„Przyłapałam męża i siostrę, jak się całowali. Jemu przebaczyłam, ale ją gnębię od 30 lat”
„Byli tak bardzo pochłonięci sobą, że początkowo mnie nie zauważyli. Kiedy w końcu przełamałam ten paraliżujący bezwład i wkroczyłam do pokoju, odskoczyli od siebie jak poparzeni. Broda mi drżała, a serce tłukło się w piersi jak oszalałe. Nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa”.
- Listy do redakcji
Nigdy nie zapomnę tamtej chwili, choć minęło już sporo czasu. Moja córeczka, Natalia, pojawiła się na świecie tuż po północy. Dwie godziny później swoją córkę przywitała również moja siostra – na świat przyszła Kasia. Niesamowity zbieg okoliczności. Siostra była ode mnie młodsza o siedem lat. Zaszła w ciążę zaraz po tym, jak stanęła na ślubnym kobiercu. Ja o maleństwo starałam się przez długie trzy lata. W końcu los się do nas uśmiechnął, a nasze córeczki dorastały razem niczym bliźniaczki.
– Popatrz tylko, prawdziwe papużki nierozłączki – przekomarzał się mój mąż, patrząc jak dziewczynki hasają po dywanie.
To była prawda, Kasia non stop u nas była albo nasza Natalka pędziła jak na skrzydłach do domu mojej siostry po drugiej stronie drogi. Cieszyłam się, że tak fajnie to wyszło. Pomyślałam sobie, że jak Pan Bóg drzwi zamyka, to okno otwiera. Chodziło mi po głowie, że raczej nie uda mi się dać Natalce braciszka albo siostrzyczki. Nie byłam już najmłodsza, a ta wymarzona i wytęskniona ciąża mocno nadwyrężyła moje siły. Dlatego siostrzenica w wieku Natalki to był dla mnie taki prawdziwy prezent z nieba.
Obserwując dziewczynki, dostrzegałam w nich nas same sprzed wielu lat – mnie i Zosię. Choć dzieliło nas sporo lat, zawsze świetnie się rozumiałyśmy. Zośka chodziła za mną jak cień. Kiedy stanęłam na ślubnym kobiercu, zdecydowałam, że pozostanę w domu rodzinnym i stworzę przystań dla wielu pokoleń. Nie mogłam sobie wyobrazić funkcjonowania z dala od najbliższych, dlatego utrzymywałyśmy z siostrą stały kontakt. Gdy Zośka znalazła swoją drugą połówkę, teoretycznie wyfrunęła z rodzinnego gniazda, ale tak naprawdę nie odleciała daleko. Postawili swój dom naprzeciwko, więc nadal mogłyśmy cieszyć się swoją bliskością.
To była podwójna zdrada
Wszystko zmieniło się tamtego pechowego dnia. Córki hasały na podwórku. Ucieszyłam się, że skończyłam pracę przed czasem i będę mogła nacieszyć się czasem z bliskimi przez resztę dnia. Cichutko przekroczyłam próg mieszkania. Następnie powędrowałam po stopniach na piętro, gdzie znajdował się pokój dzienny. Dotarłam na górę i zesztywniałam z wrażenia.
Gdybym wtedy nie chwyciła balustrady, runęłabym jak długa. W pokoju zobaczyłam swojego męża ściskającego i całującego Zuzannę. Gapiłam się na nich. Pragnęłam mieć pewność, że wzrok mnie nie myli, że nie zinterpretowałam błędnie całego zajścia, że to było… no właśnie, co? Przypadkowe objęcie? Niezamierzony buziak? To nie wyglądało niewinnie. Moja siostra i mój ślubny obściskiwali się namiętnie! Nie potrafiłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio mnie tak żarliwie przytulał i całował. Czułam, jak krew zastyga mi w żyłach. Zrobiło mi się słabo, jakbym ujrzała coś obrzydliwego…
Byli tak bardzo pochłonięci sobą, że początkowo mnie nie zauważyli. Kiedy w końcu przełamałam ten paraliżujący bezwład i wkroczyłam do pokoju, odskoczyli od siebie jak poparzeni. Broda mi drżała, a serce tłukło się w piersi jak oszalałe. Nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa. Zosia jako pierwsza doszła do siebie i niemal tratując mnie po drodze, zbiegła po schodach na dół. Nie odezwała się ani słowem, nawet nie miała na tyle odwagi, by spojrzeć mi prosto w oczy. Trzasnęła drzwiami tak, że aż echo poszło.
Mąż błagał o przebaczenie
Zostałam sam na sam z mężem. On również unikał mojego spojrzenia. Założył ręce za siebie i wpatrywał się w czubki własnych butów.
– Wybacz mi, proszę. Pozwól, że to wyjaśnię – bełkotał, ale jego głos docierał do mnie jakbym była zanurzona w wodzie.
