Reklama

Natura podarowała mi wygląd, o jakim marzy wiele kobiet. Duże, szafirowe oczy w obramowaniu długich, podwiniętych rzęs, zgrabny, leciutko zadarty nos, pełne usta, gęste, jasne włosy. Do tego smukłe nogi, wyraźne wcięcie w talii i spory biust. Istna lalka. Ludzie często mówią mi, że wygrałam szczęśliwy los na loterii genetycznej, ale ja tak tego nie odbieram. Przez całe życie mój wygląd był moim przekleństwem. Już w przedszkolu inne dziewczynki zazdrościły mi urody. Niektóre mi dokuczały, inne chciały się ze mną bawić tylko dlatego, że byłam ładna.

Reklama

Z biegiem czasu było tylko gorzej. W trzeciej klasie gimnazjum nauczyciel od geografii otwarcie mnie adorował. Sadził komplementy, uśmiechał się, był przesadnie miły. Na szczęście nigdy nie posunął się dalej, ale do dziś pamiętam, jak niezręcznie się czułam, gdy taksował mnie wzrokiem – jakby mnie obmacywał oczami. Na dodatek zawyżył mi ocenę na koniec roku, co nie przysporzyło mi sympatii w klasie. Inni musieli ciężko pracować na dobrą ocenę, a ja dostałam ją dosłownie za piękne oczy.

Za to w liceum trafiłam na matematyczkę, która od pierwszego momentu uznała mnie za pustą lalkę – jakby uroda wykluczała inteligencję – i dokuczała mi na każdym kroku. Bolało mnie to, bo matematyka była dotąd moim ulubionym przedmiotem, tymczasem ta wredna małpa uparła się, żeby mi ją obrzydzić. Może mściła się za przeszłość, w której ona była ofiarą kpin ładniejszych koleżanek, ale co mnie to obchodziło? Była przecież moją nauczycielką, a nie wrogiem. Tymczasem kiedy przyszłam zapisać się na kółko matematyczne, usłyszałam:

– Dla ciebie to strata czasu, lepiej zapisz się na kurs dla początkujących modelek.

Byłyśmy wtedy same w klasie, żadnych świadków. Odpuściłam sobie. W drugiej klasie liceum przeszłam okres młodzieńczego buntu i robiłam wszystko, żeby się oszpecić. Obcięłam się na krótko, ubierałam się w bojówki i męskie koszule, używałam wulgarnego języka. Wszystko na próżno. Wciąż byłam postrzegana jako piękność, tyle że „zbuntowana piękność”.

W końcu miałam przyjaciółkę

Dopiero na studiach spotkałam osobę, którą moja powierzchowność ani ziębiła, ani grzała. Sama była na tyle atrakcyjna, że nie musiała nikomu zazdrościć ani do nikogo się przyklejać, by podnieść swój status. Mada, koleżanka z roku, seksowna brunetka wyróżniająca się mocnym makijażem i wyzywającym ubiorem, którą… na pierwszy rzut oka oceniłam jako próżną i nadmiernie skupioną na wizerunku. Co za wstyd! Popełniłam ten sam błąd co inni w stosunku do mnie. Nasza przyjaźń zaczęła się, gdy na wykładzie z filozofii spytała, czemu nie robię notatek. Odparłam, że nie muszę, bo wszystko zapamiętuję. Najpierw nie uwierzyła, a potem przepytała mnie z treści wykładu, zaglądając do własnych notatek.

– Jesteś niesamowita! – wykrzyknęła z podziwem, a ja aż zaczerwieniłam się z zadowolenia, że ktoś wreszcie docenił coś więcej niż mój wygląd.

Bardzo szybko się zbliżyłyśmy. Spędzałyśmy razem wiele godzin także poza uczelnią. Chodziłyśmy na spacery, jeździłyśmy na rolkach, ćwiczyłyśmy na siłowni i gadałyśmy na różne tematy. Madę jako pierwszą interesowało, co myślę i co mam do powiedzenia. Była moją pierwszą prawdziwą przyjaciółką i przed nią odważyłam się otworzyć moje dotąd zamknięte na głucho serce. Lubiłam ją i podziwiałam. Dobrze zarabiała, handlując w necie kosmetykami, miała cięty język i była bardzo pewna siebie. Wyczuwałam w niej siłę charakteru, kuszącą charyzmę. Sama nadała sobie przezwisko. Zamiast być zwyczajną Magdą, wolała być „Madą” – od angielskiego „mad”, czyli „szalony”.

Imprezy z podtekstem

Po jakimś czasie Mada zaczęła wyciągać mnie na imprezy. Namawiała mnie też do picia alkoholu, co niezbyt mi się podobało, ale ulegałam, bo nie chciałam psuć zabawy. Tak, wtedy powinna była mi się zapalić czerwona lampka: robiłam coś wbrew sobie, by przypodobać się koleżance. A druga powinna rozbłysnąć, gdy Mada uparcie próbowała mnie przedstawiać swoim męskim znajomym. Żaden z nich nie przypadł mi do gustu – byli dla mnie za starzy, co z tego, że bogaci, zajmowali się nudnym biznesem i nie miałam z nimi zbyt wielu wspólnych tematów. Krępowało mnie, że bez pytania stawiali nam drinki i nachalnie naruszali moją strefę osobistą. Przekraczali granice, obejmując mnie w talii, gładząc po ramieniu… Jeden nawet ośmielił się położyć mi rękę na pośladku.

Odskoczyłam z oburzeniem i o mało nie dałam mu w twarz, ale Mada, widząc całą sytuację, tylko się roześmiała i szepnęła mi do ucha:

– Wyluzuj, Paula, to nic takiego.

