Reklama

Kiedy kończyłam osiemnaście lat, rodzice zorganizowali mi imprezę. Byłam im za to bardzo wdzięczna, bo wiedziałam, że to dla nich spore wyrzeczenie. Akurat wtedy firma taty przechodziła duży kryzys i w domu brakowało pieniędzy. Może nie chodziliśmy głodni, ale na różne zbytki nie wystarczało. Nie spodziewałam się więc imprezy w klubie dla koleżanek, a tu taka niespodzianka. Bardzo się ucieszyłam.

Reklama

Moje przyjaciółki też się wykosztowały i ofiarowały mi niesamowity prezent. Nie mam pojęcia, skąd im się wziął ten pomysł, bo raczej nie gadałyśmy na takie tematy. No, czasem czytałyśmy horoskopy w gazetach, zastanawiając się, czy ktoś to zmyśla od początku do końca, czy rzeczywiście uchyla rąbka tajemnicy do czegoś, co jest nam „zapisane w gwiazdach”. W każdym razie na osiemnaste urodziny sprezentowały mi wróżbę, dotyczącą kolejnych osiemnastu lat mojego życia. Każda znajdowała się w osobnej kopercie, zamkniętej za pomocą pieczęci z laki.

– Nie możesz otworzyć wszystkich naraz – przestrzegła Magda. – Choćby cię kusiło. Wolno ci otwierać jedną kopertę na rok, w swoje urodziny. Wtedy, co wywróżone, będzie miało szansę się spełnić.

– Otwieraj pierwszą! – Zośka nie mogła usiedzieć w miejscu. – Jakby co, to mnie też możecie takie coś na urodziny sprezentować.

Otworzyłam kopertę. W środku skrywała się niewielka kartka, kremowa, lekko błyszcząca. Na niej tylko kilka słów. „W tym roku zostaniesz sierotą”. Kiedy to przeczytałam…

– Boże, ale zbladłaś!

Machały mi rękami przed twarzą.

– Co tam jest?

– Co ci wywróżyła?

Zabrały mi kartkę z rąk.

– O, cholera…

– Nie no, ta baba zwariowała! Jak mogła coś takiego napisać?

– To jakiś, kurde, niesmaczny żart czy co?

Dziewczyny gdakały nade mną jak kwoki, a ja siedziałam i gapiłam się tępo przed siebie. Nastrój na imprezie siadł, choć dziewczyny starały się go ratować, jak mogły. Wyciągały mnie na parkiet, zamawiałyśmy kolorowe drinki, ale ja ciągle miałam w głowie tych kilka słów z zamówionej specjalnie dla mnie wróżby.

– Nie przejmuj się tak. Przecież to tylko zabawa – Ilona zbagatelizowała sprawę. – A skoro okazała się do bani, jutro pójdziemy do tej całej wróżki, zażądamy zwrotu kasy i kupimy ci lepszy prezent.

– Właśnie! – zawtórowała jej Magda. – Dorzucimy ci się do kursu na prawo jazdy albo szarpniemy się na jakieś śliczne, złote kolczyki, które będziesz mogła przekazać swojej córce, a ona swojej…

Ocknęłam się z dziwnego marazmu.

– Pójdę z wami. Chcę zapytać tej kobiety, jak mogła wpisać coś takiego, wiedząc, że to prezent na osiemnastkę.

I tak zarobiłam, pełna żalu i pretensji.

– Przykro mi, kochana, ale ja nie mam wpływu na to, co się wydarzy. Mogłam skłamać i napisać, że spotkasz księcia z bajki. A ty byś go daremnie wypatrywała, tracąc być może okazję na prawdziwą, choć zwyczajną miłość. Prawda niekiedy boli, ale kłamstwo jest dużo bardziej szkodliwe. Widziałam to, co zostało zapisane. Będziesz wylewać łzy, ale spotka cię też wiele radości. Wszystko, co zobaczyłam, zanotowałam na tych kartkach. Otwieraj je po kolei, w danym roku. Źle wiedzieć wszystko zbyt wcześnie.

Wreszcie potrafiłam docenić, że rodzice są przy mnie

Powiedziała swoje i pożegnała się z nami. Pieniędzy nie chciała dziewczynom oddać, bo stwierdziła, że wykonała swoją pracę i należy jej się wynagrodzenie. Wyszłam stamtąd jeszcze bardziej załamana, niż wchodziłam.

– To znaczy, że ona widziała, jak moi rodzice umierają?! Boże drogi, co ja mam teraz zrobić? – usiadłam na najbliższej ławce i rozpłakałam się.

– Daj spokój, nie wierz w takie bujdy – Zosia przysiadła się i mnie przytuliła. – Przepraszam, to był mój pomysł. Chciałyśmy ci zrobić prezent na lata, a zepsułyśmy ci urodziny i humor na cały rok. Ale jak tylko się okaże, że to nieprawda, odetchniesz.

– Właśnie! Za rok na bank będziesz dalej narzekała na swoich nadopiekuńczych staruszków. Okaże się, że baba ściemniała i głupio cię straszyła. Najlepiej wyrzuć resztę tych kartek. Dozbieramy kasę i kupimy ci coś lepszego!

