„Przyjaciółka namówiła mnie na walentynkową randkę w ciemno. Spodziewałam się róż, a spotkałam największego wroga”
„Westchnęłam i kliknęłam aplikację. Przeglądanie profili przypominało wybieranie mniejszego zła – na jednych zdjęciach faceci prężyli muskuły w lustrze, na innych trzymali zdechłe ryby. Nie miałam pojęcia, jak bardzo pożałuję tej decyzji”.

- Redakcja
Walentynki. Najbardziej przereklamowane święto na świecie. Serduszka, czerwone baloniki, zakochane pary obściskujące się na każdym rogu. Gdybym mogła, zaszyłabym się w domu na cały dzień i nie wychodziła, żeby nie narażać się na tę cukierkową tandetę. Planowałam wieczór z kocem, winem i Netflixem – czyli idealną randkę z samą sobą.
– N na litość boską, masz 27 lat, a zachowujesz się jak zgorzkniała emerytka! – wrzeszczała do telefonu moja najlepsza przyjaciółka. – Wchodzisz teraz w aplikację randkową i umawiasz się z kimś. Natychmiast!
– Nie mam na to ochoty – jęknęłam.
– Ale ja mam! Mam ochotę, żebyś w końcu poszła na randkę i przestała narzekać. Jak jeszcze raz powiesz, że „wszyscy faceci to idioci”, to przysięgam, że osobiście zamówię ci randkę z jakimś psychopatą.
Westchnęłam i kliknęłam aplikację. Przeglądanie profili przypominało wybieranie mniejszego zła – na jednych zdjęciach faceci prężyli muskuły w lustrze, na innych trzymali zdechłe ryby. Kiedy już miałam rzucić to wszystko w cholerę, trafiłam na kogoś… innego. Zero zdjęć, tylko krótki opis. Lubił koty, ironię i dobrą kawę. Nie brzmiało to źle. Napisałam. Nie miałam pojęcia, jak bardzo pożałuję tej decyzji.
To jakiś koszmar
Weszłam do restauracji, nerwowo poprawiając sukienkę. To był zły pomysł. Bardzo zły. Po co ja się na to zgodziłam? Mogłam teraz siedzieć pod kocem z lampką wina. Ale nie. Musiałam słuchać Anki. Rozejrzałam się po sali. Było przytulnie, cicho, przy stolikach siedziały pary zapatrzone w siebie, a w tle leciała jakaś romantyczna muzyka. Przewróciłam oczami. Pięknie, jeszcze tylko skrzypek przy stoliku i rzygnę tęczą. I wtedy go zobaczyłam.
– Nie… – wyszeptałam, czując, jak krew odpływa mi z twarzy.
Przy jednym ze stolików siedział on. Adam. Mój sąsiad. Mój osobisty wróg. W tym samym momencie podniósł wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. Na twarzy miał najpierw zdziwienie, potem rozbawienie, a na końcu czystą satysfakcję.
– Żartujesz sobie, prawda? – powiedział, opierając się na krześle.
– To jakiś koszmar – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
– Naprawdę? Myślałem, że na żywo będziesz milsza niż w wiadomościach.
– Ja też – prychnęłam. – Napisałeś, że lubisz ciszę i spokój!
– Bo lubię. Tylko ty tego nie rozumiesz, puszczając swoją muzykę na cały regulator!
– Ośmielę się zauważyć, że twoje remonty o szóstej rano to też nie szczyt kultury!
Adam przewrócił oczami i sięgnął po płaszcz.
– Dobra, koniec tego. Idę.
– Świetnie, ja też – rzuciłam, odwracając się na pięcie.
Niestety, los miał dla nas inne plany.
– Przykro mi, ale nigdzie państwo nie idą – oznajmiła kelnerka, podchodząc z rozbawioną miną. – Śnieżyca zablokowała ulice. Zostajecie na kolacji.
Super. Utknęłam na randce z własnym wrogiem.
To zabrzmiało absurdalnie
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, oboje w równym stopniu zirytowani. Kelnerka zniknęła, zostawiając nas sam na sam w tej absurdalnej sytuacji. Śnieżyca hulała za oknem, a ja czułam się, jakby ktoś zamknął mnie w escape roomie, z którego nie ma wyjścia. Adam pierwszy przerwał ciszę.
– No to co, zaczynamy od wyliczanki, kto bardziej żałuje, że tu jest?
– Proszę bardzo. Ja żałuję bardziej – odparłam, sięgając po kartę dań.
– Nie sądzę – odpowiedział, również sięgając po menu.
Przez kilka minut tkwiliśmy w niezręcznym milczeniu, udając, że wcale nas tu nie ma. Jednak ignorowanie siebie w tak małej przestrzeni było niemożliwe.
– Pamiętasz, jak zagroziłaś mi sądem, bo rzekomo zająłem twoje miejsce parkingowe? – zapytał, unosząc brew.
– Bo je zająłeś! – rzuciłam. – Zresztą, ty nie jesteś lepszy. Widziałam twoją groźbę odcięcia mi prądu, bo „nielegalnie” podłączyłam lampki świąteczne na balkonie.
Adam uśmiechnął się pod nosem.
– Wiesz, że one migały w takim tempie, że myślałem, że dostanę ataku padaczki?
Parsknęłam śmiechem. Nie chciałam, ale to zabrzmiało tak absurdalnie, że nie mogłam się powstrzymać.
– No dobra – powiedziałam, odkładając kartę. – Może zawrzemy rozejm na te kilka godzin?
Adam westchnął, jakby przyznanie mi racji kosztowało go fizyczny ból.