Kiedy już wróciłyśmy z imprezy do jej mieszkania i szykowałyśmy się do spania, zapytała mnie:

– Czemu jesteś taka niedotykalska? Przecież faceci jedzą ci z ręki! Czemu z tego nie korzystasz?

– Nie czuję takiej potrzeby.

– Oj, Paulinko, nie zachowuj się jak mniszka – zaśmiała się nieco protekcjonalnie. – Rozumiem, że nie chcesz z żadnym się wiązać, bo i po co, skoro tyle towaru wokół, ale seks dla zabawy to co innego.

Pokręciłam głową.

– Może wyjdę na staroświecką, ale nie traktuję seksu w kategoriach zabawy, tylko jako dopełnienie miłości. Nie twierdzę, że seks dopiero po ślubie, ale też nie pójdę do łóżka z kimś, kogo nie kocham. A ponieważ jeszcze nigdy się nie zakochałam, no to wiesz… – urwałam i zarumieniłam się.

Niby nie miałam powodu wstydzić się swojego dziewictwa, ale Mada wpatrywała się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Jej wzrok skojarzył mi się z drapieżnikiem hipnotyzującym ofiarę spojrzeniem. Przypominał mi też wzrok mojego taty, kolekcjonera znaczków – tak właśnie patrzył, kiedy udało mu się wynaleźć wyjątkowo rzadki okaz znaczka. Zmieszałam się. Mada musiała to zauważyć, bo szybko zmieniła temat.

Byłam dla nie towarem

Po tamtej rozmowie przestała mnie wyciągać do klubów i przedstawiać mi starszych mężczyzn, za co byłam jej wdzięczna. Cieszyłam się, że zrozumiała. Spędzałyśmy wieczory, siedząc u niej, gadając, oglądając filmy i racząc się sporządzanymi przez nią drinkami. Miała talent do miksowania alkoholi. Mogłaby zostać zawodową barmanką. Tylko że ona wolała być kimś zupełnie innym…Pewnego razu, gdy u niej nocowałam, obudziło mnie parcie na pęcherz. Za dużo wypiłam. Przyjaciółki nie było w łóżku, za to kiedy podeszłam pod drzwi ubikacji, usłyszałam jej głos. Z kim ona rozmawia w środku nocy? Nie zamierzałam podsłuchiwać, ale wtedy usłyszałam:

– Dobra. Widziałeś jej zdjęcia. Jest piękna, na żywo jeszcze piękniejsza. Zgrywa niedostępną, ale jak sprzedasz jej kilka lepkich słówek to pójdzie z tobą do łóżka. Obiecałam, że ci jakąś znajdę, to proszę bardzo.

Stałam jak skamieniała, nie mogąc się ruszyć, tylko moje serce waliło młotem. O co tu chodzi? Może śnię jakiś koszmar? Bo to nie może być prawda! Przecież to moja przyjaciółka, moja jedyna przyjaciółka! Ufałam jej, a ona…

Uszczypnęłam się z całych sił. Zabolało i szok paraliżu puścił. Za to zawrzała we mnie furia. W pierwszym momencie miałam ochotę wpaść do łazienki i ją przynajmniej pobić. Ale szybko uznałam, że to kiepska zemsta. Ona się wyprze, ja nie będę miała dowodów, upiecze się suce. O nie. Moja wściekłość nie była gorąca, ale lodowata. Dlatego po cichu wróciłam do sypialni, położyłam się do łóżka i kiedy po chwili zjawiła się Mada, udawałam, że dopiero się ocknęłam. Ziewałam jak najęta, idąc się wysikać. No bo złość nie wyłączyła parcia na pęcherz.

Chciałam ją przechytrzyć

Nazajutrz zachowywałam się normalnie. Nie było to łatwe, ale się postarałam, a ona nic nie zauważyła. Zbytnia pewność siebie bywa zgubna. Mój plan zemsty był prosty: postanowiłam zastawić na Madę pułapkę i złapać ją na gorącym uczynku. Jednak miałam świadomość, że sama nie przygotuję takiej prowokacji – nie znałam się na ukrytych kamerkach, nie wiedziałam, jak zdobyć niepodważalne w sądzie dowody, bałam się też, że klient Mady albo nawet ona sama mogą mi zrobić krzywdę. Udałam się więc ze swoim pomysłem na policję. Jeśli nie potraktują mnie poważnie…Ale potraktowali sprawę całkiem serio. Mundurowy wysłuchał mnie uważnie i orzekł:

– Zajmiemy się tym.

Odradził mi też absolutnie jakiekolwiek działania na własną rękę.

– To nie amerykański film akcji, nie powinna pani ryzykować.

Posłuchałam rad policjanta i odtąd nie dawałam się namówić Madzie na żadne wspólne wyjścia ani tym bardziej na nocowanie u niej w domu. Z początku była zdziwiona, nawet urażona, a potem całkiem się ode mnie odsunęła, wręcz zaczęła mnie unikać. Jakby się zorientowała, że mogę jej zagrażać. Jednak było już za późno. Sprawa jest w toku i wygląda na to, że moja fałszywa przyjaciółka nie wywinie się od kary.

Reklama

A ja? Paradoksalnie to doświadczenie otworzyło mnie na innych, zamiast do reszty zabić moją wiarę w ludzi. Byłam niedostępna z ostrożności i z powodu złych doświadczeń, ale w efekcie odtrącałam wszystkich. Co i tak nie uchroniło mnie przed spotkaniem żmii w ludzkiej skórze… Jeśli więc ktoś mnie nie lubi tylko dlatego, że jestem ładna i z góry się do mnie uprzedzi, to jego strata. Ale jeśli kogoś przyciągnie moja uroda, to w porządku, w końcu od czegoś trzeba zacząć znajomość. Jak się dalej rozwinie, zależy już tylko od nas…

Reklama
Reklama
Reklama