Ruszyłam w jego stronę i wymierzyłam mu siarczysty policzek. Włożyłam w to cały ogrom rozczarowania, jakie mi zgotował. Tylko zacisnął szczęki, coś wymamrotał pod nosem i wyszedł. Ja natomiast osunęłam się na podłogę i zaniosłam się płaczem. Ta chwila odmieniła całą naszą przyszłość, a zwłaszcza to, co nas łączyło. Darzyłam go uczuciem, ale nasza więź nigdy już nie wróciła do stanu sprzed tego wydarzenia.
Kiedy w końcu byłam gotowa porozmawiać z nim na ten temat, dokładnie go przepytałam – od kiedy to się dzieje i na ile poważna jest sytuacja. No i rzecz jasna, kto to wszystko rozpoczął. Zapewniał mnie, że to tylko chwilowe zauroczenie, nic poważnego, że kocha tylko mnie i nikogo więcej, ale unikał odpowiedzi na pytania, jak daleko się posunęli i kto był pomysłodawcą tej rzekomo nieznaczącej przygody. Prosił, żebym nie naciskała na poznanie szczegółów, a im bardziej wymigiwał się od odpowiedzi, tym mocniej utwierdzałam się w przekonaniu, że trwało to już od pewnego czasu i doszło do pełnowymiarowej zdrady, a nie tylko wymiany spojrzeń, przytulania się i całowania.
Zrobiłam to dla córki
Nie chciałam już dłużej tego słuchać. Być może z powodu strachu popełniłam pomyłkę? Kto wie, czy łatwiej byłoby mi poradzić sobie z ich niewiernością, gdybym znała wszystkie szczegóły? W takiej sytuacji borykałam się z własnymi wyobrażeniami, które podsuwały mi obrazy ich dwojga, razem, w rozmaitych okolicznościach, niekoniecznie związanych z intymnością. Cierpiałam nawet na samą myśl, że wspólnie delektują się kawą, idą do kina na film, spacerują po parku, trzymając się za dłonie, obdarzają się uśmiechami, mają wspólne wspomnienia i sekrety…
Zdecydowałam się przebaczyć mojemu mężowi. Ze względu na naszą córeczkę. Nie miałam zamiaru również jej rujnować przyszłości. Zosi jednak darować winy nie byłam w stanie.
– Mamusiu, czemu ciocia przestała nas odwiedzać? – ciągle pytała Natalka.
Córki osiągnęły wiek, w którym dostrzegały, że nasze relacje stały się chłodniejsze. Kiedy pytały, odpowiadałam ogólnikowo, nie zdradzając prawdziwych powodów, dla których odcięłam się od siostry. Nie kierowała mną urażona duma – chciałam chronić dziecięce ideały Natalii. Myśl, że jej cudowny tata i ciocia, którą tak kochała... Mnie samej trudno było to pojąć, a co dopiero kilkulatce.
Rodzice nie znali prawdy
Istnieją takie zdrady, które ranią mocniej od pozostałych. Z tego powodu nie powiedziałam rodzicom, o co tak naprawdę się pokłóciłyśmy, co nas poróżniło. Zdaję sobie sprawę, że to nie dawało im spokoju aż do śmierci i przez długi czas starali się nas pogodzić. Ja jednak za każdym razem odmawiałam, a kiedy Zośka pojawiała się w rodzinnym domu – nawet z okazji jakiegoś święta czy uroczystości – trzymałam się od niej z daleka albo zamykałam się w swoim pokoju. Mogło się wydawać, że jestem uparta i zacięta, ale zraniłabym ich jeszcze bardziej, gdybym wyjawiła brzydką prawdę i postawiła ich przed wyborem. W końcu dali sobie spokój z namawianiem mnie do zgody.
Pewnie przeczuwali, że chodzi o sprawę wielkiej wagi, taką, która zmusi do opowiedzenia się po którejś stronie. Gdyby wiedzieli, ryzykowali utratę kontaktu z jedną z nas, a w ten sposób zachowali relację z obiema. Niekiedy lepiej żyć w nieświadomości, to prawdziwy dar. Najbardziej w życiu żałuję tylko jednego, że akurat wtedy musiałam na nich trafić.
Nie było łatwo nie zauważać Zośki, skoro jedynie wąska uliczka dzieliła nasze posesje. Mimo to, nie potrafiłam puścić w niepamięć tego, co się wydarzyło. Za każdym razem, gdy na nią patrzyłam, kolec na nowo kłuł moje serce. Czas leciał, a nasze dziewczynki rosły jak na drożdżach. W żaden sposób nie ograniczałam Natalce kontaktów z kuzynką. Mogła się z nią widywać i bawić, a Kasia wpadać do nas kiedy tylko chciała. Tak więc nadal dorastały niczym siostry. Nim się obejrzałam, wyprawiałam w szeroki świat dorosłą córkę, wydawałam ją za mąż i witałam na świecie wnuczęta. 30 lat minęło błyskawicznie.
