Reklama

Gdy wróciłam z pracy, Tomek siedział w salonie, jak zawsze wpatrzony w ekran komputera. Stukał w klawisze laptopa, od czasu do czasu marszcząc czoło. Zdjęłam płaszcz, rzuciłam go na oparcie fotela.

Reklama

– Tomek – powiedziałam niepewnie – chyba musimy porozmawiać.

Nie podniósł głowy.

– O czym? – rzucił, nie odrywając rąk od klawiatury.

– O nas.

Przerwał pracę, ale nadal patrzył w ekran. Wydawało się, że bardziej analizuje kod niż moje słowa.

– Teraz? Mam projekt do oddania. Pogadamy później, dobrze?

Stałam przez chwilę w milczeniu. Czułam, jak wzbiera we mnie złość.

– Jak zawsze – mruknęłam tylko, bardziej do siebie niż do niego i poszłam do kuchni.

Tego wieczoru podjęłam decyzję. Muszę coś zmienić w swoim życiu.

Następnego dnia znalazłam się w jasnym, przestronnym wnętrzu siłowni. Rzędy bieżni i ciężarków wyglądały jak z obcego świata. Poczułam się dziwnie, niepewnie. Recepcjonistka uśmiechnęła się do mnie szeroko.

– To świetna decyzja! Czy chciałaby pani spróbować treningu personalnego? Jeden z naszych trenerów jest dostępny.

Personalny trener? To brzmiało przerażająco.

– Nie jestem pewna, czy to dla mnie… – zaczęłam, ale zanim dokończyłam, przy recepcji już stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna.

– Dzień dobry. Jestem Piotr. Zaczynamy? – zapytał, wyciągając dłoń.

Byłam tak zaskoczona, że jedynie skinęłam głową.

Trening wydawał się nie mieć końca. Każda komórka mojego ciała krzyczała w proteście. Po pół godziny ćwiczeń miałam ochotę uciekać.

– Nie wiem, czy to ma sens – powiedziałam, ledwo łapiąc oddech.

– Na spokojnie. Zróbmy wszystko krok po kroku. Potem sama zobaczysz, że się lepiej poczujesz.

Miałam wrażenie, że jego słowa były skierowane nie tylko do mojego ciała, ale do czegoś głębszego we mnie.

Zaczęłam myśleć o sobie inaczej

Minęły dwa tygodnie, odkąd zaczęłam treningi z Piotrem. Na początku myślałam, że to będzie chwilowa ucieczka od monotonii. Jednak każda kolejna sesja przynosiła coś więcej – nie tylko mniejszą zadyszkę, ale też uczucie, którego dawno nie doświadczyłam: poczucie własnej wartości.

– Widzę różnicę! Z każdym dniem coraz lepiej. – Stał naprzeciw mnie, trzymając małe hantle. – Ktoś, kto cię nie zna, nigdy by nie pomyślał, że dwa tygodnie temu bałaś się podnieść ciężarek.

Uśmiechnęłam się nieśmiało. Polubiłam te komplementy, chociaż próbowałam je zbywać.

– Aż tak dobrze to nie jest. Nadal jestem cieniem tych wysportowanych kobiet wokół.

Piotr zaśmiał się krótko.

– Nie porównuj się z innymi. To niesprawiedliwe. Masz napisać własną historię.

Słowa te zapadły mi głęboko w pamięć. Po treningu usiadłam w kawiarni niedaleko siłowni, patrząc przez okno na ludzi biegnących w pośpiechu. Czułam, że zaczynam myśleć o sobie inaczej. Patrzyłam na siebie z odrobiną sympatii, której brakowało mi przez ostatnie lata.

Wieczorem w domu próbowałam porozmawiać z mężem.

– Było świetnie. Trener powiedział, że robię postępy. – Uśmiechnęłam się do niego, czekając na jakąkolwiek reakcję.

– To super – rzucił znad telefonu.

Kiedyś zabolałoby mnie to bardziej, ale tego wieczoru pomyślałam tylko jedno. Nie chcę już być na drugim planie.

Nie chciałam się żalić

Z czasem treningi stały się dla mnie czymś więcej niż tylko pracą nad ciałem. Piotr zawsze znajdował sposób, by powiedzieć coś, co sprawiało, że czułam się lepiej.

Pewnego dnia, po intensywnym treningu, Piotr wyciągnął mnie na krótki spacer wokół budynku.

– Świetnie się spisałaś. To była trudna sesja, a ty się nie poddałaś. – Jego głos był pełen uznania.

Zawahałam się, zanim odpowiedziałam.

– Czasem… mam wrażenie, że siłownia to jedyne miejsce, gdzie coś robię dobrze.

Zatrzymał się i spojrzał na mnie poważnie.

– Dlaczego tak myślisz?

Zacisnęłam usta. Nie chciałam się żalić, ale słowa same wymknęły mi się z ust.

W domu jestem nikim. Mąż... ma swoje życie, swoje priorytety. Jestem tylko dodatkiem.

Piotr milczał chwilę, a potem delikatnie położył mi dłoń na ramieniu.

– Nie jesteś „tylko dodatkiem”. Nigdy o tym nie zapominaj.

Wieczorem, jakby na przekór temu, co czułam, usiadłam obok Tomka na kanapie. Przez moment chciałam nawiązać rozmowę, wrócić do tego, co kiedyś nas łączyło.

– Kochanie, może obejrzymy coś razem? – zaproponowałam.

– Mam jeszcze pracę. Może później.

Tego się spodziewałam. Odsunęłam się od niego i wzięłam książkę do ręki.

Byłam rozdarta

Kolejne dni mijały jak w transie. Rano praca, potem siłownia, wieczorem cicha kolacja w towarzystwie męża, który zawsze był zbyt zajęty, by spojrzeć poza ekran laptopa. Z czasem dom stał się jedynie miejscem, gdzie spałam.

Podczas jednego z treningów Piotr zauważył moje rozterki.

– Widzę, że dajesz z siebie wszystko. Ale... masz taki nieobecny wyraz twarzy.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Byłam rozdarta. Nie chciałam opowiadać o swoim małżeństwie, a jednocześnie pragnęłam, żeby ktoś mnie zrozumiał.

– To... trudne – wycedziłam w końcu.

Piotr odłożył ciężarki, podszedł bliżej.

– Czasem warto się zatrzymać i zastanowić, czego naprawdę chcemy. – Jego głos był łagodny, ale stanowczy.

Wieczorem te słowa wciąż dźwięczały mi w głowie. Siedziałam przy stole z kubkiem herbaty, obserwując Tomka, który jak zwykle pracował.

– Możemy porozmawiać? – zapytałam nagle.

Spojrzał na mnie przez chwilę, jakby oceniając, ile czasu zajmie mu odpowiedź.

– Jasne, ale teraz? Jestem w środku ważnej analizy. Może później?

„Może później”. Te dwa słowa wybrzmiały jak echo ostatnich kilku lat. Tego wieczoru zrozumiałam, że nie mam już czego naprawiać, bo nasza relacja nie była popsuta. Po prostu jej nie było.

Kilka dni później, po treningu, Piotr zaproponował spacer.

– Musisz znaleźć coś, co cię uszczęśliwia. Mogę pomóc ci uwierzyć, że na to zasługujesz.

Patrzyłam na niego w milczeniu, próbując zrozumieć, dlaczego jego słowa były dla mnie tak ważne. Po raz pierwszy od dawna miałam wrażenie, że ktoś mówi do mnie, a nie obok mnie.

Gdy wracałam do domu, czułam narastający konflikt – między tym, kim byłam, a tym, kim zaczynałam się stawać. W głębi duszy wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała dokonać wyboru.

Poczułam znajome ukłucie

Tamtego wieczoru, w drodze do domu, moje myśli krążyły wokół słów Piotra. „Znajdź coś, co cię uszczęśliwia”. Brzmiały prosto, wręcz banalnie, ale czy wiedziałam, co to właściwie znaczy? Przez lata moim szczęściem było dbanie o związek, o Tomka. Ale teraz?

Weszłam do mieszkania. W powietrzu unosił się zapach niedojedzonej pizzy. Tomek siedział na kanapie z laptopem. W tle cicho grał telewizor. Spojrzałam na niego i poczułam znajome ukłucie. To, co kiedyś było miłością, teraz wydawało się tylko przyzwyczajeniem.

– Jak było na siłowni? – zapytał, nie odrywając wzroku od ekranu.

Był to jeden z niewielu razy, kiedy zadał pytanie. Może chciał coś naprawić? A może pytał odruchowo.

– W porządku – odpowiedziałam szybko. Nie chciałam zagłębiać się w szczegóły, które i tak by go nie interesowały.

Następnego dnia na siłowni Piotr czekał na mnie z nowym planem treningowym. Ćwiczenia były trudne, wyciskające siódme poty. Kiedy skończyliśmy, usiadłam na ławce, próbując złapać oddech.

– Jesteś nie do zatrzymania – zaśmiał się Piotr. – Pamiętasz, jak bałaś się podejść do bieżni?

Uśmiechnęłam się lekko.

– Czasem trudno mi uwierzyć, że to ja.

Piotr patrzył na mnie chwilę w milczeniu, a potem powiedział coś, co zmieniło wszystko.

– A jaka jeszcze chcesz być?

Wtedy zdałam sobie sprawę, że w głowie od dawna mam odpowiedź, tylko bałam się ją wypowiedzieć na głos. Chciałam być wolna. Chciałam być zauważana. Chciałam być szczęśliwa.

Wieczorem długo siedziałam w kuchni, patrząc na męża.

– Tomek, musimy porozmawiać. Tym razem naprawdę.

Spojrzał na mnie zdziwiony. Być może po raz pierwszy od dawna zobaczył, że coś się we mnie zmieniło.

Jak grom z jasnego nieba

Mąż zamknął laptopa z głośnym kliknięciem. Było w tym geście coś, co świadczyło o irytacji, ale jednocześnie dostrzegłam w jego oczach cień zaniepokojenia. Może po raz pierwszy od dawna zauważył, że nie jestem tą samą Marią, która przez lata zgadzała się na bycie ignorowaną.

– O co chodzi? – zapytał, jakby nie spodziewał się niczego dobrego.

Wzięłam głęboki oddech, starając się uspokoić.

– Od dłuższego czasu mam wrażenie, że jesteśmy... obok siebie. Jakbyśmy już nie żyli razem, tylko po prostu dzielili ten sam adres.

Próbował coś powiedzieć, ale uniosłam dłoń, prosząc, żeby mnie wysłuchał.

– Wiem, że praca jest dla ciebie ważna. Rozumiem to. Ale ja też jestem ważna. A przynajmniej chciałam być. Tylko że już tak nie czuję.

– To nie tak – zaczął się tłumaczyć. – Praca mnie pochłania, ale robię to dla nas, dla naszego przyszłego życia. Myślałem, że to rozumiesz.

Pokręciłam głową.

– Nie chodzi tylko o pracę. Nawet kiedy jesteś w domu, nie ma cię tutaj. Nawet teraz. Rozmawiamy, a ty wyglądasz, jakbyś chciał już wrócić do laptopa.

Patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu. Może analizował, czy to kolejna z moich uwag, które można zbyć, czy coś więcej.

– Czego ode mnie oczekujesz? – zapytał w końcu.

Pytanie było szczere, ale zabrzmiało tak, jakby chodziło o kolejne zadanie do wykonania. Zaczęłam rozumieć, że on po prostu nie widzi problemu.

Chcę poczuć, że ci na mnie zależy – powiedziałam cicho. – Ale nie wiem, czy to jeszcze możliwe.

Tomek otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego tylko wzruszył ramionami. W tym geście była rezygnacja, może odrobina frustracji, ale przede wszystkim zobojętnienie.

– Jeśli tak czujesz, to może masz rację. Może to już nie ma sensu.

Jego słowa spadły na mnie jak grom z jasnego nieba. Może tego się spodziewałam, ale usłyszenie tego na głos było jak zamknięcie rozdziału, który jeszcze niedawno próbowałam uratować.

Kilka tygodni później Piotr czekał na nie z gotowym z planem treningowym. Po ćwiczeniach usiedliśmy na ławce, a ja po raz pierwszy od dawna pozwoliłam sobie na szczerość.

– Rozmawiałam z mężem. Rozstajemy się.

Piotr spojrzał na mnie, a jego spojrzenie było ciepłe i spokojne.

W środku poczułam nadzieję na lepsze jutro.

Reklama

Maria, 51 lat

Reklama
Reklama
Reklama