Reklama

Mam na imię Kamil, mam 26 lat i jeszcze kilka tygodni temu byłem przekonany, że znalazłem kobietę mojego życia. W Paulinie zakochałem się od pierwszego spotkania. Była inna niż wszystkie - cicha, ciepła i trochę zamyślona. Byliśmy razem rok, a skoro pierwszy poważny związek, to i pierwsze wspólne święta. Zabrałem ją na Wigilię do moich rodziców. To miały być spokojne, rodzinne święta. Jasne, wiedziałem, że moja rodzina nie jest łatwa – mama kontrolująca, ojciec cyniczny, brat złośliwy, a ciotka Helka to chodzący filtr plotkarski. Ale przecież to tylko jeden wieczór. Wydawało mi się, że Paulina to wytrzyma, a potem jeszcze się z tego pośmiejemy. Ruszyliśmy do mojego rodzinnego domu, a ja myślałem, że to będzie początek czegoś ważnego. Nie wiedziałem, że wrócimy z tej Wigilii jako zupełnie obcy ludzie.

Miało być pięknie

Dom rodziców wyglądał jak zawsze – ten sam zapach pieczonego karpia, ta sama choinka z lat 90., te same światełka, które migały w rytmie disco polo z radia. Mama przywitała nas już w progu.

– O, jaka ładna ta twoja dziewczyna! – powiedziała głośno, jakby Paulina była głucha.

Ojciec tylko skinął głową i wrócił do swojego fotela.

– Usiądźcie, napijcie się barszczu – rzuciła ciotka Hela, a potem od razu do Pauliny: – A rodzice twoi to z jakiego miasta? Ile zarabiają? Planujecie dzieci?

Paulina próbowała się uśmiechać, ale widziałem, że sztywnieje.

– Ciociu, może najpierw opłatek, a potem przesłuchanie? – zażartowałem, ale nikt się nie zaśmiał.

Wigilijna kolacja to był teatr, który znałem od lat – mama biegała z talerzami, ojciec rzucał kąśliwe uwagi, a mój brat, Krzysiek, nie odpuścił okazji.

– No, Paulinka, jak ty z tym naszym Kamilem wytrzymujesz? Przecież on nawet jajecznicy dobrze nie potrafi zrobić!

Wszyscy się zaśmiali, tylko Paulina nie. Schyliła się nad talerzem z pierogami i udawała, że nie słyszy. Po kolacji, kiedy siedzieliśmy sami w pokoju gościnnym. Czułem, że coś jest mocno nie tak, ale wszystko potwierdziło się gdy Paulina powiedziała cicho:

– Kamil… ja się tu czuję strasznie nieswojo. To nie jest normalne. Ciotka mnie wypytywała jak na rozmowie o pracę, a twój brat mnie obrażał, a ty się śmiałeś z nimi.

– Nie przesadzaj, przecież to tylko żarty…

– Może dla ciebie. Dla mnie nie.

Wzruszyłem tylko ramionami i zmieniłem temat na filmy świąteczne. Chciałem, żeby ten wieczór był zwyczajny, ale w tym wszystkim nie zauważyłem, że dla niej był nie do zniesienia.

Czekała nas poważna rozmowa

Zamknąłem drzwi pokoju gościnnego i z ulgą zrzuciłem marynarkę. Myślałem, że po kolacji jakoś odetchnie, że się rozluźni. Ale Paulina stała pod ścianą, z rękami skrzyżowanymi na piersi, jakby czekała, aż w końcu spojrzę.

– Serio nie widzisz, co się tu działo? – zapytała spokojnie, aż zbyt spokojnie.

– No... święta jak święta. Trochę gadania, trochę żartów. Przestań tak to brać do siebie.

– Żartów? Twój brat mnie obrażał przy stole, a ty rechotałeś razem z nim. A twoja matka patrzyła na mnie jak na ciekawostkę w zoo.

Usiadłem na łóżku, zmęczony: – Przecież on żartował. On zawsze tak mówi. Zresztą, to tylko jeden wieczór, nie?

Paulina patrzyła na mnie przez chwilę, jakby widziała mnie pierwszy raz: – Wiesz, co najbardziej mnie boli? Że nie próbowałeś mnie nawet obronić. Stałam tam sama, a ty byłeś po ich stronie.

– Przestań dramatyzować – warknąłem. – Zawsze jesteś taka przewrażliwiona. Nie potrafisz po prostu się wyluzować?

Jej twarz zbladła, a oczy zrobiły się mokre: – To, co dla ciebie jest żartem, dla mnie było upokorzeniem – powiedziała cicho.

Zamilkłem. Nie miałem żadnej odpowiedzi. Tylko głupie poczucie, że z każdą minutą oddalamy się od siebie bardziej, niż zdążyliśmy się zbliżyć przez cały rok. Położyła się w ubraniu, tyłem do mnie. Nawet nie zgasiła lampki. Wtedy jeszcze myślałem, że jutro wszystko wróci do normy.