Przyjaciółki starały się mnie pocieszać. Umysł kazał mi się trzymać myśli, że mają rację, że za rok ta okrutna przepowiednia okaże się zwykłą bzdurą, ale moje serce biło mocno, jak przerażony ptak skrzydłami. Nie było innego sposobu na przekonanie się, co przyniesie los, jak… poczekać. Cały długi, bardzo długi rok.

Mijały miesiące, przyszły wyniki matur, dostałam się na wymarzoną psychologię, zaczęłam studia. W każdym z tych wydarzeń towarzyszyli mi rodzice i każdego dnia oddychałam z trochę większą ulgą, że dalej są przy mnie, a straszna wróżba ma coraz mniej czasu na wypełnienie się. Dziewczyny też tak mówiły, coraz śmielej sobie z tego żartując. A ja… Patrzyłam na rodziców inaczej. Doceniałam, że są przy mnie. Mniej się sprzeczaliśmy. Częściej mówiłam im, że ich kocham.

Zaczęłam patrzeć na wróżkę z szacunkiem i lękiem

– Czy pani jest córką Andrzeja i Darii Walko? – spytał obcy głos w słuchawce na dwa tygodnie przed moimi dziewiętnastymi urodzinami. – Muszę przekazać przykrą wiadomość. Pani rodzice mieli wypadek samochodowy. Ojciec, niestety, zmarł na miejscu, pani matka jest w tej chwili operowana…

Jechałam do szpitala taksówką, zaklinając los na wszystkie świętości, żeby zadowolił się tym, co już mi zabrał, żeby nie odbierał mi też mamy. Gdy dotarłam na oddział, dowiedziałam się, że lekarze zrobili, co było w ich mocy, ale moja mama nie przeżyła. Zostałam sama. Zostałam zupełnie sama! Przepowiednia się spełniła. Zdążyła się ziścić i zrobić ze mnie sierotę. Musiałam zorganizować pogrzeb, na szczęście pomogła mi ciotka, siostra mamy. Załamane, stałyśmy nad grobami, tuż za mną moje zapłakane, przejęte przyjaciółki, pełne poczucia winy, choć przecież nic złego nie zrobiły.

Kilka dni później poszłam do wróżki, która przepowiedziała mi śmierć rodziców.

– Spełniło się… – pokiwała głową, gdy tylko weszłam do jej sklepiku pełnego kadzideł, szklanych kul i kart tarota. – Mówiłam ci, że nie mam na to wpływu.

Bardzo mi przykro, ale wiem, że dasz sobie radę. Będziesz wspaniałym psychologiem dziecięcym.

Nie wierzyłam własnym uszom! Taką specjalizacją zaczęłam się interesować, ale jeszcze nikomu nie zdradziłam swoich planów. Nawet ciotce, która się mną zajęła, nieformalnie, bo według prawa byłam już dorosła i nie potrzebowałam opieki. Zaczęłam patrzeć na wróżkę, na tę z pozoru poczciwą kobietę, z szacunkiem i lękiem. Co jeszcze o mnie wiedziała? Co widziała w kartach i swojej kuli, do której zajrzała rok temu? Chciałam natychmiast otworzyć następną kopertę, jednocześnie się tego bałam. A jeśli znowu będzie w niej coś przerażającego? Jeszcze nie otrząsnęłam się z żałoby i prawdę mówiąc, obawiałam się, że nigdy nie zdołam się tak naprawdę otrząsnąć.

Tymczasem w drugiej kopercie była informacja, że zakocham się w tym roku dwa razy. Dziwne. Nie byłam jak inne dziewczyny, które w liceum zmieniały obiekt westchnień co dwa tygodnie. Aktualnie też nikogo nie miałam nikogo, ale… Kiedy po pogrzebie rodziców musiałam wrócić do normalnego życia, czułam się nieswojo w domu, który dotąd tętnił życiem, a teraz był cichy i pusty. Zaadoptowałam kota. Zobaczyłam jego zdjęcie na stronie fundacji i od razu wiedziałam, że on i ja do siebie należymy. Ha, czyżby w taki nietypowy sposób miała się spełnić druga wróżba? Chyba tak, bo moje serce zabiło mocniej na widok małego sierściuszka o smutnych oczach. Potem zabiło jeszcze mocniej na widok wolontariusza z fundacji, który przyjechał do mnie na wizytę przedadopcyjną, a później przywiózł kociaka. Trzeba przyznać, że szybko nam poszło. Po kilku tygodniach oficjalnie byliśmy już parą.

Na kolejne urodziny i otwarcie trzeciej koperty czekałam jakby z większą nadzieją. Tym razem kartka przepowiedziała, że uratuję komuś życie. Poczułam wielką odpowiedzialność płynącą z tych słów. I jeszcze większą, gdy pół roku później, przechodząc przez most, zatrzymałam się obok kobiety, która wyglądała, jakby zamierzała skoczyć. Zagadałam ją. W międzyczasie przyjechała policja i karetka, i dalej oni się nią zajęli. Trzęsłam się z nerwów, ale byłam wdzięczna wróżce. To dzięki jej przepowiedni nie poszłam dalej, bo miałam świadomość, że to może być TEN moment i nie wolno mi go zlekceważyć.

