„Przyjaciółki mojej żony wlazły nam w życie z butami. Panoszą się w domu jak mrówki, grzebią po szafkach i pod kołdrą”
„Paulinę poznałem na imprezie integracyjnej. Nie wiedziałem wtedy, że z Pauliną w pakiecie idą też trzy inne kobiety – jej nieodłączne przyjaciółki: Ewa, Marta i Lena. Już na początku naszego związku wiedziałem, że one są zawsze w tle”.

- Redakcja
Nigdy nie miałem potrzeby bycia w centrum uwagi. Lubię porządek, cenię lojalność i święty spokój. Dni w pracy płyną mi powoli, z kubkiem kawy w ręku i plikiem dokumentów na biurku. Wracam do domu, gdzie lubię zapalić lampkę nad stołem, włączyć cicho jazz i przeczytać kilka stron książki. Zawsze marzyłem o takim właśnie życiu – spokojnym, poukładanym, bez zawirowań.
Nie lubiłem szumu
Paulinę poznałem na imprezie integracyjnej. To był wyjątek, że tam w ogóle poszedłem. Ona była jak eksplozja. Śmiała się najgłośniej, miała błysk w oku i wokół niej zawsze ktoś krążył. Byłem zachwycony. Może właśnie tego mi brakowało – energii, życia, światła.
Nie wiedziałem wtedy, że z Pauliną w pakiecie idą też trzy inne kobiety – jej nieodłączne przyjaciółki: Ewa, Marta i Lena. Już na początku naszego związku wiedziałem, że one są zawsze w tle. I miałem nadzieję, że po ślubie to się zmieni. Że wtedy będziemy my.
– Kochanie, zaprosiłam dziewczyny na weekend do nas na działkę, wiesz? Zrobimy sobie babskie wieczory, a ty możesz zagrać w tę swoją grę z chłopakami – rzuciła któregoś razu Paulina.
– Jasne, nie ma sprawy – odpowiedziałem, choć wcale nie miałem ochoty się zgadzać. Ale robiłem to coraz częściej. Z niechęcią.
Pierwszą rocznicę naszego ślubu zapamiętałem bardzo dobrze. I nie dlatego, że była szczególnie romantyczna czy wzruszająca. Wręcz przeciwnie – to wtedy coś we mnie pękło po raz pierwszy, i już wtedy czułem, że tej rysy nic nie zaklei.
Wszędzie chodziły razem
Zaplanowałem kolację w naszej ulubionej włoskiej restauracji, tej, do której chodziliśmy jeszcze jako narzeczeni. Wykupiłem nocleg w hotelu z widokiem na rzekę, kupiłem Paulinie mały złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie serca. Miałem nadzieję, że choć na jeden wieczór znów będziemy tylko we dwoje. Tego mi tak bardzo brakowało.
Paulina ucieszyła się z planu, ale nie wyglądała na szczególnie zaskoczoną. Przytuliła mnie, powiedziała, że to miłe, i dodała:
– Ale zanim pojedziemy, dziewczyny wpadną do nas na prosecco, chociaż na godzinkę. Przecież musimy jakoś uczcić nasz roczek.
Zatkało mnie. Nie wiedziałem, jak zareagować, więc tylko skinąłem głową i poszedłem się ogolić. W duchu miałem nadzieję, że może naprawdę tylko na chwilę. Ale ta chwila rozciągnęła się do trzech godzin, podczas których siedziałem w drugim pokoju, patrząc na zegarek i słysząc przez ścianę śmiech, brzdęk kieliszków i głośne rozmowy o wszystkim.
Kiedy wreszcie ruszyliśmy do restauracji, byłem już zmęczony, a z mojej romantycznej wizji zostały tylko resztki entuzjazmu i lekkie rozdrażnienie. Starałem się to ukryć. Trzymałem się planu. Kolacja była smaczna, Paulina urocza, ale we mnie coś już się gotowało.
Miarka się przebrała
W hotelu nie wytrzymałem.
– To miała być nasza chwila. Tylko nasza – powiedziałem, nieco zbyt cicho jak na to, jak bardzo mnie to bolało.
– Ale przecież je znasz! Dobrze się bawiliśmy, nie? – odpowiedziała lekko, jakby nie zauważyła, że ledwo się odzywałem przez ostatnie dwie godziny.
