Reklama

Aneta wyciągnęła mnie z domu tylko po to, żeby nad filiżanką kawy snuć niekończące się opowieści o snach. Od dwóch lat była sama i powoli zaczynało jej odbijać, wszędzie widziała znaki zwiastujące przybycie ukochanego, na którego bezskutecznie czekała. Tym razem mamrotała coś o facecie, który przychodził regularnie co noc, spędzał z nią czas aż do świtu i, ku żalowi Anety, wiał na dźwięk budzika.

Reklama

– To musi być zapowiedź nadchodzących wydarzeń, spotkam kogoś takiego jak on – powtarzała setny raz.

Spojrzałam na nią spod oka.

– Nie wierzysz mi – oburzyła się.

– Gdybyś tylko go widziała! Pamiętasz Tolka? Tak właśnie mógłby teraz wyglądać, ten mój jest do niego nadzwyczajnie podobny, nie tylko z rysów twarzy. Ma w sobie coś znajomego, co pamiętam z dzieciństwa.

Zobacz także

– Konfabulujesz, Aneta – stwierdziłam sucho. – Tolek mieszka w Australii, jakby chciał, dawno by się z tobą skontaktował. Mógłby na przykład użyć maila, nie musiałby zakradać się do twoich snów. O ile pamiętam, jako dzieci byliście nierozłączną parą, widocznie później dorósł i zapomniał o tobie.

Anetę zaczęły prześladować niebezpieczne przypadki

Doskonale pamiętałam Tolka, syna sąsiadów z dołu. Mieszkałam z Anetą przez ścianę, wszyscy żyliśmy w jednym domu, a jednak Tolek, nie wiadomo dlaczego, ją wybrał na przyjaciółkę. Snułam się za nimi nieprzepędzana, ale i niedostrzegana, nawet dorośli widzieli tylko Anetę i Tolka, dwa śliczne blond aniołki.

– Jaka ładna para – zachwycali się.

– Są nierozłączni, wyglądają, jakby byli dla siebie stworzeni.

Dzieciaki z podwórka też to zauważyły i zaczęły wołać za nimi „narzeczeni”. Ich to nie zawstydzało, ktoś podpowiedział Tolkowi, co należy zrobić, i pewnego dnia na palcu Anety zabłysł tandetny pierścionek, dar od przyjaciela. Była z niego strasznie dumna, a ja o mało nie udusiłam się z zazdrości, musiałam patrzeć na zadowolenie lepiej obdarzonej przez los koleżanki, i udawać, że wcale nie cierpię.

Aneta kilka lat prowadzała się z Tolkiem, byli tak zżyci i zaprzyjaźnieni, że mimo ich młodego wieku, nikt z otoczenia nie miał wątpliwości, że są sobie przeznaczeni. Pasowali do siebie jak dwie połówki rozłupanego orzecha, takie rzeczy zdarzają się nielicznym, chociaż wszyscy o tym marzymy. Aneta i Tolek mieli szczęście, wylosowali los na loterii życia.

Nie wiadomo, jakby się to skończyło, gdyby rodzice Tolka nie podjęli decyzji o emigracji. Żegnaliśmy się ze łzami w oczach, Tolek obiecywał sobie i nam, że długo w Australii nie zabawi, ucieknie przy pierwszej okazji i da nam znać, gdzie przebywa. Nie tylko Aneta mu uwierzyła, ja też nabrałam nadziei, że jeszcze nie wszystko stracone, jeszcze się zobaczymy. Długo czekałyśmy na obiecaną wiadomość, aż wreszcie dotarło do nas, że nic z tego. Tolek wyjechał, stał się stuprocentowym Australijczykiem i woli uprawiać surfing z nowymi koleżankami, niż pamiętać o przyjaciółce z Polski i jej nieodłącznym cieniu, czyli mnie.

Dorośli też dziwili się, że rodzice Tolka nie wysilili się nawet na widokówkę, tłumaczyli to sobie niechęcią do wydawania dolarów, wreszcie zwalili wszystko na tajemnicze służby śledzące listy z zagranicy. Według tej ostatniej teorii rodzice Tolka nie chcieli nas narażać, śląc podejrzane wiadomości z końca świata. Zważywszy, że nikt nie dybał na pocztówki z antypodów, pomysł był chybiony, jednak się przyjął, usprawiedliwiając dawnych sąsiadów z zaniedbania. Rodzina Tolka zniknęła z naszej kamienicy i stopniowo wszyscy o niej zapomnieli.

Wszyscy, z wyjątkiem Anety, która właśnie zanudzała mnie opowieściami z gatunku, co by było, gdyby Tolek dorósł i ją odnalazł, choćby we śnie.
Nie mogłam już słuchać o jej snach, które przypominały mi o Tolku i porażce z dzieciństwa. Nikt nie lubi być wykluczany, a ja wtedy byłam, Aneta i Tolek skupiali na sobie uwagę rówieśników i dorosłych.

Ta dziewczyna od zawsze mnie wkurzała, ale kiedy wpadła do mojego pokoju roztrzęsiona, nie odmówiłam jej pomocy. Z jej nieskładnej gadaniny wywnioskowałam, że o mało nie spowodowała wypadku. Od niedawna jeździła starym rzęchem, którego kupiła za równowartość jednej wypłaty i z którego była bardzo dumna.

– Uciekłam śmierci spod łopaty, samochód szedł na czołowe – szczękała zębami, otulając się moim kocem.

– Wszystko w nim wysiadło, hamulce nie działały, kierownica nie chciała mnie słuchać. Nawet jakby lekko skręcił, żeby lepiej przywalić w nadjeżdżające z naprzeciwka auto, kierowca cudem umknął, tylko jego przytomności umysłu zawdzięczam, że żyję.

Przejęłam się jej wypadkiem, ale sprawa była oczywista. Auto Anety nie nadawało się do jeżdżenia, nic dziwnego, że zawiodło w chwili próby, należało się go pozbyć. Jednak kolejne wydarzenia następujące jedno po drugim kazały mi się zastanowić, czy to wystarczy, by ją ochronić.

Anetę zaczęły prześladować wypadki, mniej i bardziej niebezpieczne. Byłam świadkiem, jak wetknęła do gniazdka wtyczkę od suszarki i spowodowała spięcie, osmalając dłoń.

– Prąd mnie poraził – łkała, podczas gdy kręciłam się bezradnie w kółko.

Nie wiedziałam, jak jej pomóc, nie byłam dobra w te klocki, uziemienie kojarzyło mi się z wykopaniem głębokiego dołu i przysypaniem delikwenta glebą. Coś mi jednak mówiło, że to kiepski pomysł.

Miałam inny. Namówiłam Anetę na sprawdzenie, o co w tym chodzi.

– Prześladuje cię pech, trzeba go odczynić, mam koleżankę, która całkiem trafnie stawia karty, może ona ci pomoże, okadzi czymś albo co.

Trzy godziny szperania i bingo!

Aneta była już tak skołowana trapiącymi ją wypadkami, że zgodziła się pójść ze mną do Ludki. W darze zaniosłyśmy pudełko czekoladek i butelkę niezłego wina.

Ludka ucieszyła się na nasz widok, ale stawiać kart nie chciała.

– Bawiłam się tym za dzieciaka, nie szło mi, to zarzuciłam – powiedziała. – Nie pomogę wam, przepraszam.

Aneta łatwo pogodziła się z odmową, ale ja nie mogłam usiedzieć na miejscu. Opowiedziałam Ludce o prześladujących przyjaciółkę nieszczęściach i zmusiłam, żeby wyjęła karty. Ludka niechętnie rozłożyła talię, spojrzała na nią od niechcenia, potem na Anetę i zrobiła wielkie oczy.

– Coś mi się przywidziało – mruknęła, zbierając karty ze stołu.

Nie chciała powiedzieć co, ale ją zmusiłam. W końcu się poddała.

– Ktoś się do ciebie przyczepił i chodzi za tobą – powiedziała patrząc wprost na Anetę. – Teraz też tu jest, wydawało mi się, że go widzę.

– Wysoki blondyn? – Aneta ucieszyła się, zamiast przestraszyć.

Ludka skinęła głową.

– To ten ze snów, podobny do Tolka! Myślę, że go wreszcie spotkam.

– Mieszka w Australii – przypomniałam jej, podczas gdy Ludka otwierała laptop.

– Nigdy nie przyszło wam do głowy poszukać tego chłopaka w internecie? – spytała.

Spędziłyśmy nad komputerem bite trzy godziny, zanim Ludka trafiła na ślad, udało jej się wyłącznie dlatego, że potrafiła zręcznie obracać się w mediach społecznościowych.

– Wygląda na to, że wasz przyjaciel z dzieciństwa nie żyje – pokazała nam stosowne wzmianki. – Nie wiem, na co umarł, ale to było gwałtowne wydarzenie, wywołało oddźwięk wśród tamtejszej Polonii, każdemu żal, kiedy ginie dziecko.

– Dziecko?! – krzyknęłyśmy.

– Miał niespełna trzynaście lat – powiedziała Ludka, zamykając laptop.

– Nie udało mu się dorosnąć – w oczach Anety pokazały się łzy.

Objęłam ją, chociaż mnie wkurzała.

– Kim wobec tego jest facet, który nachodzi cię w snach, i dlaczego próbuje cię upolować? – spytałam i ugryzłam się w język.

Nie to chciałam powiedzieć, do tej pory nie łączyłam wypadków Anety z uporczywym śnieniem o jasnowłosym mężczyźnie podobnym do utraconego przyjaciela z dzieciństwa.

– A jeśli Tolek się o nią upomniał? – rzuciła Ludka, najwyraźniej myśląca podobnie. – Chce ją ściągnąć do siebie.

– Wszyscy mówili, że są sobie przeznaczeni, mógł w to uwierzyć – przytaknęłam. – Teraz wyciąga po nią rękę.

– Ale dlaczego tak późno – zezłościła się Aneta, ocierając oczy. – Tyle lat na niego czekałam, a on dopiero teraz sobie o mnie przypomniał.

Sięgnęła za dekolt i wyciągnęła cienki łańcuszek z nanizanym dziecinnym pierścionkiem od Tolka. Szarpnęła, rozrywając delikatne ogniwa i rzuciła pierścionkiem przez pokój.

Reklama

– Nie chcę takiej miłości, nie pójdę do ciebie – wrzasnęła z prawdziwą furią. – Zabieraj sobie to świecidełko, nie jest warte mojego życia.
Nie wiem, czy Tolek usłyszał, ale od tej pory wypadki przestały prześladować Anetę. Sen o jasnowłosym chłopaku też się nie powtórzył, moja przyjaciółka nie jest z tego zadowolona, ale trudno wszystkim dogodzić.

Reklama
Reklama
Reklama