Reklama

Po ośmiu godzinach pracy wracam do rzeczywistości. Do naszego dwupokojowego mieszkania, do prania, gotowania i do Tomka. A ostatnio – jeszcze do jego mamy. Tak, zamieszkała u nas teściowa – Jadwiga. Imię jak z powieści historycznej, charakter jak z dramatu psychologicznego. Nie jestem potworem. Serio. Zgodziłam się ją przyjąć pod nasz dach, kiedy zimą poślizgnęła się przed własnym domem na wsi i poważnie stłukła biodro. Sąsiadka przez dwa dni przynosiła jej jedzenie przez uchylone drzwi, bo Jadwiga nie chciała nikogo wpuścić.

Reklama

Pomyślałam wtedy: „Boże, przecież to mogła być moja mama. Sama, starsza, w zimnie”. Powiedziałam Tomkowi, że przystosujemy łazienkę, kupimy poręcze, kremy na odleżyny, ustalimy wspólne obiady i wieczory z herbatką. Że jakoś to będzie. I na początku nawet było. Ściągnęliśmy dywaniki, żeby nie było poślizgów. Wymieniliśmy wannę na prysznic z niskim brodzikiem. Kupiłam w aptece specjalny żel pod prysznic dla seniorów. Ugotowałam zupę ogórkową według przepisu mojej mamy – żeby poczuła się jak u siebie. Tyle że teściowa nigdy nie była „u siebie”. Najpierw zauważyłam, że krem do ciała stoi nietknięty. Potem, że ręczniki są zawsze suche, a potem wszystko zaczęło się sypać jak domino.

Byłam wściekła

Weszłam do sypialni z kubkiem herbaty i zastałam Tomka na łóżku z laptopem. Pachniało miętą. Usiadłam na brzegu i wzięłam głęboki oddech.

– Musimy pogadać. O twojej mamie.

Oderwał wzrok od ekranu, ale nie zamknął laptopa. Zmarszczył czoło, czekał, aż powiem więcej.

Wiesz, że ona się nie myje, prawda?

Zrobił minę, jakby właśnie ktoś mu powiedział, że telewizor przestał działać. Niby problem, ale nie taki, żeby zaraz robić aferę.

– Może po prostu nie czuje potrzeby... – wymamrotał.

– Nie czuje potrzeby? – powtórzyłam powoli. – Ona nie była w łazience od tygodnia. Ręczniki nietknięte. Kapcie stoją jak stały.

– Może nie chce, żeby ktoś jej mówił, co ma robić. Ona całe życie była samodzielna, wiesz, jaka jest...

– Tak, wiem – przerwałam mu. – Wiem, że jest uparta. Ale ten dom nie pachnie już jak dom. I wiesz co? To nie chodzi o to, że ja chcę się jej pozbyć. Chcę, żeby zadbała o siebie. To nie jest wygórowane.

Mąż spuścił wzrok.

Pogadam z nią. Delikatnie.

Nie wierzyłam, że to zrobi. Już tyle razy obiecywał, że coś z nią ustali. Zawsze kończyło się na jego cichym: „Zobaczę, może dziś nie jest najlepszy dzień”. Dlatego tego wieczoru, po kolacji, sama zapukałam do jej pokoju. Stała przy oknie, owinięta w sweter, w tych samych spodniach, które nosiła od tygodnia.

– Mamo... – zaczęłam spokojnie – chciałam zapytać, czy może pomóc ci przygotować kąpiel. Ciepła woda, kremy, wszystko czeka.

Odwróciła się i spojrzała na mnie, jakby właśnie zaproponowałam coś absurdalnego.

Ciało się nie brudzi, jak się siedzi – powiedziała, a w jej głosie nie było ani krzty wstydu. – Nie potrzebuję się kąpać codziennie jak dzieciak.

Zamarłam. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Uśmiechnęłam się, choć wszystko we mnie się gotowało.

– Rozumiem. Tylko myślałam, że może lepiej się poczujesz po kąpieli. Skóra odpocznie. Stawy...

– Stawy mnie nie bolą. Nie trzeba mi tej całej piany. Dziękuję za troskę.

Wróciłam do kuchni i nalałam sobie kolejną herbatę. Usiadłam i patrzyłam w ścianę. W mojej głowie zaczynało się kotłować. Wstyd, obrzydzenie, frustracja. A najbardziej – bezradność. Wiedziałam, że będzie tylko trudniej.

Próbowałam z nim porozmawiać

Wzięłam telefon do ręki i wybrałam numer Gosi. Odbierała zawsze po trzecim sygnale, jakby czekała tylko, aż zadzwonię.

– Co tam? – zapytała ciepło.

– Chciałam pogadać – powiedziałam cicho. – O tej sytuacji z Jadwigą.

– No mów, wyżal się.

Oparłam łokieć na stole, głowę na dłoni i patrzyłam na resztki po obiedzie. Zupa pomidorowa, ryż i schabowe. Dla teściowej osobno, bo bez panierki i bez przypraw, bo „żołądek już nie ten”.

