„Przyjaciółka uparła się, że Marek będzie tylko jej. Złapała go na dziecko, ale to nie było najgorsze, co mu zrobiła”
„Zarzucała na niego sieci kilka razy, lecz Marek miał wokół siebie tyle panienek, że zawsze dla Eli brakowało mu czasu. Widocznie po prostu mu się nie podobała i już. Jednak w końcu dopięła swego. Spotkali się z Markiem, trochę poimprezowali. Elka zaszła w ciążę. Marek, chociaż był w szoku, stanął na wysokości zadania – wzięli cichy ślub”.
- Daria, 39 lat
Jurek, mój mąż, nigdy nie wtajemniczał mnie w swoje sprawy zawodowe.
– Tu nie ma o czym opowiadać – mówił krótko, gdy od czasu do czasu próbowałam go podpytać, nad jaką sprawą aktualnie pracuje. – To nie są przyjemne historie. Po co masz mieć w nocy koszmary? Skup się na jasnej stronie życia.
Mąż pracuje w policji kryminalnej od dziewięciu lat. Ma najlepsze wyniki w swoim okręgu, rozwiązał mnóstwo skomplikowanych spraw. Raz był nawet odznaczony przez burmistrza Zakopanego za pomoc w ujęciu mordercy młodej dziewczyny, którą zabili bracia, żeby wyeliminować ją ze spadku po rodzicach. Jako policjant i detektyw w jednym ma duże doświadczenie i nieprawdopodobną intuicję. Nie wiem, dlaczego akurat na tej sprawie tak się zablokował.
– Mam motyw, mam ciało, mam sprawców, ale coś mi tu nie gra… – powiedział mi pewnej nocy, gdy leżeliśmy w łóżku.
Od paru dni nie mógł spać, bo dręczyła go sprawa, nad którą właśnie pracował.
Zobacz także
– Też uważam, że to wszystko jest za proste – powiedziałam. – Zwłaszcza że ci ich sąsiedzi się nie przyznają, a przycisnęliście ich mocno na przesłuchaniu. Wydaje mi się, że przynajmniej jeden by pękł.
Marka i Elę znaliśmy od lat
Z nią chodziłam do liceum, jego znałam z pobliskiej dyskoteki. Gdy byliśmy jeszcze nastolatkami, próbował mnie nawet podrywać, ale w ogóle nie był w moim typie.
– Nie rozumiem cię – stwierdziła Ela, która jak większość dziewczyn w okolicy kochała się w Marku. – Przecież to najprzystojniejszy facet przynajmniej w trzech okolicznych miasteczkach! – aż świeciły jej się oczy, gdy o nim opowiadała.
Zarzucała na niego sieci kilka razy, lecz Marek miał wokół siebie tyle panienek, że zawsze dla Eli brakowało mu czasu. Widocznie po prostu mu się nie podobała i już.
Jednak w końcu dopięła swego.
Po drugim roku studiów przyjechała do Zakopanego do rodziców na wakacje. Spotkali się z Markiem, trochę poimprezowali. Elka zaszła w ciążę. Marek, chociaż był w szoku, stanął na wysokości zadania – wzięli cichy ślub. Potem urodziła im się druga córka. Tworzyli fajną rodzinę.
Tworzyli, bo już jej nie ma. Elka została niespełna czterdziestoletnią wdową, do tego z dwójką dzieci i z kredytem zaciągniętym na budowę dużego pensjonatu. To było ich wielkie marzenie i wspólna inwestycja.
– Przestaniesz w końcu gotować po weselach i knajpach – mówił Marek. – Będziesz kierowała kuchnią naszego hotelu, zatrudnimy dobry personel do pomocy. Mamy świetne miejsce, blisko wyciągów. Zobaczysz, to będzie nasz interes życia.
Marek był świetnym organizatorem. Cały wielki pensjonat wraz z wykończeniem wnętrza zbudował z ekipą w niecały rok. Pieniądze włożyli w to też rodzice i siostra Eli, która mieszka na stałe w USA. Wszyscy wierzyli w powodzenie tego biznesu.
Jedynymi, którym nie podobał się nowy interes Marka, byli ich sąsiedzi zza płotu. Dwaj dorośli bracia i ojciec, którzy od lat prowadzili skromny, ale przytulny pensjonacik. Dla nich nowoczesny kolos po sąsiedzku stanowił groźną konkurencję.
– Wszystkich turystów nam zabierze i z głodu pomrzemy! – żalili się mieszkańcom naszego miasteczka. – Przecież ten pensjonat to jedyne źródło utrzymania dla naszych trzech rodzin. Jakby ten cham nie mógł gdzie indziej się z tym stawiać! Jest tak zachłanny, że celowo buduje się tuż obok.
Chce nas wykończyć!
I kilku innych właścicieli domków też puści z torbami! Jesienią półtora roku temu zrozpaczona Ela zawiadomiła policję o zaginięciu męża.
– Wyszedł rano do pensjonatu i już nie wrócił… – płakała na komisariacie.
