Reklama

Zazwyczaj nie wchodziłam do lumpeksów. Nie to, żebym się wstydziła czy miała jakieś uprzedzenia — po prostu nie umiałam w nich nic odnaleźć. Koleżanki potrafiły wyszperać perełki za grosze, a ja zawsze wracałam z czymś, co po pierwszym praniu nadawało się już tylko na szmatkę do podłogi. Jednak tego dnia padało, a ja akurat stałam na przystanku, czekając na autobus. A ten lumpeks akurat był naprzeciwko. Weszłam tam tylko na chwilę i zobaczyłam mojego męża. Stał przy kasie i uśmiechał się jak głupi do sera. A obok niego — blondyna. Poczułam, jak zimny pot spływa mi po plecach. Nie zrobiłam sceny. Jeszcze nie. Po prostu się wycofałam. Całą drogę do domu zastanawiałam się, czy to ja zwariowałam… czy może to on.

Coś mi tu nie pasowało

Następnego dni wpadłam do biura z zimną kawą w ręce.

– Coś się stało? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha – spojrzała na mnie uważnie.

– Nie ducha a mojego męża. Wczoraj w lumpeksie – prychnęłam z ironią.

– No i? – zapytała ostrożnie.

– No i stał przy kasie i flirtował z jakąś blondyną. Śmiali się, jakby właśnie oglądali kabaret w telewizji.

– Serio? Może to siostra? – zaproponowała, próbując ratować sytuację.

– Oczywiście, bo wszyscy mężczyźni chodzą z siostrami po majtki z drugiej ręki, co nie? Przecież wiem, jak wygląda szwagierka.

– Dobra, punkt dla ciebie – przyznała, biorąc łyk herbaty.

Wtedy właśnie zrozumiałam, że muszę to sprawdzić. Albo się dowiem, że jestem paranoiczką albo że mój mąż ma coś za uszami.

– Widział cię?

– Nie. I nie zamierzam mu mówić, że byłam. Jeszcze nie.

Kasia położyła rękę na moim ramieniu.

To, co planujesz?

– Dzisiaj nic. A jutro... jutro przejdę się do tego lumpeksu.

Bo coś mi tu nie pasowało.

Ręce mi się trzęsły

Następnego dnia wzięłam wolne. Włożyłam sportowe buty, ciemne okulary i płaszcz z dużym kapturem. Adrenalina trzymała mnie mocniej niż poranna kawa. Stanęłam naprzeciwko sklepu. Była 11:12. Wczoraj widziałam go tam właśnie o tej godzinie. Czy to był przypadek? No to sprawdzimy. 11:19 – drzwi się otworzyły i wszedł mój mąż. Sam.

– No pięknie – mruknęłam pod nosem.

Odczekałam chwilę, po czym weszłam do środka, udając, że oglądam bluzki. Z daleka widziałam, jak podszedł do ekspedientki.

Jest już może Renatka?

– Jeszcze nie widziałam. Mówiła, że będzie koło południa – odpowiedziała.

A więc nie tylko przypadkowe spotkanie. Oni się tu regularnie umawiali. Wyszłam, zanim zdążyłam rzucić w niego bluzką. Głowa mi pulsowała, a ręce się trzęsły. Nie chciałam robić sceny.

Wiedziałam, że kłamie

Wróciłam do domu, zdjęłam buty i usiadłam na kanapie. Gapiłam się przez okno, a w myślach układałam sobie każde słowo, które miałam mu powiedzieć. Jednak kiedy tylko usłyszałam klucz w zamku, wszystkie gotowe kwestie wyparowały jak para z czajnika.

– Hej, kochanie – rzucił wesoło, jakby właśnie wrócił z pikniku.

– Cześć – odpowiedziałam z udawanym spokojem. – Jak ci minął dzień?

– A, wiesz, robota, korki… wpadłem jeszcze po coś do sklepu.

– Po coś konkretnego? – spojrzałam mu prosto w oczy.

Zawahał się przez ułamek sekundy, ale zaraz się uśmiechnął.

Tylko takie pierdoły. Pasta do zębów i płyn do płukania.

Wiedziałam, że kłamie.

– Aha. Wiesz, zajrzałam dzisiaj do twojej szuflady w komodzie. Szukałam paragonu za buty. I znalazłam coś... dziwnego – powiedziałam powoli.

– Co takiego? – uniósł brwi.

Rachunek z lumpeksu.

Zamilkł. Nawet nie próbował udawać zaskoczenia.

– To nie jest tak, jak myślisz – zaczął klasycznie.

– Nie? To jak to jest? – syknęłam.

