„Przyjaciółka załapała się do akcji, w której mieli jej zrobić metamorfozę. Gdy wyszła, zbierałam szczękę z podłogi”
„Przez dwa miesiące nie miałam kontaktu z przyjaciółką. Zaaferowana przygotowaniami, potem >>przepoczwarzaniem się
- Dorota, 52 lata
Czułam się zmęczona, więc położyłam się wcześniej spać, no i oczywiście zadzwonił telefon.
– Mogę do ciebie wpaść? Mogę? Mogę? – w głosie Hanki brzmiała ekscytacja.
– Wpadaj – odparłam, tłumiąc ziewanie.
Kwadrans później stała na moim progu.
– Sorry, że tak późno, ale dopiero się dowiedziałam i musiałam o tym komuś powiedzieć.
Zobacz także
– No, więc słucham…
– Normalnie, nie uwierzysz… Ja sama jeszcze nie wierzę… Załapałam się na przemiany! Niesamowite, co?
– Jakie przemiany? Nie rozumiem…
– W takim jednym babskim miesięczniku ogłoszono akcję „przemiana”, dla kobiet, które czują się nieatrakcyjne i chcą to zmienić.
– Nic nowego. Ale co ty masz z tym wspólnego?
– Jak to co? – oburzyła się. – Przecież sama widzisz, jak wyglądam. A teraz mam okazję to zmienić, bo w ramach tej akcji nie dość, że doradzą mi, w co się mam ubierać, to jeszcze zupełnie za darmo przeprowadzą zabiegi kosmetyczne na twarzy, zrobią makijaż permanentny, gdzie trzeba, wstrzykną botoks, zęby wybielą i może nawet trochę tłuszczyku odessą… – rozmarzyła się.
– I uważasz, że właśnie tobie jest to potrzebne? – patrzyłam z niedowierzaniem na moją zgrabną i ładną przyjaciółkę.
– Widocznie nie tylko ja, skoro mnie zakwalifikowali – uśmiechnęła się smętnie, ale zaraz się ożywiła. – Nieważne. Ważniejsze, że da się to skorygować. Tak się cieszę na te zmiany!
– Nie chcę być hamulcowym twojej radości, ale skąd pewność, że to będą zmiany na lepsze? – spróbowałam nieco ostudzić jej zapał. – Poza tym nie ma nic za darmo. Zapłacisz za to upublicznieniem wizerunku i Bóg wie, czym jeszcze. Proszę cię, zastanów się, a już na pewno bardzo uważnie przeczytaj umowę, zanim ją podpiszesz…
– Zazdrościsz? – rzuciła mi krzywe spojrzenie. – No tego się akurat po pani nie spodziewałam, pani Doroto. Myślałam, że ucieszysz się razem ze mną…
– Cieszę się, ale równocześnie jestem pełna obaw. Moim zdaniem już wyglądasz świetnie i żadnych poprawek nie wymagasz. Takie programy nie powstają po to, aby uszczęśliwić jakąś tam Hanię Kowalską, ale po to, żeby napędzić klientek salonom medycyny estetycznej, kosmetycznym, fryzjerskim, dentystom i tak dalej. Pół biedy, jeśli to tylko polega na makijażu, zmianie stroju i fryzury. Zmyje się, przeczesze… Ale te ingerencje z botoksem, permanentny makijaż… – pokręciłam głową – tego się łatwo nie pozbędziesz.
– Niby czemu miałabym się pozbywać? Wydziwiasz, przecież to fachowcy robią. Widziałam wyniki poprzedniej takiej sesji, z szarej myszy zrobili gwiazdę!
– Jak chcesz – wzruszyłam ramionami. – Dorosła jesteś, wiesz, co robisz. Ja mogę ci tylko życzyć, żebyś z tych przemian była zadowolona. Kiedy to ma być?
– Za miesiąc zaczynamy. Zobaczysz, szczęka ci opadnie, jak zobaczysz efekty.
Mogło tak być. Bałam się jednak, że moja żuchwa sięgnie podłogi nie wskutek zachwytu.
– Cała przemiana potrwa kolejny miesiąc – kontynuowała. – I akurat na moje urodziny będę piękna!
Nie wiedziałam, co jej powiedzieć, więc uściskałam Hanię i zapewniłam, że z niecierpliwością będę oczekiwać wiadomości od niej. A kiedy wyszła, zamyśliłam się głęboko… Czy ja rzeczywiście tak dobrze znałam moją przyjaciółkę, którą zawsze postrzegałam jako wolną od kompleksów, atrakcyjną i zadowoloną z siebie kobietę? Najwyraźniej nie do końca. Podeszłam do lustra i spojrzałam na siebie krytycznie. Hm, może ja też powinnam coś zmienić?
Zmarszczki przy oczach robią się coraz głębsze, a policzki straciły swoją jędrność, analizowałam. Usta też jakieś takie mniej wyraźne, brwi się przerzedziły, dodawałam kolejne usterki. Jednak twarz, na którą patrzyłam, była moją twarzą, adekwatną do wieku i przeżytych doświadczeń. Nie wyobrażałam sobie, aby ją poprawiać. Zwłaszcza bez pewności, że owe poprawki przypadną mi do gustu. Lepsze jest wrogiem dobrego, jak mówią mądrzy ludzie. Postanowiłam poczekać na efekty metamorfozy Hanki…
Starałam się być uprzejma
Przez kolejne dwa miesiące nie miałam kontaktu z przyjaciółką. Zaaferowana przygotowaniami, potem „przepoczwarzaniem się”, nie miała czasu, to raz. A dwa, chciała mi się pokazać w pełnej krasie, nie zaś w połowie drogi, co rozumiałam. Wystarczało mi, że raz na jakiś czas SMS-em dawała znać, że wszystko u niej w porządku, zmiany następują i coraz bliżej do spektakularnego finału. Kiedy wreszcie zadzwoniła, że już po wszystkim, rzuciłam wszystko i pojechałam.