Po dwudziestu czterech godzinach zaczęły się intensywne poszukiwania. Policja przeczesała okoliczne lasy, zbiorniki wodne, przesłuchała chyba ponad setkę ludzi – i nic. Żadnych śladów, żadnych poszlak. Marek dosłownie rozpłynął się w powietrzu.
Elżbieta nie traciła nadziei. Codziennie modliła się o powrót Marka do domu. Ze swoim bratem i teściami próbowała jakoś rozkręcić nowy pensjonat.
– Zobaczysz, on się jeszcze znajdzie. Czuję to – mówiła mi. – A wtedy przyjdzie do naszego hotelu i będzie dumny, że tak to wszystko pięknie urządziliśmy!
W ten piękny, wiosenny dzień, przy brzegu nad Dunajcem Ela straciła wszystkie nadzieje. Gdy zobaczyła zwłoki męża, najpierw wpadła w histerię, a później zemdlała. Pogotowie zabrało ją do szpitala. Wzięliśmy do siebie jej córki na kilka dni.
Jurkowi przydzielono sprawę śmierci Marka. Jurek rozpoczął śledztwo w sprawie morderstwa Marka. Przesłuchał kilkudziesięciu świadków. Wszyscy zeznali, że słyszeli, jak bracia z sąsiedztwa grozili Markowi.
Wykrzykiwali, że go pobiją, że spalą mu ten jego pensjonat, że otrują mu gości.
– Ale przecież to tylko takie gadanie w złości – tłumaczyli się na przesłuchaniu. – Byliśmy wściekli, że nam niszczy interes rodzinny, ale nie jesteśmy mordercami!
Problem w tym, że żaden z panów nie miał wiarygodnego alibi na dzień i noc, kiedy zaginął Marek. Zeznali, że byli w swoim pensjonacie tylko we trzech, bo żony wyjechały w tym czasie na szkolną wycieczkę z dziećmi. W dodatku w domu jednego z braci znaleziono duży, ciężki młotek, idealnie pasujący do opisu narzędzia zbrodni. Wszyscy trzej zostali zatrzymani.
Czekali w areszcie na rozpoczęcie procesu
Doskonale pamiętam ów czerwcowy dzień. Jurek i ja zostaliśmy zaproszeni na wesele dzieci znajomych moich rodziców. Zjechało się mnóstwo gości. Impreza na bogato. Mnóstwo dań, muzyka na żywo, towarzystwo ubrane w eleganckie stroje.
Tę młodą kobietę zobaczyłam niedługo przed północą. Dosiadła się do nas ze swoim narzeczonym, jednym z kumpli Marka. Znałam ją z widzenia, ale dopiero teraz, kiedy podczas wesela ogłoszono ich zaręczyny, miałam okazję z nią porozmawiać.
Od razu rozpoznałam jej naszyjnik. Dwa rzędy pięknych, turkusowych kamieni, otoczonych łańcuszkiem z ciemnego złota. Widziałam go tylko dwa razy w życiu, ale wszędzie bym go rozpoznała. To był naszyjnik matki Marka! Dała mu go w prezencie przed ślubem z Elką, żeby go podarował narzeczonej… Pamiętam, jak Elżbieta stwierdziła, że nie jest w jej stylu. Wrzuciła go do szuflady i po kilku miesiącach skończyło się to karczemną awanturą z mężem.
– To najważniejszy klejnot w naszej rodzinie! – denerwował się Marek. – Miała go już moja prababcia! Skoro podarowała ci go moja mama, to znaczy, że przyjęła cię do rodziny. Jak możesz to tak olewać?!
– Gdzie kupiłaś ten piękny naszyjnik? – zapytałam teraz Wiolę, a ona speszyła się.
– A nawet nie pamiętam! – machnęła ręką i zaśmiała się nerwowo. – Chyba na jakimś targu ze starociami w Krakowie – wymyśliła naprędce i szybko zmieniła temat.
– Marek przed śmiercią miał romans – powiedziałam do Jurka następnego ranka. – Myślę, że może to mieć to coś wspólnego z jego śmiercią. Wiem, że praktycznie już zamknąłeś tę sprawę i ci trzej faceci lada dzień będą osądzeni, ale wydaje mi się, że Wiolka, ta z wczorajszej imprezy, może mieć jakieś cenne informacje.
Rzeczywiście, okazało się, że Wioletta przez rok miała romans z Markiem. Potwierdziły to bilingi telefoniczne, mejle i zdjęcia. W końcu sama się przyznała. Ale to nie ona była powodem jego śmierci. O tym romansie wiedziała Ela. Dała Markowi ultimatum. Ostrzegła, że się z nim rozwiedzie, zabierze mu dzieci i pensjonat, bo to głównie jej rodzina zainwestowała w budowę. Marek obiecywał, że skończy z tym, ale i tak wracał do Wiolki. W końcu Ela nie wytrzymała. Namówiła brata. Za pomoc w unicestwieniu męża obiecała mu większość udziałów w pensjonacie.