Obie zostałyśmy wdowami
Gdy w zeszłym roku mój ukochany odszedł na zawsze z powodu problemów z sercem, Zosia już od dłuższego czasu zmagała się z losem wdowy. Jej mąż zginął w wypadku. Wtedy o mały włos się nie poddałam. Chciałam ją zobaczyć, ale... zabrakło mi odwagi. Potem, podczas uroczystości żałobnej, patrząc na jej cierpienie, byłam gotowa wyciągnąć ramiona, aby ją przygarnąć do siebie, dodać otuchy, jednak... towarzyszyli jej córka z zięciem. No i moja Natalka. Poczułam się zbyteczna i zdradziecko potraktowana, po raz kolejny. Zdaję sobie sprawę, że to wręcz niestosowna reakcja w takiej chwili, ale dokładnie tak to odebrałam i nie zrobiłam kroku w stronę pojednania.
Odkąd i mnie dosięgło wdowieństwo, a rodzice dawno temu odeszli z tego świata, zaś córka, nie przepadając za mieszkaniem pod jednym dachem, dawno założyła własne gniazdko, we dwie z siostrą pozostałyśmy zdane tylko na siebie w naszych spokojnych, opustoszałych domach.
Nasze córki miały plan
Natalka starała się mnie pocieszyć, jak tylko mogła. Kiedy minęły wyjątkowo przygnębiające święta, wyszła z pomysłem wspólnego wyjazdu w góry. Zdążyła już nawet zarezerwować nocleg, więc nie za bardzo mogłam powiedzieć "nie". Piątek – wsiadamy do auta i jedziemy. Córka była jakoś dziwnie małomówna, ale pomyślałam sobie, że to pewnie zmęczenie po pracy. Kiedy wreszcie dojechałyśmy na miejsce po wielu godzinach w drodze, widoki dosłownie zapierały dech w piersiach. Ale to nie był koniec niespodzianek tego dnia. Przed domkiem zobaczyłam dobrze znany mi samochód. To było auto mojej siostrzenicy.
– Czyżby Kasia również tu była? – zapytałam zdziwiona.
Moja córka odpowiedziała jedynie uśmiechem, po czym ujęła mnie pod rękę i skierowała nas w kierunku chatki. We wnętrzu panowała miła, ciepła atmosfera. Gdzieś z dalszych pomieszczeń dobiegały czyjeś rozmowy. Na widok Zosi ogarnęło mnie podobne zdumienie jak ją. Widać było, że jest zakłopotana, przenosiła wzrok raz na Natalię, a raz na własną córkę.
– Trudno powiedzieć, co was poróżniło... – odezwała się Kasia.
– I raczej się tego nie dowiemy... – uzupełniła Natalia.
– A skoro obie trzymacie buzię na kłódkę, to chyba lepiej dla nas, żebyśmy nie znały szczegółów – mówiła dalej moja siostrzenica. – Ale OK, co było, minęło.
– Jednak najwyższa pora zakopać topór wojenny – włączyła się Natalka. – Teraz możecie liczyć tylko na siebie nawzajem.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
– No dobra, macie jeszcze nas i wnuczęta, ale wiecie, o co nam chodzi – Kasia złapała swoją mamę za dłoń i pociągnęła ją ku mnie.
Pogodziłyśmy się
Stanęłyśmy naprzeciwko siebie – Zosia i ja. Oczy miałyśmy pełne łez, a policzki zaróżowione od nadmiaru emocji. Nasze córki miały rację. Tyle czasu upłynęło od tamtej chwili. Próbowałam odnaleźć w sobie ślady dawnego żalu, poczucie krzywdy, ale... na próżno. Ulotniły się. Najwyraźniej wybaczyłam Zosi już dawno temu, choć sama nie potrafię określić, kiedy dokładnie to nastąpiło. Co teraz? Jak powinnam się zachować? Od czego zacząć rozmowę? Nie zdążyłam się nad tym głębiej zastanowić, a co dopiero zareagować, gdy poczułam ramiona Zosi oplatające moją szyję w ciepłym uścisku.
– Wybacz mi! – załkała, szlochając. – To mój największy życiowy błąd. Strasznie cię przepraszam, naprawdę!
Tuliłam ją do siebie z całych sił. Zupełnie jak w czasach, gdy była jeszcze malutka. Moja młodsza siostra… Zboczyła z drogi, zagubiła się, a ja ją odtrąciłam.
– Nie płacz już, wszystko będzie dobrze – pocieszałam ją cicho. – Nie mam do ciebie żalu. Już nie.
Zmarnowałyśmy tyle lat, żyjąc blisko siebie, a jednocześnie tak daleko, jakby dzieliła nas rwąca rzeka zamiast jednej ulicy. Nasze córki dały nam szansę, by zbudować most, który nas połączy.
Maria, 66 lat