Kiedy otworzyła drzwi, oniemiałam. Stała w nich obca osoba. Może trochę podobna do „mojej” Hanki, ale ani ładniejsza, ani młodsza od niej, jedynie… inna.
– I jak? – zapytała, zniecierpliwiona moim milczeniem. – Zatkało cię, co?
– Owszem… – przyznałam wolno. – Wyglądasz zupełnie inaczej. Zmienili ci kolor włosów, zarys brwi, usta…
– Wiem! – okręciła się wokół własnej osi. – I jak? – w nieco niepewnym uśmiechu błysnęła biel zębów. Wyraźnie potrzebowała zapewnień, że jest wspaniale.
– Jeśli ty jesteś zadowolona… – zaczęłam wykrętnie – to w porządku. Jeśli natomiast pytasz mnie o moje prywatne zdanie…
– No pytam, pytam, wal!
– Więc średnio mi się podoba. Brwi masz zbyt ciemne, wyostrzają ci rysy, a te sztucznie zagęszczone rzęsy sprawiają, że oczy wyglądają nienaturalnie. Usta też za bardzo ci napompowali… – urwałam, bo zdałam sobie sprawę, że chyba za daleko się posunęłam w tej swojej szczerości.
Na szczęście Hanka się nie obraziła.
– To podobno tak na początku – tłumaczyła. – Potem wszystko ma się stopniowo wchłaniać i będą wyglądać bardziej naturalnie. Reszta ponoć też.
– Czyli na jak długo ta metamorfoza? – byłam ciekawa, czy powinnam zacząć się przyzwyczajać do nowego „looku” przyjaciółki, czy tylko go przeczekać.
– Podobno po dwóch latach nie będzie po niej śladu, jeśli sukcesywnie nie będę jej uzupełniać. Rzęsy powinnam doklejać co dwa miesiące, paznokcie co miesiąc, ostrzykiwanie twarzy raz na kwartał…
– I to już na własny koszt?
Hanka pokiwała głową.
– Otwórz to wino – zażądałam. – Czuję, że jest mi potrzebne, bym się oswoiła z tą nową Hanką.
– Aż tak źle? – przyjaciółka zerknęła na mnie spłoszona.
– Nie tak, że źle. Ale też nie lepiej niż wcześniej – powiedziałam. – Pewnie dlatego program nazywa się tylko „przemiany”, bez precyzowania, czego te przemiany dotyczą. W tym punkcie spełniają swoją obietnicę: zmieniają wygląd. Ale nieważne. Powiedz lepiej, jak tam było…
Westchnęła, zapatrzyła się w okno.
– Teraz… jak o tym myślę, to dziwnie, ale wtedy… wtedy mi się podobało. Po raz pierwszy byłam w centrum uwagi tylu osób, które zadawały się o mnie troszczyć.
– Zdawały się troszczyć?
– No bo troszczyły, ale z drugiej strony trochę dołowały. Pytania typu: „a nie myślała pani o zagęszczeniu włosów” sugerują, że mam za rzadkie, a propozycja trwałego podciągnięcia policzków daje do zrozumienia, że zdecydowanie za mocno opadają. Nie muszę chyba dodawać, że owe zabiegi już nie wchodziły w darmowy pakiet…
– Czego się spodziewałaś? Nie są instytucją charytatywną…
– Wiem. I masz prawo powiedzieć: a nie mówiłam. Uprzedzałaś mnie. Tylko jakoś nie chciałam przyjąć tego do wiadomości. Opętała mnie wizja idealnej mnie i przestałam myśleć logicznie. Tak naprawdę to jestem zadowolona z zębów, poprawy stanu skóry i nowego koloru włosów…
– Kolor rzeczywiście jest super – pochwaliłam, by nie skupiać się na negatywach, a dostrzec ewidentne pozytywy.
– I ta asymetryczna fryzura też ci pasuje.
Uśmiechnęła się.
– Też tak myślę. Przyznam ci się, że choć z efektów nie jestem w pełni zadowolona, to nie żałuję. Dzięki temu doświadczeniu lepiej poznałam siebie i swoje możliwości, nauczyłam się też paru tricków kosmetycznych. No i miałam profesjonalną sesję zdjęciową. Zobacz – wyciągnęła plik zdjęć. – Dostałam na pamiątkę. Wiele z nich ukaże się w przyszłym numerze gazety. Zrobiono je przed i po.
Musiałam przyznać, że na zdjęciach „po” Hanka wygląda ślicznie. Odpowiednie oświetlenie i ujęcia skutecznie reklamowały wprowadzone zmiany. Wrażenie to potęgowało zdjęcie zrobione „przed”, które ukazywało Hankę bez makijażu, z przetłuszczonymi włosami, ubraną w niekształtny dres.
– Jedne i drugie są iluzją – podsumowała melancholijnie moja przyjaciółka. – Ani tak dobrze nie wyglądam, ani tak źle nie wyglądałam. Ale zachowam je, żeby pamiętać, że nie wszystko złoto, co się świeci…