– Niech będzie. Rozejm. Ale pod jednym warunkiem – dodał, unosząc palec.
– Jakim?
– Nie zamawiaj niczego, co śmierdzi czosnkiem.
Przewróciłam oczami, ale w duchu poczułam coś dziwnego. Może ten wieczór nie będzie aż taką katastrofą?
Moje serce zabiło szybciej
Kelnerka postawiła przed nami talerze, uśmiechając się pod nosem, jakby była świadkiem czegoś zabawnego. Pewnie tak było. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której dwoje ludzi, którzy najchętniej wysłaliby się nawzajem na Marsa, właśnie dzieliło ze sobą kolację?
– Mogę coś zapytać? – odezwała się nagle, zatrzymując się przy naszym stoliku.
– Nie – rzuciliśmy jednocześnie.
Nie przejęła się naszą odpowiedzią.
– Jesteście parą, która ma kryzys, czy to wasza pierwsza randka?
Zakrztusiłam się winem. Adam parsknął śmiechem.
– Kryzys – powiedziałam szybko.
– To nie jest randka – dodał Adam.
– Ach, czyli jeszcze zaprzeczacie – odparła kelnerka z rozbawieniem i zniknęła, zanim zdążyliśmy się oburzyć.
Spojrzałam na Adama i ku własnemu zaskoczeniu zobaczyłam, że się uśmiecha. Tak, Adam. Mój wróg. Uśmiechał się.
– Co? – rzuciłam podejrzliwie.
– Nic, po prostu to zabawne – odparł, wzruszając ramionami. – Normalnie jesteś gotowa mnie rozszarpać, a teraz siedzisz tu i nawet nie rzuciłaś we mnie widelcem.
– Jeszcze – poprawiłam go.
Zaśmiał się. A ja… nie mogłam się powstrzymać i zrobiłam to samo. Co tu się właściwie działo?
Pogrążeni w rozmowie nawet nie zauważyliśmy, kiedy kolacja dobiegła końca. Śnieżyca wciąż szalała, ale atmosfera między nami wyraźnie się ociepliła.
– Nie było aż tak źle – przyznałam niechętnie.
– Tylko nie zakochaj się we mnie – odparł Adam z szelmowskim uśmiechem.
– Nie ma takiego ryzyka – rzuciłam, ale moje serce nagle zabiło trochę szybciej.
Szturchnęłam go pod stołem
Siedzieliśmy przy stoliku znacznie dłużej, niż było to konieczne. Kelnerka kręciła się obok z zadowoloną miną, jakby już uznała nas za parę, a ja zaczynałam się zastanawiać, czy rzeczywiście nie jest w tym trochę prawdy.
– Co tak patrzysz? – zapytał Adam, unosząc brew.
– Po prostu dziwi mnie, że potrafisz być znośny, gdy się postarasz – odpowiedziałam, upijając łyk wina.
Uśmiechnął się pod nosem.
– A mnie dziwi, że masz poczucie humoru. Myślałem, że twoje jedyne emocje to irytacja i pasywna agresja.
– Wzajemnie – odparłam i ku mojemu własnemu zdziwieniu… szturchnęłam go nogą pod stołem.
Co ja wyprawiałam?! Może to było wino, a może po prostu zmęczenie ciągłą wojną pod drzwiami sąsiedniego mieszkania, ale... zaczęliśmy rozmawiać jak ludzie. Bez złośliwości i bez przewracania oczami. O muzyce, filmach, nawet o naszych pracach. Okazało się, że mamy podobne zdanie na temat koszmarnej windy w naszym bloku i że oboje w tajemnicy nienawidzimy sąsiada z góry, który gwiżdże pod prysznicem o szóstej rano. Śmialiśmy się. Śmialiśmy się razem! Nawet nie zauważyłam, kiedy śnieżyca przestała być problemem.
– Szkoda, że już możemy iść – rzucił Adam nagle.
– Niby dlaczego? – zapytałam, choć doskonale znałam odpowiedź.
Spojrzał na mnie z tym swoim półuśmiechem.
– Bo chyba zaczęłaś mnie lubić.
Nie odpowiedziałam. Bo może miał rację.
Zrobiło mi się ciepło
Wyszliśmy z restauracji razem. Śnieg wciąż prószył, ale miasto powoli wracało do życia. Przez chwilę szliśmy obok siebie w milczeniu, każde z nas chyba zastanawiało się, co tu się właściwie wydarzyło. Adam wsunął ręce do kieszeni i zerknął na mnie ukradkiem.
– No to co? Teraz wracamy do bycia wrogami?
Zatrzymałam się i spojrzałam na niego. Na jego twarzy nie było już tej zwykłej irytacji, którą widywałam na klatce schodowej. Było coś innego. Coś, co sprawiło, że zrobiło mi się ciepło, mimo mrozu.
– Chcesz? – zapytałam.
Zawahał się. Pierwszy raz widziałam go niepewnego.
– Nie wiem – odpowiedział w końcu. – Chyba nie.
Uśmiechnęłam się lekko.
– W takim razie możemy zrobić test.
– Test? – zmarszczył brwi.
– Tak – powiedziałam, ruszając dalej. – Zobaczymy, kto pierwszy znowu zrobi aferę na klatce.
Adam pokręcił głową, ale uśmiechnął się pod nosem.
– No to uważaj, bo mogę cię zaskoczyć.
Spojrzałam na niego i w tym momencie coś we mnie drgnęło. Czułam, że może to dopiero początek czegoś nowego.
Julia, 27 lat