Daj mi to wyjaśnić, proszę – podszedł, ale cofnęłam się o krok.

– Masz pięć minut. I radzę ci dobrze je wykorzystać.

Widziałam, jak zaczyna kombinować. A ja nie zamierzałam odpuścić. Nie po tym, co widziałam.

Wyrzuciłam go z sypialni

– To nie tak… – zaczął znów, jakby te słowa miały magiczną moc odczarowania rzeczywistości.

– A jak? – warknęłam.

– To dla Renaty… – powiedział zbyt szybko. – Ale nie tak, jak myślisz!

– Renaty?! Czyli ona ma imię. Super. I kimże jest ta Renata?

– Siostrzenicą Mirka. Znasz go przecież, tego z działu IT. Wiesz, Renata otworzyła ten ciuchland z koleżanką, ale cienko im idzie. Co jakiś czas wpadam tam i kupuję byle co. Żeby miały większy utarg. Czasem z nimi pożartuję. Tylko tyle. – Uśmiechnął się nerwowo.

– Rafał… – zbliżyłam się do niego, patrząc mu prosto w oczy. – Posłuchaj mnie bardzo uważnie. Nawet jeśli uwierzyłabym w bajkę o siostrzenicy, to wytłumacz mi jedno. Co dokładnie robiłeś z nią w lumpeksie. Widziałam was. Śmialiście się jak para nastolatków?

Zaniemówił.

– No… ona… Przypadkiem się tam spotkaliśmy. Wpadliśmy na siebie… i pogadaliśmy chwilę.

– Jasne.

Zaczął się wiercić. Palce nerwowo ugniatały róg rękawa.

– Dobra. Trochę się zaprzyjaźniliśmy, tak? To nic poważnego.

– A ja ci mówię, że dzisiaj śpisz na kanapie. I radzę ci – nie próbuj więcej mnie robić w konia.

Odsunęłam się. Weszłam do sypialni i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Ulżyło mi

Rano siedziałam przy stole, dłubiąc widelcem w jajecznicy. Rafał spał na kanapie. Oddychał równo, spokojnie, jakby nic się nie stało. O dziesiątej ubrałam się i wyszłam. Do lumpeksu. Tak, znowu. Chciałam ją zobaczyć. Tę jego „Renatkę”. Musiałam. Nie czekałam długo. O 11:07 otworzyły się drzwi i weszła ona – blondyna z uśmiechem jak z reklamy pasty do zębów. Ubrana w jasny płaszcz i szalik w panterkę.

Dzień dobry, pani Renatko – powiedziałam, gdy tylko przekroczyłam próg.

Zamarła.

Przepraszam… my się znamy?

– Jeszcze nie. Tylko że ja nam Rafała. To mój mąż. Pamięta pani? Taki wysoki, ciemne włosy, świetne poczucie humoru.

Widziałam, jak walczy ze sobą.

– A, to pani… Słyszałam o pani.

– Naprawdę? Bo ja o pani nic. Ani słowa.

– Proszę nie robić scen. To… to tylko przyjaźń.

Odwróciłam się i wyszłam. Wtedy też poczułam coś dziwnego. Spokój. Wiedziałam już, że nie będę się szarpać. Nie z nią. I nie o niego.

Podjęłam decyzję

Wracałam do domu powoli. Po drodze kupiłam sobie drożdżówkę i kawę z automatu. W mieszkaniu pachniało jego wodą po goleniu. Siedział przy stole, z gazetą udającą normalność.

Byłaś gdzieś? – zapytał zbyt neutralnie.

– W lumpeksie – Rzuciłam torbę na blat.

Spojrzał na mnie niepewnie, a potem zbladł.

– Justyna…

Już wszystko wiem. I nie chcę słuchać więcej „to nie tak”.

– Ale ja…

– Nie przerywaj mi. Nie będziemy robić wojny. Żadnego rozwalania talerzy i płaczu w poduszkę. Po prostu przemyślałam wszystko. Od dzisiaj ty śpisz w sypialni. Ja – na kanapie. I w poniedziałek idziemy do prawnika.

– Naprawdę? Tak po prostu?

– Tak po prostu – powtórzyłam. – Bo zdrada to kłamstwo, które powtarzasz dzień w dzień, patrząc drugiej osobie w oczy. A ja już mam dość słuchania pokrętnych wyjaśnień.

Wyszedł bez słowa. A ja pierwszy raz od dawna poczułam, że oddycham. Nie wiem, co będzie jutro. Wiem jednak, że nie zamierzam już być tłem dla cudzego życia.

Justyna, 45 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama