„Przyjaciółka mojego faceta weszła z buciorami do naszego życia. Przeczuwałam, że to skończy się dramatem”
„Michał zaprosił do nas swoją przyjaciółkę. Nie miałam powodu, żeby być zazdrosna... aż do tamtego popołudnia, kiedy w progu naszego mieszkania pojawiła się ona – z walizką większą niż nasza pralka, perfumami, które oblepiały powietrze jak syrop, i uśmiechem, jakby wchodziła do własnego domu”.

- Redakcja
Nie wiem, jak to się stało, że nasze mieszkanie – mój azyl, moja bezpieczna przystań – zamieniło się w teatr chaosu. Jeszcze niedawno poranki miały swój rytm: kawa z ekspresu, tost z awokado, przelotne „miłego dnia” od Michała, kiedy wychodził do pracy. Wieczory też były nasze – wspólne gotowanie, śmiechy przy winie, seriale i ciepło jego ramienia. Miałam swoje biurko przy oknie, idealne światło do pracy. Cisza była moją sojuszniczką, równowaga – potrzebą. Tak żyliśmy. Tak się kochaliśmy. A potem przyszła Natalia.
Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Michał stał przy zlewie, szorował kubek, kiedy rzucił:
– Kochanie, nie masz nic przeciwko, żeby Natalia zatrzymała się u nas na kilka dni?
– Natalia?
– Taka moja koleżanka ze studiów. Wiesz, ta z Krakowa. Miała ciężką sytuację, coś z mieszkaniem... Tylko kilka dni, obiecuję.
Pokiwałam głową z lekkim wahaniem. Miałam jakieś mgliste wspomnienie o tej Natalii – rozgadana, z pretensjonalnym uśmiechem. Michał nigdy o niej dużo nie mówił. Nie miałam powodu, żeby być zazdrosna... aż do tamtego popołudnia, kiedy w progu naszego mieszkania pojawiła się ona – z walizką większą niż nasza pralka, perfumami, które oblepiały powietrze jak syrop, i uśmiechem, jakby wchodziła do własnego domu.
– Dziękuję, że mnie przygarnęliście! – zaświergotała. – Mam nadzieję, że się jakoś pomieścimy!
I wtedy po raz pierwszy poczułam, że coś się zmienia. Mój dom. My.
Nie podobało mi się to
– Hej, masz chwilę? – zapytałam, gdy Natalia właśnie wlewała sobie kolejną porcję mleka owsianego do mojego ulubionego kubka.
– Jasne, co jest? – Uśmiechnęła się promiennie, jakbyśmy miały zaraz gadać o lakierach do paznokci.
– Chciałam zapytać... jakie masz plany na najbliższe dni?
Zrobiła niewinną minę.
– W sensie? Nie rozumiem.
– No... mieszkanie. Ile jeszcze planujesz u nas zostać?
Zawahała się, a potem wzruszyła ramionami.
– W sumie to nie wiem. Rozmawiałam z Michałem. Mówił, że mogę zostać, ile chcę. Że to dla niego żaden problem. – Uśmiechnęła się z wdzięcznością, jakby mówiła o wybawcy.
Zamarłam.
– Michał ci tak powiedział?
– No tak. Nie wiem, czemu jesteś taka spięta. Przecież dogadaliście się razem, nie?
– Nie. Nie dogadaliśmy się razem. – Mój głos stwardniał. – Michał mi powiedział, że to na „kilka dni”.
Spojrzała na mnie uważnie. Już bez uśmiechu.
– Myślałam, że jesteście bardziej otwarci. Wiecie, pomocni. Ale okej, jeśli mam być tu niemile widziana...
– Nie chodzi o to. – Przerwałam jej. – Po prostu chcę wiedzieć, co dalej. To jest nasz dom. Mój dom.
– Jasne, rozumiem. – Powiedziała chłodno i wyszła z kuchni, zostawiając po sobie zapach perfum i smak goryczy.
Zostałam sama z pytaniem: od kiedy Natalia rozmawia z Michałem częściej niż ja?
Miałam tego dość
– Michał, musimy porozmawiać. Teraz. – Weszłam do salonu, trzaskając drzwiami. Natalia zniknęła w łazience, więc mieliśmy chwilę.
– O co znowu chodzi, Kasia? – Jęknął, nie odrywając wzroku od telefonu.
– O to, że twoja przyjaciółka rozgościła się u nas jak u siebie. Przestawia moje rzeczy, zaprasza znajomych, używa moich kosmetyków! A ty... ty jej jeszcze mówisz, że może zostać, ile chce?!
– Przestań dramatyzować. Natalia jest w trudnej sytuacji...
– A ja jestem w jakiej sytuacji?! – Wyrwałam mu telefon z dłoni. – W sytuacji, w której przestałam czuć się jak u siebie w domu! Michał, ja tu mieszkam. My tu mieszkamy. A ja się czuję jak lokatorka bez praw!
– Kasia, nie rób z tego tragedii!
– Tragedii?! Przestałam być dla ciebie ważna! – głos mi się łamał, ale nie przestawałam. – Ty ją wybrałeś. Jej komfort, jej potrzeby. A ja? Jestem kulą u nogi?
– Nie mów tak... – Michał złapał się za głowę. – Po prostu próbuję pomóc...
– Kosztem mnie?! Kosztem nas?
Zapanowała cisza. Michał patrzył gdzieś za moje plecy.
Postawiłam mu ultimatum
Stałam w kuchni, zmywając po wszystkich naczynia, gdy z salonu dobiegły mnie odgłosy rozmowy. Przysunęłam się bliżej drzwi i zaczęłam podsłuchiwać. Byłam zdesperowana i nie obchodziło mnie, czy to kulturalne zachowanie.
– Może wyskoczymy gdzieś na weekend? – powiedziała Natalia ściszonym głosem z głębi pokoju. – Oderwiesz się trochę od tej ciężkiej atmosfery...
Zerwałam się. Otworzyłam drzwi.
– Jasne. Jedźcie. Mogę od razu was spakować
Natalia cofnęła się o krok. Michał zbladł.
– Kasia...
– Albo ona, albo ja – powiedziałam spokojnie, stojąc naprzeciw Michała i Natalii w naszym salonie. Ręce mi się trzęsły, ale głos był lodowaty.
– Kasia, proszę cię... – Michał rozłożył ręce, jakby chciał mnie objąć, ale nie ruszył się z miejsca. – Nie rób scen.
– To nie scena. Wybieraj.
Natalia prychnęła, przestępując z nogi na nogę.
– Nie rozumiem, czemu robisz z siebie ofiarę. Michał mi tylko pomógł. Przecież się przyjaźnimy.
– Przyjaźń nie wygląda tak, że jedna osoba rozwala życie drugiej. – Spojrzałam na Michała. – A ty? Masz coś do powiedzenia?
Milczał. Patrzył w podłogę.
– Nie potrafisz wybrać, prawda? – zapytałam z goryczą. – Bo tobie jest tak wygodnie. Ona gotuje, śmieje się z twoich żartów, nie marudzi, nie zadaje trudnych pytań...
– Kasia, to nie tak...
– A jak? Tak, że planujesz z nią wyjazdy za moimi plecami?
Natalia zacisnęła usta, jakby właśnie przegryzła cytrynę. Michał nadal szukał słów, ale ja już nie chciałam go słuchać. Wiedziałam, co muszę zrobić.
Nie zostawił mi wyboru
Spakowałam się szybko. Bez emocji, niemal mechanicznie. Ubrania, komputer, szkicownik, kilka książek i zdjęcie z czasów, gdy Michał jeszcze trzymał mnie mocno w ramionach, jakbyśmy byli jedną osobą. Do torby wrzuciłam też mój stary kubek z kotem – jedyna rzecz, której Natalia nie tknęła.
Wracałam tylko po swoje rzeczy. Nic więcej. Ale Michał, jakby wyczuł ten moment, stanął w progu, gdy właśnie wychodziłam z walizką.
– Zaczekaj, Kasia. Proszę, tylko chwilę.
Zatrzymałam się. Dla formalności. Dla pożegnania.
– Co jeszcze? Chcesz, żebym zostawiła ci zapasowe klucze?
– Nie. Ja... chciałem przeprosić. Dałem się zmanipulować. Wiem, jak to brzmi. Ale naprawdę myślałem, że tylko jej pomagam. Że to nic takiego...
– Że jak się nie powie na głos „zdrada”, to się nie liczy?
– Nie zdradziłem cię.
– Michał... – spojrzałam na niego. Zmęczonego. Zagubionego. Może nawet skruszonego. – Wiesz, co boli najbardziej? Że zaprosiłeś ją, zanim zapytałeś mnie. Że z nią rozmawiałeś, a mnie zostawiłeś samą.
– Gdybyśmy mogli zacząć jeszcze raz...
– Ale nie możemy. I wiesz co? Może to i lepiej.
Odwróciłam się i zeszłam po schodach. Za plecami słyszałam tylko zamykające się drzwi. Bez trzasku. Cicho. Jak koniec czegoś, co już od dawna było martwe.
Nie czułam się samotna
Nowe mieszkanie pachnie świeżą farbą i ciszą. Tą dobrą ciszą, która nie tłumi krzyków, tylko pozwala oddychać. Wszystko tu jest moje – kubek, biurko, poduszki, nawet te krzywo powieszone zasłony. Moje nieidealne królestwo.
Czasem jeszcze łapię się na tym, że słyszę jego kroki w przedpokoju. Czasem śni mi się, że siedzimy razem na kanapie, śmiejemy się z jakiegoś głupiego filmu. A potem się budzę. I przez chwilę boli. Ale już mniej.
Nie wiem, czy Michał i Natalia w końcu się do siebie zbliżyli. Nie pytam wspólnych znajomych, nie szukam kontaktu. Nie patrzę wstecz. Jestem sama, ale nie czuję się samotna. A przynajmniej nie tak bardzo, jak w związku z Michałem. Bo największa samotność jest wtedy, kiedy druga osoba nie liczy się z twoimi uczuciami.
Kasia, 33 lata
Czytaj także:
- „Po rozwodzie mieszkałam razem z eks i jego nową dziewczyną. Nie mogłam się powstrzymać, by nie namieszać im w życiu”
- „Gdy moja żona zamilkła jak głaz, od razu wyczułem, że coś się święci. Chodziła się wygadać komuś zupełnie innemu”
- „Miałam męża i 2 dzieci, a czułam się jak samotna matka. Pobyt u jędzowatej teściowej tylko przelał czarę goryczy”