W końcu wracaliśmy do siebie

W drodze powrotnej nie powiedzieliśmy do siebie ani słowa. Radio grało coś o miłości na święta, śnieg zaczął się topić, a w samochodzie panowała cisza tak gęsta, że aż mi dzwoniło w uszach. Zerkałem na Paulinę co jakiś czas. Patrzyła przez okno. Oczy miała puste, twarz bez wyrazu. Chciałem coś powiedzieć, naprawdę. Ale każde zdanie brzmiało w głowie jak idiotyczne tłumaczenie. Więc milczałem. Dojechaliśmy pod nasze mieszkanie, zgasiłem silnik. Wysiadła pierwsza, nie czekając na mnie.

W przedpokoju zdjęła płaszcz i buty. Nie spojrzała w moją stronę: – Posłuchaj, nie chcę tego ciągnąć – powiedziała cicho. – Nie chcę cię więcej widzieć.

– Słucham? – stanąłem jak wryty.

– Otworzyłeś mi oczy. Nie chcę być częścią tej rodziny.

– Ale… co się takiego stało? Przecież to tylko moja rodzina. Przestań, każdy ma jakieś dziwactwa.

– To nie były dziwactwa, Kamil. To był teatr braku szacunku, a ty grałeś tam główną rolę.

– Paulina, błagam cię, porozmawiajmy...

– Już rozmawialiśmy, teraz za późno. Idę spakować rzeczy. Zostawię klucz w skrzynce.

Patrzyłem, jak znika w sypialni. Nie miałem siły jej zatrzymać. Czułem, jak coś pęka. Coś, czego już nie da się posklejać. Kilka godzin później siedziałem sam na kanapie, wśród niedopakowanych prezentów i resztek mandarynek. I nagle zrozumiałem, że coś się skończyło. I nie wiedziałem nawet dokładnie, kiedy.

Chwilę później zadzwoniłem do mamy

– Mamo, Paulina mnie zostawiła. Po Wigilii. Mówi, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Coś jej powiedzieliście?

– Jak to? Przecież wszystko było dobrze, wszyscy byli mili... Może po prostu Paulina była za sztywna i nie pasowała do naszej atmosfery.

Później zadzwoniłem do Krzyśka: – Ty jej coś powiedziałeś? – zapytałem bez owijania.

– Ja? Przecież nic takiego nie mówiłem. Może coś zażartowałem... A co obraziła się?

– Krzysiek, powiedz mi prawdę. Co jej powiedziałeś?

– No dobra. Może był jeden moment. Rzuciłem coś w stylu: „Ładna laska z ciebie, szkoda, że marnujesz się z moim bratem.” Ale to był żart!

Zamarłem: – Ty to naprawdę powiedziałeś?

– Przecież to się tak teraz mówi. Wyluzuj.

Usiadłem na podłodze i nagle zaczęło mi się wszystko układać. Jej twarz przy stole. Milczenie w samochodzie. Te słowa, które wtedy przemilczała. Byłem wściekły. Na brata, na siebie, na wszystkich. Jak mogłem tego nie zauważyć? Zamiast ją chronić, zostawiłem ją samą między drapieżnikami w świątecznych swetrach.

Dzwoniłem i pisałem do niej

Bez odpowiedzi. W końcu wysłałem ostatnią, krótką tym razem wiadomość: „Mogę cię zobaczyć? Na chwilę. Nie po to, żeby coś odzyskać. Chcę tylko zrozumieć.”

Zgodziła się. Spotkaliśmy się w kawiarni na rogu. Przyszła punktualnie, z zaciętą miną. Usiadła naprzeciwko mnie i złożyła dłonie na stole.

– Dziękuję, że przyszłaś – zacząłem cicho – Wiem, co powiedział ci Krzysiek. Dopiero się dowiedziałem. Gdybym tylko wtedy wiedział...

– Nie chodzi tylko o to jedno zdanie – przerwała. – To był tylko gwóźdź do trumny, ale ta cała atmosfera... Twoja rodzina to nie żartobliwi ekscentrycy. To ludzie, którzy mają za nic cudze granice. Twój brat mógł mnie upokorzyć bez konsekwencji, twoja matka oceniała mnie wzrokiem, a ojciec udawał, że mnie nie widzi.

– Ale ja... ja nie jestem taki jak oni.

Paulina spojrzała mi prosto w oczy: – Może nie jesteś. Ale kiedy trzeba było, byłeś cicho. I śmiałeś się razem z nimi. Nie stanąłeś za mną, a to znaczy więcej niż to, co teraz mówisz.

Zamilkłem. Nie miałem jak się obronić.

– To, co tam zobaczyłam, to nie tylko twoja rodzina – powiedziała cicho. – To była część ciebie.

Po tych słowach wstała i wyszła. Zostawiła niedopitą kawę i mnie – z pustym spojrzeniem i ciężarem, którego nie potrafiłem już zdjąć z barków.

Kamil, 26 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama