepło w sercu – nie to, które znałam od lat, ale coś głębszego, bardziej intensywnego.

– Aniu – odezwał się nagle, zatrzymując się pod jedną z latarni. Światło padało na jego twarz, podkreślając każdą emocję w jego spojrzeniu. – Czy żałujesz?

– Nie – odpowiedziałam bez wahania, uśmiechając się delikatnie. – Ale boję się, że jeśli wrócimy do Polski, to wszystko może się zmienić.

Łukasz przyciągnął mnie bliżej, patrząc mi prosto w oczy.

– Nic się nie zmieni, nie pozwolimy na to. Chcę, żeby Paryż był dla nas początkiem, nie wspomnieniem.

Jego słowa rozproszyły moje ostatnie obawy. Wzięłam głęboki oddech i wtuliłam się w jego ramiona, czując, że wszystko zaczyna się układać na nowo. Paryż, mosty i światła miasta mogły być tylko dekoracją, ale to, co poczułam w tamtym momencie, było prawdziwe.

Magia trwała – i chciałam, żeby trwała jak najdłużej.

Reklama

Ania, 31 lat

Reklama
Reklama
Reklama