– Dobrze? Czułem się jak gość na własnej rocznicy – powiedziałem, patrząc jej w oczy. – One są z nami zawsze. I zawsze pierwsze.
Paulina milczała chwilę, potem wzruszyła ramionami.
– Przesadzasz, naprawdę. One są moją rodziną. Zawsze były.
To był pierwszy raz, kiedy pomyślałem, że może naprawdę jestem tylko dodatkiem. I że w tym naszym małżeństwie jestem jak rekwizyt, nie partner.
To był zwykły wtorkowy wieczór. Wróciłem wcześniej z pracy, zjadłem szybki obiad i wszedłem do sypialni, żeby wyjąć z szafy dokumenty – potrzebowałem umowy z poprzedniego roku, miałem kontrolę w urzędzie. Drzwi do pokoju były uchylone. Przez chwilę myślałem, że Paulina czegoś szuka, ale kiedy wszedłem, zobaczyłem tam… Lenę. Klęczała przy mojej szafce z segregatorami i przekładała papiery. Zamarłem.
– Co ty robisz? – zapytałem twardym głosem.
Miałem tego dosyć
Lena podniosła głowę, jakby nic się nie stało.
– Szukam tej umowy, o której mówiła Paulina. Wydaje mi się, że twoja firma traktuje cię nie fair.
Nie wiedziałem, czy bardziej czuję wściekłość, czy zażenowanie. Wyszedłem z pokoju i zawołałem Paulinę. Przyszła z kieliszkiem wina, uśmiechnięta.
– Co ona robiła przy moich rzeczach? – zapytałem, starając się nie podnosić głosu.
Paulina wzruszyła ramionami.
– Lena tylko zerknęła, mówi, że twoja firma źle cię traktuje.
– Od kiedy ona podejmuje decyzje o moim życiu zawodowym? – odpowiedziałem i sam usłyszałem, jak ostro zabrzmiał mój głos.
Paulina westchnęła i poszła do salonu, jakby rozmowa była zakończona. A ja stałem tam jeszcze chwilę, czując się obnażony. Naruszony. Jakby ktoś nie tylko przeszukał moje dokumenty, ale też wszedł z butami w to, co moje, prywatne. I wiedziałem, że dla Pauliny nie miało to większego znaczenia.
Nie było jednej kłótni, po której podjąłem decyzję. Raczej wiele małych chwil, które układały się w coś nieodwracalnego. Po sytuacji z Leną przestałem mówić o pracy, o sobie, o tym, co myślę. Z każdym tygodniem coraz bardziej czułem się obcy w swoim własnym domu.
Skończyłem to
Pewnego wieczoru, kiedy Paulina znowu rozmawiała przez telefon z Ewą – godzinami, z drinkiem w ręku, ignorując moją obecność – zrozumiałem, że nie chcę już tak żyć. Poszedłem do kuchni, usiadłem i czekałem, aż skończy. Kiedy odłożyła telefon, spojrzałem na nią spokojnie.
– Nie jestem już dla ciebie najbliższy. To one są twoją rodziną. Ja tylko przeszkadzam.
– Nie mów tak… Przesadzasz…
– Nie. Po prostu w końcu zrozumiałem.
Formalności zajęły niecałe dwa miesiące. Podział majątku był prosty – właściwie nie było czego dzielić. Żadnych wspólnych kredytów, dzieci, nic, co by nas naprawdę wiązało. Spotkania w kancelarii były chłodne, rzeczowe. Paulina wyglądała na znużoną, jakby to był kolejny punkt w jej kalendarzu.
Najbardziej bolało mnie to milczenie. Brak sprzeciwu, emocji, cienia walki. Nawet wspólni znajomi przestali pytać. Może też się przyzwyczaili, że Paulina towarzyszy koleżankom, a ja raczej trzymam się na uboczu.
Czułem ulgę i coś na kształt pustki, jakby ktoś wyciął ze mnie fragment, który i tak od dawna był martwy.
Maciej, 37 lat
Czytaj także:
- „Rodzina zrobiła ze mnie darmową opiekunkę chorej matki. Gdy ja zmieniałam jej pampersy, oni już dzielili spadek”
- „Wzięłam kredyt na komunię córki, a teraz spłacam go z kopert od gości. Jaka matka okrada własne dziecko?”
- „W moim domu to teściowa trzymała łapę na kasie. Miałam być potulną utrzymanką i tańczyć, jak mi zagra”