Mijały lata, a ja otwierałam kolejne koperty

Kiedy otwierałam następną kopertę, moje serce biło tak mocno, że ledwie mogłam oddychać. „W tym roku będziesz po prostu szczęśliwa”. Co to za wróżba? Jakaś lewa, oj, nie postarała się pani wróżka. Żadnego ważnego punktu odniesienia, wydarzenia, przestrogi, wskazówki. No ale lepsza taka przepowiednia niż informacja, że cały rok będę smutna. Mimo że zabrakło konkretów, wróżka znów miała rację. To był bardzo przyjemny rok, pełen szczęścia, uśmiechów, wzruszeń. Zaręczyłam się, wzięliśmy z Mirkiem skromy ślub, ukończyłam studia i zaczęłam pracę. Byłam wdzięczna losowi za ten rok, który tak ładnie i delikatnie nas potraktował, nie wystawiając na większe próby i nie przynosząc poważniejszych zmartwień.

Mijały lata. Otwierałam kolejne koperty, które trzymałam w zamkniętej skrzynce. Przyjaciółki nie wiedziały, że je zatrzymałam. Niektóre były wzruszające, jak ta, która mówiła, że zostanę mamą. Inne kazały mi się zatrzymać i zastanowić, czego tak naprawdę chcę w życiu, jak ta, która mówiła o zmianie miasta i pracy, choć przecież uwielbiałam moją klinikę, w której zajmowałam się małymi pacjentami. A jednak, gdy dostałam propozycję kierowania działem dziecięcym w nowopowstającej przychodni psychologiczno-pedagogicznej, nie wahałam się. Podjęłam decyzję w pięć minut, zaś mój najlepszy z mężów stwierdził, że całą rodziną zaczynamy nową przygodę w nowym miejscu.

Przywykłam do tego, że moje życie regulują koperty. Co roku znajdowałam w nich ostrzeżenia, porady, dobre słowo, czasem smutne prognozy, na które mogłam się przygotować. Mimowolnie dziewczyny zrobiły mi niezwykły i bezcenny prezent. Nie stałam się nagle fanką wróżb, nie zaczęłam bezkrytycznie wierzyć horoskopom. Ufałam tamtej jednej, konkretnej wieszczce, która widziała więcej niż inni. Czasem zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje życie bez tych karteczek, które raz do roku odczytywałam. Postanowiłam, że kiedy otworzę ostatnią, osiemnastą kopertę, pójdę do wróżki i poproszę ją o, by spojrzała w moją przyszłość raz jeszcze i przygotowała dla mnie kolejny zestaw. Może nawet na więcej niż osiemnaście lat…

Jak teraz będę żyć?

Tuż przed urodzinami, kiedy miałam otworzyć ostatnią kopertę, zawędrowałam do dzielnicy, w której znajdował się sklepik „mojej” wróżki. Od lat tam nie byłam, nie czułam takiej potrzeby. Tym razem nogi jakby same mnie zaniosły na tamtą uliczkę. Widać nie bez przyczyny. Skoro tak, postanowiłam ją odwiedzić i zapytać o kolejne wróżby. Niestety, kiedy dotarłam pod zapamiętany adres, spotkało mnie rozczarowanie|. Sklepiku już nie było. dokładniej, był na etapie likwidacji. Panowie w uniformach wynosili pudła do ciężarówki. Podeszłam do jednego z nich, by zapytać, co się dzieje.

– Właścicielka podobno zmarła. Ktoś to kupił na licytacji długów, tam jest adwokat nowego właściciela. Szczegółów nie znam, ja tu tylko paczki noszę.

Wracałam do domu przygnębiona. Jak teraz będę żyć?

Została mi tylko jedna, ostatnia koperta, która leżała samotnie w małej skrzynce, zamykanej na kluczyk. Było mi smutno, że więcej już nie odczytam żadnej wiadomości od kobiety, która zajrzała w moją przyszłość. A zarazem nie mogłam się doczekać, by w końcu, w dniu moich trzydziestych szóstych urodzin, odczytać to, co miało ze mną zostać na resztę lat.

Wieczorem, gdy już goście wyszli, moja córka spała w swoim pokoju, a mąż wkładał naczynia do zmywarki, otworzyłam ostatnią kopertę. I zaśmiałam się przez łzy wzruszenia. Na ostatnią kartkę została naklejona lustrzana folia. Napis nad nią mówił: „Tu jest reszta twojego przeznaczenia”.

Reklama

Otarłam łzy i pomyślałam ciepło o kobiecie, która przygotowała to osiemnaście lat temu. Pewnie wiedziała, co mnie czeka, ale dała mi szansę, bym sama to odkryła. No cóż, losie, wezmę się z tobą za bary. Bez żadnych podpowiedzi.

Reklama
Reklama
Reklama