– Mam wrażenie, że mój dom już nie jest mój. Ona wszystko zostawia, jak leci. Brudne rzeczy, śmieci w kuchni, łazienka wygląda jak dworcowy szalet. A jak próbuję cokolwiek zasugerować, to jestem ta zła. Ta czepialska.

– A Tomek?

Obiecuje, że pogada. Tylko że to jego „pogadanie” to chyba we śnie się odbywa, bo nic się nie zmienia.

Przyjaciółka milczała przez chwilę. Pewnie też nie wiedziała, co powiedzieć.

– Nie jesteś z kamienia. Wracasz z pracy, ogarniasz cały dom i jeszcze masz znosić taką atmosferę? Masz prawo być zmęczona. To nie pensjonat.

Nagle z korytarza dobiegł mnie głos teściowej:

– A gdzie papier? Nie ma papieru!

Zacisnęłam powieki.

– Muszę kończyć – powiedziałam do Gosi. – Znowu woła.

– Trzymaj się – rzuciła jeszcze. – Później pogadamy.

Rozłączyłam się i ruszyłam po papier. Po drodze minęłam Tomka. Siedział w salonie, zapatrzony w telewizor. Nawet się nie poruszył, kiedy przeszłam obok. Wieczorem próbowałam z nim porozmawiać. Powiedziałam, że nie daję rady, bo to nie są tylko drobiazgi. Smród w łazience, ślady na podłodze i ta ciągła obecność sprawiają, że ja... ja już nie jestem sobą.

– Nie mogę z tobą spać, jak czuję zapach twojej mamy w pościeli – wyrzuciłam. – Jak przechodzi, to zostaje za nią taki ślad, że aż mnie cofa.

Spojrzał na mnie jak na potłuczoną. Jakbym właśnie obraziła kogoś świętego.

– To moja matka. Przecież nie robi tego specjalnie. Ona nie rozumie, że coś jest nie tak. Jak jej to powiedzieć?

– Nie wiem, ale to ty powinieneś to zrobić. Nie ja.

Obiecał znowu, że porozmawia, że się postara. Przytaknęłam, choć już wiedziałam, że to nic nie zmieni.

Nie wytrzymałam

Znalazłam ją w kuchni. Stała nad zlewem, a w środku – bielizna. Przybrudzona, zanurzona w misce z zimną wodą. I zapach... Poczułam, jak coś mi się zaciska w gardle.

– Mamo... – zaczęłam, ale głos mi zadrżał.

Odwróciła się, jakby nic się nie stało.

– Przeprałam trochę, bo nie lubię, jak ktoś mi grzebie w majtkach – rzuciła obojętnie.

Nie wytrzymałam.

– Nie mogę tak żyć! – wybuchłam. – To nie jest pralnia, to nasz dom! Nie chcę się zastanawiać, co zastanę w zlewie, kiedy wracam z pracy!

– Nie jestem waszym psem do mycia! – krzyknęła nagle. – Nie będziesz mnie pouczać, dziewczyno!

Tomek wszedł do kuchni, usłyszał końcówkę. Stał, nic nie mówił. Spojrzałam na niego.

– Powiedz coś. Cokolwiek.

Milczał.

– Jak ty nic nie zrobisz, to ja to zrobię. Albo coś się zmieni, albo ona idzie do domu opieki – powiedziałam, nie mogąc już cofnąć słów.

Jadwiga spojrzała na mnie twardo, po czym bez słowa wyszła do swojego pokoju. Trzasnęły drzwi. Zostałam w kuchni sama. Oparłam się o ścianę i płakałam. Nie z ulgi. Z bezsilności.

Czułam coś dziwnego

Rano było cicho. Aż nienaturalnie. Weszłam do kuchni i zobaczyłam Tomka, jak stoi w przedpokoju, z zaspanym wyrazem twarzy. Spojrzał na mnie, potem wskazał brodą w stronę drzwi. Teściowa stała gotowa. Spakowana. W płaszczu, z torebką pod pachą, w czapce z pomponem, której nie nosiła od lat.

– Wracam do siebie – powiedziała spokojnie. – Wolę swój smród niż waszą litość.

Tomek milczał. Podeszłam krok bliżej.

– Nie musisz... To wszystko można jeszcze jakoś ułożyć...

– Nie trzeba – przerwała mi. – Nie chcesz mnie tu. I ja to rozumiem. Nie będę się narzucać.

Po chwili była już za drzwiami. Taksówka stała na dole. Patrzyłam przez okno, jak wsiada i odjeżdża. Stałam w milczeniu. Czułam coś dziwnego. To nie była ulga. To było coś między pustką a zawstydzeniem. Wiedziałam, że przekroczyłam granicę. Nie byłam pewna, czy to była granica mojej cierpliwości, czy po prostu człowieczeństwa.

Barbara, 45 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama